Jeżeli często odczuwasz przytłaczające poczucie osamotnienia, prawdopodobnie szukasz sposobów, żeby je zmniejszyć. Jeśli podejmujesz te próby – to znaczy, że starasz się mieć kontrolę nad swoim światem i planujesz działania. Niestety, często w takich chwilach przychodzą do głowy pomysły, które w praktyce nie rozwiązują problemu, a wręcz go nasilają, przynosząc negatywne konsekwencje. Mogą to być koszty emocjonalne (jak poczucie winy), społeczne (prowadzą do wycofywania się z relacji) albo po prostu finansowe. Oczywista zdradliwość tych aktywności polega na tym, że dają chwilową ulgę lub zapomnienie.
Fragment książki Mirosława Brejwo „Oswoić samotność”, wyd. Znak
Przyjrzymy się najczęstszym zachowaniom i reakcjom, które nie są pomocne, a później zastanówmy się, które z nich dotyczą ciebie. To ważne z dwóch powodów.
Po pierwsze, jeśli je zidentyfikujesz, łatwiej będzie ci się ich pozbyć. Dobra wiadomość jest taka, że podejmując inne działania i zmniejszając stopień osamotnienia, będziesz miał coraz mniejszą potrzebę sięgania po nieskuteczne sposoby.
Po drugie, jeżeli w twoim świecie dzieje się dobrze, to rzadziej sięgasz po nieefektywne sposoby regulacji emocji. Kiedy to jednak następuje, może stanowić cenny sygnał ostrzegawczy. Czasem trudno jest szybko zaobserwować własne emocje i to, że zaczyna dziać się coś niepokojącego, szczególnie gdy zmiany są rozłożone w czasie. W takiej sytuacji być może łatwiej wyłapiesz, że coś jest nie tak, monitorując, czy częściej masz potrzebę sięgać po działania z poniższej listy lub podobne (nie jest ona zamknięta).
Dlaczego uciekanie w alkohol lub inne substancje psychoaktywne to kiepski pomysł, prawda? Według badań wiele osób popadających w uzależnienia mierzy się z osamotnieniem. Nie sugeruję, że od razu uzależnisz się od alkoholu czy innych substancji, ale warto zrozumieć, dlaczego jest to ryzykowne.
Główne powody sięgania po alkohol to chęć zmniejszenia dyskomfortu i ucieczka od bieżących problemów. Możliwe, że myślisz: „Jeden czy dwa drinki wieczorem nie zaszkodzą, a poczuję się lepiej”. Faktycznie, przyniosą być może chwilową ulgę, ale twoje problemy i wyzwania pozostaną. Im dłużej od nich uciekasz, tym trudniej będzie się z nimi zmierzyć.
Z czasem picie alkoholu przerodzi się w nawyk, a potem uzależnienie. Wyobraź sobie, że wieczorem czujesz się samotny i sięgasz po alkohol, aby się zrelaksować. Chwilowo zapominasz o problemach, ale następnego dnia budzisz się z myślą: „Nie dziwię się, że nikt nie chce spędzać ze mną czasu”. Kolejny wieczór przynosi ten sam pomysł co dzień wcześniej. Ten cykl może prowadzić do coraz większej izolacji i poczucia samotności.
Oczywiście upraszczam ten mechanizm, aby zwrócić twoją uwagę na problem i zachęcić do autorefleksji.
Innym powodem, dla którego ludzie często sięgają po trunek, jest fakt, że dodaje on odwagi. Pewna ilość alkoholu może zmniejszyć lęk i nadmierną kontrolę, co sprawia, że niektórzy lepiej radzą sobie w towarzystwie. Idealne rozwiązanie dla osób z lękiem społecznym? Niestety, to pułapka. W pewnym momencie poczujesz, że alkohol jest niezbędny, abyś był „wystarczająco fajny” dla otoczenia. Gdy go zabraknie, zaczniesz się wycofywać, co pogłębi poczucie samotności. A przecież celem jest to, żeby czuć się dobrze z innymi, będąc sobą, nawet jeśli momentami to trudniejsze bez używek.
Kluczowe jest zrozumienie, że te „leki” na samotność działają tylko przelotnie i prowadzą do jeszcze poważniejszych problemów w przyszłości. Zamiast szukać ulgi w używkach czy jedzeniu, warto skupić się na długoterminowych rozwiązaniach.
Pamiętaj, że masz kontrolę nad swoim życiem. Nawet jeśli teraz czujesz się samotny, nie brakuje sposobów, aby to zmienić. Zamiast sięgać po używki, spróbuj znaleźć zdrowe metody regulowania emocji. Każdy krok w kierunku zdrowego stylu życia i budowania prawdziwych relacji jest krokiem w dobrą stronę.
Nie tylko alkohol i substancje psychoaktywne bywają przedstawiane jako lek na samotność. Pamiętacie te kadry z filmów, gdy samotna osoba, tuż po rozstaniu, siedzi wieczorem przed telewizorem i je lody prosto z dużego pojemnika? Jedzenie, zwłaszcza słodyczy, może być elementem radzenia sobie z negatywnymi emocjami. Kiedy czujesz się samotny, sięgnięcie po coś słodkiego wydaje się łatwym sposobem na poprawę nastroju. Jednak podobnie jak alkohol, słodycze (i niezdrowe przekąski) nie rozwiązują problemu. Chwilowa przyjemność szybko mija, pozostawiając cię z tymi samymi uczuciami, a często także z wyrzutami sumienia i problemami zdrowotnymi.
Co złego jest w kupieniu sobie czasem czegoś ładnego? Przecież w ten sposób doceniasz siebie – w końcu zasługujesz na coś miłego! Zgoda, gdyby nie kilka zagrożeń, na które warto zwrócić uwagę.
Spędzanie czasu na zakupach bywa interesującą formą ucieczki od rzeczywistości. Nie musisz myśleć o problemach, zamiast tego cieszysz się chwilą przyjemności. Zakupy dają tymczasową euforię i satysfakcję, zwłaszcza gdy uda ci się „upolować” coś w promocyjnej cenie. Czujesz się wówczas dowartościowany i skuteczny. Niestety, ten efekt bardzo szybko mija.
Im więcej czasu spędzasz na zakupach i im więcej rzeczy kupujesz, tym krótsza staje się korzyść z tego płynąca, a negatywne konsekwencje stają się coraz wyraźniejsze. Krótko po dokonaniu zakupu – a może nawet natychmiast – twoje samopoczucie i samoocena mogą spaść, gdy zorientujesz się, że znów wydałeś pieniądze na rzeczy, których nie potrzebujesz.
Dobrym wskaźnikiem problemu może być nie tylko liczba kupowanych przedmiotów, lecz także okoliczności robienia zakupów. Jeśli zauważasz, że robisz zakupy pod wpływem gorszego samopoczucia, samotności czy nudy, może to być sygnał, że zakupy są dla ciebie ucieczką od rzeczywistości.
Wyobraź sobie sytuację, kiedy po trudnym dniu w pracy przeglądasz sklepy internetowe. Każdego wieczoru dodajesz do koszyka nowe ubrania, gadżety czy dekoracje do mieszkania. Czujesz chwilową ekscytację i zadowolenie, ale kiedy paczka przychodzi, euforia znika. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że twoja szafa jest pełna niepotrzebnych rzeczy, a konto bankowe świeci pustkami. Nadal jesteś samotny, a poczucie winy i frustracji tylko to nasila. Czy to także twoje doświadczenie?
Może pomyślałeś: „Mirku, słodycze, alkohol, nadmierne zakupy – no dobrze, ale marzenia też chcesz mi zabrać? Z czego jeszcze mam zrezygnować?”. Odpowiadam: choć spędzanie czasu na marzeniach może być świetnym sposobem na chwilę relaksu, rozwijanie kreatywności czy planowanie przyjemnych rzeczy, okazuje się, że coraz więcej osób ucieka w coś, co nazywamy nieadaptacyjnym marzycielstwem.
Twoje marzenia stają się nieadaptacyjne, gdy poświęcasz na nie zbyt wiele czasu kosztem codziennego życia. Czy zdarza ci się spędzać całe godziny w świecie fantazji, zamiast zająć się obowiązkami? Czy planujesz działania, które w danym momencie są poza twoim zasięgiem, choć wiesz, że powinieneś skupić się na czymś innym? Czy w efekcie masz wyrzuty sumienia?
Określenie granicy między marzeniami nieszkodliwymi a tymi, które mają negatywny wpływ na nasze życie, bywa trudne. Ta granica jest płynna, ale warto ją rozpoznać. To zrozumiałe, że gdy rzeczywistość nie jest zadowalająca, szukamy ucieczki do świata idealnego, nad którym mamy pełną kontrolę. Warto się jednak zastanowić, czy nie oddalasz się jeszcze bardziej od osiągnięcia tego ideału w codziennym życiu.
Po co nawiązywać nowe relacje – co wymaga wysiłku i może się nie udać – skoro ten czas można poświęcić na życie w wyimaginowanym świecie, gdzie wszyscy nas uwielbiają? Marzenia nie wystarczą, jeśli nie zaczniesz działać! Prawdziwe zmiany i satysfakcjonujące życie wymagają aktywnego uczestnictwa w rzeczywistości, nie zaś ucieczki w fantazje.
Nadmierne poświęcanie czasu mediom społecznościowym, zwłaszcza podglądaniu życia celebrytów, to w pewnym stopniu kontynuacja nieadaptacyjnego marzycielstwa.
Co takiego kuszącego kryje się w mediach społecznościowych? Oczywiście ich dostępność i różnorodność możliwości. Cały czas pojawiają się nowe bodźce i informacje, które dają ci poczucie przynależności. Niestety, w praktyce często prowadzi to do unikania naprawdę ważnych, głębokich relacji w prawdziwym świecie. Bo po co, skoro mamy online dostęp do wielu osób?
Możesz mieć poczucie: „Jestem sam, ale chociaż tu czuję, że przebywam z ludźmi – że coś się dzieje”. Warto jednak zwrócić uwagę, czy nie pojawiają się negatywne zjawiska, które nadmiar mediów społecznościowych często ze sobą niesie. Na przykład obserwujemy sztuczny, idealny świat i porównujemy się do niego, co prowadzi do obniżenia poczucia wartości. Nasza samoocena pogarsza się, a my zaczynamy pragnąć przynależności do grupy tych „superfajnych” osób. To błędne koło – im więcej czasu spędzamy w mediach społecznościowych, tym bardziej porównujemy się do innych, co jedynie pogarsza samopoczucie.
Innym ważnym elementem jest poczucie przynależności, które często bywa iluzoryczne. Możesz czuć, że jesteś częścią jakiejś społeczności – czyichś fanów, grupy dyskusyjnej i tak dalej. W praktyce trudno mówić o prawdziwych więziach z ludźmi, których nigdy nie widziałeś na żywo i na których nie możesz liczyć w realnym życiu.
Warto obserwować, jak wiele czasu poświęcasz na media społecznościowe, szczególnie gdy czujesz się samotny. Czy częściej z nich korzystasz, gdy brakuje ci kontaktu z bliskimi? Jak to na ciebie wpływa? Czy nie zaniedbujesz przez to relacji i obowiązków? Balans między życiem online a offline jest bardzo ważny dla twojego zdrowia psychicznego i emocjonalnego.
Potrzeba relacji z ludźmi jest uniwersalna. Jednak liczba relacji, która jest niezbędna do dobrego samopoczucia, to już kwestia indywidualna. Możesz czuć się bardzo dobrze, nie będąc w żadnym związku i mając jedną czy dwie bliskie osoby obok siebie.
Zależy mi jednak na tym, żebyś spróbował odważnie skonfrontować się z pytaniem, czy rzeczywiście nie masz potrzeby relacji, czy może nie pozwalasz sobie na jej wyrażenie, bo nie wiesz, jak ją zaspokoić. Rozumiem, że czasem zaprzeczanie potrzebom, które wydają się niemożliwe do zrealizowania, zmniejsza dyskomfort. Jednak długotrwałe i intensywne zaprzeczanie odbija się na twoim samopoczuciu. Tym gorzej, jeśli nie dasz sobie prawa do zmiany tego stanu rzeczy.
Wydaje się, że to całkiem dobry mechanizm, zwłaszcza jeżeli budowanie więzi od jakiegoś czasu kończy się niepowodzeniem. Możesz dojść do wniosku, że jest ci ciężko, ponieważ nie umiesz znaleźć właściwej osoby albo relacje zupełnie się nie udają. Możesz powiedzieć sobie: „Nie, nie, ja wcale tego nie potrzebuję”. Tylko że… jak to wpływa na twoje samopoczucie? Czy masz wrażenie, że twoja samotność się pogłębia, nastrój się obniża, a poczucie skuteczności wchodzenia w relacje staje się coraz niższe?
To bardzo ważny wskaźnik. Oczywiście, jeżeli przez pewien czas nie byłeś w żadnej relacji, naturalne jest, że próba wejścia w nową może powodować stres. Istotnym miernikiem jest to, czy masz poczucie, że gdy zechcesz, możesz taką relację znaleźć. Bo jeżeli towarzyszy ci duży niepokój i przekonanie, że to niemożliwe, prawdopodobnie raczej się oszukujesz, niż faktycznie tego nie potrzebujesz.
Z drugiej strony, możesz dojść do wniosku, że skoro przez określony czas nie udało ci się stworzyć relacji, to się do nich nie nadajesz. To prowadzi do całej serii błędów poznawczych. Zaczynasz skupiać się na tych rzeczach, które dowodzą, że nie jesteś wystarczająco dobry. Jeśli na przykład nie podoba ci się jakaś twoja cecha fizyczna, ograniczysz się do uporczywego myślenia o niej jako o kluczowej dla nawiązania relacji. Jednocześnie zaczynasz podnosić poprzeczkę warunków, jakie trzeba spełnić, by stworzyć relację.
W momentach dojmującej samotności można dojść do wniosku, że lepsza jest jakakolwiek relacja niż jej brak. Niestety, wchodzenie w związek z osobą, która cię nie szanuje, a co gorsza, stosuje przemoc psychiczną lub fizyczną, w dłuższej perspektywie nie wyleczy cię z osamotnienia. Przeciwnie – pogłębi to poczucie.
Dodatkową trudnością jest wpływ takiej relacji na twój obraz siebie. Kiedy trwa zbyt długo, łatwo stwierdzić, że nie zasługujesz na nic lepszego, nie masz szans na zdrowe więzi, więc powinieneś trzymać się tego, co masz. Zachęcam cię do zastanowienia się, w jakim stopniu dotyczy to ciebie.
Miłość od pierwszego wejrzenia, tworzenie głębszej relacji w ekspresowym tempie i ślub lub wspólne zamieszkanie po kilku tygodniach – to wszystko może wydawać się kuszące, gdy jesteśmy samotni. Jednak takie podejście, choć pewnie czasem się sprawdza, często przynosi więcej problemów niż korzyści. Zamiast budować stabilne więzi, może prowadzić do jeszcze większego poczucia osamotnienia i niepewności.
Pierwszym problemem jest brak czasu na poznanie drugiej osoby. Relacje oparte na powierzchownych uczucia – zamiast głębokim zrozumieniu i wzajemnym szacunku – są bardziej podatne na konflikty i nieporozumienia. Gdy początkowa fascynacja zaczyna mijać, nierzadko okazuje się, że partnerzy mają różne cele, wartości czy oczekiwania, a to prowadzi do rozczarowania.
Nie można zapominać o znaczeniu autonomii. Szybkie zobowiązania powodują, że jedna ze stron czuje się uwięziona lub zdominowana przez partnera. Ważne jest, aby każda osoba w związku miała przestrzeń na rozwijanie pasji, celów i relacji z innymi ludźmi. Zbyt dynamiczny początek może ją ograniczać, co w dłuższej perspektywie negatywnie wpływa na związek.
Przedwczesne planowanie wspólnej przyszłości czasami maskuje głębsze problemy emocjonalne. Osoby, które szybko angażują się w relacje, niekiedy unikają konfrontacji z własnymi lękami i brakami. Zamiast pracować nad sobą i swoimi potrzebami, próbują znaleźć ukojenie w związku, co rzadko przynosi trwałe rezultaty.
„Nie jestem samotny, poświęcam się pracy”. Czy to nie jest tylko wygodna wymówka, aby unikać konfrontacji z własnymi potrzebami? Zgoda, bywają momenty, kiedy konieczne jest intensywne skupienie się na karierze i rozwoju osobistym, nawet kosztem relacji międzyludzkich. Ale czy ten okres ma wyraźnie określony koniec?
Chciałbym zachęcić cię do refleksji nad twoją sytuacją. Czy nie poświęcasz pracy nadmiernie dużo czasu? Czy twoje zaangażowanie nadal odpowiada rzeczywistym celom? A nawet jeśli tak, czy nie warto wprowadzić w życie więcej równowagi?
Może się okazać, że unikasz innych, mniej uregulowanych sfer życia, które są trudniejsze do kontrolowania niż kariera. Nie można wykluczyć, że maksymalne poświęcenie karierze miało trwać kilka tygodni, jednak przez splot różnych zdarzeń i brak bieżącej analizy priorytetów nieoczekiwanie przeciągnęło się na miesiące, a nawet lata. Zastanów się, czy okres intensywnej pracy nie przekształcił się w stały element twojego życia.
Ucieczka w pracę bywa częsta w przypadku osób, które nie są zadowolone ze swoich relacji. Nie tylko tych, które czują się samotne i nie mają z kim spędzać czasu, ale też tych, które nie czują się komfortowo we własnych związkach. Na przykład nie potrafią lub nie mogą w danym momencie zakończyć relacji, starają się więc jak najmniej czasu spędzać w domu, uzasadniając to koniecznością pracy.
Warto powiedzieć o jeszcze jednym aspekcie uciekania w pracę – paradoksalnie zaczyna się ono od tego, że wcale nie czujesz się samotny, ale może do tej samotności doprowadzić. Mam na myśli sytuację, w której masz rodzinę i dzieci, jesteś w związku, zależy ci na zapewnieniu bliskim jak najlepszych warunków. To wymaga funduszy, spędzasz więc w pracy coraz więcej czasu. Pozornie dla dobra rodziny, jeśli jednak trwa to zbyt długo, nawet gdy daje bliskim poczucie bezpieczeństwa finansowego, wasze więzi się rozluźnią. Każdy ma własny świat, nawyki, rutyny i zwyczaje. To często prowadzi do sytuacji, w której po kilku latach zadajesz sobie pytania: „Dlaczego moja relacja jest taka zła? Dlaczego dzieci nie chcą ze mną przebywać? Przecież robiłem to wszystko dla ich dobra i bezpieczeństwa finansowego”.
Zastanów się, czy nie skupiłeś się zbyt mocno na drodze, czyli na zarabianiu pieniędzy i pracy, zapominając o celu tych działań – budowaniu silnych, bliskich relacji z rodziną.