1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Czy w czasach TikToka kilkugodzinne produkcje mają sens? „Młodzi uwielbiają oglądać długie filmy, bo jeśli zapłacą, chcą zobaczyć coś wartościowego” – mówi reżyser „Diuny”

Czy w czasach TikToka kilkugodzinne produkcje mają sens? „Młodzi uwielbiają oglądać długie filmy, bo jeśli zapłacą, chcą zobaczyć coś wartościowego” – mówi reżyser „Diuny”

(Fot. Variety/Contributor/Getty Images)
(Fot. Variety/Contributor/Getty Images)
Denis Villeneuve nie bawi się w dyplomację. Przy okazji medialnego szumu wokół premiery długo wyczekiwanej „Diuny: Części drugiej”, bez zająknięcia wygłasza tezy stojące w kontrze do głównego nurtu. Podczas gdy naukowcy zgodnie alarmują, że średni czas, w którym nasze mózgi są w stanie utrzymać wysoki poziom koncentracji, drastycznie spada, znany z zamiłowania do (bardzo) długich form reżyser z pełnym przekonaniem głosi coś zupełnie odwrotnego. „Wierzę w widza” – tłumaczył w rozmowie z „The Times”.

Według badań przeprowadzonych przez profesora psychologii Richarda Mayera na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara nasza pamięć operacyjna ma możliwość przetwarzania informacji, które do niej docierają, jedynie przez 12 minut. Po przekroczeniu tego progu mózg mimowolnie zaczyna przechodzić w tryb uśpienia. To nie koniec. Analizy naukowe wykazały również, że tzw. attention span (w wolnym tłumaczeniu „czas skupienia uwagi”) pokolenia Z wynosi średnio 8 sekund (sic!). Nie bez powodu wiodące platformy streamingowe coraz chętniej tworzą zakładki z produkcjami, których czas trwania nie przekracza półtorej godziny. Wszystko to z myślą o widzach przebodźcowanych niekończącym się scrollowaniem mediów społecznościowych. A nie oszukujmy się, stanowią oni zdecydowaną większość wszystkich użytkowników.

Czasami jednak 90 minut po prostu nie wystarczy. Dla przykładu ze względu na rozległą historię lub artystyczną formę, która zasługuje na to, aby trwać i trwać. Tylko ostatnie dwa lata dostarczyły kilku popularnych przykładów filmów około trzygodzinnych. Weźmy chociażby „Babilon”, „Czas krwawego księżyca” czy „Oppenheimera” – tegorocznego faworyta oscarowego rozdania. Co nam to mówi o obrazie współczesnego społeczeństwa? Czy umysły Gen Z i pokolenia Alfa faktycznie są jednak zdolne do uważnego śledzenia fabuły podanej w formie innej niż pociętej na kilkanaście krótkich Tik Toków? „TAK” twierdzi Denis Villeneuve.

Denis Villeneuve, reżyser „Diuny”, o tym, czy długie filmy mają jeszcze sens

Kanadyjczyk ma oczywiście w takim poglądzie internes. W końcu obejrzenie dwóch części wyprodukowanej przez niego „Diuny” zajmuje w sumie pięć i pół godziny. Doprecyzowując – pięć i pół godziny spędzone na pustynnej planecie Arrakis w towarzystwie magnetycznego Timothéego Chalameta i zjawiskowej Zendayi. A na horyzoncie majaczy jeszcze część trzecia. W nowym wywiadzie dla „The Times” Villeneuve tłumaczy się trochę ze swojego zamiłowania do (przy)długich formatów, namawiając tym samym kolegów i koleżanki z branży, aby pokładali większą wiarę w młodych widzach.

– Ufam im, mówi reżyser, wspominając względną swobodę, jaką uzyskał, rozplanowując „Diunę” na kilka części. – Tak czy inaczej, tej historii nigdy nie dałoby się skondensować w jednym filmie, jest „zbyt gęsta” – dodaje, wymierzając prztyczka w nos Davida Lyncha, reżysera słynnej ekranizacji serii z 1984 roku.

Jako argument w żarliwej obronie rozciągniętych w czasie filmów przywołuje on właśnie „Oppenheimera” Christophera Nolana. – To trzygodzinny przegadany film opowiadający o fizyce jądrowej – mówi Villeneuve. – A jednak publiczność była młoda. Dla moich dzieci był to zdecydowanie film roku, co wyjaśniałoby następujący trend: młodzi uwielbiają oglądać długie filmy, bo jeśli zapłacą, chcą zobaczyć coś wartościowego. Pragną znaczących treści – uzupełnia Villeneuve. Wyraża przy tym pragnienie, aby kino powróciło do bardziej „czystej” i eksperymentalnej epoki. Czasów, w których filmy nie zostały jeszcze „zepsute” przez telewizję. – Szczerze mówiąc, nienawidzę dialogów – wyznaje w wywiadzie, na przekór swemu scenariopisarskiemu doświadczeniu. – Dialog jest dla teatru i telewizji. Filmy nie zapadają mi w pamięci ze względu na dobre teksty, pamiętam filmy ze względu na mocne doznania wizualne. Dialog w ogóle mnie nie interesuje. Czysty obraz i dźwięk – oto siła kina. W idealnym świecie nakręciłbym fascynującą produkcję, która nie byłaby traktowana jako eksperyment, a nie zawierałaby w sobie ani jednego słowa – rozmarza się reżyser hitowej „Diuny”.

Nie wiem co na to młodsze pokolenia, ale jako zadeklarowany millenials byłabym skłonna zaryzykować i poświęcić trzy godziny z życia na doświadczenie współczesnego kina niemego. Choćby jako alternatywną formę medytacji (ale tego Denisowi Villeneuve mówić nie trzeba. Niech nie traci wiary).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze