W kontakcie z przyrodą trzeba się przyczaić i jak w pracy z mistrzami aktorstwa: wziąć coś dla siebie bez zubożania tego drugiego – przekonuje Anna Cieślak i opowiada nam o swoich sposobach na mądre „podkradanie”.
Kiedy byłam mała, tata zabierał mnie regularnie na wycieczki do lasu. Pakował plecak, braliśmy psa i wyruszaliśmy. Na początku zwykle się buntowałam, bo wolałam iść na trzepak z koleżankami albo obejrzeć serial w telewizji, ale potem czułam się szczęśliwa. Teraz już wiem, że to jest naturalna terapia, bo człowiek się dotlenia, a poza tym niesamowicie relaksująco działają zapachy drzew, liści, ziemi. Kiedy nie mogę wyjechać, robię sobie sesje aromaterapeutyczne w domu. Mam naturalne świece, używam olejku do kominka. Stosuję na zmianę olejek z lawendy, z pomarańczy oraz z melisy, bo wieczorem najlepiej przy nich odpoczywam. Wychodzę z założenia, że organizm sam podpowiada nam, czego potrzebuje, tylko trzeba go słuchać. To nie zawsze jest łatwe, bo trzeba mieć wyczulone zmysły, a przecież nieraz celowo je tłumimy, bo inaczej trudno byłoby nam przetrwać w tak dynamicznym i przebodźcowanym współczesnym świecie.
Bycie eko to dla mnie życie w zgodzie ze sobą i w równowadze z naturą. Uważam, że trzeba się przyczaić, pobyć w przyrodzie, żeby wziąć coś dla siebie, ale jej nie zubożyć. Trochę tak jak w aktorstwie, gdzie „podkradamy” coś naszym nauczycielom i mistrzom, a nie czekamy, aż nam dadzą to na tacy. Staram się dowiadywać, jak to robić w kontakcie z naturą, wiele nauczyłam się od Agnieszki Zach, Biebrzańskiej Wiedźmy, m.in. o ziołach, bo to bliski mi temat.
Z natury garściami biorę spokój i wytchnienie, potrzebne w zawodzie, który wykonuję. Zwłaszcza w teatrze, gdy pracujemy nad nowym spektaklem i wspólnie budujemy historie i relacje między postaciami, tuż przed premierą pojawiają się różne napięcia. I wcale nie wynika to z braku wzajemnej życzliwości, a ze zmęczenia fizycznego i psychicznego. Po premierze koję nerwy w kontakcie z naturą, potrzebuję pobyć w samotności, żeby się wyciszyć, bo czasem nie bardzo mam ochotę patrzeć nawet na tych ludzi, których kocham.
Gdybym miała wskazać mój ulubiony żywioł, to pierwsza byłaby ziemia. Uwielbiam jej zapach, kiedy tylko mogę, staram się chodzić boso i czuć płynącą z ziemi energię. Od Agnieszki, która chodzi na bosaka od wczesnej wiosny do późnej jesieni, dowiedziałam się, że to rozwiązanie nie dla wszystkich, ale akurat osobom z niskim ciśnieniem służy.
Bardzo dużo czerpię z kontaktu z wodą, nigdy się jej nie bałam, miałam i mam doskonałych pływaków w rodzinie: dziadka, ojca, stryja. Pamiętam, że gdy jeździliśmy z rodzicami na wakacje nad morze, to tata wypływał tak daleko, że ledwo było go widać. Nieraz prosiłam go, żeby mnie wziął na barana, trzymałam go za szyję i tak pływaliśmy razem. I zawsze mówiłam, żebyśmy poszli na głęboką wodę! Jako nastolatka trenowałam żeglarstwo regatowe. Staram się być rozsądna, ale mogłabym wejść do każdej wody, bo uwielbiam pływać, zwłaszcza w jeziorze. Kiedy tylko mogę, jeżdżę do koleżanki na Suwalszczyznę, gdzie są jeszcze jeziora z zerową, czyli najwyższą, klasą czystości. Do wody mam zresztą szczególny stosunek także dlatego, że tata jest inżynierem budownictwa wodnego i nieraz mówił, że ryzyko wyczerpania się zapasów wody pitnej w Polsce jest naprawdę wysokie. Jestem więc bardzo uważna w tej kwestii.
Anna Cieślak, aktorka teatralna, telewizyjna, filmowa i dubbingowa, absolwentka PWST w Krakowie. Od 2011 roku związana na stałe z Teatrem Polskim w Warszawie. Poza tym można ją zobaczyć na scenie Teatru 6. piętro oraz Kwadratu, a także m.in. w serialu "Na Wspólnej".