Według statystyk rośnie liczba rozwodów, a spada zawieranych małżeństw. Boimy się, że jeśli za pierwszym razem nam nie wyszło, nie uda się i za następnym. Niesłusznie. Szanse na powodzenie są większe, bo znamy już swoje wady i nie wierzymy w bajki. Przeczytaj, jak stworzyć szczęśliwy, dojrzały związek po raz drugi.
„A gdy się zejdą, raz i drugi, kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach, bardzo się meczą, meczą przez czas długi, co zrobić, co zrobić z ta miłością” – pisała Agnieszka Osiecka. A meczą się, bo już wiedzą, że nie zawsze jest tak różowo, jak nam się na początku wydaje. Nic dziwnego, że niektórzy po bolesnym rozwodzie nie decydują się na kolejny ślub i długo zajmuje im, by zaangażować się w kolejny związek. Robią to ostrożnie, nie bez wątpliwości, a często z obawami: „A co, jeśli znów się nie uda?”. Inni jednak ryzykują i znów wkładają obrączki. Tylko czy to na pewno odwaga, czy może raczej dojrzałość i nauka wyciągnięta z własnych błędów?
By uniknąć życia w „trójkącie” – czyli w nierozliczonej starej relacji, jednocześnie budując nową – warto zadać sobie kilka pytań, by sprawdzić, czy stary związek to rzeczywiście rozdział zamknięty, czy może wciąż jest dla nas żywy. Czy straty są przeżyte? Czy są wyrównane? Czy żyjemy według nowego rytmu, czy jednak kultywujemy stare rytuały? Na przykład nadal kupujemy w tym samym sklepie, jeździmy w to samo miejsce na wakacje, wciąż chodzimy do „naszej” kawiarni, bo może chcemy znów go tam spotkać? Czy rozumiemy, dlaczego poprzedni związek się skończył?
– Rozstanie następuje z jakiegoś powodu i ten powód nie tkwi w jednej osobie, tylko w relacji, która wywiązuje się pomiędzy ludźmi. W systemie, który oni tworzą. Dlatego najistotniejsze pytanie brzmi: czy udało mi się osiągnąć stabilizację o własnych siłach mimo poniesionych strat? – mówi Paweł Droździak, psycholog i psychoterapeuta. – Bo przecież takich strat jest mnóstwo. I chodzi nie tylko o sprawy emocjonalne. Jeśli przeżyliśmy rozwód, to przeżyliśmy całkowitą reorganizacje życia. Często inaczej mieszkamy, cały nasz dzień wygląda inaczej, nasza sytuacja finansowa mogła się pogorszyć. Bywa, że podczas rozwodu następuje nie tylko podział majątku, ale i podział znajomych. Część można utracić, szczególnie jeśli związek trwał długo.
A to dopiero pierwszy etap „życia po”. – Po nim może pojawić się kolejny – uprzedza psycholog. – Pojawiają się kwestie typu: czy możemy do swojego środowiska wprowadzić nowego partnera w miejsce starego? Czy zostanie zaakceptowany, czy napotka opór przyjaciół, rodziny lub dzieci z pierwszego związku? To wręcz klasyka serialowa – mężczyzna odwiedza rodziców z nową partnerką, oni uśmiechają się, podejmują obiadem i w jego trakcie opowiadają o wspaniałych wakacjach z tą poprzednią. Żaden związek nie wisi w próżni. To cała sieć społecznych powiązań.
Może być też i tak, że, świadomie lub nie, wykorzystujemy nowego partnera, by dokuczyć temu dawnemu, pokazać mu, jak nam się świetnie powodzi bez niego. – Dlatego tak ważne jest, by po rozstaniu przeżyć jakiś okres samodzielnie – radzi Paweł Droździak. – Przejść przez zaskoczenie, przez czas bólu, smutek, zagubienie, złość – i poczuć własną stabilność. Stabilność na wielu poziomach – emocjonalną, mieszkaniową, finansową, towarzyską, rodzinną, stabilność w roli rodzica. Żeby wejść w nowy związek i mieć w nim szansę na sukces, trzeba poczuć swoje niezależne istniejące „ja”. Jako konkretnej osoby. Bo trzeba jednak uznać fakt, że jeśli coś się skończyło, to nie jest tylko „otwarciem na coś nowego”, ale prawdziwą stratą. Naszym ludzkim prawem jest być przez pewien czas smutnym, mieć trudności, by się w nowej sytuacji odnaleźć, czuć osamotnienie, pustkę i rozpacz. Żałoba nie jest chorobą, tylko właściwą reakcją na to, co realnie się dzieje. Oczywiście, aspekt otwarcia na coś nowego też istnieje i będzie czas, by to dostrzec. Ważne jednak, by niczego nie przyspieszać na siłę.
Trudno, by nasze kolejne związki nie nawiązywały jakoś do dawnych. W końcu to suma doświadczeń sprawia, że czegoś się uczymy, że zmieniają się nasze priorytety. A gdy już pojawi się ktoś interesujący, trudno uniknąć porównań z eks – zwłaszcza jeśli poprzedni związek był długi i dla nas ważny. Jeżeli z byłym mężem chodziłaś co tydzień do kina, a obecny woli dobrą książkę, jeśli tamten był bardzo towarzyski, a ten jest domatorem – na początku możesz niesłusznie wartościować jego zainteresowania. Albo zawężać wybór nowego partnera do cech, których brakowało poprzedniemu: jeśli twój mąż był dusigroszem, szukasz mężczyzn z gestem, jeśli byłaś zakochana, odrzucasz wszystkich przystojniaków, bo nie chcesz znów przeżyć rozczarowania. Myśląc o kolejnym ważnym dla nas związku – mniej lub bardziej świadomie – wybieramy po partnerze raniącym partnera kojącego. To naturalne i zupełnie zrozumiałe. Inna sprawa, dlaczego to robimy. A powodów jest kilka. Liczymy, że kolejny związek będzie jak lek lub plaster na nasze rany. To może być także odruch obronny – czasem w uzasadniony sposób nawiązujący do wcześniejszej relacji. Bo nie da się całkiem uciec od przeszłości, a może nawet nie trzeba całkowicie przekreślać dawnego związku, bo przecież z jakichś ważnych powodów go stworzyliśmy. Był dla nas wartościowy i zawsze będzie już częścią naszego życia. Nabyliśmy w nim jakichś kompetencji potrzebnych do bycia razem. Czy to źle, jeśli szukamy kogoś miłego? Nie, ważne jedynie, by starać się nie robić świadomie takich porównań – każdy z nas jest inny i każda nasza relacja jest inna – warto dać szansę czemuś nowemu, nie oczekując, że znajdziemy to, co wiadome, oswojone, znane, bo możemy stracić okazję na coś równie wartościowego, choć innego.
– Większość ludzi ma naturalną i zdrową tendencję do chronienia swojej struktury przed zmianą – mówi Paweł Droździak. – Jeśli się z kimś rozstajemy, na ogół widzimy przyczynę rozpadu w tej drugiej osobie. Jeżeli dostrzegamy przyczyny po swojej stronie, to raczej na takim poziomie, że dobraliśmy niewłaściwego człowieka, bo byliśmy naiwni. Stąd projektowana zmiana po rozstaniu sprowadza się najczęściej do zmiany zasad selekcji albo do postanowienia o utwardzeniu przyszłej polityki: „Panom lubiącym zakrapiane spotkania dziękuję”, „Żadnych więcej Barbie”, „Z każdą następną osobą konta bankowe oddzielnie” i tego typu składane sobie przysięgi o unikaniu kłopotów. Brzmi nawet rozsądnie, w rzeczywistości jednak to żadna zmiana. Bo to nic nie mówi o samym związku i o tym, jacy w nim byliśmy.
Podobno w kolejnych związkach bardziej się staramy, bo wiemy już, jak łatwo stracić relację, jak wpływają na nią nasze zaniechania lub zaniedbania. Oczywiście są i tacy, którzy do nowego związku poszli po same nagrody, gdyż poprzedni, jak uznali, wymagał zbyt wiele wysiłku. Trzeba było na przykład nad związkiem pracować, bo wygasł już początkowy żar. Ci zaś, którzy wyszli z poprzedniej ważnej relacji poturbowani, z nadszarpniętym poczuciem własnej wartości, bo, powiedzmy, zostali odrzuceni – mogą łatwo wpaść w inną pułapkę i związać się z pierwszą osobą, która zwróci na nich uwagę, okaże zainteresowanie i troskę.
– Może pojawić się niebezpieczeństwo, że zaakceptujemy pierwszego partnera, który nie potraktuje nas jako osobę wybrakowaną, tylko wybraną – uprzedza Paweł Droździak. – I wejdziemy w związek w pozycji kogoś, komu wybaczono niedoskonałość.
Skąd masz wiedzieć, czy tym razem nie popełniasz błędu? Na pewno warto w kolejną relację wejść nie tylko sercem, ale i rozumem. I pamiętać, że żaden związek nie zaspokoi wszystkich naszych potrzeb. Dopóki powodzenia lub niepowodzenia relacji będziemy upatrywać na zewnątrz, czyli np. w partnerze albo teściowej, nie zbudujemy lepszego związku. – Jeśli pojawia się pytanie, czy jest dla nas szansa w kolejnej relacji, to odpowiedź nie leży w żadnym związku, w żadnej nawet najbardziej empatycznej osobie – mówi Paweł Droździak. – Leży w tym, co sami w te związki wnosimy. Bo można odejść od niesatysfakcjonującego partnera, ale nie da się odejść od siebie.
Amerykański psychoterapeuta dr Wayne W. Dyer twierdzi, że dobry związek to taki, w którym każde z partnerów pozwala drugiemu być tym, kim chce, niczego nie oczekując ani nie wymagając. To związek oparty na niezależności, a nie na zależności. Jeśli będziesz o tym pamiętać, nie może się nie udać! A ponieważ do niektórych bardziej przemawiają statystyki, warto przytoczyć wyniki raportu opracowanego dla amerykańskiej Marriage Foundation. Według niego wprawdzie 31 proc. powtórnych małżeństw się rozpada, ale wskaźnik rozwodów pierwszych – to aż 45 proc. Mamy więc 14 proc. szansy. Warto spróbować!
Druga szansa – jak jej nie zmarnować?
1. Rozlicz się z pierwszym związkiem – przeżyj żałobę, uznaj stratę. Bądź samodzielna społecznie, ekonomicznie i emocjonalnie.
2. Odczaruj „wasze” miejsca – upewnij się, że nie ściska cię w dołku w kawiarni, do której zawsze chodziliście, czy na dźwięk „waszej” piosenki oraz że raczej stronisz od miejsc, w których mogłabyś go spotkać.
3. Rozpoznaj i uznaj swoje błędy – to nieprawda, że za rozpad więzi zawsze są w równym stopniu odpowiedzialne dwie strony, ale nadmierne staranie się też może być błędem. Uświadom sobie potencjalne pułapki (np. potrzebę bycia uznaną, dowartościowaną) i popracuj nad tym, by nie szukać realizacji swoich deficytów w kolejnym związku.
4. Poznaj nowego partnera – daj sobie czas, by znajomość się rozwinęła; szybkie wchodzenie w nową relację, podobnie jak szybkie jej odrzucenie, może dowodzić, że kierujesz się głównie emocjami.
5. Nie idealizuj, nie próbuj zmieniać – w dojrzałych relacjach oprócz miejsca dla wspólnych spraw jest także miejsce na autonomię obu partnerów. Uszanuj wolność i odmienność zarówno swoją, jak i partnera.
6. Bądź otwarta i szczera – nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Mów o swoich obawach i lękach, nie zważając na to, jak zostaniesz oceniona i odebrana. Jeśli źle – to lepiej zrezygnować zawczasu, niż potem brnąć w coś, w czym nie czujesz się sobą.
7. Otwórz się na nowe – stwarzaj kolejne rytuały i porządki, nie zabieraj przeszłości do nowego związku.
8. Buduj na pozytywach – nie doszukuj się trudności i przeszkód, choć, oczywiście, nie bagatelizuj ich, jeśli są poważne. Ciesz się towarzystwem drugiej osoby, dbajcie o siebie nawzajem.