Ćwierć wieku po premierze „Gladiatora” Ridley Scott, wciąż silny w wieku 86 lat, powraca na rzymską arenę, aby zaserwować widzom powtórkę z rozrywki. Znowu są walki w Koloseum i o władzę oraz Denzel Washington w powłóczystych szatach i umięśniony Paul Mescal, ale „Gladiator II” bezlitośnie dzieli publiczność. Czy nowy film faktycznie, jak twierdzą krytycy, tratuje całe dziedzictwo oryginału niczym rzymski legion czy jednak zapewnia satysfakcjonującą rozrywkę? Sprawdziliśmy to.
Od premiery pierwszego filmu minęło prawie ćwierć wieku, a my wciąż pamiętamy scenę, w której Russell Crowe krzyczy do tłumu zebranego w Koloseum: „Are you not entertained?”. „Gladiator” z 2000 roku zgarnął też pięć Oscarów, w tym za najlepszy film i dla najlepszego aktora. Zasłużenie, bo Crowe jako żołnierz, który stał się niewolnikiem, a następnie zbawcą Rzymu, był więcej niż wybitny, a sam film miał wszystko, aby stać się przebojem i zawładnąć zbiorową wyobraźnią, w tym zdrady, intrygi i słynny monolog. Całość zrealizowano natomiast z takim rozmachem, że dziś obraz ma miano kultowego. Czy to samo można powiedzieć o sequelu? „Gladiator II” przekazuje tunikę i bojowe sandały Paulowi Mescalowi w roli szlachetnego wojownika Lucjusza, który ratuje rozpadające się imperium lata po tym, jak demokratyczny „sen o Rzymie” Marka Aureliusza legł w gruzach. To powrót do oryginału i w pewnym sensie... powtórka z rozrywki.
Mija 15 lat od śmierci Marka Aureliusza, a tyrańskie rządy psychotycznych współcesarzy bliźniaków Gety i Karakalli spychają imperium rzymskie w stronę upadku. Lucjusz, odesłany z Rzymu w wieku 12 lat w celu ochrony nieślubny syn Lucilli, siostry Kommodusa, jest rolnikiem w północnoafrykańskiej Numidii i nie ma pojęcia o swoich korzeniach. Ma za to kochającą żonę i jest cenionym przywódcą wojska. Gdy rzymska armia dowodzona przez generała Akacjusza przejmuje jego tereny, a ukochana ginie, a on sam zostaje wzięty do niewoli i wysłany do Rzymu, aby zostać gladiatorem i przeciwstawić się dwóm żądnym podbojów i rozlewów krwi cesarzom. Tam zobaczyć możemy jeszcze więcej walk, zamachów stanu i intryg. Z wściekłością w sercu i nadzieją na lepszą przyszłość Lucjusz musi spojrzeć w przeszłość, aby znaleźć siłę i honor i zwrócić chwałę Rzymu ludowi.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
Kontynuacja jest pod wieloma względami tak podobna do swojego poprzednika, że w zasadzie jest to remake, a nie sequel – echo oryginału wierne jego strukturze aż do przesady. Scenariusz Davida Scarpie („Napoleon”) również czerpie garściami ze znanej historii i podąża za schematem pierwszej części, tak jak Lucjusz nieustannie podąża śladami Maximusa – bohater chce bowiem zemścić się na imperium, które zesłało go na wygnanie, zabiło jego żonę, uczyniło niewolnikiem i gladiatorem. Brzmi znajomo? Obaj wracają do Rzymu w łańcuchach, a Lucilla walczy o odzyskanie ich zaufania (jedna z najbardziej emocjonujących to ta, w której kobieta odwiedza syna w celi).
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
Co więcej, druga część również rozpoczyna się wielką sceną bitwy, a następnie przenosi się na obrzeża Rzymu i do Koloseum oraz daje nam to, czego pragną fani oryginału: walki na arenie, rozlew krwi i intrygi. Do „jedynki” nawiązuje też w dialogach (pojawia się słynna kwestia „w tym życiu lub następnym”) i konkretnych scenach – np. zamiast lirycznego motywu przeczesywania dłonią pszenicy mamy fantazje Lucjusza o życiu pozagrobowym. Takich powtórek jest zresztą cała masa.
Większość postaci ma również swoich odpowiedników z oryginału, np. Lucjusz to Maximus, Geta to Kommodus itd. W miejsce Cassiusa (David Hemmings), mistrza ceremonii na igrzyskach, jest bohater grany przez Matta Lucasa, a Denzel Washington jako Macrinus, były niewolnik i mistrz gladiatorów, odpowiada pamiętnemu Proximo, chociaż jest tak charyzmatyczny, chytry i pełen humoru, że mógłby niemal dostać swój samodzielny film. Jest też Ravi, były gladiator, który służy rannym wojownikom jako lekarz, i jest dla Lucjusza tym, czym Juba był dla Maximusa – zaufanym przyjacielem i powiernikiem.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
W efekcie wszystko, co najlepsze w filmie, to odwołania do oryginału albo elementy przywodzące na myśl poprzednika. To poczucie deja vu nie czyni jednak filmu złym. W końcu „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” to w zasadzie powtórka z „Nowej nadziei”, a mimo to nadal ekscytuje. Po prostu „Gladiator” to niedoścignione arcydzieło. Rozmach filmu był epicki, a postacie – starannie ukształtowane. Sequel to zaledwie cień oryginału – daleki od doskonałości, mniej monumentalny, pozbawiony niezapomnianych kwestii i rzucającej na kolana muzyki, a momentami nawet nieco kiczowaty, ale wcale nie znaczy, że nieudany.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
Produkcja z 2000 roku była po prostu dziełem tak wielkim pod każdym względem – aktorsko, realizacyjnie i produkcyjnie, że ściganie się z nim jest na starcie spisane na straty. Sequel przełomowego widowiska jest ostatecznie solidnym kawałkiem kina. Już wcześniej wiedzieliśmy, że nie ma szans, aby dorównał oryginałowi, ale nadal wyróżnia się na tle innych tegorocznych blockbusterów i zdecydowanie nie jest odgrzewanym kotletem.
Obraz jest jednak momentami nieco niedopracowany, a o pośpiechu, z jakim powstał, mówiła w jednym z wywiadów sama Connie Nielsen: „To, co 25 lat temu zajęłoby trzy godziny, teraz trwa 20 minut”. I to widać. Największą porażką filmu są chyba absurdalne, tworzone naprędce efekty CGI, szczególnie w scenach rozgrywających się w Koloseum, w których widzimy m.in. cały oddział komputerowo generowanych szpetnych małp. Są też nosorożce, rekiny podczas rekonstrukcji bitwy morskiej (Rzymianie naprawdę to robili, jednak obecność rekinów jest dość wątpliwa historycznie) i cała masa innych krwiożerczych bestii. „Gladiator II” ma jednak mistrzowskie tempo najlepszych filmów Scotta, takich jak „Obcy” czy „Łowca androidów”. Czy druga część nas zabawia? Pewnie, ale to nie to samo, co zachwyt pierwowzorem.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
„Gladiator II”: Washington i Mescal robią show
„Gladiator II” dużo zyskuje również dzięki znakomitym wyborom obsadowym. Jeśli chodzi o czarne charaktery: Joseph Quinn („Stranger Things”) i Fred Hechinger („Biały Lotos”) jako kapryśni cesarzowie są zabawnie niezrównoważeni, nieco odpychający i zupełnie niegroźni (zdecydowanie brakuje im dramatycznego nerwu Joaquina Phoenixa), ale za to Denzel Washington, jako były niewolnik i przebiegły mistrz gladiatorów z wybujałymi ambicjami, kradnie każdą scenę, zawstydzając resztę obsady i ostatecznie stając się prawdziwym zwycięzcą tego filmu. Nominacja do Oscara murowana.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
W roli Makrynusa, który chce mieć wpływ na politykę miasta i promować swoje interesy, jest on absolutnie elektryzujący. To zdecydowanie niejednoznaczna postać, a jej spokój i jednoczesna bezwzględność są naprawdę porażające. Jest też Pedro Pascal jako Akacjusz, mąż Lucilli i generał odpowiedzialny za zabicie żony Lucjusza, który jest w gruncie rzeczy porządnym facetem i nie popiera kierunku, w którym zmierza Rzym. Fani aktora mogą być jednak rozczarowani jego rolą i stonowanym występem, który nie robi dużego wrażenia. Z kolei powracająca Connie Nielsen jako napędzana chęcią zemsty Lucilla w końcu ma w sobie pazura, którego brakowało jej w pierwszej części.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
Paul Mescal („Normalni ludzie”, „Aftersun”, „Dobrzy nieznajomi”) jest natomiast niezwykle hipnotyzujący i emanuje podobną siłą i magnetyzmem, co Russell Crowe, który w oryginale dał jeden z najlepszych występów w historii kina. Aktor świetnie naśladuje tę pierwotną męską powagę i zachwyca szorstką szlachetnością. Ma też w sobie dużo uroku zamyślonego mściciela oraz tłumionego gniewu i energii rasowego przywódcy. Przekonuje zarówno na arenie, jak i poza nią, np. w świetnych scenach dialogowych z Macrinusem, Lucillą czy Ravim, ale nie próbuje naśladować Crowe’a, tylko kreuje zupełnie nową postać.
Niektórzy nie zostawiają na filmie suchej nitki, pisząc o wielkim rozczarowaniu („nikt nie czekał, nikt nie potrzebował”), nieścisłościach historycznych oraz błędach logicznych, ale pozytywnych głosów również nie brakuje. Ten spektakl naprawdę da się polubić i część widzów zdecydowanie to zrobiła. „The Guardian” nazwał go nawet „oszałamiającym”, a „The Independent” „kinem przez duże K”.
Nasz werdykt? „Gladiator II” ma pewnego rodzaju energię swojego poprzednika, niezły scenariusz i dobre występy aktorskie, ale pomimo swojej wspaniałości cierpi z powodu wysokiej poprzeczki podniesionej przez pierwszą część. Zgoda, nowy film nie dostarcza tylu emocji, nie ma tak wybitnych aktorów, spektakularnych scen, epickiej muzyki i wielkich monologów, które uczyniły oryginał kulturowym fenomenem i po prostu nie radzi sobie z porównaniami, jednak w gruncie rzeczy to całkiem dobry film, a nawet jeden z lepszych w tym roku: wciągający, fachowo wyreżyserowany, z wielowymiarowymi postaciami i dobrze ilustrujący politykę tamtych czasów.
„Gladiator 2” (Fot. materiały prasowe UIP)
Dramat emocjonalny, wątki społeczne i widowiskowa akcją tworzą ekscytujące widowisko i porywającą epopeję, a twórcy znakomicie mylą tropy i budują napięcie. Do tego Mescal emanuje charyzmą i świetnie sprawdza się w roli cierpiącego bohatera, a charakterny Washington rozświetla każdą scenę i skutecznie napędza intrygę. I chociaż „Gladiator II” nieustannie stąpa po znanym terenie, nie ma to większego znaczenia. Nie zawodzi. Do tego porównania często są krzywdzące, dlatego lepiej nie iść ich tropem i po prostu cieszyć się seansem. Kciuk w górę.
– Czy tak Rzym traktuje swoich bohaterów? – krzyczy po koniec filmu Lucjusz w stronę tłumu. Motyw ten pojawił się już w pierwszej części, gdzie obywatelsko nastawiony senator ostrzegał przed niedocenianiem tłumu, którego łatwo udobruchać chlebem i igrzyskami. – Przyniesie im śmierć, a oni będą go za to kochać – mówił o Kommodusie, który oferował jedynie krwawe rozrywki. – Ludzie są zmęczeni szaleństwem i tyranią – mówi w „Gladiatorze II” Lucilla. Kto z nich ma rację i czy Rzym uda się wspólnie odbudować, to otwarte pytania sequela, na które być może odpowie „Gladiator III”. Jak twierdzi sam Ridley Scott, nad kolejną częścią trwają już pierwsze prace. Cóż, psy szczekają, a karawana jedzie dalej.
„Gladiator II” w kinach od 15 listopada.