Co wpływa na seksualność u mężczyzn? Jak pomóc mężczyźnie, który oddziela seks od uczuć? Co wspólnego ma z tym jego matka? I jakie znaczenie dla przyjemności w łóżku ma wielkość i kształt penisa – wyjaśnia Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta.
Jak będziemy mówić: penis, fallus, członek?
Wymieńmy od razu całą gamę: wacek, koń, kutas, ptak, pała, drut, fiut, ch...j. Nazwotwórcza płodność odniesiona do męskich genitaliów przewyższa tę związaną z kobiecym kroczem. Ale też ile nazw, tyle problemów ujawnia się w trakcie psychoterapii psychogennych zaburzeń potencji i płodności. Pierwsze pojawiają się już w łonie matki. Męski płód bywa zalany taką ilością kobiecych hormonów, że trudno mu stać się mężczyzną. Zwłaszcza gdy matka pochłania kurczaki i inne przemysłowo produkowane mięsa, naszpikowane hormonami. Naukowcy znajdują coraz liczniejsze dowody na to, że nadmiar żeńskich hormonów w środowisku może stanowić powód narastającego zjawiska braku jednego jądra i nieschodzenia jąder do moszny u męskich niemowląt. Wzrasta też u chłopców występowanie stulejki – zwężenia napletka uniemożliwiającego swobodne wysuwanie się żołędzi.
Chłopiec może więc mieć tylko kilka lat i już dwie traumy.
Często dochodzi do tego zawstydzanie wzwodu. Mali chłopcy tak mają, że jak jest im ciepło i bezpiecznie, to miewają wzwód. Zdarza się to męskim niemowlakom w trakcie karmienia piersią. Niestety, wiele niedoświadczonych matek reaguje na to nawet obrzydzeniem. Chłopiec może usłyszeć, że jest „małym świntuszkiem”, że „tak się nie robi”. Warto więc wiedzieć, że wzwód u chłopców przed fazą pokwitania nie ma nic wspólnego z seksem. Najlepiej tego nie zauważać. Uznać za wyraz zadowolenia i błogości. Ale nie koniec na tym. Zawstydzony, niepewny siebie, zagrożony utratą więzi z matką chłopiec może mieć trudności z kontrolą zwieraczy, pojawią się nocne moczenie i poczucie winy. Na domiar złego nierzadko towarzyszy temu odrzucenie przez rówieśników. Kolejny powód do wstydu – chłopiec dojrzewa i pojawiają się nocne polucje. Ten naturalny etap psychofizjologicznego rozwoju jest napiętnowany samą nazwą: zmaza nocna. Jak w tej sytuacji poradzić sobie ze sztywnymi od zaschniętej spermy spodniami od piżamy i prześcieradłem?
No i kolejny wstyd?!
Dlaczego akurat matka ma się pierwsza dowiedzieć o tym, że jej mały misio mógłby już zostać ojcem? Od reakcji matki i ojca wiele zależy w życiu przyszłego mężczyzny. Najlepiej byłoby z tego zrobić małą uroczystość inicjacji w męskość. Tym bardziej że nabywanie dojrzałości seksualnej przez chłopca bywa obarczone lękiem przed zmianą relacji z matką („Przestałem być dla niej dzieckiem”) i byciem wypędzonym ze stada przez zazdrosnego ojca („Stałem się rywalem ojca”). Jeszcze większy lęk i poczucie winy związane z ojcem może powodować opiekuńcza odpowiedź matki na seksualne potrzeby dojrzewającego syna. Wszystko to razem może też zainstalować w psychice negatywny stosunek do własnej seksualności. A wtedy wyparta młodzieńcza seksualność staje się działającym znienacka demonem. Ciśnienie popędowe robi jednak swoje i chłopiec odkrywa autoerotyzm. Najbezpieczniejszy (w naszej kulturze) sposób redukowania seksualnego parcia, graniczący z obsesją.
Ale jakże kochać się z demonem?
