Mimo rosnącego w siłę nurtu ciałopozytywności, wiele z nas wciąż boryka się z brakiem akceptacji dla własnego ciała. Jeśli zaś dotyczy on również części intymnych, może wpływać na nasze zdrowie, życie seksualne i związki. – Ciągle istnieje społeczne przekonanie, że jeżeli kobieta nie będzie „wystarczająca”, to mężczyzna ją rzuci – mówi seksuolożka dr Agata Loewe-Kurilla. Publikujemy fragment książki "Gładko" Magdaleny Kuszewskiej.
– Nieraz na terapii par pracowałam z kobietą i mężczyzną, których w pewnym momencie rozdzieliłam, by pracować z nimi osobno. Zaczęłam pracować z samą kobietą i wkrótce okazało się, że to była bardzo dobra decyzja. W terapii par ten temat nie mógł, jej zdaniem, wybrzmieć na głos. Kobieta bardzo krępowała się powiedzieć swojemu partnerowi o tym, że ogromnie wstydzi się swojej cipki, którą on uważał za najpiękniejszą na świecie – opowiada Agata Loewe-Kurilla, psychoterapeutka, seksuolożka twórczyni warszawskiego Instytutu Pozytywnej Seksualności, edukatorka seksualna. – Temat seksualności wciąż jest w Polsce tabu, podobnie jak temat genitaliów i medycyny estetycznej. Nie bez przyczyny mówi się, że ktoś „przyznał się” do waginoplastyki czy powiększenia penisa, zupełnie jakby to był zakazany owoc. Pewnie wiąże się to także z poczuciem poprawiania jakiejś „boskości”, jeśli wziąć pod uwagę polskie zanurzenie w religii katolickiej. Bez względu na to, czy skupimy się na korekcie innej części ciała, czy jednak genitaliów, to jest tabu.
Polskie społeczeństwo nie afirmuje kobiecej seksualności
– Zakładam, że konkretna grupa kobiet decyduje się na zabiegi ginekologii estetycznej, bo zupełnie tak samo jak inne grupy kobiet nie odebrała edukacji seksualnej. Przecież w polskim społeczeństwie nie ma czegoś takiego jak afirmowanie kobiecej seksualności – ubolewa badaczka. Najpierw chcę zaprotestować: jak to, przecież w internecie aż huczy od afirmacji, od pięknych haseł zakładających równość wszystkich ciał i figur, różnorodność seksualną. Ale potem łapię się na tym, że to wciąż kropla w morzu potrzeb. I to wciąż bańka, dostępna głównie dla kobiet świadomych, wyedukowanych. Setki tysięcy Polek pozostają w poczuciu, że nie ma nic złego w tym, że partner każe im wyglądać tak czy siak w okolicy intymnej albo że je zawstydza czy wręcz poniża. Co oczywiście działa w obie strony: mężczyźni też bywają seksualnie szykanowani przez partnerki. To jednak ciągle zjawisko marginalne w porównaniu do tego pierwszego. Doktor Agata Loewe-Kurilla mówi o dość powszechnym zjawisku dysmorfofobii w obszarze różnych fragmentów ciała. Zdarza się, że nie pozwala ona w ogóle funkcjonować. Także – a może przede wszystkim – seksualnie, jeśli dotyczy waginy lub penisa, a konkretniej: wyglądu warg sromowych czy rozmiaru prącia. – Znam kobiety, bo to one często zgłaszają się na terapię, którym najpierw nie podoba się własny nos, potem podbródek, następnie zęby, wielkość brzucha i wreszcie kształt pośladków oraz wargi sromowe. To jest niekończące się wpatrywanie w swoje własne odbicie. Odmawianie sobie możliwości bycia ładnym, przyjemnym dla oka – opowiada.
W takich przypadkach bez pracy z psychologiem bywa bardzo trudno. Czasami, jak obserwuje seksuolożka, to zjawisko zmienia się w niekończący się „rozwój osobisty”. Doświadczają tego niektóre osoby w kryzysie tożsamościowym. Zapisują się one na kursy tantryczne, oddechowe, medytacyjne. – Czują, że znalazły się w cyklu, w którym cały czas próbują coś w sobie uleczyć. I w pewnym momencie już nie wiedzą, którą z kolei osobę chcą w sobie naprawiać. Ciekawie o tym pisze filozof Tomasz Stawiszyński w „Ucieczce od bezradności”. Nie należy jednak lekceważyć dojmującej potrzeby zmiany konkretnej części ciała, szczególnie jeśli ta potrzeba ma nieuświadomione lub znajome kolejne dna. Przykład? Jednym ze znajomych seksuolożki jest młody mężczyzna, który jako dziecko został pobity przez ojca. W wyniku tej bestialskiej ojcowskiej przemocy doznał złamania nosa. Nawet kiedy był dorosły, ten złamany – bo krzywy – nos wciąż przypominał mężczyźnie o tamtym tragicznym wydarzeniu. Dopiero kiedy pacjent Agaty Loewe-Kurilli przeszedł operację korekty nosa, zniwelował poczucie traumy, która po prostu przestała być widoczna w lustrze. Seksuolożka zauważa, że podobnie bywa chociażby z bliznami poporodowymi na łonach kobiet. Niektóre z nich potrzebują je zniwelować laserowo. Podobnie jak poddać korekcie wejście do pochwy, które uległo rozluźnieniu. – Obszar genitalny jest specyficzny, często uważany za brzydki, „brudny”. Tego typu komunikaty płyną i z religii, i czasem z kultury, i z domów rodzinnych – wyjaśnia. Rozumie, że ten przekaz bywa niekiedy tak głęboki i trudny, że być może dopiero odzyskanie sprawczości dzięki operacji pozwoli zmienić tę narrację.
Brak akceptacji może być efektem traumy
Kolejny temat, który porusza seksuolożka, jest silnie związany z brakiem akceptacji własnych narządów płciowych. Wynika z wczesnej traumy, z czasów dzieciństwa. Bycia ofiarą gwałtu, molestowania. Niechcianego dotyku. Albo nawet „zwyczajnego” obśmiania w szatni, na basenie. Bywa, że krytyczne słowo na tyle koduje się w człowieku, że staje się głównym czynnikiem, przez który narządy intymne (lub dany obszar ciała) wydają się kompletnie nieakceptowalne. I stają się obszarem wspomnianego „brudu”, wstydu. – Kobiety mają do wykonania dużo, dużo pracy, która bardzo często jest trudna. Niekiedy tracą libido, przestają odczuwać pożądanie, regularnie odmawiają seksu. I czasami wolą wybrać pewnego rodzaju masochizm, stać się cierpiętnicami. Narzekają na zły seks, ale uważają, że nie są w stanie nic na to poradzić, bo na przykład mają beznadziejnego partnera. I są takie, które w tym „sosie” gotują się całe życie lub znaczną jego część. Inne z kolei wybierają operację plastyczną, bo błędnie zakładają, że życie seksualne się dzięki temu polepszy, naprawi. Zdaniem seksuolożki to działa na podobnej zasadzie jak zakup nowej, pięknej bielizny lub nauczenie się nowych trików seksualnych. – Często wydaje nam się, że poważny, wielowarstwowy problem załatwimy szybką terapią albo właśnie szybkim zabiegiem estetycznym. Robimy to, ale po kilku tygodniach, miesiącach, a czasem nawet po kilku latach temat do nas wraca. I wówczas część kobiet zamiata go pod dywan. Niektóre osoby przeżywają całe życie na takim wyparciu. Inne biorą wreszcie sprawy w swoje ręce. Inwestują w psychoterapię tyle, żeby pomogła. Stawiają ten temat na pierwszym miejscu, przestają omijać go jak kłującego jeża.
– A kwestie estetyczne? – dopytuję. Mam na myśli sytuację, kiedy pacjentka chce zrobić zabieg wyłącznie w celu poprawy wyglądu, odmłodzenia się. – Ja nie dzielę tego w ten sposób. Jeżeli kobieta od lat nie oglądała swojej waginy w lusterku albo w ogóle bała się spojrzeć w dół, bo uważała, że tam jest „brzydko i obleśnie”, jak mawiają niektóre osoby, to potem zaczyna uprawiać seks i nadal nie zwraca uwagi na tę okolicę. Ale stopniowo w czasie seksu zaczyna odczuwać ból, mięśnie pochwy się zaciskają, to wszystko się przenika, łączy. I potem kobieta trafia do kliniki na zabieg, bo teoretycznie chce wyglądać ładniej, młodziej. Ale skądś się to przecież wzięło.
Jak zaakceptować swój wygląd?
Agata Loewe-Kurilla opowiada o warsztatach dla kobiet, w tym dla studentek, które organizuje w ramach Instytutu Pozytywnej Seksualności. Jednym z podstawowych tematów na tych warsztatach jest „praca z cipką”. Na czym ona polega? – Nie da się ominąć etapu polegającego na nazywaniu, oswajaniu własnej cipki. Proszę, aby każda z kobiet spróbowała nadać jej imię, żeby się z nią jakoś zidentyfikować. I przede wszystkim, aby ją zobaczyła, dotknęła, oswoiła się z nią, a nawet zaprzyjaźniła – mówi. – I powiem szczerze, że w Polsce to zajmuje zwykle masę czasu, żeby w ogóle tę barierę przełamać. Niby to głębokie zobaczenie swojej intymności jest łatwe, niby różne seriale prezentują je jako oczywiste, ale u nas w dalszym ciągu takie nie jest. Terapeutka poleca serial dokumentalny „Seks i miłość w różnych krajach świata”, dostępny na platformie Netflix, w którym Christiane Amanpour podróżuje przez Afrykę, Australię, Europę i Indie, gdzie rozmawia z kobietami. Japonka opowiada, że jej partner, aby z nią uprawiać seks, najpierw odpala w telefonie filmik porno. Kładzie smartfon na wysokości jej twarzy i dopiero wtedy osiąga erekcję. Potem widzowie razem z Christiane przenoszą się do Indii, gdzie kobiety muszą poradzić sobie z brakiem możliwości wyboru małżonka. Oczywiście normy i konteksty seksualno-kulturowe trudno ze sobą porównywać. Ale dla Agaty niemal wszędzie wybrzmiewa znajome hasło: „patriarchat”. Wciąż jeszcze krytykuje się w Polsce, ale też w wielu częściach świata (czego dobitnie dowodzi wspomniany serial dokumentalny), sekspozytywność. I feminizm, rozumiany również jako kobiecą wolność seksualną. – Nadal często natykam się na dyskusje, w których rozważa się, czy kobieta ma prawo do swojego ciała, czy to ciało jest w stanie i ma prawo służyć tylko jej własnym planom, czy może zażywać przyjemności. Czy to ciało naprawdę do ciebie jako kobiety należy – opowiada. I teraz dochodzimy do meritum: – Czy zatem chcesz mieć piękną, zrewitalizowaną wulwę dla siebie, bo będziesz klęczeć nad lustrem, spoglądać na nią i myśleć: „Wow, ale jestem piękna!”? Czy może chcesz, żeby zauważyły to i doceniły inne oczy, na przykład partnera? Seksuolożka zwraca uwagę na to, że podobnie było z owłosieniem narządów intymnych. Już kilka lat temu pewna grupa Polek zaczęła chodzić na depilację laserową. – A ja w tym czasie spotykałam w swoim gabinecie osoby, które na terapii mówiły: „Ona nawet nie wie, jak ja lubiłem te jej włoski na dole”. – Seksuolożka odmawia natomiast oceny zjawiska modyfikacji wagin czy penisów. Opowiadania, co i kiedy jest właściwe, a co nie. – Najważniejsze jest podejmowanie świadomej decyzji dotyczącej modyfikacji czy upiększenia swoich narządów płciowych. I sprawdzenie, dlaczego w ogóle zaczęłam/zacząłem myśleć, że coś z tym obszarem jest nie tak – radzi.
Cipki są jak twarze, różne
W warszawskim gabinecie, w którym seksuolożka przyjmuje pacjentki i pacjentów, jest bardzo dużo książek z Polski i z całego świata. Dzięki nim Agata może pokazywać, jak bardzo my wszyscy różnimy się „na dole”. – Nasze cipki są jak twarze, różne – podkreśla. – Nasze wargi sromowe mogą wyglądać albo jak kwiaty, albo jak motyle. I nie ma w tym nic złego, niepokojącego. U mężczyzn do funkcji estetycznej dochodzi jeszcze chęć sprawności. – Przecież wielu panom chodzi o to ciągłe utrzymywanie penisa we zwodzie, poza tym pojawia się pragnienie, aby on był większy, grubszy, żeby dłużej stał, żeby więcej tryskał. Stąd te pomysły: protezy, pompki, zastrzyki, wkładki, nakładki – opowiada. – Gdyby porównać w tym kontekście narządy męskie i kobiece, wszystko kręci się dookoła penetracji. Czyli dopóki nie wyjdziemy poza penetrację, nie będziemy potrafili całego ciała traktować jako strefy erogennej. A jeżeli chodzi o ten pornograficzny ideał, to nikt go nie spełnia. Nikt. Ale już coraz większa liczba osób, z którymi pracuję terapeutycznie, ma świadomość, że pornografia to nic prawdziwego. Zjawisko ginekologii estetycznej czy urologii estetycznej w globalnym ujęciu dowodzi natomiast, że genitalia to kolejna strefa, na której można sporo zarobić. To przecież jest przede wszystkim biznes… Seksuolożka obserwuje też światowe trendy. Niedawno była w Singapurze i w Kuala Lumpur, na konferencjach naukowych dotyczących seksualności. Spotkała tam wielu lekarzy z Azji Wschodniej – Hindusów specjalizujących się w zabiegach estetycznych narządów intymnych. – Nigdzie nie widziałam tylu paneli o powiększaniu penisów co tam – kwituje doktor Agata Loewe-Kurilla. Z przykrością stwierdza też, że w Polsce w XXI wieku wciąż są kobiety, które nie zetną włosów na głowie – bardzo by chciały, ale chłopak lubi tylko długie. I są takie, które całymi tygodniami stosują ostrą dietę, bo na pierwszej randce partner oznajmił: „No ja mam nadzieję, że ty się nie roztyjesz”. – Ciągle istnieje społeczne przekonanie, że jeżeli kobieta nie będzie „wystarczająca”, to mężczyzna ją rzuci. Mimo że sam ma czasem nadwagę, próchnicę i kto wie, co jeszcze – opowiada terapeutka. Irytuje ją, że w Polsce wciąż żyjemy w kulturze patriarchatu. W tej dziedzinie pracę do odrobienia mają, zdaniem Agaty, zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Najważniejsze jest zadbanie o emocje obu stron (a nie tylko jednej), jak również poradzenie sobie z tymi emocjami w relacjach damsko-męskich. Chodzi szczególnie o sposób, w jaki podchodzimy do negocjacji dotyczących seksualności.
Fragment książki „Gładko. O polskim wstydzie, obsesji młodości i intymnych operacjach plastycznych” Magdaleny Kuszewskiej, która ukaże się 31 maja nakładem wydawnictwa Znak. Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.