1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. „Franz Kafka” Agnieszki Holland to artystyczne wyzwolenie bohatera i samej reżyserki. Cenniejsze niż spodziewane Złote Lwy [recenzja]

„Franz Kafka” Agnieszki Holland to artystyczne wyzwolenie bohatera i samej reżyserki. Cenniejsze niż spodziewane Złote Lwy [recenzja]

Recenzja filmu „Franz Kafka” Agnieszki Holland (Fot. materiały prasowe)
Recenzja filmu „Franz Kafka” Agnieszki Holland (Fot. materiały prasowe)
Przed seansem „Franza Kafki” Agnieszki Holland nie przeczytałam żadnej recenzji napisanej już wcześniej przez prasę zagraniczną. Bo czego, poza kolejnym kunsztownym, ekspansywnym ekranowo biopikiem można było się w tym przypadku spodziewać? Status polskiego kandytata do Oscara i wybitne emploi reżyserki jako światowej mistrzyni epickiego kina przełożyłam na bardzo płytkie założenia wobec jej najnowszego filmu. I przyznam – było mi głupio. Bo Holland wraca totalnie odmłodzona warsztatowo i zaskakuje arthouse’owym bardzo prywatnym eksperymentem.

Z postacią Kafki Agnieszka Holland miała już twórczą styczność w latach 80. – we współpracy z czeskim reżyserem Laco Adamikiem, wystawiła w Teatrze Telewizji „Proces”. A wcześniej, jeszcze jako nastolatka, wczytywała się w korespondencję pisarza i jego największe dzieła. I tak jak sam Kafka potrafił jedynie na podstawie korespondencji budować więzi z kobietami, tak Holland utkała na tym samym gruncie ewidentną osobistą bliskość z figurą Franza. Może dlatego tak bardzo chciała ją artystycznie uwolnić spod ciężaru gadżetów, pomników, interaktywnych dekoracji różnej maści muzeów. A przy okazji z samą sobą zrobiła to samo. W wielu miejscach tę analogię widać.

„O Kafce powiedziano już więcej słów niż on sam zdołał w swoim życiu napisać” – przypomina w wywiadach Holland. A w filmie oprowadzająca turystów po muzeum pani przewodnik rzuca ciekawostką, że na jedno dzieło pisarza przypada 10 milionów publikacji o nim. Sam Kafka byłby załamany. Twierdził, że on sam jest literaturą, a większość dzieł przed śmiercią kazał spalić, uzasadniając tę decyzję poczuciem ich niedomknięcia i niedoskonałości. Na szczęście Max Brod, przyjaciel i popularyzator twórczości Franza nie wykonał tego „testamentu” a z otwartych, pozornie przepełnionych zionącą pustką zakończeń lata później ulepiono status quo twórczości pisarza. Istnieje taka buddyjska teoria zaczerpnięta z Sutry Serca, że pustka jest kształtem. I w tych niedopowiedzeniach, kafkowskich niedookreśleniach od lat przecież odnajdują się czytelnicy. Nadmiar interpretacji odziera je jednak z niesamowitości Kafki, którą intensywniej się przeżywa niż akademicko rozumie.

I tak też warto oglądać film Agnieszki Holland – chłonąc go duchem. Mimo że jest jednocześnie intelektualnie dość wymagający. Albo inaczej – jego pełna percepcja poznawcza podczas seansu żąda pewnego minimalnego stopnia wiedzy o Kafce. Jeśli widz jej nie ma i nie zetknął się nigdy z jego twórczością, odczuje tę historię, ale nie będzie miał tak dużej satysfakcji ze składnia kawałków tej wspaniałej układanki.

A więc trochę biografii. Franz Kafka (1883–1924) przyszedł na świat w Pradze – mieście, z którym pozostał związany do końca życia. Syn galanternika Hermanna i Julii z domu Löwy, dorastał w żydowskiej rodzinie, w której niemiecki był językiem codziennym (choć Kafka biegle znał też czeski, a pod koniec życia uczył się hebrajskiego). Do 35 roku życia mieszkał z matką i wymagającym bardzo praktycznym ojcem, co miało ogromny wpływ na pewien rodzaj zagubienia, alienacji i poczucia zniewolenia Franza. Ich źródłem stał się także kontrast między wrażliwością, wyobraźnią i pasją do literatury a studiami prawniczymi i karierą w instytucjach, które w jego dziełach przeistaczają się w wrogie przestrzenie kafkowskich „Zamków” i sal „Procesu”. To rozdwojenie, eskapizm wewnętrzny, „chwiejna osobowość” zarzucana przez ojca i słabe zdrowie (Kafka chorował i umarł na gruźlicę) barwiły jego światy przedstawione. Dziś współczesnym językiem gen Z nazwalibyśmy to może tzw. anxiety, co przybliża postać pisarza współczesnemu pokoleniu. Tak samo jak groteska, absurd i paraboliczne metafory, którymi się posługiwał czy, co równie interesujące, jego ideowy „wegetarianizm”.

Recenzja filmu „Franz Kafka” Agnieszki Holland (Fot. materiały prasowe) Recenzja filmu „Franz Kafka” Agnieszki Holland (Fot. materiały prasowe)

I to wszystko w filmie Agnieszki Holland jest – bo to nie tak, że z biograficznego sznytu sama jego mistrzyni rezygnuje. Mamy tu mieszczański dom, odwzorowane figury rodziny, romanse, zerwane zaręczyny, wizyty w burdelach a nawet typowe czeskie sanatoria, w których Kafka spędzał miesiące od najmłodszych lat. Wszystko to jednak Holland demontuje, choć nie chronologicznie (bo tę względnie zachowuje), a formalnie. I tu zdejmujemy wszyscy czapki i kapelusze i kłaniamy się reżyserce. Bo udowadnia, że nie zasiadła w panteonie „wielkich” i nie wygląda z wieży na współczesny świat. Żongluje narracją mockumentary (o Kafce opowiadają do kamery znienacka pojawiający się narratorzy wzorowani na postaciach z życia pisarza), rozbija klasyczną narrację humorem i odwołuje się bardzo zgrabnie do social mediów. I tu przychodzi refleksja - czy świat algorytmów, rozpędzonych jak taśma produkcyjna mediów, i wylęgarnie fake newsów to nie książkowa sytuacja kafkowska (której istotą jest, cytując leksykony, konflikt zniewolonej jednostki z anonimową, nadrzędną wobec niej instancją)? Przecież my dziś żyjemy, funkcjonujemy, kochamy i nienawidzimy w totalnym „kafkaesk”. Franz, ze swoimi lękami, wrażliwością i umiejętnością widzenia więcej, dziś też napisałby „Proces” i „Zamek”. A potem zapewne je spalił.

„Franz Kafka” Agnieszki Holland jest wobec tego wyobrażonym współczesnym twórczym spotkaniem. Wymyka się „instytucji” – ucieka z muzeum, wyśmiewa lunapark pomników i suwenirów z popkulturowym portretem pisarza. Z offu słyszymy nawet typowe komendy z interaktywnych audioprzewodników po wystawach – „Jeśli chcesz pamiątkę powiedz: pamiątka. Jeśli chcesz spotkać się z Kafką (zapewne w AI), powiedz: Kafka”. I Holland mówi: „Kafka”. I to mówi dosłownie – bo zza ekranu słyszymy właśnie jej głos. Tym samym swój film przekształca w prywatne widzenie. Nie z „wielkim twórcą” ale z kimś bardzo bliskim.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE