1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Nie warto walczyć z tym, co się czuje” – intymna rozmowa z Kaśką Sochacką o „Tej drugiej”

„Nie warto walczyć z tym, co się czuje” – intymna rozmowa z Kaśką Sochacką o „Tej drugiej”

Fot. Wiktor Franko
Fot. Wiktor Franko
Tworzenie drugiego albumu to dla wielu artystów wyjątkowe wyzwanie. Dla Kaśki Sochackiej, autorki cieszącego się uznaniem debiutu, proces ten okazał się pełen refleksji, melancholii i osobistych wspomnień. Jak sukces wpłynął na jej twórczość i co kryje się za „Tą drugą”?

Drugi album to zawsze wyjątkowe wyzwanie, szczególnie po tak ciepło przyjętym debiucie, jakim był pierwszy krążek Kaśki Sochackiej, czyli wydana w marcu 2021 roku płyta „Ciche dni”. Artystka, znana z wrażliwych tekstów i ujmującego głosu, zaprasza słuchaczy do świata swojego nowego albumu „Ta druga”, który porusza tematy bliskie sercu i pełne emocji. W szczerej rozmowie Kaśka opowiada o procesie twórczym, uczuciach, które kryją się za jej utworami, oraz o tym, jak jej życie osobiste i artystyczne przenikają się nawzajem.

„Nie warto walczyć z tym, co się czuje” – wyznaje Kaśka, otwierając przed nami drzwi do swojej twórczości i serca. W rozmowie zdradza, co ją inspiruje, jak radzi sobie z presją i dlaczego każdy jej utwór ma osobisty wydźwięk. Odsłania również kulisy powstawania płyty, pokazując, że nawet w zgiełku życia na scenie można znaleźć przestrzeń na refleksję i spokój. „Ta druga” to zapis tych chwil i emocji – płyta, która, jak mówi sama artystka, jest dziełem, w którym każdy słuchacz odnajdzie swoje własne znaczenie.

Twoja droga do miejsca, w którym obecnie się znajdujesz była dość długa i kręta, ale w końcu udało ci się dotrzeć do celu. Jak to jest pracować nad albumem już jako znana i nagradzana artystka? Czy sukces debiutanckiej płyty wpłynął na twój proces twórczy?

Starałam się odciąć od tzw. „syndromu drugiej płyty”, o którym tak wiele słyszałam. Skupiłam się całkowicie na robieniu piosenek i pozwoliłam, by płynęło to swoim rytmem.

Jakie emocje towarzyszyły ci podczas tworzenia drugiego krążka?

Wydawało mi się, że do tej drugiej płyty jestem lepiej przygotowana – w końcu wydałam już pierwszą i po drodze minialbum, więc miałam już za sobą jakieś doświadczenia. Ale tak nie było. Znów zaczynałam od początku, przynajmniej w swojej głowie czułam, że muszę wszystkiego uczyć się na nowo.

Czy czułaś większą presję, czy może miałaś kredyt zaufania od wytwórni i fanów, który zdjął z twoich ramion ten ciężar?

Nie, nie czułam takiego ciężaru. Miałam ogromne zaufanie ze strony ludzi, z którymi pracuję i nie było żadnych uwag w stylu: „Słuchaj, musisz mieć takie albo takie piosenki” lub „To powinno być w określonym stylu”. Kompletnie nie. Jeśli chodzi o proces twórczy miałam pełną swobodę. Tak naprawdę tylko ja i mój producent, Olek Świerkot, decydowaliśmy o tym, jakie brzmienie będą miały piosenki i w jakim kierunku pójdą. Nikt nie wymagał ode mnie zmian tekstów ani nie ingerował w moją pracę.

To bardzo optymalne warunki dla artysty.

Tak, mam ogromne szczęście.

Fot. Wiktor Franko Fot. Wiktor Franko

Chciałbym teraz zapytać o tytuł tego krążka. „Ta druga” – co dla ciebie oznacza to sformułowanie? Czy kryje się za nim jakaś szczególna historia lub emocja?

Na ten tytuł nie wpadłam ja, tylko Paweł Jóźwicki – mój menedżer. Od razu we mnie zarezonował ze względu na wielość możliwych interpretacji, do których skłania. Podoba mi się, że każdy, kto będzie słuchał tej płyty, odnajdzie w niej swoje własne znaczenie.

Pierwszym singlem promującym ten album był hit „Madison”. Wyjaśniłaś, że nawiązuje on do sceny z filmu „Co się wydarzyło w Madison County”. Czy na płycie jest więcej utworów inspirowanych kinem lub literaturą?

Żadnej konkretnej piosenki nie pisałam z takim zamysłem, ale w piosence „Wszystko” pojawia się fraza „minęło ponad 500 dni”, co można interpretować jako odniesienie do filmu „500 dni miłości” [oryg. (500) Days of Summer].

Ta produkcja poruszyła cię jakoś szczególnie?

Pisząc piosenkę, nie planowałam takiego odniesienia, ale próbując uchwycić długie miesiące trwania w emocjonalnej męczarni, przyszło do mnie to „500 dni”. I tak zostało.

Później pomyślałam sobie, że przecież był ten film, który oglądałam wiele lat temu i który zrobił na mnie wrażenie.

Album „Ta druga” wydaje się mieć dość melancholijny nastrój. Z czego wynika taka atmosfera? Czy to jest odzwierciedlenie twoich obecnych odczuć?

[westchnienie] Pewnie tak. Nie warto z tym walczyć, jeśli tak jest. Mam melancholijne usposobienie. Nic z tym już nie zrobię. Przekuwam to w piosenki.

Motyw utraconej miłości przewija się w wielu utworach. Jak ważne są dla ciebie wspomnienia, które zamykasz w tekstach?

Bardzo ważne. To dla mnie bardzo osobista płyta. Zresztą, wszystkie piosenki zawsze były osobiste. Taki mam styl pisania.

Na albumie „Ta druga” pojawia się wiele emocji – od spokoju po zwątpienie... Wielu artystów mówi o twórczości jako formie autoterapii. Utożsamiasz się z tym podejściem?

Oczywiście, zgadzam się z tym. Czasami nosimy w sobie emocje, których nie potrafimy nazwać.

Pisanie staje się dla mnie sposobem na uwolnienie tych uczuć. Gdybym nie pisała, pewnie nosiłabym to w sobie jeszcze długo.

Widząc swoje słowa na papierze, lepiej rozumiem, co czuję i potrafię to nazwać. Na pewno więc jest to jakaś forma terapii.

Na krążku pojawia się figura „Femme fatale”. Czy to jest odniesienie do konkretnej postaci w twoim życiu?

Nie zdradzę szczegółów, ale mogę powiedzieć, że ten tekst wyszedł ze mnie szybko i naturalnie.

Twoje piosenki często wzruszają słuchaczy do łez. Zaskakuje cię to? Czy w trakcie tworzenia myślisz o tym, jak mogą one wpłynąć na emocje odbiorców?

Nie wyobrażam sobie tego. Kiedy piszę piosenkę, to najpierw chcę, by ona miała znaczenie dla mnie, by poruszyła mnie samą. Jeśli coś, co piszę, nie porusza mnie samej, to najprawdopodobniej nie znajdzie się w utworze. Nie chodzi tu o pojedyncze wersy, ale o ogólny sens, o ten „kręgosłup” piosenki. Nie wybiegam myślami do tego, jak ktoś inny zareaguje na piosenkę – mogę tylko mówić o swojej reakcji.

Twoi fani często dzielą się osobistymi przeżyciami, inspirowani twoją muzyką. Jakie emocje wywołują w tobie te wiadomości?

Na początku bardzo mnie zaskakiwało, że moje utwory aż tak rezonują z ludźmi, że są dla kogoś aż tak ważne i zostawiają w ludzkich życiach jakieś ślady. Sama tworząc, nie spodziewałam się takiej reakcji – myślałam, że to będzie ważne głównie dla mnie. Wiem, że rodzi to także pewną odpowiedzialność za to, co piszę i o czym opowiadam. A często słyszę, że moje piosenki zmieniają coś w czyimś życiu, pomagają w podjęciu ważnej decyzji czy pomagają komuś coś sobie uświadomić.

A ty sama masz takich artystów, którzy wywołują w tobie takie silne emocje, zarówno w przeszłości, jak i obecnie?

Zawsze mocno poruszają mnie teksty Taco Hemingwaya. Mam to samo z Vito Bambino. Kiedyś, i nadal zresztą, bardzo oddziaływały na mnie teksty Kasi Nosowskiej i Artura Rojka. To są artyści, na których muzyce się wychowałam, a ich teksty nie są tylko piosenkami, które przelatują obok, tylko zostawiają coś w człowieku.

