Świat poznał ją jako nastoletnią Maeve z serialu „Sex Education”. Tymczasem kariera Emmy Mackey się rozwija. Ostatni film z jej udziałem, czyli ekranizacja głośnej powieści Deborah Levy, ukazuje trudną relację matki i dorosłej córki.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 8/2025.
Anna Tatarska: Jak się czujesz w roli gwiazdy? Twoja kariera nabrała niezłego rozpędu!
Emma Mackey: Myślę, że miałam dużo szczęścia. Choćby dlatego, że debiut serialu „Sex Education”, który był moją trampoliną do sławy, przypadł na okres, kiedy nabierał siły ruch MeToo. To była dla nas wszystkich, współtworzących serial, lekcja, jak myśleć i mówić o intymności, seksie, ciele. Niósł nas – mówię głównie o rówieśnikach z obsady – wiatr historii, ogromnie dużo się uczyliśmy. A jednocześnie był to niezwykle trudny moment.
Byliśmy bardzo młodzi, gdy serial odniósł sukces, a tu nagle oczekiwano od nas – nieobytych, jeszcze nieukształtowanych dzieciaków – że będziemy się elokwentnie wypowiadać na każdy temat. Przecież to na porażkach uczysz się życia. Ale kiedy stajesz się sławna, nie możesz sobie już na nie pozwolić, bo popełnianie błędów na oczach tak wielu ludzi jest dużo bardziej ryzykowne. Dziś, w dobie cancel culture, widzimy, jak za palniętą lata temu głupotę można stać się persona non grata w branży. Nie dziwi mnie, że tak wiele młodych osób, które wcześnie zaczynały karierę w branży filmowej, nie daje rady się z nią zmierzyć.
Choć też nie brakuje wokół nas przykładów, że kultura wykluczenia jest mocno wybiórcza. Wystarczy spojrzeć na Elona Muska czy obecnego prezydenta USA – wobec nich jakoś ona nie działa…
Twoją bohaterkę z najnowszego filmu „Słone lato”, Sofię – dziewczynę uwięzioną w dość toksycznej relacji z chorą matką – także można by krytykować. Za niektóre zachowania, podejście, wybory. Ty lubisz Sofię?
W naszym filmie opowiadamy o relacji, w której jedna strona jest opiekunką, a druga pacjentką. O sytuacji, w której musisz porzucić swoje życie i dopasować się do kogoś, kto potrzebuje cię 24 godziny na dobę. Sofii zdarzają się momenty dość w sumie niewinnej hipokryzji. Z jednej strony swoją matkę kocha, z drugiej – chce się od niej uwolnić, ale nie potrafi. Tak, Sofia to specyficzna młoda kobieta, ze specyficznym spojrzeniem na świat. Dlatego, prawdę mówiąc, w pierwszej chwili nie wzbudziła mojej sympatii, nie sądzę również, żeby widzowie od razu ją polubili. Trudno jest empatyzować z kimś, kto tak bardzo stara się udawać, że jest dorosły, podczas gdy wiemy, że taki wcale nie jest. To było interesujące aktorskie doświadczenie.
Obok ciebie w obsadzie „Słonego lata” są m.in. Fiona Shaw czy Vicky Krieps. Razem tworzycie zgraną drużynę świetnych aktorek i, zdaje się, wspierających się kobiet.
O tak, na planie panowała wyjątkowa atmosfera. Wydaje mi się że wszystkie byłyśmy w tamtym momencie na jakimś życiowym rozdrożu, każda na swoim. I kiedy przybyłyśmy do Grecji na plan, te różne energie znalazły ujście we wspólnym projekcie.