Z demonem trzeba walczyć. To więc, co mogłoby być pomocne w asymilowaniu chłopięcej seksualności, czyli autoerotyzm, zamienia się w autoagresywny, samokarzący samogwałt. Gwałci on wtedy samego siebie, traktując wrażliwe – stworzone do miłosnego kontaktu z innymi – części ciała jak wroga. A wewnętrzny konflikt i sprzeczne uczucia nasilają się tylko, bo ów wróg dostarcza mu przyjemności i ulgi. Ten konflikt rozwiązuje jeszcze większym wyparciem: „To nie ja, to on/ona/szatan to ze mną robi wbrew mej woli”. W ten sposób hoduje demona, z którym podejmuje walkę. Tymczasem grzech/zło i cierpienie rodzą się tam, gdzie nie dociera promień uświadomienia, że żyjemy w sidłach samopotwierdzającej się przepowiedni zła. Ot, i cudowna seksualność zostaje odrzucona jako coś brudnego, nad czym nie ma kontroli. W ciele i psychice utrwala się konflikt: genitalia sobie, serce sobie.
Niektórzy artyści, tacy jak np. Andrzej Wróblewski, malują ludzi pokawałkowanych traumą. I chłopak, o którym mówimy, też jest nią pocięty – tu seksualność, a tu serce – nim pozna kobietę. Zgaduję, że pierwszy raz będzie trudny?
Bo jak ma kontaktować się z drugą płcią sprawnie seksualnie i w sposób ludzki? Tym bardziej że chłopak zaczyna przeżywać zadziwiające dla niego samego stany. Na widok – a nawet samo wyobrażenie – atrakcyjnej dziewczyny miotają nim gwałtowne fizjologiczne reakcje: ma wzwód, wali mu serce, miękną nogi, a czasami dochodzi do spontanicznego wytrysku. Doświadcza jednocześnie upokorzenia utraty kontroli nad sobą i paraliżującego zachwytu. Nie mając żadnej wiedzy ani wsparcia dorosłych, osamotniony i upokorzony ogromnym kosztem, stara się wyprzeć ze świadomości cały ten bałagan. Często zamienia go w agresję i pogardę wobec istot, które wzbudzają w nim tak trudne stany.
Ale bywa też, że próbuje seksu.
Nie ma innego wyjścia, ale robi to w stanie wewnętrznego konfliktu i często odurzając świadomość alkoholem albo dopalaczami, marnuje niepowtarzalną okazję przeżycia świadomej, podłączonej do serca inicjacji. Dlatego inicjacja bywa najczęściej szalona, chaotyczna, byle jaka – pozostawia niedosyt i niesmak. Tu znowu pojawia się samospełniająca się przepowiednia: „Skoro tak kiepsko się czuję, to z pewnością zrobiłem coś złego”. Dlatego tak często inicjacja seksualna jest dla obu stron porażką. Na ogół większą dla chłopców i mężczyzn niż dla dziewcząt. Bo skonfliktowana męska seksualność i związane z nią trzymanie rąk z dala od własnych genitaliów konserwuje ogromną nadwrażliwość całego układu. Wtedy wystarczy jeden dotyk dziewczęcej dłoni, by spowodować ejakulację.
Pojawia się ona często również u mężczyzny, gdy ten chce szybko zakończyć sytuację powodującą podświadome wyrzuty sumienia: „Skoro już robię coś złego/nieczystego, to niech to trwa jak najkrócej”. No i znów wstyd i upokorzenie, zwłaszcza gdy rozczarowana partnerka wykpi, pogardzi.
Oglądanie pornografii i autoseks nie pomagają?
Nie. Nie pomagają przygotować się do inicjacji, bo nasilają kompleksy i tworzą fałszywe wyobrażenie seksualnej relacji. Jak się ma czuć chłopiec ze swoim niezaprawionym w miłosnych bojach, przewrażliwionym siusiakiem, oglądając niesłychane egzemplarze męskiego przyrodzenia i ich niewyczerpaną wytrwałość? A w dodatku seksualna akcja owych zawodowców trwa kilkadziesiąt minut. Jak sprostać takim wzorcom?! Lecz najbardziej szkodliwym elementem pornograficznej edukacji jest wyzucie seksu z kontekstu emocjonalnej więzi pomiędzy partnerami. To dehumanizujący, degradujący wzorzec, który młodzież z braku innych uznaje za słuszny. Z drugiej strony – dla dorosłych, acz niedojrzałych mężczyzn pornografia staje się łatwą ucieczką od ryzyka i trudu, jakie niesie realna relacja z kobietą.
Zapytam: co złego w seksie dla seksu? Musi być miłość?
No dobrze, nie ustawiajmy poprzeczki tak wysoko. Ale nie uciekajmy też od prawdy, że seks w dojrzałej relacji miłosnej ma najwyższą jakość i głębię. A po seksie całkowicie pozbawionym uczuć i więzi pozostaje kac, niesmak, poczucie samotności i straty. To nasze serce – nadużyte, pozbawione głosu i prawa decyzji w sprawie tak ważnej jak seksualna bliskość – nie daje nam spokoju.
Do niedawna kobiety ograniczały wyniesioną z czasów uganiania się po dżunglach i sawannach męską skłonność do rozsiewania nasienia gdzie się da. Stały na straży wejścia do świątyni Afrodyty, w której serca, ciała i dusze partnerów w seksualnym akcie łączyły się w jedność. Żaden mężczyzna nie mógł tam wkroczyć z zamkniętym sercem i nieobecnym duchem. Chyba że prosił o ratunek gotów za to zapłacić. Ale dziś już kobiety same są skłonne rozsiewać swoje jajeczka, wysyłać je do ich banków.
Dzwoni do mnie 26-letni znajomy i mówi, że pierwszy raz w życiu nie miał wzwodu, bo się zakochał.
Powodem bywa nieświadomy lęk przed zaangażowaniem serca w relację seksualną z kobietą. To objaw psychicznego rozszczepienia. Powtórzmy: by móc podłączyć genitalia do serca, trzeba najpierw mieć te genitalia uświadomione i zasymilowane, uznać je za pełnowartościową część siebie. Wielu mężczyzn zmaga się z tym latami. Dlatego realizują swoją seksualność na seksportalach lub w seksklubach, będąc jednocześnie w białych miłosnych związkach, w których kiedyś poczęli dzieci, a potem zaprzestali aktywności seksualnej. Ich pojmowanie miłości jest takie, że tam, gdzie są dobre uczucia, nie może być seksu. Ale może być też więcej ukrytych powodów takiego stanu rzeczy. Np. kompleks Edypa nakazujący wierność mamie. Narcyzm nakazuje ciągłe potwierdzanie się w nowych, niezobowiązujących związkach. A przeniesiona z relacji z mamą bierna agresja kierowana jest na kobietę, która pokocha. Umysł, serce i seks to skomplikowana, wielowymiarowa rzeczywistość.
W jaki sposób kompleks Edypa powoduje rozszczepienia?
Chłopcy miewają fazy erotycznego zainteresowania matką: w wieku czterech, pięciu lat i pokwitania. Mama chłopca powinna łagodnie, ale stanowczo wyznaczać granice uwodzicielskim zachowaniom synka: nie cieszyć się jego adoracją ani jej nie prowokować. Nawet gdy synek jest malutki, nie całować go w usta, nie pozwalać całować się w usta, w szyję, a nawet we włosy. Nie mówiąc już o innych strefach erogennych. Dawać synkowi do zrozumienia, że są to obszary jej ciała zastrzeżone dla partnera. Inaczej synek sam będzie musiał stawić czoła tabu kazirodztwa i może podjąć nieświadomą decyzję: tam, gdzie miłość, nie ma miejsca na seks.
Ma teraz 40 lat, mama nie stawiała granic, co ma zrobić?
