Skulone ramiona, napięty brzuch, zaciśnięte zęby – niemal każda z nas ma swój „pancerz”. Nina Czarnecka w swojej najnowszej książce zachęca jednak, byśmy odważyły się go zrzucić i odkryć siłę, która kryje się w szeroko pojętej miękkości. Bo miękkość to nie słabość, lecz supermoc, którą warto poznać i pielęgnować. Książka „Miękko” ukaże się już 15 października, a już teraz publikujemy jej fragmenty.
Przed tobą fragmenty z rozdziału „Nieustający przypływ”. Dlaczego padło na niego? Bo – jak pisze sama autorka – jest on ukłonem w stronę „napiętych” perfekcjonistek. Tych, które zaczynają chorować z nadmiaru napięcia i z powodu „kultury zapie*dolu”. Jesteś jedną z nich? Jak większość z nas… Bo choć wiemy, że powinnyśmy odpoczywać więcej, to nie wiemy, jak to robić. I – co gorsza – często czujemy, że na odpoczynek musimy zasłużyć – w końcu tak wmawiano nam od pokoleń. Jednak, choć systemu najpewniej nie zmienimy, możemy zmienić swój sposób myślenia. Najwyższa pora powiedzieć „dość”, zatrzymać się i pozwolić sobie po prostu być – bez napięcia, uważnie, miękko…
Fragmenty pochodzą z książki „Miękko” Niny Czarneckiej, która ukaże się 15 października 2025 roku nakładem wydawnictwa Znak.
Przypływ, przypływ. Ciągle przypływ. Ocean napiera coraz agresywniej, kąsa plażę, zjadając kolejne paski piachu. Za moimi plecami wyrastają żółte skały. Kiedy woda podejdzie zbyt blisko, nie będzie już gdzie uciekać. […] Nieustający przypływ. Dlaczego nie ma odpływu? Dlaczego nie oczekujemy harmonii? Co się stało z równowagą, z kojącym szumem i rytmem fal, które liżą piach, by po chwili wycofać się w głąb? Dlaczego woda napiera, pożera, pochłania i dusi? Wlewa się zimnem do ust, do przełyku, do płuc. Gdzie podziało się miejsce na bierność? Sprężyna produktywności nakręcona tak, że zaraz pęknie. Serce, które tylko się kurczy, w którym nigdy nie następuje rozkurcz, które tylko dziko tłucze się pięścią w klatce żeber. Wszystko ściśnięte, ściśnięte, ściśnięte. Nie ma czasu na namysł, stan błogiej bezmyślności, chwilę przestoju.
[…]
Męcząca, nieustanna chęć robienia, nadganiania, samodoskonalenia wyżera nas od środka, w końcu zostaje tylko sama muszelka, sam pancerzyk chitynowy, wielkie-małe nic. Wypalamy się w działaniu, wierząc, że kompulsja pomoże nam ukoić skołatane nerwy, a przede wszystkim, że ukoi strach przed chaosem, który zawiera się w życiu. Wierzymy, że jeśli tylko będziemy odpowiednio sprawcze, rzutkie, racjonalne, pracowite, wszystko lub większość tego, co pragniemy osiągnąć, osiągniemy. A kiedy jednak się nie udaje, wchodzimy w tryb nadąsanej ofiary wyrzucającej sobie, że oto nie wyspała się tak, jak sobie pościeliła. […] Nowy dzień, nowa ja. Nowy tydzień, nowa ja! Jeśli tylko będę bardziej pozbierana, szybsza, perfekcyjna, nikt nie zauważy, jak bezradna jestem. Im więcej chaosu jest w moim życiu, tym bardziej staram się go kontrolować. Świadomie kształtować mój los, przycinać, modelować, formatować. Tylko szczęśliwa jestem coraz mniej. Mniej czuję i mam mniej przyjemności. Puchnę, zbieram limfę, sztywnieją mi ramiona i mrówki przechodzą pod prawą łopatką. Kiedy się boję, zaciskam zęby. Układam plany, listy zadań, prowadzę kalendarz. Czasem tylko gapię się w niebo i dziwię się, jak to w ogóle możliwe, że gwiazdy rodzą się i umierają, spadają bez mojej woli i udziału. Jak to jest, że kiedy śpię, nie zapominam oddychać? Jak to możliwe, że moje włosy i paznokcie rosną, wiosną do życia budzą się kwiaty, a ocean w rytm własnego oddechu cofa się i pojawia na plaży zupełnie bez mojej kontroli? Prastare sekwoje, kwitnące wiśnie i nawet mój ukochany kasztanowiec radzą sobie bardzo dobrze beze mnie. A jednak nie potrafię puścić i choć na chwilę się zrelaksować.
Kobieta wypoczęta to wynalazek nowoczesności. Figura, do której aspirujemy. Rewolucyjna myśl wypisana czerwonym sprejem na wnętrzach powiek: jak by to było chociaż raz być kochaną i docenianą za to, że po prostu jestem, a nie za to, jak produktywna, przydatna i pomocna mogę się stać? Wypoczynek kojarzy się z luksusem i we współczesnym świecie może nim jest, może dzieli nas na klasy, a może sprawy nie są już tak proste, bo „kultura zapierdolu” nie oznacza dziś dwóch niskopłatnych etatów, opieki nad starszymi rodzicami, zatłoczonych miast z „apartamentami” o powierzchni piętnastu metrów kwadratowych i małym, ciemnym oknem na ścianę sąsiada. Kultura zajętości obejmuje dziś również doskonalenie ciała i umysłu, rozwijanie kompetencji w stale zmieniającym się świecie, zanieczyszczenie naszych miejsc zamieszkania spalinami, światłem i hałasem, a przede wszystkim technologię, która sprawiła, że brakuje nam sensorycznego odpoczynku. Dziś wszyscy jesteśmy niewolnikami na pasku postępu.
[…]
Wygląda jednak na to, że nasze stare mózgi nie najlepiej radzą sobie z natłokiem obowiązków i bodźców, żyjemy zatem w nieustannej reakcji stresowej, która się nie kończy. Reakcja organizmu jest dokładnie taka sama jak przy fizycznym zagrożeniu z przeszłości, mimo że nie goni nas dziki pies, nie osuwamy się z urwiska, nie pędzi na nas rozpędzony samochód, po prostu szefowa robi krzywą minę, dziecko guzdrze się rano i znów jesteście spóźnieni, przyjaciółka się obraziła, w domu jest bajzel, a telefon pospieszająco brzęczy w kieszeni płaszcza. Te małe stresory, choć nie są śmiertelnym zagrożeniem, napinają nas i wprowadzają w reakcje stresowe tak samo jak te duże, tyle że nie mijają. Co to dla nas oznacza? Zaburzenia metaboliczne, poczucie wyczerpania, zaburzenia pracy tarczycy czy cyklu miesiączkowego, utratę motywacji, niepokój, nadmierną drażliwość i czujność, zaburzenia trawienia, napięciowe bóle mięśni, problemy ze snem i regeneracją.
Może zamiast wyobrażać sobie kobietę wypoczętą jako kobietę, której życie jest lekkie i pozbawione problemów, powinnyśmy wyobrażać ją sobie jako kobietę zdolną do samoregulacji? Nie myśleć o stanie zrelaksowania i rozluźnienia jako fanaberii na miarę wizyty w SPA, a traktować go bardziej funkcjonalnie. I choć to prowadzi nas znów w objęcia produktywności czy zysku, warto w kapitalistycznym świecie zadać sobie pytania: czy mogę się bawić, kreować, kochać, spać, wychowywać, tworzyć, trawić, regenerować tkanki swojego ciała, kiedy jestem w reakcji stresowej? Czy mogę te wszystkie rzeczy robić z miejsca sztywności i napięcia, tak jakbym realnie cały czas nosiła na sobie ciężką i twardą zbroję? Odpowiedź wiodąca ku pełniejszemu, bardziej soczystemu życiu wydaje się z tej perspektywy oczywista.