A co do wsparcia – czasami zwykła rozmowa, jedno słowo a nawet spojrzenie, są w stanie coś w nas odblokować, wyzwolić. W tej ekipie byłam najmłodsza, grałam też najmłodszą bohaterkę. Obcowałam z kobietami, które obdarowały mnie bogactwem swoich doświadczeń. Miałam szansę chłonąć i uczyć się od nich, a one okazały się niezwykle otwarte, wrażliwe i inteligentne. Byłyśmy ze sobą szczere, jeśli u którejś się coś działo, niczego nie ukrywała, wszyscy naokoło wiedzieli, że potrzebuje chwili dla siebie albo przytulenia. Byłyśmy dla siebie i dbałyśmy o siebie. Przeszłyśmy przez to wspólnie. A jest to tym bardziej istotne, że życie aktora potrafi być naprawdę samotne. Bywa, że na co dzień zamykamy się w swojej bańce i wychodzimy z niej tylko po to, żeby pojawić się na planie. Z drugiej strony kiedy nagle musisz wejść w bardzo bezpośrednią relację z osobami, których nigdy wcześniej nie spotkałaś, ta sytuacja poniekąd zmusza cię do wyjścia ze swojej skorupki. Wspaniałe są takie plany, na których ludzie integrują się ze sobą nie tylko po komendzie „Akcja!”, ale też w międzyczasie. A podczas kręcenia „Słonego lata” rozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim: o naszym dzieciństwie, o książkach, które lubimy…
„Słone lato” powstawało w przyjemnych okolicznościach przyrody. To również sprzyjało bliskości?
Co zabawne i warte podkreślenia, film [na podstawie powieści „Gorące mleko” – przyp. red.] rozgrywa się w Hiszpanii, ale kręciliśmy go w Grecji. W związku z czym wraz z naszym scenografem Andreyem Ponkratovem mieliśmy sporo roboty. Ja sama mówię po hiszpańsku i zdarzało się, że musiałam poprawiać scenografię – na przykład znaki drogowe lub szyldy – bo na ostatniej prostej wyłapałam jakiś błąd.
To, co dzieje się w głowach bohaterek, jest intensyfikowane przez wyjątkowe otoczenie. Suche powietrze, szumiące morze, bzyczenie komarów, trzeszczące radio, a w nim flamenco…
Lubię filmy, które w ten sposób podbijają emocje.
Nie chcę zdradzać za wiele z fabuły, ale twoja bohaterka podejmuje tu życiowe decyzje, które dają do myślenia. Czy dzięki temu spojrzałaś jakoś inaczej na własne wybory?
Cieszę się, że o to pytasz, bo dla mnie to jeden z ważniejszych tematów tego filmu. Myślę, że umiejętność podejmowania dobrych decyzji przychodzi z czasem. To trochę jak z mięśniem, który trzeba ćwiczyć. Dlatego aby wybierać mądrze, trzeba w siebie wierzyć i dawać sobie prawo do porażek.
Niektórzy ludzie za wszelką cenę chcą uniknąć pomyłek. Są i tacy, którzy są zdecydowanie bardziej otwarci na ryzyko, podejmowanie prób i spokojną obserwację, jak się sprawy rozwiną. Ja sama należę raczej do tych pierwszych – jestem typem dobrej uczennicy. Ale to właśnie dzięki moim filmowym doświadczeniom zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nic nie jest pewne – któregoś dnia wszystko, co mam, może zniknąć. Nie chcę, żeby tak się stało, więc ryzykuję. Inna sprawa, że z czasem nauczyłam się otaczać wspaniałymi ludźmi, co na pewno ułatwia podejmowanie różnych istotnych decyzji.
Pamiętam, jak parę lat temu mówiłaś, że nie czujesz się jeszcze pełnoprawną aktorką. To się zmieniło?
Rozmawiasz z osobą, której mózg jest nadaktywny – nieustannie czymś się zajmuję, chcę coś poznawać, zgłębiać, będąc za każdym razem przekonana, że właśnie odkryłam nową drogę albo swoje przeznaczenie [śmiech]. A mówię o tym dlatego, że zawód aktora, zresztą tak samo jak scenarzysty czy reżysera, łączy wiele wątków i umiejętności. Aktorstwo dotyka wszystkiego, co jest dla mnie w życiu ważne i czego chcę się nauczyć. To trochę tak, jakbym dostała do ręki sznureczki, za które mogę pociągać. Nie potrafiłabym wybrać tylko jednego, dopiero kiedy chwytam je wszystkie naraz, czuję się całością. Być może jestem nienasycona. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ten głód nie jest niczym niewłaściwym, że to całkiem zdrowy objaw.
Emma Mackey, rocznik 1996. Dorastała we Francji, do Anglii wyprowadziła się na studia, dziś mieszka w Londynie. W serialu „Sex Education” grała w latach 2019–2023. Znana jest także z ról w filmach „Barbie”, „Śmierć na Nilu” czy „Emily” (w którym zagrała Emily Brontë), „Słone lato” w reżyserii Rebekki Lenkiewicz.