Głęboki stan skupienia zwalcza stres i eliminuje lęki. Wiedzą o tym dobrze praktykujący regularnie medytację. Boisz się, że to nie dla ciebie? Za trudne, zbyt czasochłonne? Niepotrzebne? Na początek wystarczy, że codziennie posiedzisz kilka minut w ciszy. Zdaniem Pauliny Młynarskiej nic tak nie buduje poczucia własnej wartości i dystansu do tego, co się dzieje wokół.
„W każdym z nas drzemią źródła spokoju i zadowolenia – bez względu na to, jak bardzo czujemy się uwięzieni i rozdygotani wewnętrznie. Spokój wewnętrzny i zadowolenie tylko czekają na wyzwolenie z klatki, w której zamknął je nasz chaotyczny sposób życia, niepozwalający nawet na chwilę wytchnienia” – piszą Mark Williams, autor terapii poznawczej opartej na uważności, i dziennikarz Danny Penman w książce „Mindfulness. Trening uważności”. Ich zdaniem kluczem do tego, jak osiągnąć spokój wewnętrzny, jest właśnie medytacja, którą rozumieją jako skupienie całej uwagi na jednej rzeczy, na przykład na tym, jak oddech wpływa do ciała i z niego wypływa. Tylko tyle i aż tyle. Dzięki temu skupieniu możemy bowiem zaobserwować, jakie myśli pojawiają się w naszej głowie, i zrezygnować z walki z nimi. Widzimy, że przychodzą i odchodzą z własnej woli, czyli że my to nie nasze myśli. Co więcej, możemy zaobserwować własne uczucia i doznania. I dojść do wniosku, że nimi również nie jesteśmy. Bo zarówno te przyjemne, jak i te mniej – też mijają. Przypływają i odpływają. Ta obserwacja, to odkrycie i to doświadczenie – przynoszą nam spokój wewnętrzny i ukojenie.
Medytacja uczy nas tego, że kiedy w powietrzu wisi niepokój i stres, nie musimy ich brać do siebie, a jedynie obserwować niczym ciemne chmury na niebie. Bo nieszczęście też minie. Przede wszystkim jednak medytacja pozwala nam po prostu być, trwać – bez osądzania, bez krytyki, w pełni współczucia wobec siebie i empatii dla świata. A obecnie bardzo tego potrzebujemy.
Wokół medytacji narosło wiele mitów: że jest trudna, wymagająca, czasochłonna. Że to tak naprawdę wschodnia praktyka religijna. Albo że zamiast dodawać energii, otępia i wyłącza nas z życia. Mark Williams rozwiewa je po kolei.
- Po pierwsze, medytacja to trening umysłu – praktykują ją ludzie religijni, ale też ateiści i agnostycy.
- Po drugie, możesz medytować wszędzie, w każdej pozycji i w każdych warunkach.
- Po trzecie, medytacja raczej wyzwala z presji czasu, niż ją tworzy; liczy się bardziej regularność praktyki niż długość.
- Po czwarte, nawet jeśli czujesz, że ci nie wychodzi – coś dzięki niej zyskujesz, dowiadujesz się bowiem, jak działa twój mózg.
- I wreszcie – medytacja pozwala ci ujrzeć świat wyraźniej, a w związku z tym podejmować mądrzejsze i bardziej przemyślane działania w celu zmiany tego, co można zmienić.
Paulina Młynarska, dziennikarka, która praktykuje jogę i jej uczy, woli nazywać medytację „byciem w swojej ciszy”. Jej zdaniem regularne zanurzanie się w takiej ciszy przynosi nam dwa niesamowite, namacalne skutki. Pierwszy: podnosi nam IQ. Mamy lepsze, bardziej precyzyjne wnioskowanie, prawdopodobnie dlatego, że mózg nie jest zalewany przez chwilę hormonami stresu ani przyjemności – i uzyskujemy dostęp do tych jego obszarów, które działają tylko na spokojnie. Druga korzyść jest taka, że rośnie nasze poczucie własnej wartości. Wiemy, że nie jesteśmy już byle listeczkiem na wietrze, że potrafimy oprzeć się naporowi myśli i bodźców z zewnątrz. I to nas niesamowicie buduje.
Dlaczego więc medytują tylko nieliczni, skoro prawie każdy zadaje sobie pytanie, jak osiągnać spokój wewnętrzny? Czyżby spokój umysłu był dostępny jedynie najbardziej zaawansowanym? Cóż, to rzeczywiście wymaga pracy i zaangażowania. W jodze stan medytacji nazywa się Dhyana i poprzedza on oświecenie, czyli Samadhi, ostatnie stadium ośmiu praktyk jogicznych. – Kiedy osiągamy Dhyanę, rozpuszczają się wszystkie nasze myśli, jesteśmy w stanie pełnej jedności ze wszystkim, a jednocześnie pustki. I choć ten stan bywa osiągalny dla niektórych osób w sposób spontaniczny, zwykle wymaga długotrwałej praktyki – mówi Paulina Młynarska. Natomiast to, co jest dostępne każdej i każdemu z nas, bez pomocy mistrzyni lub mistrza, zaraz i teraz – to „własna cisza”. – Aby w nią wejść, wystarczy odpuścić sobie wszystkie wyobrażenia na temat tego, czym ma być medytacja, i powiedzieć sobie, że po prostu przez kilka minut dziennie – 3, 5 lub 10 – będę siedzieć we własnej ciszy. Kropka – mówi Paulina. Jeśli zastanawiasz się, jak odzyskać spokój wewnętrzny, to właśnie tak.
Podczas takiego bycia ze sobą w ciszy może nam się zdarzyć, że doświadczymy mocnego ukorzenienia – poczucia, że przynależymy do tu i teraz, że wszystko jest na właściwym miejscu. – W jodze to są zwykle stany okołomedytacyjne albo wstęp do właściwej medytacji – tłumaczy Paulina. Niemniej jednak taki wstęp już przynosi ukojenie dla myśli i uczuć.
„Nie musisz siedzieć na podłodze po turecku, chyba że tak ci po prostu wygodnie. Większość uczestników zasiada do medytacji na krzesłach” – piszą Williams i Penman. Niektórzy próbują medytować na ławce w parku, podczas spaceru czy jazdy pociągiem. Możesz też usiąść przy ścianie z podpartymi plecami i poduszką pod pupą. Następnie zamknij oczy i umów się ze sobą, że przez kilka chwil – na początku wystarczy 30 sekund lub minuta – jesteś sobie w swojej ciszy.
– Oczywiście bardzo szybko okazuje się, że tam żadnej ciszy nie ma, że tam się odbywają niezłe harce – mówi Paulina Młynarska. – I nie da się ich ukrócić, a przynajmniej jest to bardzo trudne dla kogoś, kto robi to pierwszy raz.
Co wtedy? Jak osiągnąć wewnętrzny spokój przy gonitwie myśli? Paulina podsuwa wskazówki z ośmiu praktyk klasycznej jogi.
Pierwsza to Pratyahara, wycofanie zmysłów do wnętrza. – Czyli niejako odkręcamy nasze wewnętrzne oko do środka, wchodzimy w siebie, w swój wewnętrzny świat, wycofujemy swoje zmysły, staramy się nie skupiać na tym, co na zewnątrz – tłumaczy. Najpierw jednak skanujemy to, co jest na zewnątrz: jaka jest temperatura powietrza, co nas otacza, na czym siedzimy, jakie odgłosy do nas docierają. Chodzi o to, żeby wysłać mózgowi informację, że jesteśmy w bezpiecznym miejscu i że on może puścić kontrolę.
Druga praktyka, Dharana, oznacza jednoprzedmiotowe skupienie uwagi. Można skupić uwagę na oddechu, można obserwować, jak wchodzi i wychodzi z ciała; niektórym pomaga liczenie oddechów. Można skupić się na punkcie między brwiami lub punkcie na sercu. W niektórych szkołach wyobraża się jakiś symbol lub powtarza się w głowie mantrę, np. Om. – Chodzi o to, żeby nauczyć nasz mózg, czyli tę skaczącą z gałęzi na gałąź małpkę, aby na chwilę przestała biegać i skakać – tłumaczy Paulina. – Oczywiście ona skupi się pewnie góra na cztery sekundy, a potem zacznie wymyślać różne zadania. Kiedy chcesz pobyć w ciszy, małpka najbardziej nawija. Mnie na przykład wtedy przychodzą najlepsze pomysły na felietony. Tak jakby ta małpka się przede mną popisywała i mówiła: „Zobacz, jaka inteligentna jesteś, co tak tu siedzisz bez ruchu? Zapisz sobie ten pomysł”.
W jodze nazywa się tę małpkę też „uciążliwym współlokatorem” – wprawdzie dużo nam pomaga: rezerwuje bilety, pamięta o wizytach u lekarza itd., ale do tego non stop nadaje, a jeśli już nie ma innego pomysłu, to na przykład śpiewa… – Mnie od kilku tygodni włącza tę znaną z Internetu dziecięcą piosenkę „Koronawirusie, chcesz dostać tu się” – zadręcza mnie nią bez przerwy – śmieje się Paulina. Więc kiedy pojawiają się tego typu natrętne myśli, można powiedzieć im: „Nie to”. I wrócić do skupienia na oddechu. Pozwolić, by wszystko to, co ma się zadziać w naszym ciele, po prostu się zadziało, przepłynęło. – Wówczas dzieje się rzecz absolutnie fenomenalna: ta nasza małpka też może sobie trochę odpocząć! I uczy się, że to jest fajne. Czasami mówię na warsztatach: „Wyobraźcie sobie, że przez 20, 30, 50 sekund świat sobie bez was poradzi” – opowiada Paulina. I przekonuje, że jeśli doświadczy się głębokiego spokoju przez 30 sekund, to staje się on naszym zasobem. Już wiemy, że potrafimy. A to daje poczucie sprawczości i ogromnej siły. Jak piszą Williams i Penman: „Daje początek procesowi przywracania kontroli nad życiem”.
Paulina Młynarska, pisarka, felietonistka, podróżniczka, feministka i certyfikowana nauczycielka jogi. Żyje między Azją (Indie, Nepal, Bali), dokąd zabiera kobiety w podróże połączone z praktyką jogi a Kretą, gdzie obecnie mieszka. Jej najnowsza książka to „Zmierzch lubieżnego dziada. Felietony po #MeToo” (wyd. Prószyński i S-ka).
- Usiądź prosto na krześle z wysokim oparciem. Nieco odsuń od niego plecy, aby wspierały się na kręgosłupie. Wyprostuj je. Stopy mogą spoczywać płasko na podłodze. Zamknij oczy lub spuść wzrok.
- Skup się na swoim oddechu: na tym, jak powietrze wpływa do twojego ciała i z niego wypływa. Bądź w kontakcie z odczuciami płynącymi z każdego wdechu i wydechu. Obserwuj oddech, nie czekając na żadne wydarzenie. Nie ma potrzeby, by go w jakikolwiek sposób zmieniać.
- Po chwili twoje myśli zaczną zmierzać w różnych kierunkach. Kiedy to zauważysz, delikatnie skieruj uwagę z powrotem na oddech. Nie karć się za to.
- Twój umysł może stać się tak spokojny jak tafla stawu – lub nie. Poczucie całkowitego wyciszenia, nawet jeśli się pojawi, może być bardzo ulotne. Jeśli cię to zezłości lub rozdrażni, zauważ, że to uczucie też może być ulotne. Cokolwiek się zdarzy, pozwól, by było takie, jakie jest.
- Po minucie otwórz oczy i ponownie zobacz pokój, w którym się znajdujesz.
Źródło: M. Williams, D. Penman „Mindfulness. Trening uważności" (wyd. Samo Sedno)