„Sirat” Olivera Laxe’a, który na ostatnim festiwalu w Cannes zdobył Nagrodę Jury oraz za ścieżkę dźwiękową, zostanie pokazany na Festiwalu Dwa Brzegi. Co w tym filmie drogi w rytm muzyki elektronicznej poruszyło ją do tego stopnia, by zaprezentować go na festiwalu w Kazimierzu Dolnym, i to dwukrotnie – o to Grażynę Torbicką pyta Martyna Harland.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Sens” 8/2025.
Martyna Hardland: Dlaczego wybrałaś i do naszej rozmowy, i do programu Dwóch Brzegów akurat ten film?
Grażyna Torbicka: „Sirat” był dla mnie przede wszystkim dużym zaskoczeniem, świat muzyki elektonicznej czy społeczność rejwerów [od ang. rave – przyp. red.] nie są mi znane, a jednak nie czułam się jedynie obserwatorką. Reżyserowi udało się to osiągnąć przez wprowadzenie do filmu głównej postaci Luisa (w tej roli Sergi López), który przemierza pustynię w poszukiwaniu córki. Łatwo się z nim zidentyfikować. On nie ma poczucia, że jest tam obcy, i mnie jako widzce pozwoliło to poczuć się w tej społeczności dobrze. To był moment wejścia w tę opowieść, a potem było już tylko ciekawiej!
Najbardziej przemówił do ciebie wątek wejścia do grupy i zdobycia jej akceptacji?
Tak, ale za chwilę pojawia się tu wiele innych wątków, emocji, i to na kilku poziomach. Kiedy zobaczyłam wielką pustynię, na której poustawiane są głośniki, z których płynie muzyka elektroniczna, zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Budowanie nastroju w tym filmie i świata, do którego zaprasza nas Oliver Laxe, było fascynujące. Uważam, że to głęboko filozoficzne i psychologiczne kino, niepozbawione ironii. A reżyser doskonale balansuje emocjonalnie pomiędzy surrealizmem a realizmem.
„Sirât” (Fot. materiały prasowe)
Co w tym filmie okazało się najbardziej twojego?
To, że ruszamy w podróż, bo gdybyśmy mieli nazwać ten gatunek, to jest kino drogi. Jedziemy z tą specyficzną grupą rejwerów, którzy poruszają się kamperami, właściwie nie wiadomo dokąd. Kamera pokazuje nam tylko kolejne zakręty. Dlatego „Sirat” jest dla mnie fantastyczną metaforą życia – po prostu nie wiesz, co cię spotka za kolejnym zakrętem. A co się stanie, jeśli coś totalnie rozwala twoje życie? Co dalej zrobić: zatrzymać się czy iść dalej? A jeśli idziesz dalej, to jak, dokąd? I jak odzyskać sens po nieszczęściu, jakie cię spotkało?
Laxe różnicuje tempo filmu od momentów uczucia totalnej wolności, kiedy razem z rejwerami wpadamy w trans muzyki, aż po wyciszenie, poranną pobudkę i powrót do banalnych, codziennych spraw. A potem wyruszamy w drogę, na której czekają pułapki i niespodzianki.
Ten film mówi: życie to pustynia i nic fajnego. Wszyscy jesteśmy na polu minowym: ruszasz się i bum, znienacka, nigdy nic nie wiadomo. Czy ktoś, przepraszam, zna zasady tej gry?! Ja świetnie się bawiłam i było to dla mnie oczyszczające. Bo kiedy się dzieje w życiu coś trudnego, to najpierw jest wielka rozpacz, ale potem to już tylko podnosimy brew bez zdziwienia…
Nie zgadzam się z tym, że się przyzwyczajamy i później to nie robi już na nas tak wielkiego wrażenia. Bo strata bliskiej osoby mocno zmienia. To odejście cząstki nas samych, mówię to teraz z własnego doświadczenia. Idziemy wtedy przez to życie inaczej, inni, gdzie indziej i robimy zupełnie inne kroki. Dlatego dla mnie to opowieść o tym, że życie serwuje ci takie dzikie, trudne historie i ty przechodzisz przez nie, bo nie masz wyjścia.
