1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. „Depresja ma wiele odcieni. Od obojętności przez różne rodzaje smutku po rozpacz” – pisze Michalina Tańska, psycholożka i rysowniczka

„Depresja ma wiele odcieni. Od obojętności przez różne rodzaje smutku po rozpacz” – pisze Michalina Tańska, psycholożka i rysowniczka

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)
Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)
Kultowe już rysunki o uczuciach, publikowane na Instagramie przez Michalinę Tańską, pomagają zrozumieć i uporządkować własne myśli. Zachęcają do troski o siebie, nauki odpuszczania i uciszenia wewnętrznego krytyka. Psycholożka i rysowniczka poszła o krok dalej i właśnie ukazała się jej książka „Uczucia. Nie ma się czego bać”. Autorka – z perspektywy psycholożki, ale również osoby zmagającej się z chorobą afektywną dwubiegunową – opowiada w niej o życiu z depresją i manią. Dzieląc się własnymi doświadczeniami, podpowiada, jak pomóc osobom, które znalazły się w kryzysie psychicznym. Publikujemy jej fragment.

Fragment książki Michaliny Tańskiej „Uczucia. Nie ma się czego bać”. Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego 27 września.

Ambitny plan

Nie lubię pisać o depresji. Nie lubię też o niej mówić. Nie ma w niej nic pięknego, nie ma czego romantyzować. Depresja od pewnego czasu jest dla mnie zadaniowa. Wiem tylko, że bycie szczęśliwym to ambitny plan, ale mimo wszystko plan. Moja terapeutka i mój psychiatra mnie do tego przekonali. Po rozmowie z psychiatrą jest jakoś jaśniej i pewniej, dostaję leki – 10 mg szczęścia na dobry początek, potem 20, następnie mycie zębów, prysznic i zmuszanie się, ciągłe zmuszanie. Pamiętam, jak kiedyś poszłam na siłownię, będąc w depresji. Po dziesięciu minutach na rowerku rozpłakałam się i wróciłam do domu. To trwało tak potwornie długo. Mam wrażenie, że depresja oddałaby wszystko za chwile tryumfu nade mną, a ja jestem mała jak fraszka i nie mogę zrobić nic. Prorokować w depresji jest trudno, bo wszystko zdaje się zmierzać do tego samego końca. Ludzie mówią różnie o depresji. Niektórzy twierdzą, że jest jak głodne miasto, inni, że to ciemność, biel i czerń. Zaciera granice między dniem i nocą. Rujnuje życie, niszczy relacje. Czyni zależnym od innych, kiedy trudno przynieść sobie szklankę wody. Jest jak nietakt, niesmak, niedosyt, obrośnięta w sople zima, zesłanie. Aż w pewnym momencie, po długim czasie, zaczyna robić się jaśniej. Zawsze zaczyna robić się jaśniej i za każdym razem jest to tak samo zaskakujące. I wtedy opuszczam łóżko. Jeszcze tylko trochę, a znowu będę mogła zmieniać świat.

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe) Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)

Pierwszy raz

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz pomyślałam o śmierci. Dzieci pewnie o to pytają, prawda? W późnych latach podstawówki, odwiedzając ojca w szpitalu psychiatrycznym, zaczęłam się nad tym zastanawiać. A że wtedy „produkowałam” wiersz za wierszem, postanowiłam zawrzeć w jednym z nich samobójstwo. W gimnazjum stawałam się coraz bardziej nieszczęśliwa, ale nadal pisałam. Mimo to albo dzięki temu, bo nieszczęście jak dobre paliwo napędzało poezję. Kiedyś przeczytałam na głos mój samobójczy wiersz. Każdy znacząco spojrzał, nikt nie zareagował. Młodzi ludzie są wbrew pozorom bardzo samotni.

Był moment, kiedy dostałam ofertę nie do odrzucenia, którą odrzuciłam. Mieszkałam w małej miejscowości i miałam opcję uczyć się w liceum top of the top, ale byłam zmęczona zarówno wymaganiami z zewnątrz, jak i wymaganiami wewnątrz. A najbardziej byłam zmęczona sobą.

Uśmiech

Moja pierwsza depresja zaczęła się po śmierci taty. Poszłam do średniego pobliskiego liceum, bo już nie miałam siły być najlepsza. Nagle zaczęłam mieć gorsze oceny. Nie wiedziałam, co się dzieje. Na pogrzebie nie płakałam, jestem wszak bardzo smutną osobą z bardzo uśmiechniętą twarzą. Jestem też osobą twardą, która ze wszystkim sobie radzi. Jestem dzieckiem bohaterem, które uratuje swoich rodziców przed każdym nieszczęściem. Uśmiech w depresji jest bolesny, to maska dla obojętności i ogromnego smutku. W pewnym momencie jednak przestałam się uśmiechać. Już więcej nie mogłam.

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe) Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)

Łatwiej uciec niż to przeżyć

Wydawało mi się, że nigdy nie uciekałam. Nie zauważyłam jednak, jak często uciekałam przed samą sobą – przed własnymi emocjami, lękami, przed żałobą. Nie rozumiałam tego, że nigdy do końca mi się to nie uda i to wszystko ostatecznie mnie schwyta. Często z zaskoczenia, bez uprzedzenia. Na początku złapała mnie depresja – moja pierwsza w życiu i niestety nie ostatnia. To był dopiero początek choroby, a ja wciąż twierdziłam, że łatwiej uciec, niż to przeżyć.

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe) Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)

(Nigdy nie) będzie lepiej

Miałam wrażenie, że już nigdy nie będzie lepiej. Owszem, było to wrażenie. Dysfunkcyjne myśli. Zakrzywiona percepcja. Sturlałam się w dołek pozornie bez wyjścia. Do beznadziejnych wyników w szkole doszły zawody miłosne, i to bynajmniej nie takie, w których pucharem było moje serduszko. Jedyne, co mi wychodziło, w moim ówczesnym przekonaniu, to wiersze, które były coraz smutniejsze. Skóra, która czule mnie owijała, stała się narzędziem zemsty, kiedy zaczęłam się samookaleczać. Przez pewien czas płytkie cięcia dawały ukojenie. Potem coraz głębsze przynosiły więcej bólu niż spokoju. To był proces przygotowania, tylko nie chciałam jeszcze przyznać na co.

Smutam

Dni w depresji są czasem bardzo różnorodne. Wbrew pozorom depresja ma wiele odcieni. Od obojętności przez różne rodzaje smutku po rozpacz. W pewnym momencie ta gama emocji staje się częścią tożsamości. Wydaje nam się, że tacy po prostu jesteśmy, a kiedy zaczyna nam się tak wydawać, zdaje nam się też, że już nigdy nie będzie lepiej. Można by rzec: smutam, więc jestem. Do psychiatry trafiłam bardzo późno, bo dopiero po pięciu latach od początku choroby. Na co mi psychiatra? Przecież jestem zdrowa. O ile mi wiadomo, łatwiej mnie zasmucić, niż rozweselić, ale czy to jest powód? W żadnym razie! Po co mi radość i zakwasy na czole? Taka już jestem, że albo żadnych gwałtownych zachowań, albo furia niespotykana. Strategiczne ruchy w relacjach międzyludzkich nie pomagają, i tak wszystko się sypie. A ja zachowuję pozory luzu i trzymam się kurczowo wyobrażonego zdrowia.

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe) Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)

Reklamacja

Nie zawsze było tak, że nie znosiłam tego, jak działa mój mózg. Zdarzyło mi się gloryfikować cierpienie i uważać, że dobra sztuka powstaje ze smutku. Dopiero na piątym roku studiów, podczas jednego ze spotkań dotyczących badań naukowych, dowiedziałam się, że tak być nie musi, ale nie oszukujmy się – skumałam to już wcześniej. Na początku nie wydawało mi się, że problem tkwi we mnie. Etapem pierwszym było: „to ich wina!”. Co nie zmieniało faktu, że za wszystko, cokolwiek działo się na świecie, od zbitej szklanki po inwestycje rządowe, czułam się winna. Poza tym, jak pisałam już wcześniej, w pewnym momencie swojej depresji doszłam do wniosku, że jestem smutna z natury. Kolejnym etapem było zauważenie, że coś tu jest nie w porządku i z moim mózgiem źle się dzieje. No i co? Nie pozostaje nic innego jak złożenie reklamacji albo przynajmniej pójście do terapeuty.

Mój towarzysz

Przywykłam do tego, że boję się wielu rzeczy, ale poza sensownym i mniej sensownym strachem jeden z nich wiódł zdecydowany prym. Była to opinia innych ludzi. Podczas depresji ten stan narastał, w czasie manii pozornie znikał. Lęk wbrew pozorom nie przychodził z zewnątrz. Nie przytuptał do mnie i nie podał ręki. Mój towarzysz na dobre i złe siedział w mojej głowie.

Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe) Ilustracja Michaliny Tańskiej z książki „Uczucia. Nie ma się czego bać” (Fot. materiały prasowe)

Przejebane

Nigdy szczególnie nie przepadałam za byciem sobą. Raczej chciałam być kimś innym. Przeszkadzał mi mój kolor włosów, ich myszowatość i to, że nie mogą się określić, czy są czarne, czy blond. Przeszkadzało mi moje ciało; nawet kiedy schudłam, w głowie wciąż byłam tą grubą dziewczynką, z której śmieją się koleżanki w klasie. Przeszkadzał mi mój wybór studiów, tak mało prestiżowy, bo czemu nie zawzięłam się i nie poszłam na medycynę czy informatykę. To nic, że nie lubiłam matematyki i mdlałam na widok kropli krwi. „Przejebane być sobą”, rzucałam przez zęby do samej siebie. I dalej czasami rzucam.

Pierwszą i ostatnią rzeczą, jaką chciałam zrobić, było nie żyć. Obojętność zniknęła i niestety zaczęłam czuć. Czuję. Co jest w tym nie tak? To, że czuję tylko ból i rozpacz. Wtedy nie wiedziałam, jak prosić o pomoc. Nie wiedziałam nawet, że potrzebuję pomocy. Ta garść tabletek, które wzięłam i przespałam dzień, pozostała niezauważona. Nie miałam już siły na to wszystko, co czułam, a czułam tak dużo. Teraz jest podobnie, ale wiem, jak sobie z tym radzić. A od niedawna nawet lubię to uczucie czucia, bo uczucia są do czucia.

Polecamy: „Uczucia. Nie ma się czego bać”, Michalina Tańska, Wydawnictwo Literackie, premiera: 27 września (Fot. materiały prasowe) Polecamy: „Uczucia. Nie ma się czego bać”, Michalina Tańska, Wydawnictwo Literackie, premiera: 27 września (Fot. materiały prasowe)
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze