W ubiegłą niedzielę postanowiłam wybrać się na spacer po mieście, połączony z odrobiną alternatywnych zakupów.
W samym centrum Budapesztu, przy reprezentacyjnej handlowej ulicy stoi nowy budynek, który właśnie ukończono i do którego już wkrótce wprowadzą się prawdopodobnie sklepy rozpoznawanych na całym świecie marek. Tymczasem puste przestrzenie zostały na jeden dzień oddane WAMP-owi czyli podróżującemu po mieście cyklicznemu targowi mody młodych węgierskich twórców. Jest to impreza, podczas której można przyjrzeć się dokonaniom projektantów i nie tylko nabyć coś z ich kolekcji w przestępnych cenach, ale też spotkać ich osobiście i porozmawiać. Pod tym względem WAMP przypomina organizowane w Polsce Ściegi Ręczne.
Podobno organizatorzy dbają, by WAMP odbywał się zawsze w ciekawych sceneriach. Mogę potwierdzić - tym razem udało się to fantastycznie. Ogromny świeżuteńki budynek, ukończony już w najmniejszym detalu, ale jeszcze nieużywany, więc zupełnie pusty i jakby martwy, był idealną scenografią dla prezentacji młodej węgierskiej mody.
Wyszłam z WAPM-a zadowolona, bo ubrana w nabytą właśnie bluzę marki Urban Legend. Tak uzbrojona nie musiałam się martwić, że zepsuła się pogoda, powędrowałam więc na pchli targ. Jak to na pchlim targu, oglądałam stare węgierskie winyle, tranzystory, pocztówki, fotografie, wazoniki i mnóstwo innych uroczych lecz niepotrzebnych gadżetów. Na szczęście, udało mi się nie ulec pokusie i nie powiększyłam zasobu przedmiotów, które za kilka miesięcy trzeba będzie przetransponować do Warszawy.