Fot. Wiktor Franko Fot. Wiktor Franko

Porozmawiajmy o bardziej przyziemnych sprawach. W ostatnich latach byłaś w trasie koncertowej przez długi czas. Czy częste podróże mają wpływ na twój sposób pisania i komponowania?

Miałam zdecydowanie mniej czasu na to wszystko. Bycie w trasie oznacza przebywanie z ludźmi niemal bez przerwy – w busie, na próbach, podczas wolnych chwil, które również spędzamy razem. Potem przychodzi koncert, a po nim spotykamy się z fanami lub dyskutujemy w naszym gronie o występie i o tym, co u każdego z nas. Te relacje, przez lata wspólnej pracy, bardzo się zacieśniły. W takich warunkach nie ma przestrzeni na to, żeby założyć słuchawki, poczytać w ciszy albo coś napisać. Jesteśmy ze sobą tak dobrze zgrani i czujemy się razem tak swobodnie, że nawet nie przychodzi nam do głowy, by spędzać czas osobno.

Po powrocie z trasy też nie od razu wraca się do zwykłego rytmu. To czas, w którym trzeba na nowo odnaleźć się w codzienności. Tych spokojnych momentów jest wtedy znacznie mniej. Dlatego podczas pracy nad tą płytą bardzo pomagały mi wyjazdy. Każdy wyjazd, nawet taki krótki, czy to z Warszawy, czy z Polski, dawał mi przestrzeń, gdzie – choć teoretycznie powinnam odpoczywać – mogłam sięgnąć po notatki, przesłuchać demówki i spokojnie, w neutralnym otoczeniu, podejść do tematu płyty.

W jakich warunkach potrafisz odnaleźć ten spokój? Czy masz swoje preferencje – góry, morze?

Każda forma natury i przestrzeń, w której mogę być sama, gdzie mogę na 100 procent się na sobie skupić, jest dla mnie świetną przestrzenią do odpoczynku i tworzenia. Czasem to może być też wśród ludzi, ale obcych – nie muszę być zupełnie odizolowana. Ważne tylko, by w moim otoczeniu nie było nikogo bliskiego. Gdy jestem z kimś bliskim, automatycznie skupiam się na nim. Wtedy przestaję myśleć o swoich sprawach, bardziej zależy mi na rozmowie, na tym, co dzieje się u drugiej osoby, na poświęceniu jej czasu.

Czy po tak intensywnym czasie na trasie doceniasz bardziej chwile spokoju w domu?

Tak, teraz zdecydowanie doceniam takie chwile. Mam za sobą długi czas w biegu, w narzuconym szybkim tempie, więc każdy spokojny wieczór w domu jest teraz na wagę złota. Zwykłe, codzienne rzeczy – oglądanie seriali, spokojne śniadanie przygotowane w domu, a nie na mieście – nabrały dla mnie teraz dużego znaczenia.

W utworze „Finał” pojawia się pragnienie ucieczki „na cały rok”. Czy to uczucie zdarza się również w rzeczywistości, że czasem masz ochotę odciąć się od życia artystycznego?

Raz na jakiś czas pojawia się taka potrzeba, by po prostu wyjechać i zostawić wszystko za sobą. Nie wiem, czy dotyczy to stricte mojego życia artystycznego, bo wyobrażam sobie, że jeśli ktoś pracuje w korporacji, codziennie odbija kartę, wchodzi na jakieś piętro i ogląda świat przez biurowe okna, to też może odczuwać potrzebę ucieczki. Wyjazd, taka egzotyczna myśl, może być równie pociągająca dla niego, jak dla mnie. Więc tak, czasem mam takie poczucie – chęć po prostu oderwania się od tego, co mam na co dzień.

Przemysł muzyczny jest wymagający – jak ci się udaje balansować karierę z życiem osobistym? Czy jest coś, poza wyjazdami, co pozwala ci odpocząć i naładować baterie?

Niby to nic wielkiego – po prostu wanna, czasem zapalona świeczka i lampka wina – ale dzięki temu mogę się odciąć, mam chwilę dla siebie, w ciszy. W zwykłe dni, gdy tempo jest naprawdę intensywne, nawet krótka chwila spędzona w ten sposób sprawia, że udaje mi się na chwilę oderwać i przenieść gdzieś indziej. Bardzo lubię też wracać do rodzinnego domu.

Gdy jest dużo pracy, stresu i napięcia, to czasem myślę, że nic mi nie pomoże, bo przecież muszę zrobić to, tamto i jeszcze coś. Ale kiedy tylko przekraczam próg domu, natychmiast czuję się jak dziecko.

Nagle stresy gdzieś znikają i wraca poczucie bezpieczeństwa. Tam czas naprawdę płynie inaczej. Widzę to po mojej siostrze i tacie. Jeden dzień spędzony w domu rodzinnym bywa tak kojący, że wydaje się równoważny całemu tygodniowi w mieście.

Fot. Wiktor Franko Fot. Wiktor Franko

Myślę, że z tym, co powiedziałaś, może się utożsamić nie tylko artysta. Taki moment, by nabrać dystansu, jest istotny w zasadzie dla każdego.

Tak, dokładnie. Myślę, że wszyscy mamy podobne potrzeby, niezależnie od tego, co robimy na co dzień. Dla jednego to tworzenie piosenek, dla innego programowanie, pisanie czy cokolwiek innego. Choć różnimy się zawodowo, to wszyscy potrzebujemy takich chwil na dystans, by naładować baterie.

W jednym z ostatnich wywiadów wyznałaś, że od dawna twoją wielką pasją jest piłka nożna. Czy nadal znajdujesz czas na mecze?

Niestety, już nie tyle, co kiedyś.

Ale futbol nadal jest obecny w twoim życiu?

Tak, staram się śledzić te ważniejsze mecze. Ostatnio było El Clasico - mecz – Real kontra Barcelona – ale niestety nie mogłam go obejrzeć na żywo. Nadrobiłam więc skrót, a wynik i strzelców bramek sprawdziłam od razu po zakończeniu. Bardzo się ucieszyłam, że Robert Lewandowski strzelił dwie bramki [śmiech]. Choć w dzieciństwie byłam bardziej fanką Realu i przez lata wykształciłam pewną słabość do tej drużyny, to teraz Polacy grają w Barcelonie, więc oczywiście kibicuję Barcy.

Twoje piosenki cieszą się ogromną popularnością, a mimo to unikasz typowego blasku fleszy. Jakie są twoje osobiste wartości, które pomagają unikać zgiełku medialnego?

Cieszę się, że mogę robić to, co robię, ale mam świadomość, że wszystko w życiu kiedyś się kończy. Chyba właśnie dzięki temu mam do tego zdrowy dystans. To chyba taka moja cecha – wkładam w tę pracę całe serce i zaangażowanie, ale pamiętam, że na końcu są to tylko piosenki. Dopiero gdy ktoś, jak ty, mówi mi, że są popularne, zaczyna do mnie docierać ich zasięg.

Oczywiście czuję wzrost rozpoznawalności, zwłaszcza od czasu „Szumu” – wiem, że teraz ludzie kojarzą mnie jako „tę dziewczynę od tej piosenki”. Ale nie zaprzątam sobie tym głowy, nie stresuje mnie to. Wychodząc na miasto, zachowuję się naturalnie, jak kiedyś.

Wciąż czuję się tak, jak 5-10 lat temu. Z tą różnicą, że teraz mam świetną pracę, którą kocham.

Jakie są twoje największe muzyczne marzenia? Czy jest ktoś, z kim chciałabyś współpracować, albo jakiś projekt, który śni ci się po nocach?

Tom Odell. Byłam na jego koncercie rok temu na festiwalu Inside Seaside, bo grałam wcześniej na tej samej scenie i... Wiesz, znałam jego piosenki. Ale zobaczyć go na scenie, usłyszeć te utwory na żywo, to zupełnie zmieniło moje postrzeganie. Rozwalił mnie. Jestem fanką wielu artystów. Z wieloma chętnie nagrałabym piosenkę, również z naszego rodzimego podwórka. To jednak nie jest tak, że fantazjuję o konkretnym duecie.

Na zakończenie - co chciałabyś powiedzieć fanom? Czy jest coś, co chciałabyś, żeby wiedzieli o tej płycie i o tobie?

[uśmiech] Niech piosenki przemówią za mnie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze