1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Vintage – ocalić piękno

Vintage – ocalić piękno

(Fot. materiały prasowe Na Łubinowej, Nihil Novi)
(Fot. materiały prasowe Na Łubinowej, Nihil Novi)
Zobacz galerię 16 zdjęć
Ich sklepy powstały z potrzeby ocalenia pięknie zaprojektowanych przedmiotów. Później pojawiła się chęć utrwalenia ich na fotografiach. Marta Klonowska-Procków, właścicielka Nihil Novi tworzy niezwykłe kompozycje z przedmiotów vintage. Aleksandra Musiał, założycielka sklepu Na Łubinowej, spełnia się przede wszystkim w sztuce komponowania bukietów, które umieszcza w znalezionych na targach staroci wazonach. Obydwa sklepy powstały mniej więcej w tym samym czasie, a ich właścicielki łączy nie tylko podobne podejście do wzornictwa vintage, ale także sposób artystycznego wyrazu.

Moda na wzornictwo vintage idealnie wpisuje się w trend slow life. Zmęczeni masową produkcją, zatęskniliśmy za czymś niepowtarzalnym, za przedmiotami zaprojektowanymi przez wykształconych na akademiach sztuk pięknych twórców. Za (nie)zwykłymi rzeczami z poprzedniej epoki, które różnią się jakością i precyzją wykonania od tego, co dziś znajdujemy w sklepach. Nie każdy ma czas, nie każdy ma „oko” do wyszukiwania perełek vintage na pchlich targach czy internetowych aukcjach. Dlatego coraz chętniej odwiedzamy wyspecjalizowane sklepy, które oferują piękne przedmioty z duszą.

Nihil Novi funkcjonuje na Dolnym Śląsku. Od dziesięciu lat sklep prowadzi Marta Klonowska-Procków, przy wsparciu swojego męża, Tomka.

Kiedy po raz pierwszy pojawiła się myśl o sklepie? Nihil Novi powstało ponad dziesięć lat temu, kiedy skończyło się miejsce w naszym mieszkaniu na gromadzenie kolejnych przedmiotów. Urządzaliśmy naszą przestrzeń polując na dolnośląskich targowiskach i tzw. szrotach. Wiedząc jak świetne rzeczy można na nich znaleźć, nie wyobrażaliśmy sobie, że przestaniemy tam jeździć. Upolowany towar musieliśmy gdzieś upłynnić. Na początku sprzedawaliśmy w jednym ze sklepów internetowych z przedmiotami vintage, po jakimś czasie założyliśmy fanpage na Facebooku.

W tym momencie działacie tylko na Instagramie. Skąd taka decyzja? Jest najwygodniejszy w obsłudze, a co najważniejsze - skraca dystans pomiędzy nami a kupującymi, dzięki czemu wszyscy (przynajmniej mam taką nadzieję) czujemy się w miłym towarzystwie. Nigdy nie staraliśmy się budować społeczności wg instagramowego know-how, ona zbudowała się sama: nasi klienci często przekazują sobie upolowane przedmioty, podpowiadają nam przeznaczenie niektórych z nich, wykazują pełne zrozumienie dla błędów, jakie popełniamy. Zresztą, nie dotyczy to tylko klientów. Mamy wrażenie, że również coraz większa rzesza sprzedawców vintage na Instagramie stanowi wspierającą się grupę osób, grających do jednej bramki, i to nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Na Instagramie publikujemy od poniedziałku do środy (czyli do wyczerpania zapasów z niedzielnych polowań), w godzinach przedpołudniowych, w momentach w których możemy się wstrzelić ze zrobieniem zdjęcia i opisaniem przedmiotów pomiędzy (teraz zwłaszcza) naukę zdalną i zwykłe domowe sprawy.

 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)

 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)
 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)
 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)

Czy widzicie zmieniające się w Polsce podejście do przedmiotów vintage? Na szczęście tak, może nie tyle w kontekście zwiększającego się „ruchu w interesie”, ale przede wszystkim rosnącej świadomości związanej z dobrym wzornictwem i jakością wykonania przedmiotów, którymi się otaczamy. Kiedy startowaliśmy, rzeczy z drugiej ręki, ze szrotów, z lumpeksów, z targowisk stanowiły czwartą ligę. Sporo osób robiło zakupy w takich miejscach, ale chyba bardziej wypadało mieć wazon z Ikei, niż ze staroci lub - o zgrozo - ze śmietnika.

