Prawdziwy sukces możemy odnieść tylko wtedy, kiedy zadbamy, aby nasze plany służyły nie tylko nam, lecz także innym ludziom i światu. Ale jak to zrobić, gdy koncentrujemy się na zaspokajaniu własnych potrzeb i pogoni za zyskiem? Potrzebujemy cnoty świadomości - mówi Wojciech Eichelberger, współtwórca programu Quest.
– Opowieść, która ilustruje ten etap Questu, mówi o polityku, który zrobił karierę, ale skupiony na sobie lekceważył żonę, wykorzystywał seksualnie inne kobiety i stosował własne kryterium uczciwości. Gdy trafił pod sąd i stracił pozycję, zdał sobie sprawę z tego, że krzywdził innych.
– W programie Quest świadomość jest rozumiana jako wyjście poza perspektywę egocentryczną. Dzięki niej zaczynamy widzieć swoje potrzeby, cele i aspiracje w kontekście ich wpływu na nasze bliższe i dalsze otoczenie, a nawet planetę, na której podróżujemy przez kosmos. Chodzi o refleksję nad tym, czy nasze intencje i działania biorą pod uwagę interes całego złożonego systemu, którego jesteśmy częścią. Bo jeśli przynajmniej w jakiejś mierze nie uwzględnimy tego wymiaru naszych przedsięwzięć, może się to skończyć egotyczną obsesją. I mimo satysfakcjonującego przejścia wszystkich poprzednich etapów Questu nasz sukces stanie się gorzki i kruchy. Aby uciec od lęku o jego trwałość, od wątpliwości w jego sens i od wyrzutów sumienia, będziemy tworzyć wielkościową iluzję siebie, której ostatecznym wyrazem jest poczucie się panem, panią świata i ludzi.
– Polityk, którego historię przytacza Quest, po kilku latach pokonał egotyzm i wrócił do życia publicznego. Na pierwszym wiecu powiedział do zgromadzonych: „jestem z wami”.
– W takim oświadczeniu nie chodzi tylko o słowa, ale o głęboką świadomość tego, że nie jesteśmy nikim szczególnym. Politycy często mówią: jesteśmy z wami. Ale to nie znaczy, że naprawdę się tak czują. Wprawdzie odnieśli częściowy sukces, przechodząc przez poprzednie etapy Questu. Zaczęli od pokory, od właściwie postawionych pytań, a potem zdołali uchronić swoje odkrycia i poglądy przed zamachami na ich autonomię. Stworzyli też wizję celów, co dało im wiarę, że podążają we właściwym kierunku. I choć wykrzesali z siebie również odwagę, by zacząć wprowadzać w życie to, czego pragną – nie znaczy to wcale, że automatycznie otwiera się przed nimi kraina świadomości.
Quest definiuje świadomość jako zdolność do widzenia swojego celu, wizji i siebie samego jako jednego z niezliczonych przejawów uniwersalnego procesu nieustającej przemiany i rozwoju. A więc świadomość to zdolność do postrzegania jedności wszystkiego, co istnieje.
Stąd poczuciu jedności towarzyszy bezcenne poczucie skromności i proporcji. Gdy nam tego zbraknie, może zacząć się nam wydawać, iż mamy receptę na zbawienie świata, zaś ci, którzy nie chcą nas słuchać, są godnymi pogardy wrogami dobra, na które my mamy monopol. Taki stan umysłu zapowiada zwykle jakąś awanturę na większą lub mniejszą skalę, nieuchronnie unieważni ona dobro, które miało być przez nas czynione. Wszystkie wielkie przewroty miały taką genezę. Bo gdy ideologom i przywódcom zabraknie prawdziwej, nieegocentrycznej świadomości, to, co miało służyć innym i światu, zaczyna służyć budowaniu ich wielkościowych iluzji.
– To poczucie bycia nadczłowiekiem nie dotyczy tylko polityków. Myślę, że zwiedzeni wagą swoich dokonań zawodowych często lekceważymy dom, dzieci, bliskich.
– To każdemu może się zdarzyć: w domu, w firmie, w partii, w zarządzaniu państwem – gdy nagle wpadniemy w stan umysłu, który nie pozwala nam dostrzec szerszego kontekstu i konsekwencji naszych działań. Kryzys finansów świata, jakiego doświadczamy ostatnio, to rezultat tego, że ludzie odpowiedzialni za rynki finansowe zajęli się wyłącznie pomnażaniem zysku firm, dla których pracowali. Nie byli w stanie dostrzec, że konsekwencje ich chciwości uderzą w końcu w nich samych. Podobnie się dzieje w naszych relacjach z przyrodą. Bezwzględne eksploatowanie Ziemi uderza w nas samych. Jeśli interesuje nas wyłącznie pomnażanie zysków i własne dobre samopoczucie, to znaczy, że nie przeszliśmy jeszcze w Queście etapu świadomości.
– Próbujemy, podobnie jak koncerny, ten brak świadomości łatać raz do roku jakąś formą działalności charytatywnej. Jak sensownie pogodzić dbanie o siebie i o swoje sprawy, chęć wzbogacenia się z perspektywą bycia częścią wspólnoty?
– Wystarczy dostrzec, że jesteśmy elementem ogromnego zintegrowanego mechanizmu. A więc czyniąc coś, co szkodzi temu mechanizmowi, zaburzamy równowagę całości i prędzej czy później – na własnej skórze – odczujemy tego negatywne skutki.
Świadomość jest wnuczką wiary, siostrą autonomii i córką odwagi. To przecież ten rodzaj jednoczącej świadomości jest postulowany jako cel duchowej praktyki przez Kościoły i religie. Ale to nie znaczy, że aby otworzyć w sobie tę wyższą świadomość, trzeba praktykować jakąś religię. Podstawowa jedność wszystkiego, co się jawi, stała się współcześnie centralnym aspektem naukowego opisu świata w kategoriach fizyki i mechaniki kwantowej. Osoby niereligijne czerpią inspiracje do takiego oglądu świata także z głębokiej ekologii i z psychologii transpersonalnej. Ale wystarczy też odwołać się do własnego doświadczenia i dostrzec, że w relacjach z innymi dążenie do zaspokajania tylko własnych potrzeb nieuchronnie prowadzi do cierpienia.
– Cnotę świadomość ilustruje także opowieść o mężczyźnie, który spotkał na ulicy nieznajomą. Zamienił z nią może dwa zdania, a kiedy się rozstali, zrozumiał, że to była kobieta jego życia. Postanowił ją odnaleźć, prawie nic o niej nie wiedząc. I to mu się udało. Czego ta historia ma nas nauczyć?
– Aby odnaleźć to, co naprawdę ważne, musimy wejść w taki stan świadomości, który wykracza poza logiczne myślenie i odwołuje się do intuicji, przeczucia i wiary w to, że wszystkich nas coś łączy. Wtedy możemy bez wysiłku w sposób naturalny doświadczyć tego, co nazywa się jasnowidzeniem. Przekaz jest więc taki: jeśli chcesz osiągnąć ważny cel, np. odnaleźć wielką miłość, musisz przekroczyć egoistyczną perspektywę. Inaczej to się po prostu nie wydarzy. Bohater tego opowiadania musiał obudzić w sobie pokorę, wizję, odwagę i świadomość jedności, by mając tylko jedną niejasną informację, znaleźć kobietę swego życia w wielkim mieście.
– Wszyscy chcielibyśmy odnieść sukces, umieć sięgać do nadświadomości i być szczęśliwi w miłości. Ale nawet jeśli wspólnotowa perspektywa ma być warunkiem szczęścia, to i tak boimy się ją przyjąć.
– Oczywiście, bo ta perspektywa radykalnie zmieni nasz sposób widzenia siebie. Przestaniemy się utożsamiać z egocentrycznym ja – działanie na rzecz innych będziemy przeżywać jako robienie czegoś dla siebie. Dla Siebie przez duże S. Nie jest to więc płacenie raz na rok na cele charytatywne, by uspokoić sumienie. Chodzi o nieustającą świadomość, że cokolwiek zrobimy dla świata, dla przyrody, dla innych, robimy to dla siebie.
– Znam wielu ludzi, którzy powtarzają: dobro do nas wraca.
– Nie jest to jednak wymiana w rodzaju: jak ja ci coś dam, to ty mi coś oddasz. Albo: jak się zatroszczę o las, to będę miał na co patrzeć przez okno i jeszcze myśleć: „to dzięki mnie ten las rośnie”. To byłby egocentryzm i pycha w przebraniu szlachetności. Świadomość w Queście rodzi prawdziwie bezinteresowne działanie.
– Ale chyba nie wymaga ona rezygnacji ze swoich potrzeb?
– Zyskując świadomość jedności, nie mamy poczucia rezygnacji z własnych potrzeb, bo czujemy, że one w ten właśnie sposób najlepiej są zaspokajane. To daje nam spokój, otwartość, budzi zaufanie do ludzi i samego siebie. Lecz prawdą jest, że wielu z nas rezygnuje z siebie, by zyskać miłość, uznanie, akceptację. To nie ma nic wspólnego ze świadomością jedności. Mówiąc inaczej: trzeba nauczyć się kochać samego siebie, aby móc z czasem odkryć, że jest to zarazem kochanie innych. Dlatego świadomość jest dopiero szóstą cnotą Questu. Bo musimy najpierw dzięki pokorze uzyskać autonomię, potem wizję, wiarę i odwagę, poczuć mocno siebie i swoje granice, aby podjąć temat świadomości i doświadczyć jedności wszystkiego, co istnieje. Jak mówią praktykujący zen: aby zbić dzban, trzeba mieć dzban.