Wszystkie wiemy, że powinnyśmy odpoczywać więcej, ale nie sądzę, żebyśmy kolektywnie wiedziały zarówno jak odpoczywać, jak i co nas męczy. Nie zawsze potrafimy połączyć stan, w którym się znajdujemy, z rodzajem zmęczenia i dostosować do niego pomysł na odpoczynek. Każdy dzień wysysa z nas siły, ciągle jest coś do zrobienia, jesteśmy rozdrażnione, zirytowane, w ciągłym pośpiechu, a jednak tak często zamiast odpocząć, nieświadomie wciskamy gaz do dechy.
[…]
Postanawiam zderzyć moje obserwacje z pracy z obserwacjami Pauli Radziszewskiej. Pytam ją o rodzaje zmęczenia i rodzaje odpoczynku. – Zmęczenie to informacja, sygnał od nas dla nas, warto go więc wysłuchać i przeanalizować. Problem w tym, że trudno to zrobić, gdy wpadamy w kolejne „co dalej?”. W pośpiechu sięgamy po to, co wydaje się dostępne i „dobre”, a nie po to, czego naprawdę potrzebujemy. Jeśli chcemy świadomie i prawdziwie odpoczywać, warto zacząć nie tylko od stworzenia przestrzeni w kalendarzu, ale też od krótkiej pauzy w codzienności. Chwili, w której obejmiemy i zaakceptujemy to, co w nas zmęczone. Bez tej świadomości trudno będzie cokolwiek zmienić. Możesz mieć pięcioetapowy poranny rytuał, który w mediach społecznościowych gwarantuje wypoczynek, ale jeśli twój sposób odpoczynku nie pokrywa się z rodzajem twojego zmęczenia, to niewiele zmieni nawet najlepsze „5 sposobów na…”. Pauza, o której mówię, daje przestrzeń, by zauważyć, jaki rodzaj zmęczenia odczuwasz, i dobrać odpoczynek do aktualnych potrzeb, które swoją drogą mogą się zmieniać. Dlatego codzienne zatrzymania są tak ważne. Może zamiast masażu, jogi czy spotkania z przyjaciółką – wszystko to może być świetnym odpoczynkiem! – bardziej potrzebujesz po prostu nie musieć nigdzie być na konkretną godzinę, nie planować, nie organizować? Jeśli jesteś poznawczo i decyzyjnie przeciążona w pracy czy w domu, może bardziej niż kolejne atrakcje pomoże ci zwykły spacer bez celu? Może zamiast dociskać się intensywnym treningiem, który lubisz, ale ciało jest już wykończone, lepiej wybrać łagodniejszą praktykę, która pozwoli się wyciszyć? A może wcale nie musisz anulować spotkania z kalendarza, tylko zostawić sobie „margines” czasu przed i po nim, żeby złapać oddech? Dobrze mieć cele i dyscyplinę, ale warto mieć też luz w podejściu do nich. Dobrze jest też pamiętać, że nie zawsze będzie czas na „pełnowymiarowy” odpoczynek i wszystkie jego rodzaje czy etapy. Ale nie o to też chodzi. Małe zmiany potrafią zrobić ogromną różnicę.
Rok temu postanowiłam przestać się spieszyć. Kiedy tylko mogę, świadomie zwalniam. Zamiast obijać się o meble w biegu, zalewać herbatę, odpisując na maile i ścierając nogą podłogę, wybieram skupienie na jednej czynności. Jeśli mogę nie biec na tramwaj – nie biegnę. Kiedy inni przesiadają się trzy razy w komunikacji miejskiej, by zaoszczędzić na trasie siedem minut, ja jadę dłużej, ale jednym środkiem komunikacji. Nie truchtam. Nie biegam. Nie spinam pośladków na przejściu dla pieszych. Przy kasie samoobsługowej działam wolno, za to metodycznie i sprawnie. Nie daję się złowrogim pomrukom zza pleców. Ograniczyłam nerwowe ruchy do niezbędnego minimum i twardo zabezpieczyłam granice wszelkiej maści nagabywaczom, którzy słownie mnie szturchają, że mogłabym szybciej.
[…]
Nie chcę być bohaterką. Zaharowaną na śmierć heroską. Kobietą, która przetrwała. Nie boję się ciężkiej pracy ani samodzielności, ale życie w nieustannej reakcji stresowej nie powinno być dobrowolnym ani tym bardziej gloryfikowanym wyborem. Jeśli nie dotyka nas kataklizm, wojna, przewrót ustroju, osobista tragedia, po co ustawiać sobie przetrwanie za cel? Ja chciałabym rozkwitnąć. Zaowocować. Chciałabym zmięknąć, podzielić się moją miękkością ze światem. Mam dość walki i zaciskania pięści i zębów.
[…]
Za naszego życia najpewniej nie uda nam się zmienić systemu, ale możemy zmienić swój własny system. Swój sposób myślenia. Wyślizgnąć się z więzienia perfekcjonizmu, wiecznej młodości i trzymania wszystkiego w garści. Być może nie trzeba pytać systemu, czy pozwoli nam odpocząć. Może musimy zapytać się same siebie: Czy zniosę ból bycia ocenianą jako leniwa i samolubna? Czy mogę mieć brudno w domu? Czy mogę być wystarczająco dobrą matką, partnerką, córką? Czy zniosę ból, że to się komuś nie spodoba? I czy w tym bólu i niewygodzie stanę za sobą i zobaczę, że tego dnia siebie wybrałam – nie czekając na pozwolenie, nie przejmując się opiniami innych, pozwalając sobie na autentyczność. Taka teraz jestem. Odpocznę.
[…]
Poddaj się, poddaj się. Puść. Bez puszczenia nie ma przepływu, nie ma tańca. Przestań wszystko tak zawzięcie kontrolować, projektować, dopinać na ostatni guzik. Daj sobie na chwilę spokój ze sprawczością i próbą osiągnięcia perfekcji. Piszesz te swoje scenariusze, napinasz się, a potem je odgrywasz, jakby to była próba, tymczasem jest to artystyczna improwizacja. Puść. Lekko. Leciutko. Bądź jak wodorost kołysany morskim prądem, którego falbaniaste ramiona podążają za wodą. Kołysz się i czuj. Zanurz w obecnej chwili. Rozluźnij. Wyjdź z roli. Porzuć scenariusz. Pozwól szczękom rozłączyć się na milimetr. Nie zaciskaj. Rozluźnij skórę głowy, wyobraź sobie, że przestaje tak kurczowo opinać łodygi włosów, oddycha zrelaksowana. Prześledź napięcia w ciele. Zrób tam wdech, a potem głęboki wydech. Jeśli możesz – westchnij. Pozwól życiu dziać się przez chwilę, niech opowie ci historię, niech cię zauroczy, zaskoczy. Strać na chwilę czujność, ale nie trać czułości. Obserwuj i zachwycaj się wszystkim, jakbyś doświadczała tego po raz pierwszy. Zieleni liści, tańca, wiosennej burzy. Otwórz się i daj się prowadzić. Poddaj się. W świecie robienia, emitowania, akcji przez chwilę stań się odbiornikiem. Wchłaniaj wszystko, rób z tego później dobry użytek. Poznaj siebie. Muskaj światłem własnej uważności aksamitne cienie, wydobądź z nich skarby i zranienia i integruj je. Jesteś silniejsza, niż myślisz, nie jesteś mięczakiem, więc porzuć swój pancerz.