W miarę pojawiania się mody na PRL, miejsc w sieci jak Patyna, Yestersen, „Uwaga, śmieciarka jedzie” a przede wszystkim propagowania wiedzy o designie - swoistej „mody na design”, sprzedawcy vintage złapali wiatr w skrzydła.

Duży wpływ na oswojenie przedmiotów vintage, przynajmniej w przypadku Nihil Novi, miała i nadal ma liczna grupa blogerów kulinarnych, wykorzystująca upolowane rzeczy do zdjęć. Bez wątpienia wpłynęła ona na nasz rozwój poprzez chociażby popyt na ceramikę, której wcześniej nie docenialiśmy tak bardzo jak teraz.

Nie bez znaczenia pozostają także idee typu less waste, kładące nacisk na wykorzystanie rzeczy, które już powstały. Często powtarzamy z przymrużeniem oka, że w rzeczach vintage „co się miało popsuć, już się popsuło”.

Duży popyt ma także wpływ na coraz wyższe ceny, które dyktuje rynek. Zawsze staramy się być po stronie klienta, być może „psujemy ten rynek” niskimi cenami, ale chcemy być dostępni dla szerszego grona odbiorców.

Czy są jakieś przedmioty, które najszybciej znikają ze sklepu? Czy obserwujecie trendy na określone rzeczy? Instagram daje duże pojęcie o tym, co jest aktualnie pożądane w charakterze gadżetu do zdjęć. Chętnie słuchamy naszych klientów i jesteśmy otwarci na sugestie, jak również od zawsze kierujemy się zasadą zaopatrywania Nihil Novi w przedmioty, które dobieramy według naszego indywidualnego klucza.

Na waszym profilu uwagę od razu przykuwają przepiękne kompozycje. Ile czasy zajmuje przygotowanie jednej kompozycji? Na czas przygotowania jednego zdjęcia składa się bardzo wiele rzeczy: światło, praca nad kompozycją, kot buszujący obok czy czterolatek na orbicie. Zdjęcia robię telefonem, tylko przy dziennym świetle, przy ulubionym oknie. Kompozycje robię intuicyjnie, kluczem jest wybór przedmiotów, które chce umieścić na zdjęciu - zazwyczaj kieruję się ich kolorem i fakturą.

Kolor i równowaga są dla mnie kluczowe, na zdjęciach Nihil Novi nic nie jest ułożone przypadkowo. Często staram się zamknąć kompozycję poprzez dołożenie grafiki lub innego zdjęcia (korzystam z Vogue Italia, albumów ze sztuką i książek o fotografii).

 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)
 (Fot. materiały prasowe Nihil Novi) (Fot. materiały prasowe Nihil Novi)

Czy żeby dziś sprzedawać vintage, trzeba znaleźć swój unikatowy styl na wyróżnienie się spośród innych sprzedawców czy tworzenie tych kompozycji wynika z innej potrzeby? Jeśli rzecz jest dobrze zaprojektowana, nie potrzebuje dodatkowych fajerwerków. Zdaję sobie sprawę, że dobre zdjęcie sprzedaje produkt, i bardzo mi miło, gdy ktoś je docenia, ale zawsze mam nadzieję, że po dotarciu w ręce klienta, przedmiot obroni się sam, ostatecznie od niego wszystko się zaczyna i na nim kończy. Nigdy nie dążyłam do własnego stylu na siłę, nie podpatrywałam i nie kopiowałam innych. Nie sądziłam, że kiedyś odważę się to powiedzieć, ale dzisiaj mogę stwierdzić, że tworzenie tych kompozycji to mój środek wyrazu artystycznego.

Na Łubinowej stacjonuje w Łodzi. Od dziesięciu lat sklep prowadzą Aleksandra i Jarek Musiał.

Rozumiem, że na początku kolekcjonowaliście vintage na swój własny użytek. Kiedy pojawiła się potrzeba powołania do życia sklepu i wypuszczenia tych przedmiotów w świat? W pewnym momencie nie mieliśmy na to wszystko po prostu miejsca. Spotykaliśmy na targach staroci rzeczy, które bardzo nam się podobały i chcieliśmy je zatrzymać dla siebie, ale też takie, które były dobrze zaprojektowane i zrobione, ale nie były w naszym guście. Pomyśleliśmy wtedy, że na pewno są ludzie, którzy chcą mieć taki dobry design u siebie w domu, więc będziemy je kupować i dalej puszczać w świat. Chodziło nam po prostu o ocalenie tych rzeczy przed zniszczeniem i przed zapomnieniem.

Wasz sklep istnieje od mniej więcej dziesięciu lat. W tym czasie na rynku pojawiło się sporo publikacji o wzornictwie vintage, blogów, kont na Instagramie. Jak na przestrzeni tego czasu zmieniała się świadomość klientów? Ciekawym przykładem, który pokazuje tę zmianę, jest kolorowe szkło prasowane, które można było kupić na giełdzie staroci za grosze. Teraz nawet bardzo prosta rzecz potrafi kosztować kilkaset złotych. Ludzie zaczęli tego szukać, przekonali się, że vintage z PRL-u jest bardzo dobry. W tamtych czasach nasze produkty eksportowano do Skandynawii, cały świat się nimi zachwycał, a u nas traktowano go po macoszemu. Teraz, gdy pojawia się w naszym sklepie dobrze zaprojektowany przedmiot, który ma piękną formę albo taki, który ma znane nazwisko, to znika praktycznie od razu. Zmieniła się też świadomość osób, które pozbywają się tych rzeczy na targach – one doskonale wiedzą, że vintage jest poszukiwany, ale często brakuje im wiedzy na temat tego, co sprzedają. Kilka lat temu na Rynku Bałuckim można było kupić np. cukierniczkę z Ząbkowic za dwa złote, teraz już nawet tam wiedzą, że wszyscy to skupują i wyceniają to drożej.

 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)
 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)
 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)

No właśnie, czy jest coś, czego szukamy teraz częściej? Kiedy patrzę na nasz asortyment z ostatnich lat, to zdecydowanie najlepiej sprzedają się osłonki do kwiatów i wazony. Od marca to jest jakiś szał. Pewnie dlatego, że zaczęliśmy spędzać tyle czasu w domu i w końcu zainteresowaliśmy się tym, co stoi na naszych parapetach. Sami mamy ponad 170 roślin. Zawsze szybko znikają też filiżanki, dzbanki, czyli różnego typu porcelanowa zastawa.

A czy zdarzyło ci się żałować, że sprzedałaś jakiś przedmiot? Wiele razy. Zawsze przed wystawieniem przedmiotu na sprzedaż, siadam przed nim i zadaje pytanie „czy na pewno chce się ciebie pozbyć?”. Często wracam do zrobionych kiedyś fotografii i na widok jakiegoś przedmiotu zdarza mi się krzyknąć „O mój Boże, dlaczego my sprzedaliśmy ten piękny wazon!” Ale potem od razu sobie myślę, że ktoś się będzie z tego cieszył, będzie tego używał, dlatego mam z tym coraz mniejszy problem.

Od jakiegoś czasu na waszym profilu pojawiają się zachwycające fotografie kompozycji kwiatów w vintage wazonach. Czy to się wzięło z tego, żeby inaczej pokazywać asortyment i wyróżnić się na tle innych sklepów na Instagramie? Jesteśmy z mężem fanatykami kwiatów. Jarek sadzi w naszym ogrodzie rośliny cebulowe, w tym momencie mamy parę tysięcy tulipanów, mieczyków, dalii. Ja z kolei potrafię spędzić cały dzień na układaniu tych kwiatów w wazonach i dobierać im tło, ale nie po to, żeby te wazony sprzedać, tylko żeby zrobić im jak najlepsze zdjęcie. Sprzedaż jest na ostatnim miejscu, mam z tego po prostu ogromną satysfakcję i radość. To bierze się z mojej potrzeby piękna, z tego też wzięło się moje zainteresowanie vintage. Gdyby ktoś mnie poprosił, żebym wybrała jedną rzecz, którą miałabym robić do końca życia, to byłoby to właśnie fotografowanie kwiatów w wazonach. Patrzę na to, co robi konkurencja, ale czuję się w opozycji do reszty, może dlatego, że nie biorę udziału w żadnych targach vintage, po prostu nie ścigam się z nikim. Robię wszystko w swoim rytmie.

 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)
 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)
 (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej) (Fot. materiały prasowe Na Łubinowej)
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze