Według badań, statystyczną kobietę poczucie winy dręczy średnio 36 razy dziennie! Nawet jeśli te wyliczenia są przesadzone, dowodzą, że obwinianie się to kobieca domena. Czy zawsze mamy powód?
Zastanawiamy się, co powiedzą inni, jak nas oceni matka i czy mogłybyśmy coś ulepszyć, poprawić, zareagować inaczej, trafniej odpowiedzieć…
Psychologowie potwierdzają, że kobiety obwiniają się znacznie częściej niż mężczyźni i częściej szukają akceptacji u innych, zamiast u siebie. Sprawa wbrew pozorom jest poważna, bo poczucie winy potrafi przygnieść i mieć destrukcyjny wpływ na życie. Może prowadzić nawet do depresji i działań autodestrukcyjnych. Z drugiej strony jest ważną informacją, która wskazuje, że zrobiłyśmy coś przez nas same nieakceptowanego lub niezgodnego z normami społecznymi; informacją, która pomaga m.in.budować relacje – i te bliskie, i te społeczne. Bo na przykład brak lojalności, zdrada czy świadome zadanie komuś bólu lub cierpienia nie jest czymś, nad czym powinnyśmy przejść do porządku dziennego. Jeśli czujemy się z tym źle, jeżeli to nas „uwiera”, to jest nadzieja, że poczucie winy przekształcimy w coś bardziej szlachetnego, nie karząc się przez resztę życia, ale też i nie rozgrzeszając zbyt łatwo.
Poczucie winy nie zawsze oznacza to samo – niekiedy wynika z dojrzałej oceny sytuacji („zrobiłam coś złego”), a czasem jest spowodowane zbyt emocjonalnym podejściem do życia i do samej siebie, nieprawidłową oceną sytuacji. Dla jednych będzie punktem zwrotnym, od którego może rozpocząć się świadomy rozwój, dla innych kolejną „porażką”, destrukcyjną pułapką samobiczowania, „dokładania” sobie, mechanizmem obronnym, który pozwala nie skonfrontować się z samym sobą. Poczucie winy może pojawić się wówczas, gdy coś zrobiliśmy, ale także wtedy, gdy czegoś zaniechaliśmy – np. udzielenia pomocy czy wsparcia. I wcale niekoniecznie wtedy, gdy ktoś rzeczywiście tego potrzebował, ale gdy ktoś nam wmówił, że czyjeś potrzeby są ważniejsze od naszych.
– W kreowaniu iluzorycznego poczucia winy przodują kobiety – uważa Beata Markowska, trenerka rozwoju osobistego. – Syndrom matki Polki większości z nas nie jest obcy. Matka Polka przy każdej próbie dania sobie czegoś: wolnego czasu, prezentu czy spotkania z przyjaciółką, popada w poczucie winy. Robi to w trosce o członków rodziny. Zadręczając ich często swoją męczeńską postawą.
Czasem poczucie winy wynika ze wstydu, a niekiedy z niskiego poczucia własnej wartości – i taka skłonność znów częściej przypisywana jest kobietom. Dlaczego? Bo to my same, co potwierdzają badania, myślimy o sobie gorzej, niż myśli o nas cała reszta. Selma Fraiberg, amerykańska psychoterapeutka i psychoanalityczka, która badała m.in. mechanizmy powstawania zdrowego obrazu siebie, uważała, że sumienie u osoby zdrowej wytwarza poczucie winy współmierne z występkiem, co chroni ją przed popełnianiem kolejnych błędów, natomiast u osób neurotycznych działa tak, jakby w osobowości człowieka mieściła się kwatera gestapo; bezlitośnie tropi ono każdą niebezpieczną (czasem tylko potencjalnie) myśl, każdy najmniejszy zawiązek takiej myśli, oskarża, grozi, poddaje bezterminowym torturom, by wywołać poczucie winy za najbłahsze wykroczenie.Takie poczucie winy ma ten skutek, że zniewolona zostaje cała osobowość.
Z jeszcze inną sytuacją mamy do czynienia, gdy przeceniamy nasz wpływ na uczucia czy zachowania drugich osób. – Często nadajemy swoim zachowaniom rangę wielkich czynów i wielkich urazów – potwierdza Beata Markowska. – Przejmujemy się tym do granic wytrzymałości, podczas gdy nasz rozmówca może i poczuł się zraniony, ale rana nie jest śmiertelna. Prosta rozmowa najczęściej pomaga wyjaśnić, co naprawdę zaszło, i oczyścić klimat.
Nieadekwatne poczucie winy, niewspółmierne do wyrządzonej (czasem urojonej) krzywdy czyni w naszym emocjonalnym życiu prawdziwe spustoszenie. Nieustające obwinianie siebie można porównać do jednych z bardziej wymyślnych tortur. – Naczelnym zadaniem poczucia winy jest ukaranie siebie w zastępstwie Pana Boga – uważa Beata Markowska. – Głównie z obawy, że kara, którą moglibyśmy otrzymać z jego ręki, byłaby bardziej dotkliwa od tej, którą zadamy sobie sami. Zapętlamy się we własnym poczuciu winy tak bardzo, że kara, którą sobie wymierzamy, nie jest współmierna do wielkości szkody. Mówiąc ściślej – znacząco ją przewyższa. Jeśli łudzimy się, że nasza nadgorliwość zostanie w taki czy inny sposób wynagrodzona, bardzo się mylimy. Bóg uczył wybaczać. Moja rada? Miejmy litość dla nas samych – podpowiada trenerka.
Jak to zrobić? Przede wszystkim spróbować pokochać siebie. Nieidealną, popełniającą błędy, niedoskonałą. Im większe stawiasz sobie wymagania, tym łatwiej o poczucie winy, gdy ich nie spełnisz („jestem za głupia/za gruba”, „gdybym się bardziej postarała, mogłabym osiągnąć więcej i wreszcie zasłużyłabym na uznanie/miłość”). Poczucie winy leży blisko poczucia niskiej wartości, a w tym, my, kobiety, celujemy. – To uczucie unaocznia nam, ile pracy musimy jeszcze włożyć w naukę kochania siebie – dodaje Beata Markowska.
Urealnij problem – jak radzi Beata Markowska, najpierw należy sprawdzić, czy nasze działanie przyniosło komuś realną stratę. Najszybszym, choć nie najłatwiejszym sposobem jest zapytanie domniemanej ofiary, jak odebrała nasze zachowanie, działanie lub zaniechanie. Może się okazać, że nasze poczucie winy jest iluzoryczne. Nawykowe myślenie każe nam wyobrażać sobie, że kogoś zraniliśmy i zrobiliśmy coś nagannego. Potem męczymy się z tym, zadając sobie wewnętrzne ciosy. Może się jednak okazać, że druga osoba albo nie pamięta sytuacji, o której wspominamy, albo pamięta ją zupełnie inaczej. Co więcej, nie poczuwa się do roli ofiary.
Potraktuj jako lekcję – OK, popełniłaś błąd, ale nie skazuj się na dożywocie. Można potępić czyn, ale nie trzeba potępiać człowieka. Masz szansę poprawy – zastanów się, jak to zrobisz. Nawet jeśli nie uda ci się zadośćuczynić tej osobie którą skrzywdziłaś, możesz zrobić coś dobrego dla innych. Nie chodzi o to, by uspokoić sumienie, ale żeby zachować równowagę. Mieć świadomość, że jesteśmy zdolne także do rzeczy dobrych. Nie tylko małych, ale i wielkich.
Przeproś – po prostu. Jeśli jesteś czemuś winna i poczucie winy jest obiektywne oraz uzasadnione, zwyczajnie przeproś tych, których skrzywdziłaś. Jeśli to możliwe, napraw szkody.
Wybacz sobie – nie zadręczaj się, przeszłości nie da się zmienić. Stało się, ale twój błąd to nie cała ty, nie utożsamiaj się ze słabszym momentem w twoim życiu, on nie jest tobą, ty nie jesteś wyłącznie nim. Dręczące, zwłaszcza nieadekwatne poczucie winy zabiera kreatywność, czas, poczucie wpływu na własne życie i czyni nieszczęśliwym. Zamiast wyrzucać sobie, jak bardzo jesteś beznadziejna, przyznaj sobie prawo do omylności i popełniania błędów. Jeśli to tylko możliwe, to je napraw – jeżeli nie, uznaj, że na tamten moment postąpiłaś tak, jak umiałaś i na co było cię stać. Nawet jeśli dziś postąpiłabyś inaczej, to przecież „wtedy” było wtedy, nie dziś.
Powstrzymaj się – jak tylko będzie ci się włączał znajomy mechanizm poczucia winy, zatrzymaj się na chwilę i zastanów, czy to uczucie jest ci naprawdę potrzebne, na co natrafia, na co wskazuje, co ci „załatwia” – czy to jest wstyd, strach, niewiara w siebie, czy może po prostu lubisz się zadręczać, być ofiarą? Jeśli sobie odpowiesz, to będziesz wiedzieć, jakiemu obszarowi w sobie trzeba przyjrzeć się bliżej. To pomoże powstrzymać automatyczne reakcje, które nam szkodzą.
Wrzuć na luz – nie traktuj życia śmiertelnie poważnie, zwłaszcza gdy sprawa jest błaha. To my często nadajemy wydarzeniom i ludziom z naszego otoczenia znaczenie. Działaj w najlepszym dla siebie interesie, starając się nie ranić innych, ale też nie pozwól innym (i sobie) na wrzucanie na barki więcej, niż możesz unieść.
Pracuj nad samooceną – jeśli wszystkie sposoby zawodzą, może to oznaczać, że mechanizm jest mocno utrwalony, a przyczyny tkwią głęboko. Poszukaj psychoterapeuty, który pomoże ci myśleć o sobie bardziej realnie (adekwatnie) i być dla siebie kimś bardziej przyjaznym.