Nauczyliśmy się ignorować lęk, który towarzyszy nam w domu, w pracy, w codziennych sytuacjach. A może lepiej złapać go na gorącym uczynku i nie dać mu się zjadać? Pomocna w tym będzie Intensywna Krótkoterminowa Terapia Psychodynamiczna. Jak działa ta metoda, wyjaśnia terapeutka dr Martyna Goryniak.
To prawda, że lęk jest wszechobecny?
Większość ludzi żyje z lękiem, i to każdego dnia, nie tylko ci, którzy trafiają na terapię. Tak często go doświadczamy, że staje się czymś naturalnym i nierozpoznanym jako lęk. Niektórzy przywykli do pewnego natężenia lęku, uznali go za codzienne, oczywiste napięcie i nie zdają sobie sprawy, że im szkodzi. Ci, którzy żyją bez świadomości przeżywanego lęku, prawie zawsze pomijają swoje najgłębsze uczucia, a wraz z nimi pragnienia, a to znaczy, że pomijają samych siebie.
W jakich sytuacjach najczęściej siebie pomijamy?
Najuczciwiej będzie, jeśli przytoczę przykłady z własnego życia. Zdarza się, że zabieram z samochodu więcej zakupów, niż jestem w stanie udźwignąć, a gdy sąsiad proponuje mi pomoc, macham z uśmiechem ręką i odmawiam. Albo gdy idę do pracy na wiele godzin i nie dbam, by zabrać ze sobą zdrowy posiłek, albo rozmawiam z kimś dla mnie ważnym, słyszę coś raniącego i milczę. Albo momenty, w których ktoś mnie krzywdzi, a ja nie reaguję. W tych wszystkich sytuacjach pozostaję sama z trudnymi uczuciami.
Takiego rodzaju samotności doświadczamy od dzieciństwa. Czy to prowadzi do kumulowania się lęku w ciele?
Przychodzimy na świat absolutnie bezradni i możemy przetrwać tylko dzięki więzi z rodzicami lub opiekunami. Każde zerwanie więzi wywołuje w nas poczucie zagrożenia i zranienia, na które reagujemy wściekłością. Gdy mówię o zerwaniu więzi, mam na myśli nie tylko dosłowne porzucenie przez rodziców, czyli śmierć, ale również odtrącenie czy zignorowanie prośby o przytulenie, wyśmiewanie przy innych ludziach albo rówieśnikach, upokarzanie, bicie, a także ignorowanie potrzeb wyrażanych płaczem, słowami czy zachowaniem. To może być potrzeba jedzenia, wysłuchania czy miłości. W takich sytuacjach naturalną i zdrową reakcją jest złość, a nawet wściekłość. Jednak dzieciom trudno przychodzi okazywanie złości wobec swoich opiekunów, od których zależą. Zwłaszcza wtedy, gdy dorośli nie radzą sobie z takimi emocjami i karzą złoszczące się dzieci np. milczeniem, obrażaniem się, oddaleniem albo jeszcze większą złością wyrażoną np. krzykiem. Wtedy dziecko ma poczucie winy, że odważyło się poczuć coś bardzo naturalnego, czyli złość. Z kolei poczucie winy uruchamia mechanizmy obronne odcinające nas od naszych uczuć. Złość i inne emocje są tłumione z lęku przed ich wyrażaniem, bo tak nas nauczono czy wręcz wytrenowano – by nie pokazywać prawdziwych siebie, prawdziwych uczuć.
Po czym można poznać, że żyjemy w lęku?
Na przykład: rozmawiam z drugą osobą i czuję, że zaczynam się pocić, że mój żołądek się zaciska, a serce bije szybciej. Najpewniej w reakcji na to, co zrobił lub powiedział mój rozmówca, pojawiły się we mnie jakieś uczucia, które zostały natychmiast stłumione. Skutkuje to lękiem. To moment, by się zatrzymać, dać sobie chwilę, odłożyć słuchawkę albo poprosić o przerwę w spotkaniu i przyjrzeć się uczuciom, których sygnałem jest lęk. Dopiero z dystansu można zdecydować, co tak naprawdę chcę z tymi uczuciami zrobić. Jednak większość z nas w takich sytuacjach po prostu ignoruje lęk. Doświadczamy tego w pracy, w relacjach z partnerem, z przełożonymi, podwładnymi, dziećmi.
Czym lęk różni się od obawy czy strachu?
Obawa, strach to uczucia, reakcje np. na wyskakującego zza rogu bandytę, na coś, co rzeczywiście stanowi zagrożenie. Lęk jest stanem napięcia w ciele, który powstał w wyniku tłumienia uczuć, głównie złości, smutku i żalu. To fizyczna obrona przed niechcianymi uczuciami. Można opisać ścieżkę, którą wędruje lęk: zaczyna się wokół kciuków i ust, przechodzi przez ramiona, kark, całe ciało w dół i dociera do stóp. Gdy lęk znajduje się w mięśniach, ciało jest napięte, serce bije szybciej, pojawia się suchość w ustach, oczach. To zdrowa reakcja.
A niezdrowa?
To uczucie ścisku w żołądku, które z czasem prowadzi do biegunki, nudności, wrażenia parcia na pęcherz, uczucia pustki w głowie lub gonitwy myśli – tak czują się często studenci przed egzaminem, mimo że poświęcili sporo czasu na naukę. To reakcja na zbyt wysoki poziom lęku: mając świetne zasoby, nie jesteśmy w stanie z nich skorzystać. Niezdrowe przeżywanie lęku charakteryzuje się też poczuciem osłabienia, tzw. nogami z waty. Do tego dochodzą bóle i zawroty głowy, tunelowe widzenie, zaburzenia słyszenia, takie jak dzwonienie, piski i szumy w uszach.
Terapia pozwoli nam tego nie przeżywać?
W terapii chodzi o to, aby dotrzeć do tłumionych uczuć. Ale żeby to było możliwe, trzeba poznać i przebudować mechanizmy obronne, które chroniły nas przed tymi emocjami, których nie mieliśmy prawa przeżywać, jak wściekłość czy rozpacz. I, oczywiście, trzeba również nauczyć się kontrolować lęk.
Istnieje specjalna terapia zajmująca się tym obszarem?
Ciekawą propozycją terapeutyczną dla osób zdecydowanych na głęboką pracę jest Intensywna Krótkoterminowa Psychoterapia Dynamiczna (ISTDP), maksymalnie skoncentrowana na doświadczaniu emocji. Twórcą ISTDP jest Habib Davanloo, chirurg i psychoterapeuta, który podczas setek nagranych na wideo sesji terapeutycznych zaobserwował ścieżki rozprzestrzeniania się lęku w ciele oraz zidentyfikował sposoby pomagające dotrzeć do nieświadomych uczuć. W terapii ISTDP chodzi o to, by możliwie szybko doprowadzić do odblokowania nieświadomości i wydobycia z niej zamrożonych uczuć. Można to zrobić, gdy wcześniej zatrzymamy mechanizmy obronne i nauczymy się regulować lęk.
Ile czasu zajmuje terapia psychodynamiczna?
Pierwsza sesja trwa około trzech godzin, by pacjent zapoznał się z techniką, a terapeuta ocenił, jak reaguje na interwencje i czy taka praca jest dla niego odpowiednia. Każda kolejna sesja trwa ponad godzinę, czyli dłużej niż w przypadku większości głównych nurtów psychoterapeutycznych, czasami spotkania odbywają się w blokach. Długość terapii zależy od problemu, z którym przychodzi pacjent. Niekiedy wystarczą trzy sesje, czasem potrzeba kilku miesięcy. Średnio cały proces trwa od dziesięciu do 40 sesji. Ta metoda wymaga precyzyjnego opanowania technik ISTDP, dlatego korzystają z niej zazwyczaj doświadczeni psychoterapeuci.
Dotarcie do nieświadomości wymaga ogromnego zaufania między pacjentem a terapeutą. Jak je zbudować?
Pacjent – do czego jest zachęcany w trakcie terapii – powinien przede wszystkim ufać samemu sobie, własnym zdolnościom do obserwacji ciała i emocji. Pamiętam pacjenta, który trafił do mnie w ogromnym napięciu, zdezorientowany zalewającym go lękiem. Pod koniec sesji wyszedł z umiejętnością kontrolowania lęku, co całkowicie zmieniło jego sposób funkcjonowania w trudnych sytuacjach. Kiedy pacjenci odczują natychmiastową ulgę, ich zaufanie wzrasta. Również dlatego pierwsza sesja trwa dłużej, by możliwe było doświadczenie szybkich efektów, jakie taka praca przynosi.
Jak pacjenci zachowują się w trakcie trwania sesji?
Czasami ktoś na poziomie słów deklaruje spokój, a jego ciało pozostaje w nieuświadomionym lęku i np. drży. Chodzi o to, by nauczyć się samoobserwacji. Przyjście na terapię najczęściej pociąga za sobą wewnętrzny konflikt, z jednej strony pacjent odczuwa lęk przed odsłonięciem, z drugiej – wielkie pragnienie uwolnienia się od napięcia i cierpienia, przeżywanych często przez wiele lat w samotności. Terapeuta zapewnia poczucie bezpieczeństwa, ale intensyfikuje ten wewnętrzny konflikt. Taka praca pomaga pożegnać szkodliwe mechanizmy obronne, czyli wszystkie nawykowe, nieświadome i destrukcyjne reakcje.
I co pacjenci dostają w zamian?
Dostęp do własnych uczuć i serce otwarte na miłość.
Dlaczego dla wielu to brzmi przerażająco?
Serce otwarte na nowe doświadczenia to ekscytująca perspektywa, stwarza nadzieję na intymność, bliskość, miłość, której wszyscy pragniemy. Jednocześnie jednak najbardziej boli właśnie zranione serce. Z miłością zawsze wiąże się ryzyko straty. Mimo wszystko odwaga, by kochać, jest warunkiem szczęśliwego życia. W filmie Terrence’a Malicka „Drzewo życia” pada takie zdanie: „Jeżeli nie będziesz kochał, twoje życie przemknie niezauważenie”. Myślę, że życie bez miłości prędzej czy później wypełnia się rozpaczą.
To może warto zostawić sobie jakieś mechanizmy obronne?
Wszyscy czasami potrzebujemy mechanizmów obronnych, jednak wielkie znaczenie ma to, jakie one są i w jakim stopniu nawykowo je stosujemy. Na każde doświadczenie w życiu możemy reagować sztywno, odruchowo za pomocą mechanizmów obronnych albo z otwartością, która daje dostęp do uczuć. Gdy pacjent może objąć i unieść siebie z tą samą czułością i miłością, z którą podnosi się nowo narodzone dziecko, terapia psychodynamiczna może zostać zakończona. Bez względu na to, jak bardzo zostaliśmy porzuceni i zranieni w przeszłości, w jak wielkim lęku żyliśmy – możemy nauczyć się dawać sobie troskę, uwagę i czułość.
Dr Martyna Goryniak, certyfikowana psychoterapeutka i trenerka Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Pracuje z osobami dorosłymi, prowadząc psychoterapię indywidualną i grupową w Pracowni Psychoterapii i Treningu ISTDP „Horyzonty” w Warszawie.