1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Rodzice
  4. >
  5. „Serial »Dojrzewanie« uruchamia nasz ogromny lęk, że źle wychowujemy własne dzieci”. Rozmowa z Pawłem Droździakiem, psychologiem

„Serial »Dojrzewanie« uruchamia nasz ogromny lęk, że źle wychowujemy własne dzieci”. Rozmowa z Pawłem Droździakiem, psychologiem

(Fot. materiały prasowe Netflix)
(Fot. materiały prasowe Netflix)
Serial „Dojrzewanie” otworzył w mediach dyskusję o tym, co sprawia, że 13-letni chłopiec z przeciętnej, ale niepatologicznej rodziny decyduje się zabić swoją rówieśniczkę. Twórcy serialu nie wskazują jednoznacznie, dlaczego bohater posuwa się do takiej zbrodni, za to internauci chętnie wskazują palcem: na rodziców, którzy za mało interesują się własnymi dziećmi i na media społecznościowe, w których nastolatki spędzają mnóstwo czasu. O ten poruszający serial Netflixa pytamy psychologa Pawła Droździaka.

Alicja Szewczyk: Wsadził Pan kij w mrowisko, pisząc na swoim Facebooku: „Ten serial nie jest o tym, o czym się wszystkim wydaje”. Zapytam więc wprost: o czym, według Pana, jest „Dojrzewanie”?
Paweł Droździak: „Dojrzewanie” uruchamia nasz ogromny lęk, że źle wychowujemy własne dzieci. Mamy coraz większy dostęp do wiedzy na temat rozwoju człowieka. Z jednej strony to dobrze, bo dowiadujemy się, jak postępować, będąc rodzicem. Z drugiej strony – im więcej tej wiedzy, tym większe poczucie niepewności, czy dobrze postępujemy. Tymczasem pogląd, że to, jakie cechy będzie mieć nasze dziecko, w stu procentach zależy od rodziców, jest po prostu niezgodny z prawdą naukową. Badania na temat genetyki i wpływu stylu rodzicielskiego na wychowanie dziecka pokazują, że te związki są dalece nieoczywiste, a na pewno bardzo płynne. Ogromny jest wpływ czynników wrodzonych, a także grupy rówieśniczej. Nasza rola potencjalnych niszczycieli własnych dzieci jest w ostatnich latach demonizowana, a te czynniki, które naprawdę wychodzą w badaniach empirycznych, czyli geny, grupa rówieśnicza i otoczenie społeczne w literaturze poradnikowej, się zupełnie pomija. Ten serial dobrze to pokazuje, bo nie da się tu dać sensownej odpowiedzi na pytanie o motyw, jeśli będziemy się upierać przy szukaniu tego motywu w błędach rodziców.

Serial nie mówi tego wprost, ale rzuca cień zarówno na bezradnych rodziców, kiepsko funkcjonującą szkołę z zagubionymi nauczycielami, jak i na media społecznościowe, które aż roją się od przemocowych treści. A także na rówieśników – nastoletnich chłopców rywalizujących o zainteresowanie dziewczyn.
Można się zastanawiać, czy to wszystko przyczyniło się do popełnienia zbrodni przez głównego bohatera, ale trudno powiedzieć, że daje zbrodnię w efekcie. Ten serial zostawia nas z dziurą i ta dziura jest tym, co nas bardzo porusza. Z tej dziury wychodzi bowiem nasz, rodziców, lęk, więc wypełniamy tę szczelinę, czym się da. Fantazjujemy o przyczynach, przypisując je siłom, których akurat nie lubimy, ale to na nic, bo tej przyczyny się tak nie odkryje.

Nie dziwię się, że wielu rodziców po obejrzeniu „Dojrzewania” czuje się przytłoczonych. Szczególnie gdy sami twórcy serialu grzmią: „To może się wydarzyć w każdej rodzinie!”.
Dlatego chciałbym ich uspokoić. Psychopatia, bo tak trzeba diagnozować głównego bohatera, jest w dużej mierze dziedziczna. Możemy się doszukiwać przyczyn, ale czasem po prostu trafia się człowiek, który się wymyka naszym próbom wychowawczym. Na pewną – na szczęście niewielką – część populacji te próby nie działają i nic na to nie można poradzić.

Czytaj także: Twoje dziecko żyje w innym świecie. Ty nie masz o tym pojęcia – i nawet nie próbujesz się dowiedzieć. Oto największy problem współczesnego wychowania

Od razu przypominają mi się reportaże telewizyjne o zbrodniach, w których sąsiedzi dziwią się: „To niemożliwe, że zabił! Przecież to był taki dobry chłopak”.
Jednostki psychopatyczne bardzo często są zdolne do manipulowania, potrafią też robić bardzo dobre wrażenie. Inna sprawa, że bardzo niechętnie mówimy o psychopatii u młodych ludzi. Nazywamy to „zaburzeniami zachowania”, „zaburzeniami osobowo-buntowniczymi” albo określamy jako specyficzną formę ADHD.

Nie wszystkie dzieci w serialu są tak daleko poza normą, ale u wszystkich, które tam widzimy, zwraca uwagę zupełny brak tej słynnej, odmienianej dziś przez wszystkie przypadki, empatii. Kiedy do szkoły przyszedł policjant i powiedział: „Wasza koleżanka została zamordowana”, spodziewalibyśmy się po uczniach płaczu, milczenia, gwaru, szoku, jakiegoś poruszenia. Tymczasem zobaczyliśmy dowcipasy, jakieś śmichy-chichy i kręcenie filmików komórką. Mało tego! Policjant wypowiada te słowa, po czym niespodziewanie rozlega się alarm. Co zrobiły te dzieci? Wstały i wyszły, jakby nic się nie stało. Rozmawiają między sobą nie o śmierci koleżanki, tylko o tym, kto włączył alarm i dlaczego. Dowcipkują, rzucają jakieś prowokacyjne teksty. Nie ma elementu wstydu, zmieszania. Poczucia, że robię coś niestosownego.

Dlaczego?
Ponieważ usunęliśmy z procesu wychowania elementy, które zawsze w nim były. Elementy, które mówią, że pewnych rzeczy nie wolno lub nie wypada robić.

To słynne: „Nie wypada” i „Co ludzie powiedzą?” naszych babć i mam?
Z jednej strony dobrze, że się od tego uwolniliśmy. Niestety to nie sprawiło, że nasze dzieci zaczęły być empatyczne i samoświadome. Gdy nie ma wstydu, zostaje dziecko, które nie czuje niestosowności dowcipkowania ze śmierci koleżanki. Chcąc uwolnić dzieci od toksycznego wstydu, z rozpędu uwolniliśmy je od wstydu w ogóle. Dobrze to widać w kwestiach seksualnych. W scenie, w której psycholożka pyta Jamiego o jego doświadczenia seksualne, on w ogóle nie jest tym pytaniem zawstydzony, choć ma dopiero 13 lat. Wie natomiast, jak używać wstydu przeciwko dorosłemu – pyta psycholożkę, czy wolno jej zadawać takie pytania dziecku. On nie czuje, by podlegał jakiejkolwiek normie, ale próbuje wykorzystywać to, że ona jakimś normom podlega. On tym żongluje. Nieskutecznie, bo jest już w pozycji, w której takie zagrania nie zadziałają, ale gdyby dowody przeciw niemu były słabsze, zagnałby tym każdego dorosłego w kozi róg.

Pamiętam historię sprzed lat, gdy uczniowie założyli nielubianemu nauczycielowi kosz na śmieci na głowę. Kiedy byłam dzieckiem, też byli nielubiani nauczyciele, ale zrobienie czegoś takiego było nie do pomyślenia.
Każda kultura jest zbudowana na założeniach, że pewne rzeczy są „nie do pomyślenia”. Dzisiaj próbujemy budować system, w którym nie będzie żadnego tabu. Co oznacza – ni mniej, ni więcej – koniec jakiejkolwiek kultury i to widzimy w tej szkole. Jej koniec. W praktyce wygląda to na przykład tak, że dziecko – jak w serialu – może wszystko, a nauczyciel siedzi z kubłem na śmieci na głowie. Pamiętam, że cała Polska znęcała się potem nad tym nauczycielem, że był w stosunku do uczniów za mało stanowczy, a jednocześnie cała Polska mówi, że nauczyciele są opresyjni w stosunku do uczniów. Stworzyliśmy sytuację kulturową, w której uprawianie pedagogiki przestało być w ogóle wykonalne.

W serialu jest dwoje nauczycieli, którzy są ofiarami uczniów, w tym pedagożka, która oprowadza policjanta po szkole i opowiada, że wszyscy są wstrząśnięci tym, co się wydarzyło. Jednocześnie po tych uczniach zupełnie tego nie widać. Zachowują się, jakby nic się nie stało i ona jest tym faktem przerażona, bo jedyny język, jakim ona dysponuje, zupełnie nie ma kategorii do opisania tego, co tam naprawdę się dzieje.

Mnie poruszyła scena, w której przyjaciółka zamordowanej dziewczyny zaczyna bić jednego z chłopców.
Jej zachowanie to wołanie o to, żeby wreszcie ktoś ją zatrzymał. Nikt tego nie robi, ponieważ przyjęliśmy paradygmat, w którym dziecko jest z definicji dobre. Tymczasem każdy człowiek ma w sobie pewien komponent agresywny. Wszystkie drapieżniki mają tę zdolność – ludzie także. Tyle że za każde agresywne zachowanie dziecka rodzice obwiniają siebie. To prowadzi do sytuacji, w której dziecko nie ma poczucia, że robi coś złego, i eskaluje te agresywne zachowania.

Widać to w sytuacji wspomnianej dziewczynki, której agresywny akt nie spotyka się z żadną reakcją. Cokolwiek robi, nigdy nie zostaje przywołana do porządku. Cały czas uważana jest za ofiarę. Widać, że to odrealnienie prowokuje ją jeszcze mocniej.

Dawniej mieliśmy opartą na doświadczeniach wiedzę, że człowiek jest fundamentalnie zdolny do agresywnych zachowań. Niestety zostało ono zamienione na teorię, że człowiek jest istotą całkowicie uległą i jedynie na skutek frustracji i złego wychowania może stać się agresywny. Jeśli więc zachowuje się agresywnie, winne jest otoczenie. W sposób nieunikniony prowadzi to do sytuacji, w której stajemy się zakładnikami dzieci, a one ostatecznie też są skołowane nie mniej od nas.

Serial w pewien sposób sugeruje, że zbrodnia ma tło seksualne. Ważnym wątkiem jest rywalizacja o dziewczyny.
W serialu dziewczyny rywalizują, która szybciej wyśle swoje rozbierane zdjęcia chłopakowi. Chłopcy rywalizują, który prędzej takie zdjęcie dostanie. Jak dostanie, pokazuje wszystkim jak trofeum. To jest niczym zameldowanie się na mecie: „Nie jestem już w grupie przegrywów, oto dowód”. Dziewczyny z kolei są dumne: „Każdy chce dostać moje zdjęcia”. Seksualność dzieci to jest żywioł, z którym dorośli sobie nie radzą.

Czytaj także: Chłopaki nie płaczą, po prostu się wieszają? O to, co siedzi w sercu incela, pytamy autorki książki „Przegryw”

Gareth Southgate, były trener brytyjskiej reprezentacji piłkarskiej, po obejrzeniu „Dojrzewania” powiedział, że młodzi chłopcy zbyt wiele czasu spędzają na graniu w gry i oglądaniu porno i że potrzebują innych idoli niż ci, którzy „wmawiają młodym mężczyznom, że sukces mierzy się pieniędzmi lub dominacją, że oznaką siły jest nieokazywanie emocji i że świat, w tym kobiety, jest przeciwko nim”.
Jeżeli mówimy o tym, że ktoś ma być autorytetem, to musimy najpierw dopuścić do siebie myśl, że ktoś taką pozycję autorytatywną zajmie. W dzisiejszych czasach nie ma zgody na osadzenie kogokolwiek w roli przewodnika, bo po prostu sama ta pozycja jest uważana z definicji za przemocową.

Może dzieci nie potrzebują takich autorytetów, jakie wskazywały drogę poprzednim pokoleniom?
Myślę, że potrzebują. Człowiek się orientuje w przestrzeni w ten sposób, że bada, które przedmioty są realne. Po czym rozpoznajemy przedmiot realny? Po tym, że on stawia pewien opór. Na przykład stolik to przedmiot, o który mogę się potknąć. Jeżeli jest ciemno, namierzę go rękami. Kiedy nie ma żadnych współrzędnych, dziecko nie napotyka żadnej stabilnej granicy, na której jego umysł może się zmapować. Jego reakcją na to będzie eskalowanie różnych zachowań, które będą zmierzać do tego, żeby wreszcie przyszła jakaś kategoryczna odpowiedź.

Czytaj także: Obejrzeliście „Dojrzewanie” i szukacie podobnych seriali? Te 5 doskonałych propozycji z pewnością was zachwyci

Kiedy stykamy się z jakimkolwiek elementem stałym, który nas w jakimś sensie ogranicza, to naszą pierwszą reakcją na to jest frustracja. Dziś staramy się unikać frustracji, a przecież dobrze jest nauczyć się z nią żyć.
O to właśnie chodzi! Kiedy dziecko słyszy: „Nie dostaniesz cukierka przed obiadem”, musi się zatrzymać i wytrzymać presję. Musi też utrzymywać w pamięci koncentrację na tym cukierku, który został mu obiecany. Uczy się powstrzymywać swoją ekspresję: „Nie mogę cały czas gadać o tym cukierku, bo jak będę gadał, to rodzice się wkurzą i nigdy mi go nie dadzą”. W ten sposób uczy się odroczenia gratyfikacji, kontrolowania swoich emocji. Uczy się też, że świat ma pewne kształty, które dadzą się zmapować – na przykład że w tym domu nie dostanie cukierka przed obiadem.

Kiedy w szkole usłyszy, że ma przeczytać rozdział książki, będzie musiał się skoncentrować, znaleźć ten rozdział i go przeczytać, czyli niejako narzucić sobie jakiś rodzaj skupienia.

W dobie TikToka dzieci nie są w stanie skoncentrować się nawet na komiksach!
Dlatego że komiks jest statyczny. Kiedyś komiksy były dla tych, którzy nie potrafili przeczytać w książce zdań wielokrotnie złożonych, sążnistych akapitów i opisów przyrody.

Problemem nie jest TikTok sam w sobie, tylko to, że cała współczesna teoria wychowania jest jak TikTok. Zamiast wymagać, by dziecko narzuciło sobie koncentrację i wytrzymało frustrację, próbujemy je uwodzić kolorowymi obrazkami i liczymy, że się zainteresuje w sposób spontaniczny materiałem obłożonym w błyskotki. W efekcie potrzebujemy kilku kolorowych stron, żeby przekazać dosłownie dwa zdania konkretnej wiedzy, a i to ledwo się udaje, bo dziecko natychmiast nudzi się i tym. Dokładnie tak jak to się dzieje na TikToku. Jeśli system nie zmusza dziecka do tego, żeby znosiło wysiłek, dziecko jest przekonane, że żadnego wysiłku nie zniesie. Błędne koło!

Wielu rodziców powie: „Nie chcę, żeby moje dziecko było sfrustrowane! Wystarczy, że ja byłam sfrustrowana w dzieciństwie, bo tego nie mogłam, tamtego nie mogłam, tego nie wypadało… Chcę, żeby moje dziecko miało inne życie. Ja niczego nie miałam, więc niech ono ma wszystko. Mnie nie wolno było tylu rzeczy, niech jemu wszystko będzie wolno”.
Jest to całkowicie zrozumiałe i bardzo szlachetne. Intencja i motywacja są bardzo dobre, tylko oparte na błędnej teorii. Żeby dziecko miało wszystko, będzie musiało to zdobyć. Nawet jeżeli będziemy w stanie zapewnić mu mnóstwo rzeczy, to jeśli nie przygotujemy go odpowiednio do zarządzania nimi, ono je szybko straci. Jak to zrobić? Ucząc je efektywnego działania, które polega między innymi na umiejętności koncentracji, radzenia sobie z frustracją, stresem i z różnymi wymogami.

Proces wychowania musi szkolić człowieka nie tylko do tego, żeby był w stanie podążać za kolorową zajawką, którą ktoś – jak kotu – macha mu przed nosem. Musi też uczyć go przedzierać się przez to, co nie jest w danym momencie przyjemne.

Jak to zrobić, kiedy – jako rodzic – na wszystko się zgadzasz? Nikt nie chce być tym złym, który mówi: „Tego ci nie wolno”, „Tego ci nie kupię”.
Problem polega na tym, że za jakiś czas i tak będziesz okropnym rodzicem. Dziecko zapyta: „Dlaczego przestałaś mi dawać wszystko, co chcę?” Kiedy odpowiesz: „Bo nie mam”, usłyszysz: „Co z ciebie za matka, jak nie masz?”. Jeżeli przez 25 lat dziecko nie dostało informacji, że rodzic może czegoś nie mieć, to przeżywa szok, gdy coś takiego słyszy.

Muszę na koniec wspomnieć o instagramowych ekspertach, którzy grzmią: „Obejrzyj ten serial i zobacz, co sam robisz źle!”. Przecież nie każdy rodzic, który czuje, że jest niewystarczająco zaangażowany, wychowa potencjalnego mordercę.
Nie jest tak, że nie mamy wpływu na to, kim będzie nasze dziecko. Ale też nie jest tak, że wszystko zależy od nas. Nauka mówi, że ogromna większość naszych cech, np. inteligencja czy temperament, to cechy wrodzone. Rodzimy się z nimi i nie da się nam ich zabrać. Żeby naprawdę zaszkodzić dziecku, trzeba nieźle nawywijać. Dlatego nie warto dawać się sterroryzować tej wiedzy psychologicznej, która mówi, że jak użyjesz złej formy zdaniowej, to zniszczysz dziecku życie. To tak nie działa.

Jak więc odnaleźć się w rodzicielstwie w dzisiejszych czasach?
Pozbywając się ciągłego poczucia, że jak coś nie tak powiem albo czegoś nie dam, to zepsuję moje dziecko i zniszczę mu życie. Poczucie winy jest podstawowym doświadczeniem współczesnego rodzicielstwa. Szczególnie ojcowie żyją w permanentnym poczuciu winy, że coś robią źle. Boją się, że będą uznani za okropnych, nieempatycznych i przemocowych.

Za przeciążeniem rodzicielskim lub uciekaniem od kontaktu z dzieckiem często stoi nieumiejętność stawiania dziecku granic. Model uległego rodzicielstwa jest tak wykańczający, że rodzic czuje się sterroryzowany i zajechany. Proponuję więc uwolnić rodziców od poczucia winy i wstydu. Jak chcesz coś powiedzieć, to powiedz. Jak ci coś przeszkadza, to powiedz, że ci to przeszkadza. Jak nie chcesz czegoś dać, to powiedz, że nie dasz. Pozwól sobie być tym okropnym rodzicem.

Paweł Droździak, psycholog. Prowadzi poradnictwo dla osób dorosłych i par. Pracuje z osobami mającymi trudności z kontrolowaniem zachowań impulsywnych. Zajmuje się także psychoanalizą lacanowską. Jest współautorem książki „Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach”.

„Dojrzewanie” to miniserial Netflixa poruszający problem przemocy, jakiej dopuszczają się nastoletni chłopcy wobec dziewczynek. W tym bijącym rekordy popularności serialu (w Wielkiej Brytanii w ciągu pierwszych czterech dni obejrzało go ponad 66 mln widzów) trzynastoletni Jamie Miller zostaje oskarżony o morderstwo koleżanki z klasy. Jego rodzina, terapeutka i prowadzący sprawę detektyw zadają sobie pytanie o to, co naprawdę doprowadziło do tej zbrodni. Główną rolę brawurowo zagrał 15-letni Owen Cooper, o którym więcej przeczytasz TUTAJ.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze