Poznajcie Agnieszkę Nowosielską. Mija rok, od kiedy podczas 49. FPFF nagroda „Zwierciadła” trafiła do rąk tej reżyserski, autorki „Ave Eva”, czyli krótkiego metrażu poruszającego temat, od którego zwykle się w kinie ucieka. Śledzimy dalszą drogę filmu, z satysfakcją obserwując, że krytycy i publiczność doceniają go nieustannie.
Opowiadasz o Ewie, dorosłej córce mieszkającej z ojcem. Ewa znalazła się w nowej sytuacji: w domu pojawia się narzeczona ojca, a tytułowa bohaterka podpatruje ich czułość i w niej samej – osobie z niepełnosprawnością umysłową – budzi się potrzeba miłości, nowych doświadczeń. Praca nad filmem zmieniła twoje spojrzenie na ludzką cielesność, intymność, godność?
Tak, bardzo. Obnażając się w pewnym sensie ze swoimi pragnieniami, obawami i zagubieniem, przełamałam osobiste tabu. Ten film zdecydowanie był dla mnie krokiem milowym w pojęciu różnych tematów, ale też bardzo zbliżył mnie do społeczności osób niepełnosprawnych, które kiedyś wywoływały we mnie lekki przestrach, chociaż wielokrotnie miałam okazję obcować z osobami z różnym typem nienormatywności. Musiałam się otworzyć na tych ludzi z zupełnie innej strony, przestać myśleć, co mogę przy nich mówić i robić, a czego już nie powinnam. Dzięki temu odkryłam świat, który absolutnie mnie utulił i wprowadził ogrom radości do tego twórczego doświadczenia.
Poruszyłaś temat delikatny, wręcz tabuizowany. Dlaczego się na to zdecydowałaś?
Prawdę mówiąc, zaczynając pracę nad tym filmem, nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak bardzo wrażliwy i wciąż kontrowersyjny jest to temat. Gdybym miała pracować nad scenariuszem z pełną świadomością przełamywania jakiegoś społecznego tabu, nie wiem, czy bym się jednak nie wystraszyła.
Wyszłam od czegoś zupełnie innego, chciałam opowiedzieć o pragnieniu bycia kochanym, które prowadzi do desperacji w poszukiwaniach i totalnego zagubienia w definicji miłości. Szukałam więc bohatera, który by mi to umożliwił, i w pewnym momencie zrozumiałam, że jeśli wszystko, co chcę pokazać, ma się zmieścić w krótkim metrażu, potrzebuję kogoś bardzo wyrazistego. Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że mój bohater mógłby być osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Na tym etapie nadal jednak nie miałam świadomości, że w ten sposób mogłabym dotknąć jakiegoś tabu. Pochodzę z Przysuchy; małe miasteczka mają to do siebie, że nikt w nich nie jest anonimowy, a wyraziste osobowości są ważnym elementem lokalnej tożsamości. Osoby z niepełnosprawnością zawsze były w moim postrzeganiu naturalną częścią życia naszej społeczności. Być może właśnie dlatego nie pomyślałam nawet, że pewnych spraw dotyczących osób z niepełnosprawnością intelektualną się nie porusza, że są jakieś kwestie niewypowiedziane.
Od początku wiedziałam, że „Ave Eva” to nie tylko film z gatunku kina społecznego. Dla mnie to kino przede wszystkim romantyczne. Zresztą po setkach rozmów, które przeprowadziłam, pracując nad scenariuszem, mam wrażenie, że w kwestii miłości nie ma wielkich różnic między neurotypową a neuroatypową częścią społeczeństwa. Bo czy znasz kogokolwiek, kto mógłby się określić jako osoba pełnosprawna w miłości?
Pisząc scenariusz, wiele godzin spędziłam w różnych ośrodkach, spotykając się z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Tym, co z tych spotkań wyniosłam, jest m.in. poczucie, że to my, tak zwani neurotypowi, mamy większy problem z inteligencją emocjonalną. Wielokrotnie słyszałam, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną są bardzo kochliwe. Faktycznie jest w nich ogromna wrażliwość, dużo ciepła i potrzeby obdarowywania miłością. Konfrontując się z tym, można poczuć, że to nasze umiejętności funkcjonowania w relacji są uboższe. Pewnego dnia na jedno ze spotkań w ośrodku przyszłam nieco smutniejsza. To, w jakim tempie zostałam zauważona w tej emocji, dopytana, zatroszczona, było niesamowite i totalnie mnie wzruszyło. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego w społeczności normatywnej.
Kadr z filmu „Ave Eva” (Fot. materiały prasowe)
Od początku wiedziałaś, że rolę Ewy zagra Zosia Zoń?
Nie, dopiero kiedy skończyłam pisać scenariusz, zaczęłam szukać odtwórczyni głównej roli. Było to spore wyzwanie, ponieważ intuicja podpowiadała mi, że musi to być nieopatrzona jeszcze twarz. Ale jak bez budżetu i bez castingu sprawdzić aktorkę, która nie za dużo grała? Poszukiwania zajęły mi sporo czasu. W końcu postanowiłam pójść tropem rozmów z aktorami. Wypytywałam ich, czy na roku nie mieli przypadkiem utalentowanej koleżanki, która nie grywa teraz zbyt często. W kilku rozmowach przewinęło się właśnie nazwisko Zosi. Zdobyłam więc jej numer, zadzwoniłam i odwiedziłam ją w Krakowie. Na tym jednym spotkaniu oparłam wybór odtwórczyni głównej roli, nie rozmawiając z żadną inną aktorką. Ani razu nie zwątpiłam w Zosię i ani razu nie podważyłam swojej decyzji.
Zagrała tak brawurowo, że oglądając ten film, zastanawiałam się, czy to zawodowa aktorka, czy dziewczyna z niepełnosprawnością umysłową.
Nie jesteś pierwszą osobą, która to mówi. Pewnego dnia na planie Ania Krotoska, wcielająca się w mamę Kamila – czyli bohatera, w którym Ewa się zakochuje – grała z Zosią scenę, a potem po kilku godzinach ponownie spotkały się na przerwie obiadowej i rozmawiały. Przy czym Ania dopiero po powrocie na plan zorientowała się, że dziewczyna, z którą jadła obiad, była filmową Ewą.
Zanim zaczęliśmy kręcić film, wychodziłyśmy też z Ewą do prawdziwego świata, to znaczy robiłyśmy z Zosią próby w miejscach publicznych, żeby zobaczyć reakcje ludzi. Odbyłyśmy wspólnie ciekawą podróż, która była przede wszystkim fascynującym spotkaniem twórczym. Jestem Zosi za to doświadczenie niezmiernie wdzięczna.
Wiem, że na plan weszliście z rocznym opóźnieniem. Przez ten czas udało ci się utrzymać całą obsadę?
Tak, od początku obserwowałam ogromne zaangażowanie ze strony aktorów i całej ekipy w ten projekt. Andrzej Chyra, który wcielił się w rolę fantastycznego ojca Ewy, i Małgosia Hajewska-Krzysztofik, jego filmowa narzeczona, wykazali się nie tylko cierpliwością w czekaniu na to, aż wreszcie zaczniemy, ale też otwartością, chęcią pomocy i wsparcia. Dla mnie jako raczkującej reżyserki praca z takiej klasy aktorami była najwspanialszym prezentem od losu.
Chociaż plan zdjęciowy trwał trzy dni, film powstawał latami, jego losy były skomplikowane na wielu poziomach, więc zrealizowanie tego projektu naprawdę wymagało ode mnie i od wszystkich współtwórców ogromu samozaparcia oraz wiary w coś, co, jak wiemy, jest trochę sztuką dla sztuki, bo kino krótkometrażowe nie robi raczej w Polsce zawrotnej kariery.
Filmowa Ewa z ojcem i jego narzeczoną, czyli Zofia Zoń z Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik i Andrzejem Chyrą.
Widzowie docenili waszą cierpliwość i determinację.
To prawda, długo czekaliśmy, aż film się ukaże, ale kiedy wreszcie zadebiutował, ruszyła cała lawina wydarzeń. Poza Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie otrzymaliśmy m.in. nagrodę „Zwierciadła”, „Ave Eva” można było zobaczyć również na festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie, na Nowych Horyzontach we Wrocławiu, na Freedom Film Festival w Radomiu, gdzie zdobył Grand Prix oraz nagrodę publiczności, a wczoraj odbył się pokaz w Kazimierzu Dolnym na Dwóch Brzegach. Zderzyliśmy się też z zagraniczną publicznością na Busan International Film Festival w Korei Południowej, zdobyliśmy wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Huesca i mieliśmy pokaz w Bratysławie, który był dla mnie szczególnym wydarzeniem, ponieważ wykorzystany w filmie utwór „Ave Eva”, o który stoczyłam długą walkę – to dzieło słowackiego kompozytora Ivana Hrusovskiego, pochodzącego właśnie z tego miasta. Słowa tej pieśni niesamowicie rezonowały z moimi uczuciami do Ewy. „Bądź pozdrowiona Ewo, jesteś źródłem wszelkiej miłości, królową wszelkiej szlachetności” – właśnie tak od początku postrzegałam tę bohaterkę, wręcz trochę w sferze sacrum, jako świętą poprzez swoją niewinność i czyste serce, ale też umęczoną i cierpiącą w tej swojej świętości.
Stresujesz się przed pokazami swojego filmu?
Cały czas jest we mnie jeszcze trochę strachu, ale z drugiej strony po każdym pokazie dziękuję sobie za odwagę, za to, że się tego tematu nie wystraszyłam. Opowiedziałam tę historię tak, jak czułam, niczego nie kalkulowałam, tylko poszłam za swoją intuicją, która, jak się okazuje, była słuszna. Dostałam dużo ciepłych słów od opiekunów osób z niepełnosprawnością intelektualną, mnóstwo wdzięczności za dostrzeżenie tematyki spychanej gdzieś na margines. Docierają do mnie głosy, że to, co pokazaliśmy, jest wiarygodne i że tak to właśnie czasem wygląda. Szczególnie kiedy w życiu rodziny pojawia się nowa osoba, czyli na przykład partnerka dotychczasowego opiekuna, która z perspektywy osoby neuroatypowej może stanowić zagrożenie albo, jak w przypadku Ewy, uświadamiać i rozbudzać tłumione pragnienia, z którymi rodzicowi trudno sobie poradzić. Nawet jeśli ma świetny kontakt z dojrzewającym czy dorosłym już dzieckiem. Są to jednak sprawy, o których nikt głośno nie mówi.
Zastanawiam się, czemu temat seksualności osób z niepełnosprawnością intelektualną jest traktowany jako coś bardziej szokującego niż ich samotność, izolacja, brak przyjaciół czy pracy?
Trudno mi wyrokować w tej kwestii, choć oczywiście dużo na ten myślałam i mam kilka własnych, niepopartych żadnymi badaniami teorii. Wydaje mi się, że w ogóle temat seksu ciągle jeszcze budzi w naszym kraju kontrowersje, że nadal nie potrafimy otwarcie rozmawiać o potrzebach seksualnych. Do tego infantylizujemy osoby z różnego typu niepełnosprawnościami, przez co trudno przypisać im potrzeby ludzi dorosłych i traktować ich jak osoby w pełni decydujące o sobie. A przecież potrzeby seksualne wiążą się też z dzieciństwem, o czym praktycznie wcale się nie mówi. Mam więc poczucie, że społecznie lubimy oddzielać od siebie pewne rzeczy, skrzętnie szufladkujemy różne zjawiska, tematy i obszary życia, nie lubimy ich ze sobą łączyć.
Nad czym pracujesz teraz?
Jest parę tematów, które mnie inspirują, ale to dopiero kiełkujące idee. Na pewno największym marzeniem jest debiut pełnometrażowy. Ciągle myślę o pełnometrażowym „Ave Eva”, nie chciałabym jednak, by ten film był rozwinięciem opowiedzianej już historii, ale zupełnie nowym rozdziałem z jej życia. Pracuję nad scenariuszem, ale symultanicznie również nad innymi pomysłami. Zobaczymy, który z nich wygra w wyścigu o debiut.
Agnieszka Nowosielska, absolwentka reżyserii w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach. Wcześniej ukończyła psychologię. Jest autorką licznych krótkich form fabularnych i dokumentalnych, przed „Ave Eva” głośno było o jej filmie „Wyraj”.