1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Kiedy rozsypało mi się życie, wmawiałam sobie, że nic się nie stało”. Rozmowa z aktorką Katarzyną Glinką, autorką książki „Mnie też zabrakło sił”

„Kiedy rozsypało mi się życie, wmawiałam sobie, że nic się nie stało”. Rozmowa z aktorką Katarzyną Glinką, autorką książki „Mnie też zabrakło sił”

(Fot. materiały prasowe wydawnictwa MANDO)
(Fot. materiały prasowe wydawnictwa MANDO)
Dziesięć lat temu jej rozpędzona kariera gwałtownie wyhamowała, a idealne życie rozpadło się na kawałki. Swoje doświadczenie aktorka Katarzyna Glinka opisała w książce „Mnie też zabrakło sił”, która wkrótce ma premierę. Chce nią dodać otuchy osobom, które przechodzą przez podobne, trudne życiowe sytuacje.

Depresja to nie jest temat, o którym aktorki chętnie rozmawiają…

Rozumiem potrzebę, by mówić tylko o tym, co idealne, piękne i przyjemne, ale ja wpisuję się w ten drugi trend - żeby pokazywać o sobie prawdę. Depresja i proces wychodzenia z niej to moja prawda. Dzięki tym trudnym doświadczeniom jestem teraz w najlepszym momencie życia. Jestem silna i dumna, że przez tych 10 lat nie zwątpiłam w siebie. Nie ukrywam tego, przez co przeszłam. Za każdym razem, kiedy o tym mówię, dostaję mnóstwo wiadomości od kobiet, które pytają jak wyszłam na prostą. Tak, jak mnie kiedyś rozsypało im się życie i nie wiedzą jak się pozbierać. Ja to wiem, a mówienie o tym już mnie nie boli.

Dokładnie 10 lat temu ciało odmówiło Ci posłuszeństwa. Opisałaś to przejmująco we wstępie do swojej książki: w środku nocy obudził Cię płacz Twojego dwuipółletniego synka, który stał nad Tobą przerażony, a Ty nie miałaś siły się ruszyć.

Do 37. roku życia wszystko mi się udawało. Miałam idealne życie: wymarzoną rodzinę, związek, dziecko, dom i karierę, która rozwija się w kosmicznym tempie. Grałam w serialu, występowałam w teatrze, brałam udział w „Tańcu z gwiazdami”, a jednocześnie ogarniałam wszystkie domowe sprawy, zajmując się przy tym maleńkim dzieckiem. Czułam, że mam nadludzkie siły i mogę wszystko. Wydawało mi się, że jestem niezwyciężona: nie muszę spać, nie potrzebuję odpoczynku, a moja głowa może pracować 24 godziny na dobę.

W którym momencie zrozumiałaś, że jest inaczej?

Po raz pierwszy życie sprowadziło mnie do parteru, gdy mój tata zachorował na raka. Byłam pewna, że nie ma możliwości, żebyśmy tę walkę przegrali. Sięgnęłam po najlepszych lekarzy i najlepsze terapie, a jednak tata przegrał z rakiem. Ja, której wszystko zawsze się udawało, zderzyłam się z tym, że nie na wszystko mam wpływ. Moje ciało powiedziało „stop” i po 37 latach odmówiło dalszego udziału w wyścigu. Byłam przerażona.

Czytaj także Ma ją nawet jedna na pięć osób. Potrafi przyjść nagle i bez wyraźnego powodu. Jak rozpoznać depresję?

Wtedy zrozumiałaś, że musisz sięgnąć po pomoc?

Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Zaczęłam pierwszą terapię z przekonaniem, że dowiem się co mam zrobić i za trzy miesiące wszystko wróci do normy. Nadal była we mnie dziewczyna, która jest wszechogarniaczką. Była pewna, że wszystko poukładam po swojemu i będzie jak dawniej. Dalej szłam taranem przez życie, bo nie chciałam nikogo zawieść. Godzinę po tym, jak dostałam telefon, że mój tata jest w stanie agonalnym, musiałam wyjść na scenę w teatrze i zagrać w komedii. Jak się domyślasz - wyszłam i zagrałam. Chciałam być tą, która zawsze daje radę i nie ma słabszych momentów.

Od momentu, w którym moje ciało odmówiło posłuszeństwa przez kilka lat udawałam, że nic się nie stało. Próbowałam poskładać wszystkie klocki, żeby obrazek był idealny. Pamiętam, że powtarzałam sobie: „Wszystko się zgadza”, a nie zgadzało się nic. Straciłam tatę, który był dla mnie niezwykle ważny. Chwilę później rozpadł się mój związek. Straciłam rodzinę, która zawsze była dla mnie największą wartością. Straciłam też dom, a co za tym idzie – poczucie bezpieczeństwa. Zostałam sama z maleńkim dzieckiem i udawałam, że jest super. Sama przed sobą nie umiałam się przyznać, że runęło wszystko, co tam starannie budowałam.

Wspomniałaś, że byłaś wszechogarniaczką, siłaczką. Skąd to się w Tobie wzięło?

Wykształciłam te cechy w dzieciństwie. Dzięki terapii odkryłam, że zawsze była we mnie ta sprawcza, mała dziewczynka. Z biegiem czasu rozwinęło się to we mnie w perfekcyjność, wręcz nadperfekcyjność, nadzadaniowość. Pilnowałam, żeby w każdym aspekcie życia być poukładaną aż do bólu. Kiedy pojawiła się depresja, bardzo długo nie dawałam sobie pozwolenia na to, żeby się rozsypać. Wolałam tkwić w niebycie. Dziś czuję się usprawiedliwiona, bo żeby się rozpaść na milion kawałków, musisz pozwolić sobie na bezradność. A ja nie mogłam być bezradna, bo wychowywałam samodzielnie 2,5 letnie dziecko. Poza tym dla mnie „bezradna” zawsze oznaczało „nie ma cię”.

(Fot. materiały prasowe Wydawnictwa MANDO) (Fot. materiały prasowe Wydawnictwa MANDO)

Uważałaś bezradność za porażkę?

Wtedy tak. „Ja” oznaczało działanie, sprawczość, decyzyjność i podniesioną gardę, żeby pokazać swoją siłę. Przez to latami żyłam w ogromnym żalu i smutku, które nie znalazły ujścia.

Co więc było momentem przełomowym?

Rozmowa ze starszą koleżanką, która była 20 lat po rozwodzie i wyglądała jak ja po tych czterech latach. Cały czas wracała do związku, który się rozpadł, a kiedy mówiła o byłym mężu miała łzy w oczach. Patrzyłam na nią i myślałam o tym, że nie chcę tak wyglądać za 20 lat. Nie chcę nosić ze sobą ciężaru nierozliczonej przeszłości. To był moment, w którym pomyślałam, że zrobię wszystko, żeby nie być w takim stanie. Sześć lat temu weszłam na drogę rozwojową, która okazała się biletem w jedną stronę. Zaczęłam bardzo intensywną pracę ze sobą.

Praca ze sobą bywa nie tylko intensywna, ale przede wszystkim trudna. Często dokopuje się do tematów, które są dla nas niewygodne.

Oczywiście, ten proces zwykle jest bolesny. Trzeba odstawić na bok ego i powiedzieć wprost: „Na pewne rzeczy sobie zapracowałam”. Ja na przykład zapracowałam sobie na te kryzysy, bo moja głowa non stop pracowała. Zanim poszłam na terapię, wyrzucałam sobie, że czegoś nie zrobiłam, gdzieś popełniłam błąd, gdzieś zawiniłam. Dzięki terapii zadałam sobie pytania: dlaczego podejmowałam takie a nie inne decyzje, dlaczego wchodziłam w takie a nie inne związki, czego oczekiwałam od siebie i innych. Sięgnęłam do dzieciństwa i zrozumiałam, że nie miałam pewnych narzędzi, ponieważ nigdy ich nie dostałam od rodziców. Oni sami ich nie mieli, bo nie dostali ich od swoich rodziców, a wychowując mnie zrobili tyle, ile mogli. Zrozumienie tego było długim procesem. Ważne dla mnie było zaakceptowanie, że pewnych rzeczy nie umiem, ale mam jeszcze co najmniej połowę życia, żeby się ich nauczyć. Jak przestaniesz obwiniać się za wszystko, zaczynasz żyć pełnią życia…

…ale to nie oznacza, że już nigdy nie upadniesz.

Oczywiście! Upadałam jeszcze wiele razy, ale z każdej porażki wychodziłam z myślą: „Czego mnie to uczy”? Potknę się jeszcze nie raz, ale nie upadnę już tak mocno. A na pewno nie pozwolę sobie na to, żeby myśleć o sobie tak źle, jak kiedyś.

Czytaj także Depresja to choroba. Hasło „Weź się w garść” nie pomaga

Czujesz, że depresja coś Ci odebrała? Coś Cię przez to doświadczenie ominęło?

Przez długi czas byłam w złym stanie, ale dzięki temu, że pracowałam z psychologiem, udało mi się uniknąć depresji. Jeśli były jakieś ciekawe propozycje zawodowe, to nawet o tym nie wiem. Przez wiele lat nie sięgałam po więcej, nie interesowało mnie czy ktoś o mnie pyta. Nie zabiegłam o role, na wiele lat się wręcz wycofałam z pracy. Zrezygnowałam z grania w „Barwach szczęścia”, grałam głownie w Teatrze Kwadrat. Funkcjonowałam na tak zwanym minimum, żeby przeżyć. Najważniejsze wtedy dla mnie było to, żeby mieć siłę, by zająć się Filipem, który miał wtedy 2,5 roku.

W książce piszesz, że te trudne doświadczenia Cię wzbogaciły.

To są najlepsze lekcje, jakie mogłam odebrać! Dzisiaj nie ma dla mnie trudności nie do przejścia. Jestem w stanie sobie poradzić ze wszystkim, ale co najważniejsze – cieszę się każdą dobrą rzeczą, a tyle dobrych rzeczy jest milion. Dla wielu kobiet wychowywanie dziecka samodzielnie, w niepełnej rodzinie lub - jak w moim przypadku – w podwójnie niepełnej rodzinie byłoby czymś stygmatyzującym. Wiele z nas uważa, że jeśli rozpada się pierwsza rodzina to źle się dobraliśmy. A jeśli rozpada się też druga rodzina, to problem jest we mnie i odbiera to jako porażkę. Ja staram się patrzeć na siebie z łagodnością. Zastanawiam się, dlaczego wybieram w życiu tak a nie inaczej i co mogę sama sobie zapewnić. Od dwóch albo trzech lat buduję najważniejsza dla mnie relację - ze sobą. Mam odwagę głośno mówić, że nie potrzebuję być w związku na siłę. Kiedy w życiu jakiejś kobiety pojawia się mężczyzna, często mówimy, że „ułożyła sobie życie”. Ja staram się inaczej o tym myśleć – moje życie jest ułożone, bo jest cudne. Mam wspaniałych synów, otaczają mnie cudowni przyjaciele. Rozwijam się zawodowo, mogę spełniać swoje marzenia o podróżowaniu. Oczywiście, wspaniale byłoby zbudować kiedyś dojrzałą relację i dzielić się z drugą osobą tym, co mam. Ale żadne „co ludzie powiedzą” nie ma dla mnie znaczenia, bo to relacja, która mam ze sobą daje mi szczęście. I o tym właśnie jest moja książka.

Książka ma premierę za kilka dni. Nie boisz się, że przylgnie do Ciebie łatka „aktorki z depresją”?

Nie. Wierzę, że jesteśmy bardziej świadomym społeczeństwem niż kilka lat temu i mówienie o trudnych doświadczeniach nie jest już stygmatyzujące. Wręcz przeciwnie - coraz więcej osób szanuje to, że ktoś nazywa rzeczy po imieniu. Wydanie książki było przemyślaną decyzją. Chciałam podzielić się swoją historią, bo statystyki są nieubłagane. Na depresję cierpią cztery miliony Polaków. Zdrowie psychiczne Polek – jak wynika z badań - jest w opłakanym stanie. Jako społeczeństwo jesteśmy w bardzo złej kondycji. Trudności, których doświadczyłam pokonały niejednego człowieka – mnie też pokonały. Ale jednocześnie jestem przykładem, że można się podźwignąć.

Nadal jesteś ogarniaczką?

Jestem i bardzo lubię tę swoją cechę. Kocham swoją sprawczość i to, że potrafię rozwiązywać problemy, ale też wiem, kiedy odpuścić. Daję sobie większe przyzwolenie na to, że nie zawsze musi być idealnie. Wiem, że świat się nie zawali jak nie ogarnę wszystkiego i że nie na wszystko mam wpływ. Czuję, że mam siłę i i bardzo, ale to bardzo chcę się nią dzielić.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze