Wojciech Malajkat robi miny. Prycha i chrząka, podnosi brew, marszczy czoło, wybucha niekontrolowanym chichotem.
Szarżuje na potęgę – moglibyśmy pomyśleć, gdyby nie to, że inscenizacja zaczyna podążać za jego wygłupem i w którymś momencie logicznie i konsekwentnie go dogania. Spektakl opowiada o wizycie sędziego śledczego w domu, którego główny lokator właśnie zmarł tej nocy. Miał być przesłuchany w innej, niegroźnej sprawie, niemniej przybysz, napędzając się sprężyną podejrzeń, potrafi uruchomić w sobie tak przemożną, wielowymiarową presję psychiczną, że skutecznie wmówione otoczeniu i zbrodnia, i premedytacja stają się nagle silniejsze od realności. Przesłaniają ją, anektują, zniewalają. Trochę to nielojalne wobec mistrza Witolda, w którego opowiadaniu także ów śledczy był niewolnikiem własnej funkcji społecznej; to profesja rządziła poczciwym urzędnikiem.
W spektaklu obsesyjna osobowość Malajkatowego tropiciela jest motorem napędowym całej aberracji. Łatwo odczytać, do kogo pije w swojej wizji scenicznej Izabella Cywińska, nigdy niekryjąca politycznych namiętności i sympatii. Aliści widzom dalekim od sprowadzania wszystkiego do polityki też ma szansę spodobać się ta lapidarna, z kryształową precyzją konstruowana układanka logiczna. Groteskowy obraz pogrążania się zdrowego rozsądku w grzęzawisku obsesji, bez cienia szansy na otrzeźwienie.
„Zbrodnia z premedytacją” Witolda Gombrowicza, reż. Izabella Cywińska, Teatr Polonia w Warszawie