We współczesnym świecie kobieta chce być niezależna od mężczyzny. Jednocześnie jednak pragnie, by mężczyzna zapewnił jej poczucie bezpieczeństwa. – To właśnie jest kryterium, według którego można odróżnić kobietą dojrzałą od niedojrzałej – mówi Piotr Pałagin, psychoterapeuta.
Czy kryzysowi męskości towarzyszy kryzys kobiecości?
Tak, te zjawiska są równoległe, a wynikają z dążenia do równouprawnienia mężczyzny i kobiety. Pytam: „O co chodzi? Że mamy być tacy sami, równi? Czy płeć jest wymysłem? Czy potrzebna jest może trzecia płeć?”. W tym zamieszaniu kobiecość jest dyskryminowana, nie tylko przez państwa, mężczyzn, ale i przez same kobiety. Kobieta nie ma na przykład prawa do spokojnego urodzenia i wychowania dziecka. Mało dzieci się rodzi, bo pracodawca, który ma do wyboru kobietę, która potencjalnie urodzi i taką, która tego nie zrobi, wybierze tę drugą. I kobiety, które mają ambicje, odkładają urodzenie dziecka. I potem przychodzą do mnie po 35 roku życia i mówią, że nie mogą zajść w ciążę. Są ciekawe, co ja o tym sądzę. A ja pytam: „Gdzie pani wcześniej była?”. A one odpowiadają: „Doktorat robiłam. Nie mogłam znaleźć godnego siebie mężczyzny. Szukałam kandydata na ojca mojego dziecka”. Wiem, że jest to skutek cierpienia, przez które ta kobieta przeszła. A teraz próbuje się ratować. Facet ma spełniać jej oczekiwania. Jeśli on deklaruje, że jest z nią, a ona jest sporo po trzydziestce, on musi wiedzieć, że ona chce mieć rodzinę, dziecko i że jest cały zestaw rzeczy, którym teraz należy się zajmować. Jak tego nie wie, jest nieodpowiedzialny. Taka kobieta mnie pyta: „Jak znaleźć mężczyznę, który zapewni mi poczucie bezpieczeństwa?”. I tu dochodzimy do tematu poczucia bezpieczeństwa. Moim zdaniem jest to kryterium, według którego można odróżnić kobietą dojrzałą od niedojrzałej.
Dlaczego?
Kiedy przyjechałem do Polski w 1996 roku i zacząłem przyjmować ludzi, nie mówiłem wtedy jeszcze po polsku, miałem tłumaczkę. Przychodzi kobieta i w pewnym momencie mówi „poczucie bezpieczeństwa”. Pytam tłumaczkę: „Co to jest?”. Skojarzyło mi się to ze służbami specjalnymi, z KGB. A ona odpowiada, że nie, że tu chodzi o to, żeby się nie bać. „Czego?”, pytam. A ona na to: „Życia”. Czegoś tutaj nie rozumiem. Przychodzi następna kobieta i mówi „poczucie bezpieczeństwa”. Następna tak samo i następna. Wszystkie piękne, nic im nie brakuje, ja już jestem zakochany, a one mówią „poczucie bezpieczeństwa”. Myślę sobie: „W zacofanej Rosji żyję i nie wiem, o co chodzi”. Wreszcie podczas tych rozmów, dotarło do mnie, że poczucie bezpieczeństwa to w Polsce takie hasło kobiet. A chodzi w nim o to, żeby rachunki były płacone, a z drugiej ta sama kobieta krzyczy, że chce być niezależna. „Od kogo?”, pytam. „Od mężczyzny”, słyszę. Czyli ona chce być niezależna od mężczyzny, ale to on ma jej zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Jakieś dziwne. Z jednej strony ona musi sobie radzić, a z drugiej ona sobie nie radzi.
Ona sobie tak na zewnątrz radzi, ale kosztuje ją to mnóstwo wewnętrznego napięcia.
Dokładnie. I to jest właśnie ten temat. Jak mówię, że koniec świata powstał wtedy, gdy kobieta poszła do pracy, słyszę: „Pan jest męskim szowinistą, kobiety pan chce wysłać do garów!”. A mnie chodzi o to, że to mężczyzna ma przez naturę zakodowane, że ma walczyć (proszę bardzo, jak ktoś chce, można założyć, że on to ma wmówione). A kobieta ma walczyć?
Nie.
Kobieta jest tą, która pracuje na to, żeby było fajnie, miło, przytulnie. Ma tworzyć miejsce, do którego chce się przychodzić. A dusza mężczyzny ma z tego powodu śpiewać.
Skąd się wziął ten konflikt wewnętrzny polskich kobiet, którego skutkiem jest brak poczucia bezpieczeństwa?
Też się nad tym zastanawiałem. Polska ma trudną historię, przychodzili do was Rosjanie, Niemcy i zabierali ziemię. Mężczyźni nie byli w stanie siebie i was obronić, między sobą też nie mogli się dogadać (niewiele dobrego wam wyszło z tej demokracji, wcześniej Polska była przecież od morza do morza). A trzymały to wszystko kobiety w domu, tę całą polskość. Kto polskość zachował? Mężczyźni? Nie. Kobiety. Wasze poczucie bezpieczeństwa, a raczej jego brak, związany jest z wrogami, którzy chcieli zabrać ziemię. To zawiera się w archetypie. Przyszła rewolucja seksualna, obyczajowa, a przekaz w środku pozostał – musimy się trzymać ziemi, domu. A jednocześnie w nowych czasach słyszycie: „Do przodu, z szablą!”.
Ogromna sprzeczność.
No tak, straszny konflikt się zrobił. Kiedy cię ostatnio facet w rękę pocałował?
Nie pamiętam.
No właśnie. Ja też nie pamiętam, kiedy to robiłem. A popatrz na stare filmy polskie, nawet z lat 50., cały czas „cmok, cmok”. Kiedyś w Polsce to była kurtuazja na porządku dziennym.
I myślisz, że my pragniemy być po rękach całowane?
A pragniecie?
Nie chodzi konkretnie o całowanie w rękę, ale fajnie by było, żeby doświadczać od mężczyzn tej jakości.
Chodzi o okazywanie kobiecie zachwytu. Kiedy kobiety do mnie przychodzą, mówię im: „Boże, jaka pani piękna”. To uszanowanie. Starsze kobiety są podejrzliwe, nie wiedzą, czego ja chcę, może je podrywam. A młodsze rumienią się i nie wiedzą, jak się zachować. Pytam wtedy: „Nikt cię nie chwalił?". A one, że nikt. „Nikt ci nie mówił, że jesteś piękna?. Mówili pewnie, że masz być dumna, dzielna, silna, mądra, myśleć o przyszłości, nie dać się facetowi. O tym mówili. A że jesteś piękna nikt nie mówił”. I teraz, jaki przekaz ma kobieta, kiedy wchodzi w życie?
Że musi sobie radzić.
Masz nie ustępować, masz być niezależna. To nie te czasy. Masz skończyć studia wyższe i to niejedne i z wyróżnieniem.
My to robimy z powodu braku wewnętrznego bezpieczeństwa?
Tak. To jest program. Poczucie bezpieczeństwa związane jest z koniecznością utrzymania rodziny. Nie ma miejsca na miłość, nie ma miejsca na kobiecość. Przychodzi do mnie kobieta, główna menadżerka wielkiej firmy, samochodem takim jeździ, że ja takiego nigdy nie będę miał. Ma męża, ale go nie kocha. Kocha Ormianina i on też ją kocha, ale ma żonę, a Ormianie się nie rozwodzą. Mówię do niej: „Dawaj mi swoją mamusię”. Przychodzi mamusia. Uh, to taka kobieta, która sobie poradziła w życiu. „Ma pani męża?”, pytam. „Jakiegoś tam mam”. „A jest pani szczęśliwa?”. A ona próbuje być inteligentna: „Ja to słowo wykreśliłam ze swojego leksykonu. Dopytuję dalej: „Jak to? Pani nie jest szczęśliwa?”. Odpowiada: „Bo rodzina to jest odpowiedzialność, to jest walka”. „A miłość?”, nie ustępuję. „Miłość i rodzina to są różne rzeczy. Miłość to w kinie, a rodzina to twarde zasady”, mówi. To ja na to: „Córka panią posłuchała. Kocha tego pana, ale to nie jest rodzina. Rodzinę ma, ale nie ma miłości, ona jest grzeczna. Dokładnie wypełniła program, który pani mi tu teraz sprzedała”. Była zszokowana, nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, bić mnie czy uciekać. Powiedziałem jej, że ma zmienić swoje przekonania. A ona krzyczy: „Ma pan wyprostować moją córkę, ona ma być normalna!”. „Pani ma być normalna, ma pani jej powiedzieć – w rodzinie ma być miłość”, mówię jej i słyszę: „Nie, to nieprawda!”. Dziewczyna mi jednak powiedziała, że już rozumie, dlaczego tkwi w tej sytuacji bez wyjścia i nie może zrobić kroku ani w prawo, ani w lewo. To niedojrzałość emocjonalna, którą przejęła od matki. Można być niedojrzałą, niezależna od tego, ile ma się pieniędzy na koncie.
Radzenie sobie z pieniędzmi niekoniecznie oznacza radzenie sobie z uczuciami.
Dobrze jest, jak kobieta nie myśli o pieniądzach. Kiedy kobieta to robi, traci swoją kobiecość. I w tym momencie nie chodzi o to, że ona ma leżeć w buduarze i nic nie robić. (Chociaż niektóre kobiety tak lubią i nie ma w tym niczego złego). Kobieta ma wybierać, wtedy jest wolna. Ale wtedy niedojrzały facet mówi: „A ja co? Mam zasuwać od rana do nocy?”. „A co ci daje poczucie bezpieczeństwa?”, pytam. Odpowiada: „A ja tak sobie marzę, żeby wygrać milion w Toto Lotka a potem siedzieć i nie nie robić”.
Niektóre kobiety też tak marzą.
W przypadku kobiety to nic złego. Taka kobieta ma przyciągnąć sobie mężczyznę, który będzie tak szczęśliwy, że z nią jest, że co ona będzie chciała, to on zrobi i jej zapewni. To lepsza wersja niż Toto Lotek?
Lepsza.
Zastanawiam się często, co ja mam mówić kobietom, żeby to zadziałało w tym kierunku. Żeby kobiety były kobietami, ale żeby nie były zależne od mężczyzn. Bo nie o to chodzi, czy ona pieniądze zarabia, czy nie, czy spełnia się zawodowo, czy nie, czy jest głównym menadżerem firmy, czy pracuje na zmywaku. Po co jej doktorat, jak ona sama siebie nie lubi i tak naprawdę jest małą dziewczynką?
No właśnie, i co mówisz kobietom?
Kiedyś zaproszono mnie na warsztaty dla kobiet prowadzone przez Kasię Miller. „Piotrek, zrób nam superwizję”, powiedziała. „Jaki temat?”, pytam. „Kobiecość”, słyszę. „Matko, co ja tam będę robił!”, wystraszyłem się. Była burza w tym Kazimierzu, światło zgasło, dookoła same piękne kobiety, zapach perfum. No i zaczęły mówić o poczuciu bezpieczeństwa i pokrzyczały sobie o niezależności. W końcu zwracają się do mnie z pytaniem: „Jesteś mężczyzną. Powiedz nam, co sprawia, że chcesz być z kobietą? Po czym poznajesz, że kobieta jest dojrzała”. Zapadła cisza, a ja na to: „Dobrze, powiem wam teraz wielką prawdę. Wyrażenie „poczucie bezpieczeństwa” trzeba zastąpić wyrażeniem „wewnętrzny spokój”. Jak jest ten spokój, nie ma frustracji. Nie ma konfliktu między brakiem poczucia bezpieczeństwa a potrzebą niezależności, nie ma tego lęku. Jest za to pewność swojej kobiecej energii, swojej siły, swojej czakry podstawy. Facet wszystkie skarby odda, żeby z taką kobietą być. Ona wtedy może pracować albo nie pracować, może być królową, a może być nikim, może setkę dzieci urodzić, a może żadnego. Jak ona to w sobie ma, mężczyzna wie, że nikt go nie wykorzystuje. On interesuje kobietę jako on, liczy się jego osobista wartość. Bo ona jest energetycznie samowystarczalna. Może nie mieć kasy, a mieć to poczucie. A może mieć miliony, a nie mieć tego poczucia. Tu chodzi o stan dolnego czakramu, tego poczucia sensu życia na ziemi. Kobieta jest Matką Ziemią, tą żywicielką, ona ma energię, którą może dać mężczyźnie, a on idzie za nią, walczy o nią, macha szablą i zdobywa. Dla niej”.
Mężczyźni nie zdobywają dla siebie?
Jeśli to robią, postępują tak ze strachu. Albo ktoś ich zmusza do zdobywania. I potem siedzą i myślą o Toto Lotku.
Mówisz - wewnętrzny spokój. Jak go osiągnąć?
Kiedy rozmawiam z kobietami i mówię, że chodzi o spokój wewnętrzny, one są tak zdezorientowane jak ja, kiedy słyszę o poczuciu bezpieczeństwa. Tłumaczę wtedy: „Dotykasz ziemi i jest fajnie”. „A co w tym fajnego?”, pytają. „Życie, taki dar niesamowity, ty jesteś wybranką, bo żyjesz”.
A one pewnie na to, że życie to walka. A walka wyklucza spokój.
Tak. Walczyć mają mężczyźni.
Czyli nie kochamy życia.
Spokój to akceptacja tego, co jest. „Przyjmujesz to, co masz?”, pytam kobiety. „Co pan gada, ja nic nie mam”, odpowiadają.
Wewnętrznego spokoju mamy szukać w sobie.
Siedzieć na pupie i głęboko oddychać. To jest bardzo dobra metoda uzyskania wewnętrznego spokoju. Można się modlić, medytować, ćwiczyć jogę. Zatrzymać się. Na jednych z moich zajęć robię ćwiczenie według Gurdżijewa. Ludzie sobie tańczą, gra muzyka, wirują, są w siódmym niebie, a w pewnym momencie słyszą STOP. I trzeba się zatrzymać. Jeśli ktoś może sobie tak stać w spokoju ile tylko chce, to oznacza, że jego myśli, emocje, intencje znajdują się w harmonii. Nic mu nie trzeba, a drugiego ręka boli, noga, nie wytrzymuje, wykrzykuje: „Co ja tu robię na tych głupich zajęciach!”. W tym momencie trzeba na siebie spojrzeć, poobserwować swoje uczucia, odnaleźć drogę do źródła swojego niepokoju. Czasem potrzeba iść z tym do terapeuty.
Czyli praca wewnętrzna.
Spojrzenie w siebie, poczucie swojego ciała. W ciele odbijają wszystkie tendencje duszy. Zadaj sobie pytania: „Co ja tu robię? Na czym polega bycie sobą? Czym się różnię od swojej sąsiadki albo mojej matki? Co ja niosę? Co ja mogę przekazać swoim dzieciom?”. Jest cała masa bardzo prostych pytań. Jak je zadaję ludziom, oni mówią, że są trudne. Tak naprawdę trudno to jest przed nimi uciekać. Odpowiedzi na nie to podstawa, żeby odzyskać spokój, siebie samego. Żeby się nie zdradzać i potem nie mówić, że ja tego nie chciałam, zostałam zmanipulowana, dałam się nabrać. Tak się stało, bo nie masz siebie, nie masz własnego rozumu, serca, zmysłów. Słuchasz tego, co jest mrzonką. Biegniesz za kimś, za czymś, bo nie masz w sobie spokoju, oparcia w sobie.
Reasumując – mamy siedzieć na pupach?
Badajcie siebie całościowo. Siedząc na pupie, dotykając czakramu ziemi, doświadczcie swojej fizyczności, wrażliwości kobiecej, poczujcie wszystkie swoje uczucia. Bądźcie w tym autentycznie, wtedy zniknie strach i powstanie podstawa zdrowego związku z mężczyzną. To nie sztuka, żeby spotkało się dwóch inwalidów, jeden bez jednej nogi, drugi bez drugiej. Razem wydaje im się, że jakoś stoją, ale daleko nie zajdą. Co to za związek? To jest współuzależnienie, sadomasochizm, wykorzystywanie się, nasilanie frustracji. Jak kobieta ma dwie nogi i mężczyzna dwie, bo oboje są dojrzali, to kiedy się spotkają, sto nóg im urośnie i pójdą dokąd chcą. Energia się pomnoży.
Piotr Pałagin, lekarz homeopata, psychoterapeuta, astrolog, seksuolog, doradca biznesu, coach, trener sukcesu. Od 1991 roku pracuje jako terapeuta. Wieloletnie doświadczenie pozwoliło mu opracować zintegrowaną metodę terapeutyczną, która oddziałuje na cztery aspekty człowieka: fizyczny, eteryczny (energetyczny), astralny (podświadomy) i mentalny (świadomy).
Artykuł archiwalny.