Nie można porodów traktować jednakowo, każdy jest inny. Pracuję już tyle lat, a nadal przy porodach zdarzają mi się chwile wzruszenia – mówi położna Jeannette Kalyta.
– Wyglądasz mocno i młodzieńczo, ale od kiedy jako położna przyjęłaś pierwsze dziecko, minęło już sporo czasu…
– Pracuję ponad 20 lat i w tym czasie przyjęłam około czterech tysięcy porodów. Gdybym wtedy, gdy zaczynałam, przy porodzie robiła to co teraz, uznano by mnie za szaloną.
– Nie miałaś wtedy podejrzeń, że coś jest nie tak?
– Miałam. W latach 80. w pierwszym szpitalu, w którym pracowałam, zapytałam raz kobietę, czy zgodzi się, aby po porodzie położyć jej dziecko na brzuchu. Była zachwycona, a zarazem zdziwiona, że tak można. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie to będzie miało konsekwencje. Nadszedł czas porodu, na sali wiele osób: lekarze, oddziałowa. Kiedy dziecko się urodziło, położyłam je na brzuchu matki. W sali powiało grozą. Pomyślałam, że już wyleciałam z pracy. To, co zrobiłam, było przecież karygodne, położyłam dziecko na „brudnej kobiecie”. Ordynator zapytał, czy uczyłam się fizyki, i wmawiał mi, że jeśli położę dziecko ponad łożyskiem, to odpłynie mu krew. Na szczęście weszła na salę pediatra, przez niektórych uważana zresztą za stukniętą, i jakby nigdy nic przystawiła dziecko matce do piersi. Zaczęło ssać. Świadkowie tego niezwykłego zdarzenia rozeszli się bez słowa, już spokojni, że noworodek przeżyje. I nie wyrzucono mnie.
– Czy dzisiaj w Polsce już w każdym szpitalu noworodka kładzie się matce na brzuchu?
– Myślę, że nie wszędzie, ale na ogół tak.
– I kobiety, które rodzą, są teraz pewnie inne?
– Wydawałoby się, że w XXI w. dzięki postępowi medycyny poród powinien być dla kobiety łatwiejszy. Tymczasem bywa wręcz odwrotnie. Dlaczego? Rodzącym brak wiary we własne siły i możliwości. Poza tym naturalne instynkty zostały uśpione, niedługo okaże się, że dla wypieszczonych kobiet poród stanie się tak trudny i niebezpieczny, że jedynym ratunkiem będzie cesarskie cięcie. Już teraz wiele kobiet bez uzasadnionej przyczyny decyduje się na ten zabieg w prywatnych klinikach. Zapominają, że to poważna operacja, naruszająca ciało daleko bardziej niż poród fizjologiczny.
– A co zmieniło się w tobie?
– Zrozumiałam, że należy słuchać intuicji. Nie można porodów traktować jednakowo, każdy jest inny.
– Czyli dla ciebie to też zawsze nowe przeżycie?
– Pracuję tyle lat, a nadal przy porodach zdarzają mi się chwile wzruszenia. Ta praca jest dla mnie duchowym posłannictwem. Wiem, że życie dziecka w dużej mierze zależy od warunków, w jakich przychodzi na świat. Dlatego staram się każdą rodzącą traktować tak, jakby była moją jedyną pacjentką.
– Ból jest chyba najgorszy?
– Ból porodowy zawsze był czymś nieuniknionym, co należało przyjąć z pokorą. Wiedziały o tym nasze prababki i babki, ale rodziły w domu, mając oparcie w najbliższych. To dawało poczucie bezpieczeństwa. Dzisiaj narodziny i śmierć są spychane na margines rzeczywistości. Rozwój cywilizacji, wzrastające tempo życia, tendencja do nadużywania wielu osiągnięć medycyny – wszystko to pozbawia nas naturalnego instynktu. Prawie każda ciężarna zapytana, jak wyobraża sobie poród, odpowie: „Chcę, żeby trwał jak najkrócej i żeby nie bolało”. Tymczasem krótki poród nie jest zbyt bezpieczny dla matki i dziecka. Choć nie powinien również być bardzo długi. Najlepiej gdyby rodząca nie oglądała dwa razy wschodu słońca. Która z nas gotowa jest przyjąć z pokorą poród, który trwałby 24 godziny albo dłużej?
– Postępujący rozwój medycyny nie umniejsza duchowego aspektu porodu?
– To, że dzisiaj narodziny na ogół odbywają się w szpitalach, nie znaczy, że mamy uważać je za wydarzenie czysto medyczne. Poród to nie choroba. To proces fizjologiczny i zarazem wielka duchowa przemiana. Na ile dzisiaj potrafimy znaleźć w sobie wiarę we własne możliwości i wewnętrzną siłę – cząstkę tej siły, która stworzyła gwiazdy, która na ziemi objawia się przez siły przyrody? Pozwólmy tej sile przepływać przez nas. W naszych czasach cierpienie przy porodzie wielu kobietom wydaje się niepotrzebną ofiarą. A może jednak warto podjąć to wyzwanie i nie zatracić możliwości pełnego przeżywania narodzin dziecka?
–
Dlaczego dawniej kobietom było łatwiej zaakceptować ból porodowy?– Dla będących po raz pierwszy w ciąży pojęcie bólu porodowego jest abstrakcją, chociaż budzi lęk przed nieznanym. Często kobieta, przychodząc do szpitala, myśli: „Oddam brzuch położnej i lekarzowi, niech zrobią tak, żeby było dobrze”. Jednak poród to moment konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością. Kobiety różnie reagują na ból. Dla niektórych już pierwsze skurcze są nie do wytrzymania. Jednak pamiętajmy, że gdyby ból porodowy nie był w ogóle potrzebny, natura by go nam oszczędziła. Dawniej rodząca kierowała się instynktem. Wiedziała, że poród boli, i była w stanie to zaakceptować.
– Przeżycie bólu łączy matkę z dzieckiem?
– Oczywiście. W trakcie porodu wydziela się oksytocyna – hormon, który powoduje bolesne skurcze macicy. Wydziela się też adrenalina – hormon walki i ucieczki. Na początku porodu, gdy kobieta boi się tego, co ją czeka, nadmiar adrenaliny sprawia, że oksytocyna wydziela się w minimalnych ilościach. Kiedy kobieta wejdzie do wanny z ciepłą wodą, wypije kieliszek wina, rozluźni się i odpręży – dochodzi do głosu oksytocyna i poród rusza pełną parą. Są jeszcze inne hormony, endorfiny, wydzielane przy długotrwałych bólach. Sprawiają, że każda kobieta dostaje ból na swoją miarę – nie większy, niż jest w stanie znieść. Nie znam kobiety, która by przy porodzie zemdlała. Natura zadbała o to, by rodząca w pełni przeżyła to doświadczenie. Hormony, które odgrywały istotną rolę w czasie porodu, po porodzie zmieniają swoje funkcje i wpływają na relacje między mamą i dzieckiem. Oboje instynktownie wiedzą, jak się zachować. Matka chce podać dziecku pierś, a noworodek jej szuka. Adrenalina wydzielana w czasie parcia później wyzwala w kobiecie instynkt macierzyński. Ten sam hormon sprawia, że dziecko jest aktywne, otwiera oczy, próbuje nawiązać kontakt wzrokowy z matką, podnosi główkę, a nawet potrafi doczołgać się do piersi, chwycić brodawkę i zacząć ssać. Oksytocynań po porodzie działa jak „hormon miłości”, wyzwala pozytywne uczucia matki do dziecka i dziecka do matki. Endorfiny, które w trakcie porodu pełnią funkcję naturalnych znieczulaczy, a także działają uspokajająco, też uzależniają dziecko od matki, a u matki wyzwalają zachowania opiekuńcze.
– Mówiłaś mi kiedyś w szkole rodzenia, że podczas naturalnego porodu dziecko ma twarz wojownika... może to też jest potrzebne?
– Poród jest dla dziecka bardzo trudnym doświadczeniem. Dlatego dostaje dużą dawkę adrenaliny. Podczas przechodzenia przez kanał rodny pod wpływem ucisku w jego organizmie wydziela się serotonina, dzięki niej w przyszłości łatwiej będzie podejmować decyzje i stanie się odporniejsze na stres. Ten mechanizm nie zachodzi u dziecka, które przyszło na świat przez wcześniej zaplanowane cesarskie cięcie. Jeden z holenderskich lekarzy przeprowadził badania, w których dowiódł, że człowiek, który przyszedł na świat poprzez cesarskie cięcie, w dorosłym życiu częściej w ostatniej chwili wycofuje się z podjętych działa . Ale ostrożnie, na charakter człowieka ma wpływ też mnóstwo innych czynników.
– Pracując tyle lat, na pewno zauważyłaś różnice między nowo narodzonymi dziećmi.
– W pierwszej, tzw. świętej, godzinie po porodzie dzieci pozostają przy matkach, by nawiązała się między nimi ta cudowna więź. Natomiast potem, gdy je ważę i ubieram, widzę, jak bardzo się od siebie różnią. Każdy noworodek jest na swój sposób niepowtarzalny. Niektóre są spokojne, pogodne; inne – zestresowane, płaczliwe i lękliwe, mimo że poród przebiegał prawidłowo i nie było żadnych komplikacji.
– Powodem może być przebieg ciąży?
– Obowiązuje idealny obraz kobiety w ciąży: łagodnej, uśmiechniętej, czule dotykającej brzucha, która żywi do dziecka same pozytywne emocje. A bywa różnie. Kobiety często źle znoszą ciążę, są przewrażliwione i kłótliwe. Nie dają sobie prawa do odczuwania sprzecznych emocji. Przyszłe matki, często z powodu negatywnych uczuć do dziecka, mają fatalistyczne wizje, boją się, że ono urodzi się zdeformowane, upośledzone, a nawet martwe. Tego typu obawy potęguje brak wsparcia i osamotnienie kobiety. Nie należy tłumić takich myśli, gdyż odsunięte w krótkim czasie wracają ze wzmożoną siłą. Strach matki może potęgować każda nierozsądna uwaga otoczenia, np. „Oparzyłaś się w rękę – dziecko będzie miało znamię”. Takich obaw często nie sposób rozwiać żadnym racjonalnym tłumaczeniem. Kobiety jednak mają prawo odczuwać w ciąży tyle samo sprzecznych emocji co w innych sytuacjach życiowych, które są dla nich wyzwaniem.
– Kobiet, którym trudno jest zaakceptować dziecko, jest chyba więcej, niż się powszechnie sądzi. To wstydliwa sprawa.
– Wbrew społecznym oczekiwaniom nie każda kobieta od momentu poczęcia kocha i akceptuje swoje dziecko. Wiele z nas potrzebuje na to dziewięciu miesięcy. Często miłość do dziecka rozkwita w pierwszych godzinach po porodzie. Bywa, że musimy na nią poczekać kilka tygodni. Równolegle do zmian w ciele kobiety zachodzą też zmiany w jej psychice. Ciąża to przecież codzienne obcowanie z poczętym dzieckiem, to wreszcie różnorodne stany emocjonalne i uczucia, które zebrane razem stanowią odpowiedź na pytanie: „Kim dla mnie jest moje dziecko?”. W tym okresie kobieta koncentruje się bardziej na sobie i dziecku niż na otoczeniu. Wycisza się, oddala od świata, potrzebuje wiele wsparcia, zrozumienia i opieki.
– Czy przez odpowiednie myśli można ofiarować dziecku pomoc w narodzinach?
– Najważniejsze jest pozytywne myślenie. Czasem czuję, że potrzeba kilka słów modlitwy.
– Twój najbardziej dramatyczny poród?
– Położnictwo to nie tylko piękne chwile. Czasami rodzą się martwe dzieci. A rodzice są na to nieprzygotowani. Często nie chcą tego dziecka widzieć. Konsekwencje psychiczne takiego odrzucenia i wyparcia są niewyobrażalne. Od śmierci bliskich nie można uciec, lepiej się z nią spotkać. łzy, smutek, rozpacz i przede wszystkim pożegnanie – bez tego etapu trudno iść dalej.
– Masz swoją szkołę rodzenia i zajęcia „Oczekiwanie na narodziny z Jeannette”, ale dla ludzi o niskich zarobkach nie zawsze są one dostępne. Jak pogodzić duchowość porodu i biznes?
– Moja szkoła rzeczywiście jest odpłatna, nie korzystam z dofinansowania państwa. Kobiety o niskich zarobkach mają możliwość skorzystania z bezpłatnego programu, który obejmuje prowadzenie ciąży i bezpłatne szkoły rodzenia. Biznes kojarzy mi się z nastawieniem na zarabianie pieniędzy, ja dostaję pieniądze za ciężką i dobrze wykonaną pracę, nieprzespane noce, brak wakacji, święta spędzane w szpitalu zamiast przy rodzinnym stole. Każdy przyjmowany przeze mnie poród nie jest tylko czysto fizyczną pracą. Dbam o to, by dla kobiety i jej partnera było to głębokie duchowe przeżycie, by mieli świadomość tego, że doświadczają prawdziwego cudu.