Podjąć terapię i sięgnąć do wczesnych relacji z mamą, przypomnieć sobie uczucia, jakie wówczas przeżywał, co wtedy nie mogło zostać uświadomione, bo było zbyt groźne. Czyli uświadomić i wybaczyć sobie dziecięce pragnienia i fantazje seksualne związane z matką. Zrozumieć, że to było jego naturalne prawo, że nie ma w tym żadnej jego winy. Zdać sobie sprawę, że to po stronie matki – a także ojca – leżała odpowiedzialność za to, by nie stwarzać sytuacji, która obiecywałaby jakiekolwiek spełnienie. Nie karać i nie upokarzać. W końcu powinien pojąć, że to matka jako osoba dorosła zawiodła jego zaufanie i to ona zasługuje na jego gniew, a nie partnerka.
Ale jak się gniewać na matkę?
Żeby podłączyć genitalia do serca, trzeba umieć odbrązowić matkę i wyzłościć się na nią. Dopiero wtedy serce przestanie być zarezerwowane dla mamy i bezcielesnej miłości partnerki, a genitalia – dla pokątnie uprawianego grzesznego seksu.
Znakiem naszych czasów stał się oral, wielkie wejście fallusa w popkulturę odbywa się przez usta. Dlaczego?
Oralność uważa się za nie w pełni dojrzałą formę seksualności. Ta dojrzała zakłada zdolności i potrzeby rozrodcze i dążenie do penetracji. A ponieważ seksualność w naszej popkulturze stała się towarem, który ma dostarczać łatwej i szybkiej przyjemności, więc oralny seks pasuje jak ulał. Popularność seksu oralnego wiąże się z promocją hedonizmu, seksu konsumpcyjnego, łatwego i dostępnego – stąd zwrot „robić loda”. Ale seks oralny ma też dodatkowe, niebagatelne zalety dla mężczyzn. Zwalnia ich z odpowiedzialności za doprowadzanie kobiety do orgazmu. To mężczyzna może poczuć się zaopiekowany i zadbany. Może oralne pieszczoty uznać za niby-seks, więc jeśli nawet mu się przydarzy gdzieś na boku, to nie podpada pod kategorię zdrady. Oczywiście, w seksie oralnym nie ma nic złego. Nawet wzmacnia więź, wzajemną cielesną akceptację. Pod warunkiem że gwarantuje wzajemność. Ale żal ograniczać seksualność wyłącznie do tego wymiaru.
Czy kształt członka mówi o psyche właściciela? Jak mężczyzna ma małego, to musi się postarać, by zaimponować kobietom, więc dużo osiąga? A ten z dużym bywa leniwy?
Nie znam wiarygodnej typologii. Dla dzieci jest „Wielka księga siusiaków”, która oswaja z tematem. Znam tylko ludową typologię: „balonik” i „kiełbasa”. Chodzi o to, że są mężczyźni, którzy bez erekcji mają narząd malutki, a w erekcji imponujący. To balonik. Są też takie penisy, które już w stanie spoczynku imponują długością, ale w erekcji na długości im nie przybywa. Pocieszające dla zakompleksionych dane mówią, jaka wielkość pozwala zaspokoić kobietę, i jest ona zaskakująco mała. Większe znaczenie ma obwód.
Mężczyźni myślą, że kobieca pochwa jest nieskończona. Tymczasem zbyt duży fallus bywa powodem bólu, nie ekstazy.
Są mężczyźni – i chyba jest ich więcej – którzy zawsze będą uważać, że mają za małego penisa. Niskie poczucie wartości sprawia, że nic im się w sobie nie podoba i autoagresywnie dewaluują siebie. Penisowi dostaje się najbardziej. Ale jeśli mężczyzna ma dobrą, realistyczną samoocenę, to się zwykle nie czepia rozmiarów genitaliów. Natomiast ciosem w samoocenę męską jest bezpłodność.
Wbrew pozorom więc mężczyzna nosi między nogami ogromny kłopot. W naszej kulturze Bóg i szatan od tysiącleci targują się o jego penisa. Walczy też o niego Kościół z państwem. Targ i konflikt trwa też między matką a żoną, między żoną a kochanką itd.