Uczymy dzieci budowy stawonogów, dlaczego nie uczyć ich wartości? Już najmłodszym trzeba pokazywać, jak dobrze żyć – mówi Irena Koźmińska, prezes Fundacji ABCXXI, inicjatorka kampanii społecznej „Cała Polska czyta dzieciom”.
– Rozczytała pani całą Polskę…
– No, jeszcze niecałą! Tak naprawdę ile osób czyta dzieciom, nie wiadomo. Wiemy natomiast, że wprowadzono codzienne czytanie w ponad 1400 szkołach i w ponad 1300 przedszkolach. Nasze badania dowodzą, że dzieci, którym regularnie czyta się w szkole i przedszkolu, znacznie lepiej rozwijają się umysłowo i społecznie.
– Dlaczego zabrała się pani do nauczania wartości?
– Jestem przekonana, że jest ono absolutnie niezbędnym i logicznym uzupełnieniem procesu wychowawczego, zupełnie tak jak czytanie. Czytanie i nauczanie wartości są ze sobą ściśle powiązane. Czytanie przygotowuje grunt pod rozwój moralny. Bo o co tak naprawdę chodzi? O to, aby dziecko zdrowo się rozwijało i osiągnęło pełnię swego potencjału psychicznego, umysłowego i moralnego. Głośne czytanie wspomaga rozwój dziecka na tych trzech płaszczyznach. Kiedy rodzice codziennie czytają dziecku, ono czuje, że jest dla nich ważne, ponieważ poświęcają mu czas. Ma też poczucie więzi, bliskości i bezpieczeństwa. Poza tym poprzez czytanie uczymy dziecko języka, przygotowujemy je do tego, by rozumiało innych i umiało wyrażać siebie, budujemy jego umiejętności komunikacji, poszerzamy wiedzę. Jeżeli nie szkolimy dziecka w tym kierunku, to pozostaje ono nie tylko inwalidą językowym, ale i umysłowym, gdyż język jest głównym narzędziem myślenia…
– A jak czytanie wpływa na rozwój moralny dziecka?
– Czytanie rozwija empatię, czyli zdolność wczucia się w sytuację i w potrzeby innych ludzi, a także uczy odróżniania dobra od zła, ponieważ skłania do refleksji nad konsekwencjami naszych czynów. Bez tych umiejętności trudno jest postępować moralnie. Jestem przekonana, że każdy człowiek rodzi się z ogromnym potencjałem czynienia dobra. Tragedią jest to, że albo ten potencjał nie jest rozwijany, albo zostaje wypaczony, bo oczywiście mamy też zdolność czynienia zła.
– Chce pani uczyć wartości, tymczasem uczenie źle się kojarzy.
– To prawda, zawsze mnie zdumiewało, jak alergicznie reagujemy na słowo „dydaktyczny”, jak trudno przebić się do odbiorców z programami edukacyjnymi. Nic nie może być dydaktyczne, jeśli już – to koniecznie w oprawie rozrywkowej. W USA na przykład ludzie w każdym wieku uwielbiają się uczyć, a na wykłady, różne kursy na temat wychowania uczęszcza mnóstwo rodziców, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, by się czegoś dowiedzieć o rozwoju swoich dzieci. U nas na spotkania w przed-szkolach lub szkołach przychodzi czasem garstka osób. Może nie lubimy się przyznawać, że czegoś nie wiemy? Może to lenistwo albo niechęć jeszcze z czasów szkoły? W sprawie wartości panuje dziwne przekonanie, że dzieci przyswajają je z mlekiem matki, tymczasem wcale tak nie jest. Dlaczego zatem nie mielibyśmy uczyć dzieci wartości, skoro uczymy je budowy pantofelka i sta-wonogów? W jaki sposób dzieci mają sobie same uświadomić, co jest dobre, a co złe?
– Biorąc przykład z nas, dorosłych.
– One biorą z nas przykład, ale często my, dorośli, dostarczamy bardzo złych wzorów. Również kultura, którą tworzymy, przynosi wiele negatywnych, a przy tym, niestety, atrakcyjnych wzorców – nadmiernej konsumpcji, egoizmu, braku skrupułów, braku odpowiedzialności i szacunku, przedkładania wartości materialnych nad duchowe. Jeśli brak wyraźnych, społecznie aprobowanych standardów zachowa oraz jasnych kryteriów, jak podejmować służące dobru decyzje, dorośli sami się gubią. A co dopiero dzieci. Dochodzi do tego jeszcze presja grupy, która wiele z nich popycha do złych i niemądrych zachowa . Bez świadomego nauczania wartości i wspierania dzieci w budowaniu mocnego charakteru będzie nam wszystkim coraz trudniej żyć. Dlatego uważam, że takie nauczanie powinno być częścią podstawowej edukacji wszystkich dzieci. Bardzo ważne jest przy tym, by uświadomić sobie, że zanim zaczniemy nauczać wartości, musimy zadbać o to, by dzieci czuły się przez nas prawdziwie kochane i szanowane, by widziały, że sami postępujemy odpowiedzialnie, sprawiedliwie i życzliwie, bo tylko wtedy będą chciały pójść za naszymi wskazaniami. Krótko mówiąc, najpierw sami musimy praktykować wartości wobec innych, zwłaszcza wobec dzieci.
– Dlaczego, razem z Elżbietą Olszewską, napisała pani książkę „Z dzieckiem w świat wartości”?
– Chciałyśmy zaproponować rodzicom i nauczycielom konkretne rozwiązania wychowawcze łatwe do zrozumienia i zastosowania. Wychodząc od prostych definicji wartości, omawiamy wynikające z nich wzorce postępowania, staramy się zachęcić do refleksji nad krótko i długofalowymi skutkami naszych działa i wreszcie podajemy przykłady ćwiczeń, które pozwalają dzieciom w różnym wieku lepiej zrozumieć i przyswoić daną wartość. Sama czasem korzystam z tych definicji, jak z wzorca metra w S`evres, gdy na przykład zadaję sobie pytanie: Czy w danej sytuacji okazałam należyty szacunek? Przyjęłyśmy, że szacunek to grzeczność połączona z troską o uczucia i dobro innych osób. Kiedy zdarzyło mi się ostatnio wygłosić niecierpliwą uwagę pod adresem taksówkarza, to wtedy nie okazałam mu szacunku. A czy coś mądrego poprzez tę swoją uwagę osiągnęłam? Oczywiście nie, ponieważ go skrytykowałam i na pewno za chwilę przelał swoją złość z tego powodu na innych. Moje zachowanie było więc przede wszystkim niemądre, a celem nauczania wartości jest to, abyśmy żyli mądrzej i lepiej, abyśmy podnosili jakość naszego wspólnego życia, uwzględniając uczucia i potrzeby innych.
– Jakich wartości powinno się uczyć?
– W naszej książce proponujemy 12 wartości. Są to wartości uniwersalne, znane od tysięcy lat, ale powinniśmy o nich stale przypominać i codziennie je praktykować. Dzieciom pomagają one w konstruowaniu wyobrażenia o świecie i swojej w nim roli. Nawet najmłodszym trzeba dawać wytyczne, jak dobrze żyć, coś w rodzaju kompasu moralnego. Proponowane przez nas wartości to: szacunek, uczciwość, odpowiedzialność, odwaga, samodyscyplina, pokojowość, sprawiedliwość, szczęście (optymizm, humor), przyjaźń (i miłość), solidarność, piękno, mądrość.
–
Trudno wyobrazić sobie nauczanie wartości. Jak to robić?
– Trzeba z dzieckiem rozmawiać na temat wartości, zwracać na nie uwagę w różnych sytuacjach życiowych, pokazywać, jak się je praktykuje. Warto zacząć od tego, by dziecko samo spróbowało zdefiniować szacunek, uczciwość czy odpowiedzialność, czyli uchwycić ich istotę, bo intuicyjnie wszyscy jakoś te wartości rozumiemy, ale kiedy zaczynamy je opisywać, to się okazuje, że rozumiemy niekoniecznie tak samo. Warto rozmawiać z dziećmi o tym, co się dzieje, gdy praktykujemy wartości, oraz o tym, co się dzieje, gdy je zaniedbujemy. I wreszcie poprzez różne ćwiczenia pomóc dziecku w ich przyswojeniu i zbudowaniu mocnego charakteru. Nasz program jest tak pomyślany, żeby pretekstem do dyskusji były również książki, które przynoszą przykłady określonych postaw i wartości. Dobierając odpowiednio lekturę, możemy te przykłady dostosować do wieku i poziomu percepcji dziecka. Stopniowo przyjdzie czas na mówienie o niuansach – że na przykład ktoś chce być uczciwy, ale jednocześnie zachowuje się okrutnie, mówiąc: „Jesteś brzydka, gruba, źle wyglądasz”. Albo jak pani profesor z „Dekalogu” Kieślowskiego, która odmawia ukrycia żydowskiego dziecka, argumentując, że gdyby Niemcy zapytali ją o to, czy ukrywa dziecko, musiałaby powiedzieć prawdę. Jest tutaj wyraźne niezrozumienie istoty wartości. Mają one służyć dobru, a nie być sztuką dla sztuki. Uratowanie życia dziecka jest przecież ważniejsze niż bycie uczciwym bez względu na okoliczności. O tym wszystkim warto z dziećmi rozmawiać, uświadamiając im, że często występuje konflikt wartości i wtedy dla ważniejszej wartości trzeba poświęcić mniej w danym momencie ważną.
– Walczy pani o wprowadzenie swojego programu do szkół?
– Na razie o nic nie walczymy, bo zmuszanie kogokolwiek do realizowania tego programu mogłoby wzbudzić jedynie opór. Cieszy nas ogromne oddolne zainteresowanie. Dyrektorka programowa naszej fundacji i współautorka książki „Z dzieckiem w świat wartości” Ela Olszewska jeździ po całej Polsce ze szkoleniami i nie może sprostać zapotrzebowaniu na warsztaty z naucza-nia wartości. Mamy nadzieję, że dzięki książce dotrzemy z programem do większej liczby rodziców i nauczycieli i że uznają oni naszą propozycję za pomocną.
– Mówi pani o nauczaniu wartości z taką pasją, jakby dało się w ten sposób zbawić świat. Czy naprawdę wierzy pani w skuteczność tego programu?
– Mamy nadzieję, że za pomocą wartości zbawimy świat, ale powoli, małymi kroczkami (śmiech). Nasz program spotkał się zarówno z entuzjastycznymi ocenami, jak i z frontalnymi atakami, że uzurpujemy sobie prawo do przedstawiania inaczej tego, co już zostało dawno ustalone przez specjalistów. Że ośmielamy się mówić o nauczaniu i praktykowaniu wartości, skoro można jedynie żyć według wartości i przekazywać wartości, a w żadnym wypadku nie da się ich nauczać. Są to moim zdaniem spory semantyczne. O wartościach często mówimy tak abstrakcyjnie, że potem nawet nie zauważamy, jak w codziennym życiu nasza praktyka przeczy deklaracjom i frazesom. Kiedyś absolutnym zaskoczeniem było dla mnie to, że w Ameryce uczy się wartości tak jak matematyki lub geografii, ale potem pomyślałam: czemu nie?
– A dlaczego robić to w szkole i w przedszkolu?
– Dlatego że w niektórych domach panują złe wzorce. Skąd potem dziecko ma wiedzieć, że krzywdzi innych, skoro w jego domu krzywdzenie jest normą, jak ma się zachować z szacunkiem, jeśli w jego rodzinie mówi się rynsztokowym językiem, poniża innych, nie dba o ich dobro? Każdy z nas jest w życiu rozliczany ze stosowania zasad moralnych. Potępiamy i karzemy tych, którzy je łamią, ale społeczeństwo chyba zbyt mało dba o to, by dać każdemu dziecku szansę nauczenia się wartości, zanim, często nieświadomie, wejdzie z nimi w konflikt.
– Ile czasu daje sobie pani, żeby program zadziałał?
– Pamiętam, jak kiedyś zapytała mnie pani, ile potrzebuję czasu, żeby kampania „Cała Polska czyta dzieciom” przyniosła efekt. Odpowiedziałam, że pięć lat. Dzisiaj, po pięciu latach, można rzeczywiście mówić o sukcesie kampanii czytania. Jednak w sprawie nauczania wartości wahałabym się przed podobną odpowiedzią. Przypuszczam, że za pięć lat będą nadal głosy, że wartości nie da się uczyć. Ja jednak jestem absolutnie przekonana, że nie tylko można, ale trzeba.
Irena Koźmińska założycielka i prezes Fundacji ABCXXI, inicjatorka kampanii społecznej „Cała Polska czyta dzieciom”, organizatorka międzynarodowej konferencji „Jak kochać dziecko – nowe odkrycia psychologii”, wraz z Elżbietą Olszewską napisała książkę „Z dzieckiem w świat wartości” (Świat Książki 2007). Mieszkała sześć lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie jej mąż Jerzy Koźmiński był ambasadorem Polski. Mama dorosłej Kingi.