Nie unikniemy tego wątku – ojciec, który traci dziecko, jest już zupełnie innym człowiekiem. Co on ma jeszcze do stracenia? Będzie żył przez resztę życia z rozdartym sercem. Więc idzie dalej, po prostu, ale nie wiem, czy można to nazwać przyzwyczajeniem…
„Sirât” (Fot. materiały prasowe)
Laxe mówi o sobie, że jest człowiekiem radykalnej akceptacji, podkreślając, że proces twórczy to pozbycie się ego i przyjęcie tego, co do filmu chce dodać przypadek. Dlatego kluczowa jest dla mnie scena, gdy główny bohater mimo wszystko dociera do końca drogi. „Jak ci się to udało?” – pytają przyjaciele. Odpowiada: „Nie wiem, po prostu przeszedłem i niewiele myślałem”.
Nie wiem, co to jest radykalna akceptacja. Luis mierzy się z tym, co go spotkało, jego przyjaciele także. Nie odzyska już dziecka, w związku z czym nie myśli o niczym i idzie.
Tej sceny były podobno dwie wersje. Pierwsza: „idę, nie myślę, ale zaakceptowałem to”, i druga – bardziej terapeutyczna, ale Sergi López powiedział mi podczas wywiadu, że wybrali z reżyserem krótszą, bo akceptacja była tu oczywista.
Moim zdaniem dobrze, że skrócili tę wersję, w kinie najważniejsze to poczuć, nie trzeba tego widzieć ani słyszeć.
A jak ty nauczyłaś się akceptować życie, co ci pomogło?
Uczymy się tego, w miarę jak spotykają nas trudne rzeczy w życiu. To chyba przychodzi samo, że szukamy sposobów, jak żyć z bólem, ze stratą, z nieuleczalnym żalem... Niektórzy odbierają sobie życie, bo nie są w stanie dalej funkcjonować z takim menu.
„Sirât” (Fot. materiały prasowe)
Robiłam wywiad z Oliverem Laxe’em i okazało się, że studiuje w szkole psychoterapii Gestalt. Powiedział, że zaglądanie w siebie jest ciężkie, więc musiał zrobić coś tak mocnego jak w filmie, żeby ludzi do tego sprowokować – to jest główny cel kina według niego, żeby zobaczyć siebie.
Większość osób po obejrzeniu „Sirat” mówi, że byłby dobry dobry film, tylko dlaczego i po co jest ta jedna tragiczna scena. Obejrzawszy ten film, najchętniej powiedzielibyśmy: „To wszystko bez sensu! Wyrzućmy z głowy, co zobaczyliśmy, i zajmijmy się swoimi sprawami”. A jednak nie da się już zawrócić z tej drogi! Nie widziałam filmu, który by tak odważnie zmuszał nas do zastanowienia się nad absurdem i groteską życia. Jakkolwiek będziemy się starać i jakiejkolwiek decyzji trzymać, wszyscy zmierzamy w jednym kierunku.
Tutaj mamy grupę, która mówi: „Nie chcemy wchodzić w zależności i pułapki, które oferuje ludziom świat. Pragniemy żyć pełnią życia i wolnością”. Nie ma w nich agresji, unikają spotkań, które mogłyby wywołać konflikt. Choćby wtedy, gdy zbaczają z głównej drogi na zachodnią część Sahary, bo widzą oddziały wojskowe i nie chcą się z nimi spotkać. A jednak nie są w stanie uniknąć trudnych sytuacji...
Dochodzimy do starej prawdy, że trzeba czerpać z każdej chwili życia, bo gdy spotka cię coś złego, to słońce już nie będzie miało tego koloru, który miało do tej pory. Wiatr nie będzie tym przyjemnym wiatrem, który daje ci chłód w upalny dzień. A cień nie będzie tym samym cieniem. Wszystko się zmieni.
Dostajemy tu saharyjskie krajobrazy w towarzystwie muzyki elektronicznej, transowej i rytmicznej. Ścieżkę dźwiękową stworzył Kangding Ray – to niemal dwugodzinny rave na pustyni.
Muzyka daje tu rzeczywiście trans idealny, co jest porównywalne do transu, który daje kino. Dzięki dobrej opowieści, która cię wciąga, zapominasz o całym świecie. Na tym polega siła kina i muzyki, która tak mocno opiera się tu na powtarzalnym rytmie.
„Sirât” (Fot. materiały prasowe)
Wszyscy od urodzenia nosimy maski… Dlatego kryzys jest dobry, bo pozwala pozbyć się ich i dotknąć naszej esencji. Viva la crisis – mówi Laxe.
I chyba to jest właśnie to, czyli radykalna akceptacja, o której rozmawiałyśmy.
Reżyser Oliver Laxe podkreśla, że kino pełni dla niego tę samą funkcję, co wiara – jest ścieżką do poznania siebie i przestrzenią wypowiadania tego, co ukryte. Kiedy mamy maski na sobie, to nadal jesteśmy na pustyni. Dopiero kiedy zajrzymy pod maski i przekonamy się, kim naprawdę jesteśmy, możemy ją opuścić.
Dla mnie pustynia nie jest tu synonimem życia, na zasadzie, że wszyscy żyjemy na pustyni. Sahara jest dla mnie raczej symbolem oderwania się od świata, który ma określone zasady i reguły gry. Wszyscy jesteśmy wyciągnięci z tego i wpuszczeni na tę scenerię, żeby nie było, znanego nam, bezpiecznego domu czy ogródka. Nie ma tego wszystkiego, w czym żyjemy na co dzień. Trochę jakby wyrwać ludzi, posadzić ich na księżycu i zobaczyć, jak się będą zachowywać, co ich spotka, jak będą reagować.
Sam tytuł jest ważny, ponieważ w kulturze muzułmańskiej „sirat” oznacza cieniutką linię albo ścieżkę, po której idziemy. I z jednej strony jest raj, a z drugiej piekło. I tam są miejsca, gdzie raj spotyka się z piekłem, a piekło dotyka raju. O tym jest właśnie fi lm – że każdy z nas ma taką ścieżkę: raz na tej ścieżce jest bliżej raju albo nawet w raju, a raz siedzi po prostu w piekle.
„Sirât” (Fot. materiały prasowe)
Dla kogo jest to filmoterapeutyczny tytuł?
Polecam go każdemu, zresztą na Festiwalu Dwa Brzegi to jedyny fi lm, który będzie miał dwie projekcje – na początku i pod koniec – bo chciałabym, żeby jak najwięcej festiwalowej publiczności go zobaczyło. Inspiruje do tak wielu refleksji, zabiera nas w oryginalną, zupełnie nową, inną podróż. Jestem pewna, że niektórzy będą zezłoszczeni, a inni szczęśliwi, że go zobaczyli, ale na każdym zrobi wrażenie.
Powiedziałaś wcześniej: niech żyje kryzys! Ja dodam: chwilo, trwaj!
Jak co roku podczas festiwalu Dwa Brzegi odbędzie się spotkanie w ramach Filmoterapii z Sensem. Zapraszamy do udziału. Daty i godziny spotkania szukajcie w programie festiwalu na stronie dwabrzegi.pl oraz na plakatach w centrum festiwalowym. 19. Festiwal Filmu i Sztuki BNP Paribas Dwa Brzegi odbędzie się w tym roku w dniach 26 lipca – 3 sierpnia 2025 roku w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą.
Grażyna Torbicka, dziennikarka, filmolożka, dyrektorka artystyczna BNP Paribas Dwa Brzegi, Festiwalu Filmu i Sztuki – Kazimierz Dolny/Janowiec nad Wisłą. Na zdjęciu podczas tegorocznego festiwalu w Cannes.
Reżyser Oliver Laxe: „Przed projekcją bałem się, że ludzie mogą pomyśleć, że mam w sobie rodzaj sadystycznej relacji z widzem – i że uwielbiam zabijać. A ja chciałem nam wszystkim pomóc otworzyć się na siebie. Czasem trzeba wykorzystać do tego mocniejsze środki, bo tak ciężko jest zajrzeć w siebie.
Kiedy jesteśmy dziećmi, musimy nałożyć na siebie różne maski, aby dostać od świata miłość. Ale ta maska nazywa się nerwicą, to nie my, tylko inna postać. Problem polega na tym, że gdy stajesz się dorosły, nadal używasz tej maski, a ona nie pomaga, tylko zaczyna ciążyć i uwierać”.
Odtwórca głównej roli Sergi López: „Mój bohater to zwykły, niczym niewyróżniający się mężczyzna, który nagle spotyka ludzi tańczących rave, jakby napotkał grupę UFO. I tak, w filmie występują prawdziwi rejwerzy: mamy tu pirata, dziwaka, hipisa, punka, ale to wszystko dobrzy ludzie. Noszą rany i blizny, które zafundowało im życie, a dzięki temu mają w sobie pokorę. Myślę, że złamane serca są piękniejsze, ponieważ światło może się przebijać przez ich szczeliny i pęknięcia. Byłem zaskoczony tym, że ta społeczność ma określoną strukturę, jest zaangażowana ekologicznie, społecznie i politycznie”.