W swoich najnowszych filmach, „Frantz” i „Podwójny kochanek”, François Ozon znów porusza się w przestrzeni sekretów i tajemnic. Dlaczego ten temat tak go pociąga i czy lubi manipulować widzem, pyta Mariola Wiktor.
Jesteś dość tajemniczym twórcą. Nie chcę wyciągać cię na jakieś głębokie zwierzenia, ale może zechciałbyś opowiedzieć o źródłach swoich sekretów. To chyba nie przypadek, że poświęcasz im w swoim kinie tyle miejsca.
Kłamstwa i sekrety są metaforą życia. I kina. Chcemy wierzyć we wszystkie te nieprawdopodobne historie, które widzimy na ekranie, by choć na chwilę uciec od rzeczywistości. W moim przypadku początkiem wszystkiego była rodzina. Wykształcona, a jednak bardzo mieszczańska, o dość konserwatywnych poglądach. Byłem bardzo nieśmiałym i wrażliwym dzieckiem, skrytym, nierozumianym przez dorosłych. Nie mogli zaakceptować tego, że nie interesowałem się żołnierzykami, a za to godzinami potrafiłem bawić się miniaturowym domkiem dla lalek. Wyobrażałem sobie różne historie, jakie przytrafiają się lalkom. To były początki mojego „reżyserowania”, fantazjowania, to pozwalało uciec mi od rzeczywistości.
Wiecej w Sensie 08/2017, dostępnym także w wersji elektronicznej