Mogło być poważnie, sztywno, koturnowo, a wyszło rewelacyjnie. Dokument „Pianoforte” w reżyserii Jakuba Piątka poleca Zofia Fabjanowska-Micyk, szefowa działu kultury miesięcznika „Zwierciadło”.
„Pianoforte” jest jednym z najbardziej wzruszających i zabawnych filmów, jakie będziecie miały i mieli okazję obejrzeć w tym roku w kinach. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, nie znając jeszcze wielu tytułów, które trafią w najbliższych miesiącach do kinowej dystrybucji w Polsce. Po prostu dokument Jakuba Piątka jest aż tak dobry. To tym bardziej zaskakujące, że sam temat filmu niekoniecznie by na to wskazywał. Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na pewno nie kojarzy mi się w pierwszym odruchu z dobrą zabawą, buntowniczym duchem czy potężną dawką empatii, a właśnie to wszystko tutaj znajdziecie.
W gruncie rzeczy to wcale nie opowieść o konkursie, ale o – przepraszam za banał – życiu i ludziach. Tak, mówimy o wydarzeniu, w którym na etapie eliminacji bierze udział 160 osób z całego świata, a tylko kilkanaście z nich przechodzi do finału. W takich warunkach spokojnie można było nakręcić dokument o morderczym wyścigu, wielkich ambicjach, pokazujący młodych uczestników jako oddane sprawie, poświęcające cały swój czas i energię na granie „ciekawe okazy”. Tymczasem twórcy filmu skupiają się na tym, co dzieje się za kulisami, w głowach i w sercach paru wybranych osób.
„Pianoforte” (Fot. materiały prasowe Against Gravity)
Granie, Chopin, konkurs są tu ciekawą oprawą dla ludzkich charakterów, wrażliwości, wzajemnych relacji. Zaglądamy uczestnikom także do ich domów, jeszcze zanim konkurs się rozpocznie. A tam, w jednym z nich, kot rozkłada się bezczelnie podczas granego preludium na fortepianie, podjadając kawałki pizzy z talerza.
Albo weźmy Alexandra Gadjieva – w finale zajmie drugie miejsce. Zanim to nastąpi, i na scenie, i za kulisami czasem nieźle gwiazdorzy, ale żywiołowa Włoszka Leonora Armellini od razu w pełni go akceptuje, rodzi się między nimi bliskość, a my zaczynamy patrzeć na niego jej oczami. Z kolei jeden z najmłodszych uczestników, zawsze uśmiechnięty Hao Rao z Chin, ma tak ciepłą relację ze swoją nauczycielką, że kiedy pojawiają się na ekranie, i my zaczynamy się uśmiechać. Nawet w postaci, która mogłaby być tu czarnym charakterem, czyli w surowej profesorce 17-letniej Evy Gevorgyan (ulubienicy publiczności), jesteśmy w stanie dostrzec – naprawdę dobrze ukrywaną – troskę.
„Pianoforte” (Fot. materiały prasowe Against Gravity)
Śledzimy kolejne etapy, nerwy oczywiście sięgają zenitu, dobrze widać, jak różnie osoby, które śledzi kamera, sobie z nimi radzą. Ktoś tu w pewnym momencie, ku zaskoczeniu innych, zrezygnuje, ktoś inny, czekając na wyniki, z nadzieją będzie snuć opowieści o zabójczym wirusie: może zdarzy się cud i wirus zdziesiątkuje uczestników konkursu, a dzięki temu ten koszmar się skończy, wreszcie nie będzie trzeba się tak męczyć?
Najciekawsze, że w tym filmie nie ma przegranych i właściwie nie ma też zwycięzców, nawet jeśli na końcu zostają ogłoszone wyniki. To dlatego, że reżyser patrzy na swoich bohaterów w sposób wyjątkowo empatyczny, co zresztą udziela się także nam. Jakby wszyscy oni byli nam bliscy, jakby się ich znało na co dzień i wiedziało, ile wysiłku włożyli, żeby znaleźć się ścisłej czołówce, jakie są ich mocne i słabsze strony, za co dają się lubić. Wyniki przestają mieć znaczenie i mimo że światła na scenie gasną, mimo że konkurs się oficjalnie kończy, my nadal za tę grupkę osób, którą poznaliśmy dzięki „Pianoforte”, trzymamy mocno kciuki.
„Pianoforte” w reżyserii Jakuba Piątka w kinach od 16 lutego 2024 roku.