Kilka lat temu, w wywiadzie dla francuskiego magazynu „Paris Match”, powiedział, że tak bardzo nienawidzi czasów, w których żyjemy, że chciałby już umrzeć. „Wszystko jest sztuczne. Nie ma szacunku dla danego słowa, liczą się tylko pieniądze. Wiem, że odejdę z tego świata bez żalu” – wyznał. Dodał też, że jego największym lękiem jest to, że jego ukochany owczarek belgijski Loubo mógłby umrzeć z tęsknoty za nim.
Wzbudził tym kontrowersje i naraził się obrońcom praw zwierząt. Powiedział bowiem, że zdecydowałby się uśpić Loubo, bo wolałby, żeby ten odszedł w jego ramionach, niż gdyby miał umrzeć z tęsknoty za nim, leżąc na jego grobie.
Alain Delon, który odszedł dziś w swoim domu we Francji w wieku 88 lat, był wielką gwiazdą francuskiego kina, o której wybitny reżyser Luchino Visconti powiedział, że „jest nie tylko piękną twarzą, ale też gliną, z której można lepić charakter”. U Viscontiego, w filmie „Lampart”, będącym ekranizacją słynnej powieści „Il Gattopardo” Giuseppe Tomasiego Di Lampedusy, Delon zagrał zresztą jedną ze swoich najważniejszych ról.
W życiu prywatnym daleko mu było do ideału. Kochał wiele kobiet, po latach przyznał zaś, że zdarzało mu się stosować wobec nich przemoc. W dobie #metoo spotkał go za to wyznanie ostracyzm w środowisku filmowców (był nawet niemile widziany na festiwalu w Cannes, gdzie przez lata go hołubiono). Miał syna z małżeństwa z Natalie Delon oraz syna i córkę ze związku z holenderską modelką Rosalie van Breemen. Syna, którego urodziła mu Nico, muza Andy’ego Warhola, nie uznał aż do śmierci, mimo że chłopak został przyjęty do rodziny Delonów. Adoptowała go matka aktora, prawnie robiąc z nich… braci.
Sam Delon nieraz mówił, że miał wielkie szczęście, bo całe życie kochały go piękne kobiety (głośny był jego związek z tragicznie zmarłą aktorką Romy Schneider, dwa lata temu powstał o nim nawet film dokumentalny), ale nie zmienia to faktu, że mocno naznaczyło go nieszczęśliwe dzieciństwo. Miał cztery lata, kiedy porzucili go rodzice. – Trafiłem do rodziny zastępczej, ale byłem jak sierota – mówił mediom. Wrócili, gdy miał 17 lat, tylko po to, by zapisać go do marynarki wojennej i wysłać na wojnę o Indochiny. Gdy walczył przez cztery lata na froncie, na własne oczy widział wszelkie okrucieństwa wojny. Spotkali się znowu, gdy był dorosły. – Wrócili po raz kolejny, gdy byłem sławny. Nagle przypomnieli sobie, że mają syna – mówił „Paris Match” w swoim ostatnim wywiadzie rzece przed śmiercią.
W życiu nie zawiodły go tylko zwierzęta. I on nie zawodził ich. Założył pięć schronisk, podobno utrzymywał też cztery w Paryżu. Pomagał w walce o prawa zwierząt Brigitte Bardot – jedynej aktorce, z którą nie romansował na planie. Słynna jest historia pinczera, którego w 2009 roku w Pirenejach dwójka młodych ludzi podpaliła dla zabawy. Sprawę nagłośniły francuskie media, w pomoc psu zaangażowało się wiele znanych osób. Delon wysłał na miejsce swojego weterynarza, żeby ten pomógł uratować zwierzę. Sam doprowadził do skazania oprawców przed sądem. Proces był precedensem w historii sądownictwa – po raz pierwszy bowiem sędzia dopuścił obecność na sali skatowanego psa, żeby unaocznić wszystkim rozmiar okrucieństwa.
Głośna jest też historia kota, który stracił nogę, bo właściciel przywiązał go do auta i ciągnął, chcąc skatować. Alain Delon wysłał po zwierzę swój helikopter i sprowadził je do swojej posiadłości, gdzie kot żył szczęśliwie przez długie lata.
W sumie przez życie aktora przewinęło się 50 psów i kotów. – W moim domu zawsze jest dla nich miejsce. Myślisz, że one wiedzą, że jestem Alanem Delonem? One kochają mnie takim, jaki jestem. To miłość – czysta i prawdziwa – mówił.