Stara panna w kawalerce – to przewrotny instagramowy nick Małgorzaty Bachanek, która co prawda rok temu porzuciła kawalerkę dla nieco większego metrażu w oficynie kamienicy w centrum Bytomia, ale w nowym mieszkaniu także urządziła się samodzielnie i bez kompromisów.
Określenie „stara panna” brzmi kiepsko, trąci mizoginią. – Razem z moimi kotami idealnie wpisuję się w ten staropanieński stereotyp, dlatego postanowiłam z niego zadrwić. Jestem typowym Wodnikiem, lubię być sama, co nie znaczy, że jestem samotna. Swoje życie i mieszkanie urządzam jak chcę, to ja decyduję o tym, kogo i kiedy do niego zapraszam. Nie jestem ani starą panną, ani panną na wydaniu. Jestem kobietą, która sama o sobie stanowi – mówi Gosia.
Małgorzata Bachanek prowadzi na Instagramie profik Stara panna w kawalerce. (Fot. Proksaphotography.com)
Jej instagramowy profil, który dziś cieszy się dużą popularnością, pojawił się zaledwie dwa lata temu. – W czasie pandemii, zamknięta w czterech ścianach kawalerki w bloku z lat 50., tak długo patrzyłam na stworzone przez siebie wnętrze, że wreszcie nabrałam odwagi, by je pokazać szerszej publiczności – opowiada. Jednocześnie pojawiła się w niej potrzeba zmiany i nieco większej przestrzeni.
Tapetę w stylu retro położyli na ścianie poprzedni właściciele. Spodobała się Gosi i została, choć przygarnianie rzeczy po innych jest dla niej nowością. Talerz Oko na Maroko również pochodzi z kolekcji marki Arent plates. (Fot. Proksaphotography.com)
Pięćdziesięciometrowe mieszkanie w starej kamienicy w centrum Bytomia znalazła w Internecie. Zachwyciły ją drewniane, odrestaurowane okna i drzwi, stuletnia cegła na ścianie w salonie, którą poprzedni właściciele wyłuskali spod grubej warstwy farb i tynku, a także mała sypialnia, którą udało im się wydzielić z otwartej pierwotnie powierzchni. Przez to mieszkanie straciło wprawdzie kawalerski sznyt, ale stało się bardziej praktyczne.
Autorem grafik zawieszonych po obu stronach lustra jest Michał Miszkurka. Geometryczne, popartowe wzory wymalowała na meblach artystka znana na Instagramie jako Człowiek_z_komodo. Stare czechosłowackie krzesła Gosia sama obiła swoim ulubionym wzorem w pepitkę. Uwielbianą przez nią symetrię przełamują chaotyczna zawartość witryny i zawieszony nad nią obraz Jezusa, przywieziony przez Gosię z rodzinnego domu. (Fot. Proksaphotography.com)
Industrialny klimat, jaki wprowadzili tu poprzednicy, dla Gosi był zbyt surowy, złagodziła go więc dodatkami, ale korzysta też z tego, co zastała. Spodobały jej się okablowanie ceglanej ściany, przemysłowe gniazdka i przełączniki bakelitowe. Na sufitach wciąż wiszą ogromne, ciężkie fabryczne lampy. A ścianę w sypialni zdobią położona przez poprzednich właścicieli vintage’owa tapeta i zagłówek wykonany ze sklejki. Ustawione pod nim łóżko z Ikei wygląda niemal jak designerski mebel. – Przygarnianie przedmiotów po innych to dla mnie nowość, która przyszła z wiekiem. Nigdy wcześniej nie kupowałam rzeczy z drugiej ręki, teraz właściwie głównie takimi się otaczam – przyznaje.
W witrynie w salonie znajduje się pełen przekrój różności zdobytych na instagramowych kontach ze starociami. Rosyjskie matrioszki i fajansowe figurki sąsiadują tam z dewocjonaliami, a zdobione talerzyki leżą obok rodzinnych zdjęć i medali taty. (Fot. Proksaphotography.com)
Większość bibelotów, które zawiesiła w sypialni nad łóżkiem, upolowała na instagramowych kontach ze starociami lub rękodziełem. To miks różności: głowa Meduzy, makramowe kwietniki, oprawione w ramy suszki rodem z PRL-u, ręcznie malowane stare talerze projektu Arent Plates i krzyżyk z wyrytą datą 22.01.1863, czyli dniem wybuchu powstania styczniowego. Patrząc na to wszystko, trudno powiedzieć, czym właściwie kierowała się autorka kompozycji. – Po prostu zbieram rzeczy ładne, nie interesują mnie ich wartość, motywy czy nazwisko twórcy. Najważniejsze, że w otoczeniu tych przedmiotów czuję się dobrze i lubię na nie patrzeć – wyjaśnia. Drugą ścianę dekoruje już według wyraźnego klucza. – Wieszam tu wyłącznie lustra, by optycznie powiększyć sypialnię. Największe lustro, w stylu Hollywood decadence, odbija całe okno. Owalne przy drzwiach – to belgijski projekt z lat 70. Ale są też dwa lusterka wyszukane w Ikei i para ręcznie robionych wiklinowych luster z polskiej pracowni Boshko.
Surowy industrialny styl po poprzednich właścicielach mieszkania Gosia przełamała osobistymi dodatkami: monidłem przedstawiającym rodziców, folkowymi gobelinami, plakatem jednego ze swoich ulubionych filmów, „Śniadanie u Tiffany’ego”, autorstwa Michała Książka, i wazonami fat lava, które od niedawna kolekcjonuje. (Fot. Proksaphotography.com)
Bardziej niż lustrzane odbicia o obecnej lokatorce mówią obrazy zawieszone na ścianach salonu i krętego jak staromiejska uliczka korytarza. Dominują plakaty filmowe, jest ten zapowiadający „Śniadanie u Tiffany’ego”, promujący „Trainspotting” i film „Przełamując fale”. – Każdy z nich wywarł na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam dobre kino, ale kiedyś pasjami chodziłam też na koncerty, stąd między innymi plakat zespołu Biff i zdjęcie z kapelą The Tiger Lillies. Muzyka to moja wielka miłość, choć ostatnio z braku czasu trochę zaniedbana – przyznaje. Patrząc na zdjęcia i mapy wiszące na ścianach, można by pomyśleć, że koncerty zastąpiły podróże, ale Gosia szybko dementuje te domysły. – Jestem raczej domatorką, niewiele miejsc dotychczas widziałam na świecie, ale to wciąż otwarta furtka – mówi.
Zdjęcia przywiózł z podróży po Stanach zaprzyjaźniony z nią fotograf Dawid Markiewicz, natomiast stare, pożółkłe mapy z lat 50. i 60. dostała w prezencie od szwagra. Układ widocznych na nich kontynentów nie jest przypadkowy. Korea, Japonia i obie Ameryki to miejsca, które Gosia chciałaby kiedyś zobaczyć. Natomiast Irlandia i Wielka Brytania, w której mieszkała przez cztery lata, to wciąż jej wielkie miłości. Na razie jednak tu i teraz jest jej najlepiej, dlatego na stronie himpas.eu zamówiła mapę okolicy, w której mieszka, i zawiesiła ją na przedpokoju. U Gosi, jak w galerii, dużo się dzieje na ścianach, ale każdy element jest kluczem do jej wnętrza.
Pracownia, jak wszystko w tym mieszkaniu, jest niezwykle kompaktowa. „Po prostu skrojona na miarę potrzeb” – mówi Gosia, która nawet niewielką powierzchnię szklanego biurka umaiła zdobytymi na aukcjach perełkami. (Fot. Proksaphotography.com)
– Zawsze lubiłam i nadal podziwiam styl skandynawski, ale charakterystyczny dla niego minimalizm kiepsko mi wychodzi. Coraz bardziej skłaniam się ku estetyce vintage, zdobywając kolejne perełki do moich kolekcji. Obawiam się, że moje mieszkanie powoli zamienia się w jakiś teatr osobliwości, wciąż jednak nie mam poczucia nadmiaru. Miotam się pomiędzy umajaniem przestrzeni a dążeniem do prostoty – mówi Gosia, która chętnie sięga też po folkowe dodatki. W gobelinach, które doskonale komponują się z ceglaną ścianą, ważniejsza od ozdobnych motywów jest jednak geometria.
Ręcznie malowane talerze marki Arent Plates urzekły Gosię nie tylko motywami, lecz także tym, że to sztuka zero waste. (Fot. Proksaphotography.com)
– Mam wielkie zamiłowanie do symetrii, graniczące wręcz z obsesją, nie potrafię od niej uciec – przyznaje. Widać to wyraźnie w salonie, gdzie po obu stronach lustra, jak od linijki, wiszą dwie grafiki Michała Miszkurki. Pod jedną z nich ukryte są co najmniej trzy dziury wywiercone przez szwagra Gosi, który pomaga jej w takich technicznych pracach.
Mieszkanie znajduje się w oficynie kamienicy, a więc przez odrestaurowane stare okna wpada niewiele światła. Jego głównym źródłem są stare, fabryczne lampy. Wnętrze rozświetlają też białe ściany i zawieszone na nich perełki, jak kolekcjonerskie porcelanowe plakietki uznanego duńskiego projektanta Björna Wiinblada. (Fot. Proksaphotography.com)
Zrównanie co do milimetra lustra i dwóch obrazków wymagało od niego nie lada cierpliwości. Ale już siedziska starych czechosłowackich krzeseł à la Thonet Gosia samodzielnie obiła swoją ulubioną, symetryczną pepitką. – Kiedy znalazłam je na starociach, miały okropne liliowe obicie. Nie znoszę tego koloru, zapisałam się więc na kurs tapicerowania, na którym własnoręcznie obłożyłam je nową tkaniną – opowiada. Graficzne motywy widoczne są także na stole, szafce pod telewizor i witrynie w stylu art déco wyszukanej lata temu w sławnym śląskim Inter-komisie w Siemianowicach. – To akurat nie był mój pomysł – przyznaje Gosia. Popartowe wzory na meblach wymalowała dziewczyna, która na Instagramie występuje pod nickiem Człowiek_z_komodo.
Proste łóżko z Ikei ustawione pod zagłówkiem ze sklejki wygląda jak oryginalny designerski mebel. Nad nim makramowe kwietniki, głowa Meduzy, oprawione w ramy suszki, stare krzyżyki i zdjęcia zaprzyjaźnionego fotografa Dawida Markiewicza. (Fot. Proksaphotography.com)
Prostotę symetrii przełamuje chaotyczna zawartość witryny, czyli liczne figurki, matrioszki, talerzyki i medale taty za pracę w kopalni. Zaskakuje też niedoskonałość kolekcjonowanych przez Gosię wazonów fat lava. Są wśród nich okazy z lat 60. marek West Germany i Keramik. – Podoba mi się ich surowość, chropowatość – opowiada i wyjaśnia od razu, że zbiera je od niedawna, bo też potrzeba otaczania się takimi dodatkami zrodziła się w niej dopiero w tym mieszkaniu.