Niektóre historie nie układają się w prostą linię – bardziej przypominają szkatułkę pełną wspomnień, do których bohaterowie wracają w niespodziewanych momentach. „Sztuka pięknego życia” to właśnie taka opowieść. Nienachalna, subtelna i przejmująco szczera. Zaczyna się od wypadku samochodowego, któremu można było zapobiec, a który splata losy Almut i Tobiasa w najmniej oczekiwanym momencie. Przypadkowe spotkanie okazuje się punktem zwrotnym dla ich dalszego (wspólnego) życia.
Od pogotowia, przez pierwsze pocałunki wymieniane w mieszkaniu Almut, aż po budowanie domu i w końcu: rodziny – historia ich relacji przedstawiona zostaje w formie wyrwanych z pamiętnika wpisów, czytanych przez kogoś, kto doskonale wie, co się wydarzy, ale nie potrafi się powstrzymać przed przeżyciem każdego z momentów raz jeszcze.
Reżyser nie romantyzuje codzienności, lecz jedynie z czułością się jej przygląda i zadaje pytania o tym, jak naprawdę wygląda rzeczywistość dwojga dotychczas obcych sobie ludzi, którzy postanawiają wybrać się razem w podróż przez życie. Serwuje nam przy tym całą niepewność, kruchość, nieprzewidywalność i czasem również brutalność, z którymi wiąże się doświadczanie miłości.
Bo to nie jest po prostu kolejna historia romantyczna. W pewnym momencie na ekran oraz w serca bohaterów wkrada się oszałamiający strach. Bo oto przychodzi diagnoza – cicha, bez ostrzeżenia, ale zmieniająca wszystko. I to właśnie wtedy, kiedy mogłoby się wydawać, że coś się kończy, para odkrywa nowe sposoby na kochanie – odważniej, intensywniej, bardziej prawdziwie.
Za kamerą „Sztuki pięknego życia” stanął John Crowley – reżyser znany z zamiłowania do emocjonalnie zniuansowanych historii. Po „Szczygle”, „Brooklynie” i pracy przy serialu „Detektyw”, Crowley sięga po coś bardziej kameralnego, ale równie poruszającego. Film powstał we współpracy brytyjsko-francuskiej i trwa 108 minut – i to wystarczająco, by nie spieszyć się z historią, lecz pozwolić widzowi na intymne obserwowanie życia bohaterów.
Scenariusz Nicka Payne’a nie boi się ryzyka. Zamiast klasycznej chronologii, otrzymujemy migawki, powidoki i retrospekcje – jakbyśmy przeglądali album ze wspomnieniami, w którym strony układają się według emocji, a nie dat. To podejście działa zaskakująco dobrze – film nie gubi się w formie, a wręcz przeciwnie: odnajduje swoją tożsamość gdzieś pomiędzy teraźniejszością a przeszłością, która ciągle dopomina się o uwagę.
„Sztuka pięknego życia” – cały film spoczywa na barkach dwójki głównych bohaterów. Rzadko kiedy mówi się o aktorskiej chemii bez nuty przesady. W tym przypadku jednak słowa nie nadążają za tym, co dzieje się na ekranie. Florence Pugh i Andrew Garfield tworzą duet tak autentyczny, że chwilami trudno uwierzyć, że nie jesteśmy świadkami prawdziwego związku, podpatrzonego przez oko kamery gdzieś ukradkiem.
Florence Pugh jako Almut po raz kolejny udowadnia, że jest jedną z najbardziej utalentowanych aktorek swojego pokolenia. Andrew Garfield z kolei pokazuje w „Sztuce pięknego życia” swoją bardziej wyciszoną, dojrzałą twarz. Jego Tobias to postać pozornie zwyczajna – nie heros, nie buntownik, tylko człowiek, który stara się kochać najlepiej, jak potrafi.
Film „Sztuka pięknego życia” online dostępny jest już od tego tygodnia. Nie musisz wychodzić z domu, by zachwycić się tą romantyczną, piękną historią. Rozsiądź się wygodnie na kanapie, przygotuj sobie zapas chusteczek i ciesz się dobrym kinem dzięki serwisowi streamingowemu CANAL+.