Nasze dwie bohaterki dzieli ponad 30 lat, łączy naturalne, holistyczne podejście do urody. Prawie się nie malują. To nie znaczy, że ciało się nie liczy, po prostu dbają o nie inaczej.
blogerka, instagramerka @kobieta.zawsze.mloda
Zmieniłaś całkowicie swoje życie w dojrzałym wieku. Jak to się stało? Co cię do tego popchnęło?
Jedenaście lat temu poszłam na wycieczkę w góry z grupą przyjaciół. Dałam sobie radę, ale to nie była przyjemność, to była katorga. Wtedy postanowiłam, że jak tylko wrócę do Warszawy, idę na siłownię. Chciałam mieć dobrą kondycję, żeby chodzić po górach. To był mój cel. Dlaczego na siłownię? Tylko to przyszło mi do głowy. Pracowałam. Miałam dużo zajęć, wiadomo, rodzina, dom, dzieci, a siłownia była na podwórku, blisko. Wszyscy zasiadali koło 19 przed telewizorem, a ja wychodziłam na siłownię.
A jak to się stało, że przestałaś się malować? Któregoś dnia poszłam do pracy i dopiero w biurze spojrzałam w lusterko i zorientowałam się, że zapomniałam się umalować. Boże, jak źle się czułam! Nie wiedziałam, gdzie się ukryć. Następnego dnia przyszłam i powiedziałam: „No, dzisiaj jestem umalowana”. Okazało się, że nikt nie zauważył braku makijażu poprzedniego dnia. I wtedy pierwszy raz pomyślałam, że coś trzeba z tym zrobić, bo makijaż był pracochłonny i tak naprawdę bardziej podkreślał zmarszczki, niż upiększał. Stwierdziłam, że spróbuję bez. To była pozytywna zmiana. Chodziłam za to regularnie do kosmetyczki, dbałam o cerę. Rzęsy farbowałam henną, robię to do tej pory.
„Człowiek ma dwa życia, to drugie rozpoczyna się, gdy uświadomi sobie, że ma jedno”. Ja nie wymyśliłam tego zdania, tak mówił Konfucjusz, ale czuję, że ono dobrze opisuje moją sytuację. I każdej osoby, która chce coś zmienić.
Może nikt nie zauważył różnicy, bo w pewnym wieku kobiety stają się „przezroczyste”, w makijażu czy bez.
Mężczyźni zawsze będą zwracali uwagę na kobietę. Nie zawsze twarz jest najważniejsza, czasem jest to sylwetka, sposób poruszania się, zachowanie. Czasami tylko piękny uśmiech. Ćwiczenia gimnastyczne tworzą taką otoczkę wokół człowieka – jest silny, sprawny, zadowolony z siebie. Jeżeli tego nie ma, to kobieta rzeczywiście robi się bezbarwna. Jak zeszczuplałam i założyłam ciemne okulary, to faceci się za mną oglądali. Śmiałam się z tego. Nikt na mnie nie zwracał uwagi, jak byłam osobą tęgą.
Irena Wielocha. Strój sportowy Nike, zegarek apple watch (Fot. Małgorzata Popinigis, stylizacja Katarzyna Straszewicz)
Co w takim razie z całym nurtem body positivity i akceptacją siebie?
Ciała nie da się okiełznać. Z niektórymi rzeczami się rodzimy. Ale to nie znaczy, że mamy być grube. Poza tym otyłość wcześniej czy później odbija się na zdrowiu. Jesteś piękna taka, jaka jesteś? Nie! Ja tak naprawdę siebie nie cierpiałam. Jak siadałam na kanapie, kładłam sobie szklankę na brzuchu i śmiałam się, że to takie fajne, ale w duchu wiedziałam, że to jest obrzydliwe. Postanowiłam to zmienić ćwiczeniami, dietą, zmianą stylu życia. Każdy może to zrobić. Kobiety piszą do mnie, że przytyły po menopauzie. Oczywiście, bo łatwiej się męczą, więcej odpoczywają. Ja też ciężko zniosłam menopauzę, ale zaczęłam brać hormony i jest dobrze.
Nie zwalniasz tempa, chodzisz na treningi sześć razy w tygodniu, prowadzisz konto na Facebooku i Instagramie…
Mam 68 lat i to jest mój sposób na życie. Co innego mam robić? Piernik upiec? Możliwe, że uciekam w ten sposób przed starością. Boję się jej. Dlatego cały czas trenuję i stawiam sobie nowe wyzwania.
aktorka, prezeska zarządu Fundacji Małgosi Braunek "Bądź", autorka książki "Holistyczne ścieżki zdrowia"
Orina Krajewska doceniła naturalność po latach eksperymentów między stylem pop a garażowym rockiem. Kolczyki W.Kruk, bluzka LJU JO. (Fot. Małgorzata Popinigis, stylizacja Katarzyna Straszewicz)
Prawie w ogóle się nie malujesz. Tak było zawsze?
Zdecydowanie nie. Dorastałam na początku lat dwutysięcznych, kiedy panowała karykaturalna obsesja piękna. Chłonęłam to wszystko jak gąbka, chciałam eksperymentować. Dodatkowo byłam w totalnej kontrze do rodzinnych wartości, jeśli chodzi o podejście do urody i dbanie o siebie.
W kontrze do naturalności?
Totalnej naturalności. Moja mama miała jeden zaschnięty tusz do rzęs, jeden niemal wykończony róż. To był cały makijaż w jej wydaniu. Do tego lniane ubrania. Chciałam się odciąć od tego wszystkiego. Uległam wtedy trendowi tamtych lat – makijaż na maksa, samoopalacz, solarium, wyskubane brwi. Pamiętam nawet, że eksperymentowałam z tipsami. Szukałam siebie gdzieś w przestrzeni między stylem pop a garażowym rockiem. Przeżywałam też wtedy okres braku akceptacji siebie.
Jak ci się udało przejść do tego miejsca, w którym jesteś teraz?
Na pewno w dużej mierze to przychodzi z czasem, dojrzałością. Przyzwyczajamy się do siebie, ale dla mnie to była i jest także ciężka praca. Od lat jestem związana z terapią, ze świadomym godzeniem się ze sobą. Jest to dla mnie nierozerwalne ze ścieżką prozdrowotną – nasze ciało, umysł i psychika to naczynia połączone. Jeśli chcę siebie akceptować, to muszę o siebie dbać , czyli być zdrowa na każdym poziomie – będę jadła zdrowo, uprawiała regularnie sport, będę korzystała z naturalnej pielęgnacji.
Czytasz etykiety? Wybierasz tylko naturalne kosmetyki?
Tak, sprawdzam składy, ale też nie jestem ekstremistką. Zaczęłam szukać w sobie wyważenia, bo inaczej musiałabym się wyprowadzić na wieś, w głuszę, odciąć się od wszystkich bodźców. Rozmawiałam z przyjacielem moich rodziców, nauczycielem buddyjskim. Poradził mi, żeby spojrzeć na dany problem z perspektywy tego, co mamy do zrobienia w życiu. Niektórych rzeczy nie jesteśmy w stanie potraktować radykalnie. Moją misją jest rozwój fundacji – wpływanie na poprawę systemu opieki zdrowotnej i prozdrowotnej, holistycznej wiedzy wśród ludzi. To zakłada istnienie w pewnych strukturach społecznych, życie w mieście.
Opowiedz w takim razie, co masz na półce w łazience.
To głównie polskie marki, kosmetyki dobrej jakości i robione przez świadomych ludzi. Jestem dumna z tego, że zrezygnowałam z zakupów w sieciówkach. Używam mydeł i dezodorantów marki Purite. Lubię też ich płyn do dezynfekcji rąk, pachnie obłędnie. Bardzo dobrą marką jest też Naturativ czy Fridge. Zamiast perfum używam naturalnych olejków eterycznych, po kropelce. Bardzo długo była to paczula, teraz mam fazę na kadzidłowca. Od przyjaciół, którzy przyjechali z Indii, dostałam olejek z drzewa kadamba. Tradycyjnie używa się go przy rytuałach medytacyjnych, ale tak podoba mi się ten zapach, że zastępuje mi perfumy. Poza tym lubię prysznicowe rytuały – szczotkowanie ciała, piling kawowy Body Boom, czarne mydło.
Przeprowadziłaś całą serię wywiadów do swojej książki i rubryki „Holistyczne ścieżki zdrowia” w magazynie „SENS”. Czy wyniosłaś z nich coś praktycznego dla siebie?
Z każdej rozmowy coś wynoszę. Jeśli coś trafia do mnie na głębszym poziomie, to zaczynam wdrażać to w swoje życie. Chyba najlepiej to widać na przykładzie diety. Pod wpływem rozmów z Kornelią Westergaard, ekspertką w dziedzinie makrobiotyki, czy z Teresą Majewską, która propaguje dietę planetarną, postanowiłam się lepiej odżywiać. Wegetarianką jestem od dawna, ale teraz zrezygnowałam zupełnie z nabiału krowiego i słodyczy. Staram się jeść organiczne, nieprzetworzone produkty. Moja lodówka jest na minimalu, nic nie wyrzucam. Przez kilka ostatnich lat robiłam raz w roku posty Dąbrowskiej, kilkakrotnie stosowałam też głodówkę z syropem Neera. Opinie na temat postów są różne, ale uważam, że jesteśmy generalnie przejedzeni i zatruci toksynami. Post na przednówku istniał w każdej tradycji od tysięcy lat. Zawsze lepiej czuję się po takim detoksie. Organizm jest w równowadze, więc łatwiej wsłuchać się w jego prawdziwe potrzeby.
„Jeśli chcę siebie akceptować, to muszę o siebie dbać, czyli być zdrowa na każdym poziomie” (Fot. Małgorzata Popinigis, stylizacja Katarzyna Straszewicz)
Indywidualność jest ważna, nie musimy wszystkie wyglądać, jakbyśmy zeszły z jednej taśmy. Każdy jest piękny na swój sposób, ale warto słuchać swojego ciała, ono podpowiada, co jest dla nas dobre.