1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Najważniejsze rzeczy dzieją się w ciszy. O filmie „Cicha dziewczyna” rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

Najważniejsze rzeczy dzieją się w ciszy. O filmie „Cicha dziewczyna” rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

„Cicha dziewczyna” już w kinach. (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)
„Cicha dziewczyna” już w kinach. (Fot. materiały prasowe Nowe Horyzonty)
Irlandia, 1981 rok, mała wioska, parę osób i bardzo intymna opowieść, ale jaka siła rażenia! O filmie „Cicha dziewczyna” w reżyserii Colma Bairéada, rozmawiają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.

Martyna Harland: Film Bairéada zdobył już kilka międzynarodowych nagród, a niedawno także nagrodę publiczności na festiwalu Dwa Brzegi. Moim zdaniem to świetny materiał do filmoterapii, bo pokazuje, że dobra relacja między dzieckiem a dorosłymi buduje się dzięki wzajemnemu zaufaniu i uważności, także na ciszę. A co ciebie najbardziej w nim poruszyło?
Grażyna Torbicka:
Zawsze porusza mnie, kiedy głównym bohaterem czy bohaterką w filmie jest dziecko. Tym bardziej, że aktorka wcielająca się w postać Cáit – Catherine Clinch, świetnie gra! Tak bardzo chcesz, żeby jej się udało…

W relacji dorosły – dziecko najbardziej interesuje mnie to, że dziecko kieruje się instynktami i nie udaje, tymczasem dorosły musi czasami pokonać w sobie bariery, żeby stać się naturalnym i swobodnym. Dlatego moim zdaniem to jest bardziej opowieść o dwójce dorosłych – Eibhlín i Seánie, którzy przez wakacje opiekują się Cáit. Widzimy, że sami nie mają dzieci, więc wizyta dziewczynki wywołuje w ich domu niemałe poruszenie. Muszą dopiero nauczyć się tego, jak mają się nią opiekować – ile w tym ma być troski a ile egzekwowania obowiązków; ile zaufania, a ile zakazów. A ona musi nauczyć się przyjmować z ich strony zainteresowanie i uwagę, których nie dostawała od przemęczonej matki i wiecznie nieobecnego ojca. Poruszająca jest scena, w której Seán, wujek Cáit, daje dziewczynce ciasteczko, by pokazać, jak bardzo ją lubi. Robi to trochę nieporadnie, trochę w ukryciu przed swoją żoną, jakby się tego wstydził. Wychodząc z kuchni, bardzo szybko kładzie smakołyk koło niej na stole.

W filmie mamy dwa skrajne podejścia do wychowania: jedno pozbawione troski i czułości w biologicznej rodzinie dziewczynki; drugie – krewnych, którzy karmią główną bohaterkę miłością.
W jej rodzinnym domu panuje straszna bieda, bezrobotny ojciec ma świadomość, że nie spełnia się w swojej roli. Nie postrzegam go jako złego człowieka, który krzywdzi rodzinę, raczej sfrustrowanego, rozzłoszczonego na cały świat. Mama Cáit jest w kolejnej ciąży i nie radzi sobie z opieką nad wszystkimi dziećmi. Cáit zostaje wysłana do krewnych właśnie na czas rozwiązania. Dlaczego ona spośród całej gromadki? To nie jest do końca wytłumaczone. Z pewnością odstaje od reszty rodziny – jest cicha, skryta, często ucieka na okoliczne pola. Moczy się w nocy, w szkole ma problemy z czytaniem – z tego powodu jest też przez starsze siostry czy rówieśników odtrącana i wyśmiewana. Nie jest typem wygadanej czy rozpychającej się łokciami dziewczynki, trzeba czasu, by przed kimś się otworzyła. Za to dużo obserwuje i wyciąga wnioski. Kiedy jest u wujostwa, opowiada im, że ojciec przegrał krowę i że mama nie miała pieniędzy, by zapłacić robotnikom, więc nie było u nich sianokosów.

A jak interpretujesz sam tytuł? „Cicha dziewczyna”, czyli wrażliwa i obserwująca, a może niesłyszana lub niewidziana?
Cáit jest cicha, ale w tej cichości widzę niemy krzyk – w jej zachowaniu i przede wszystkim w spojrzeniach. Nie bez powodu operatorka Kate McCullough dostała Europejską Nagrodę Filmową – zrobione przez nią zbliżenia twarzy dziewczynki są przepełnione krzykiem smutku i bezsilności.

Jest w filmie scena, w której Seán mówi do dziewczynki: „Nie musisz nic mówić. Człowiek przegapia wiele okazji, żeby nic nie powiedzieć. I przez to wiele traci”. Co ma na myśli? Daje jej prawo do bycia sobą? Jak to odebrałaś?
Seán też nie jest zbyt wygadany i dlatego doskonale ją rozumie, dostrzega w niej bratnią duszę. Daje jej tym samym prawo do bycia dumną z tego, jaka jest. Nie musisz cały czas mówić, żeby dawać dowód na to, że jesteś, że istniejesz. Zresztą mam wrażenie, że Cáit to właśnie z nim czuje największą więź, nawet bardziej niż z ciotką, która jest przecież dla niej taka dobra. O czym świadczy też finałowa scena i słowa, które padają z ust dziewczynki.

W pewnym momencie dowiadujemy się, co stało się w życiu ludzi, którzy tak czule zaopiekowali się Cáit. I być może – co też ich motywowało. Ja dopiero wtedy zaczęłam lubić Seána, wcześniej odbierałam go jako mruka.
Te film jest tak właśnie skonstruowany, byśmy mogli dostrzec złożoność zachowań Seána. Zaczynamy rozumieć, że on uczy się okazywania uczuć i otwiera w sobie pokłady wrażliwości, które do tej pory były głęboko schowane, bo już raz bardzo z tego powodu cierpiał. Spotkanie z Cáit jest pod tym względem dla niego bardzo terapeutyczne. Zresztą nie tylko dla niego, także dla jego żony i dla nich obojga jako pary. Dziewczynka sprawia, że zaczynają mówić na głos o tym, co wydarzyło się parę lat temu, a ty jako psycholożka doskonale wiesz, że to staje się wyzwalające, pozwala uleczyć traumę.

Cieszę się, że obie jako widzki nie szukamy winy w rodzicach Cáit, tylko w sytuacji, w jakiej się znaleźli. Jako matka myślę nawet, że my, rodzice, poruszamy się czasem po tym spektrum, reprezentując jednocześnie obie postawy – zarówno rodziców, jak i krewnych dziewczynki. Czasem jesteśmy zmęczeni, a czasem mamy więcej zasobów, żeby poświęcić czas i uwagę dziecku. Dlatego bardzo chciałabym najpierw zaopiekować się w tym filmie matką Cáit, która nie tylko zajmuje się całym gospodarstwem, ale też rodzi kolejne dzieci, nie mając wsparcia w mężu. I nie mając szczęścia.
Myślę, że świadomość, że tak niewiele możesz dać swoim dzieciom, także finansowo, wyzwala w dorosłych różne stany emocjonalne, którym nie są winne dzieci, a jednak to one stają się ich odbiorcami. Zauważ, że gdy dziewczynka moczyła łóżko w domu, to wiedziała, że mama będzie zła, bała się tego. Moim zdaniem matka bardziej niż zła była zmartwiona i przemęczona, że do wszystkich jej problemów dochodzi jeszcze i ten. Może gdyby była w innych emocjach i w innych warunkach zewnętrznych, mogłaby zachować się dokładnie tak samo, jak ciotka Cáit, która spokojnie mówi: „Wiedziałam, że te stare materace nie są dobrze wysuszone”. Eibhlín ma czas i wewnętrzną przestrzeń, żeby zrozumieć, że dziewczynka moczy się, bo może czuje się niepewnie, i że jest z tego powodu wystarczająco zawstydzona, żeby jej jeszcze tego wstydu dokładać. Uwalnia Cáit od poczucia winy.

Pod koniec dziewczynka decyduje się jednak przerwać emocjonalną ciszę, w której żyła.
Bo ten film opowiada też o tym, jaką siłę na dalsze życie daje nam to, co dostajemy w dzieciństwie od rodziców lub innych dorosłych, którzy okazują troskę, wsparcie i zrozumienie.

Psychologia mówi to od lat: w życiu dziecka, które nie jest wystarczająco zaopiekowane, wystarczy jedna wspierająca osoba – tak zwany ratownik czy ratowniczka – żeby zniwelować deficyty.
Warto dodać, że takim ratunkiem może być również sztuka. Dlatego właśnie włączyłam ten film do programu festiwalu Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym: chciałam zadedykować go młodym widzom, po to, żeby nie przeoczyli tej wyciągniętej ręki dorosłych w ich kierunku. Bo można tego nie zauważyć albo nie potrafić tego przyjąć. A Cáit się to udaje.

Czy masz jakieś osobiste doświadczenie z tym filmem. Odnalazłaś siebie w jakiejś scenie? Ja, gdy byłam nastolatką a moi rodzice się rozchodzili, pojechałam do krewnych do Kanady, którzy w dwa tygodnie podkarmili mój deficyt. Ten film odkopał we mnie głęboko schowane wspomnienie momentu na lotnisku, kiedy bardzo nie chciałam wracać.
Z kolei ja jako dziecko, podobnie jak Cáit, nie byłam zbyt wylewna, raczej zamknięta w sobie. Też jestem raczej obserwatorką. Dlatego jej cichość wydała mi się bardzo bliska.

Ta cichość pięknie wpisuje się w świat przyrody. Największe ukojenie i poczucie bezpieczeństwa daje Cáit natura, widzimy to już w pierwszej scenie.
Przypomniała mi się jeszcze jedna scena, kiedy wujek po raz pierwszy proponuje Cáit, żeby pobiegła do skrzynki pocztowej, a on zmierzy jej czas, bo przecież ma takie długie nogi i na pewno będzie szybko biec. To jest wskazanie dziecku pewnego zasobu, którego ono nie jest jeszcze świadome. Cáit biegnie z całych sił, a jak się później okaże, właśnie dlatego postanawia pobiec także w ostatniej scenie…

Dla kogo ten film mógłby być terapeutyczny? Komu byś go pokazała? Ja chciałabym, żeby takie kino było szeroko dyskutowane z rodzicami. Po to, żeby pokazać perspektywę dziecka, ale też modelować różne zachowania i – jak powiedziałaś – żeby pomagać młodym w znajdowaniu ich własnych zasobów. Tylko żeby to dostrzec, najpierw trzeba uruchomić w sobie pokłady minimalnej uważności. Dlatego po tym seansie zostałam z takimi pytaniami do przemyślenia: Jak wyglądają rytuały bliskości i uważności w naszym domu? Jak mówimy sobie „dobranoc”?
Widzisz, ile może sprawić taka jedna cicha dziewczyna?! Ona nie musiała wcale wiele mówić, żeby wyzwolić w nas tyle emocji.

Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2.

Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze