W „Apetyt na więcej. La Cocina” jest wszystko: miłość, przyjaźń, rywalizacja, zdrada, kradzież i wielkie marzenia. Te składniki, odmierzone w idealnych proporcjach, składają się na wyśmienite filmowe danie. W jednej z głównych ról – dwukrotnie nominowana do Oscara zjawiskowa Rooney Mara („Dziewczyna z tatuażem”, „Ona”).
Zanim Alonso Ruizpalacios („Narcos: Meksyk”) udowodnił, że jest jednym z najciekawszych meksykańskich twórców filmowych, zmywał naczynia i kelnerował w tętniącej życiem wielkomiejskiej kuchni. To doświadczenie zainspirowało go do przeniesienia na duży ekran słynnej sztuki teatralnej „Kuchnia” z lat 50. Akcja filmu „Apetyt na więcej. La Cocina”, pierwszego anglojęzycznego tytułu w dorobku reżysera i scenarzysty, rozgrywa się jednak nie w Londynie, a we współczesnym Nowym Jorku. Kipiący emocjami i zrealizowany z niezwykłą błyskotliwością dramat skupia się natomiast na gorzkiej analizie amerykańskiego snu z perspektywy pracowników pewnej restauracji – w większości nielegalnych imigrantów.
„Apetyt na więcej. La Cocina” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Kuchnia restauracji The Grill jest jak mikrokosmos, w którym krzyżują się drogi marzycieli z różnych stron świata. Ich aspiracje i pragnienia boleśnie konfrontują się jednak z rzeczywistością zarządzanego żelazną ręką lokalu. Młoda, lecz doświadczona kelnerka Julia i utalentowany, ale bliski wydalenia z pracy charyzmatyczny kucharz Pedro muszą ukrywać swój romans, Estela dopiero wchodzi w ten świat, Max za wszelką cenę chce udowodnić swój talent, a Nonzo marzy jedynie o tym, aby sprowadzić do miasta swoją rodzinę. Na wszystkich z góry spogląda właściciel, dla którego liczy się tylko sprawnie funkcjonujący biznes. Gdy pewnego dnia rano szef zmiany odkrywa kradzież, wszyscy stają się podejrzani.
Gdy niecierpliwi goście domagają się obsługi, a zamówienie napływają coraz szybciej, napięcie i nerwowość rośnie, a osobiste i zawodowe troski zaczynają coraz bardziej wrzeć. Pikanterii dodaje też fakt, że praktycznie cały personel to imigranci, którzy pocą się przy realizowaniu zamówień i walczą o przetrwanie, licząc na to, że ich american dream w końcu się spełni. Rzeczywistość łapie ich jednak w sidła najgorszego koszmaru.
„Apetyt na więcej. La Cocina”: recenzja
Każdy dramat rozgrywający się kuchni ma to do siebie, że łatwo może przerodzić się w horror – szczególnie wtedy, gdy ktoś zawali swoje zadanie. To jeden z powodów, dla których „Apetyt na więcej. La Cocina” działa tak dobrze. „Kuchnia jako strefa wojny” powoli staje się zresztą odrębnym gatunkiem filmowym i to całkiem popularnym, o czym świadczy chociażby sukces serialu „The Bear”. Nowe dzieło Ruizpalaciosa ma jednak zdecydowanie inną energię. Tu mamy do czynienia przede wszystkim z chaotyczną symfonią postaci i kąśliwą krytyką społeczną, a wszystko to połączone z niebywałą stylistyczną brawurą.
„Apetyt na więcej. La Cocina” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Pełen kulturowych i politycznych napięć film bada realia życia nielegalnych imigrantów i wyzysku pracowników w Nowym Jorku. To gorączkowy, ale też niezwykle zmysłowy, melancholijny i wypełniony symbolami klaustrofobiczny dramat, który ściśle skupia się na zgiełku pracy oraz niespokojnych i rozczarowanych życiem pracownikach próbujących dotrwać do końca dnia. To również brutalna, ubrana w czarno-białą indie estetykę tragikomedia, która porywa już od pierwszej minuty i zachwyca niespokojną energią osiągającą punkt kulminacyjny w naprawdę spektakularnej, starannie wyreżyserowanej końcowej sekwencji, która sprawi, że będziecie dosłownie zbierać szczęki z podłogi (ten teatralny finał z oszałamiającym monologiem na długo zostanie w waszej pamięci!).
„Apetyt na więcej. La Cocina” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Prawie każda scena filmu rozgrywa się w kuchni, a żywy montaż sprawia, że nie ma tu miejsca na nudę. Ruizpalacios świetnie radzi sobie z zespołem pracowników, od surowego menedżera po najnędzniejszego pomocnika i stawia czoła szaleństwu, gdy kuchnia zaczyna przypominać galerę jednego z statków niewolniczych. Jeśli Stany Zjednoczone są tyglem kulturowym, kuchnia The Grill to piec: bohaterowie są dla siebie okrutni i bezduszni, ale trudno się im dziwić – żyją pod presją, a do tego ze świadomością, że nigdzie indziej nie znajdą lepszego zatrudnienia. Są po prostu częścią głęboko zepsutego systemu, który dosłownie niszczy ludzi.
„Apetyt na więcej. La Cocina” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
Jeśli chodzi o obsadę – chociaż największą gwiazdą jest tutaj Rooney Mara, najbardziej efektowną rolę ma zdecydowanie Raúl Briones, a lwia część żywotności filmu pochodzi właśnie z jego fenomenalnego, hipnotyzującego występu. Aktor ma w sobie bowiem cudowny staromodny magnetyzm, a oglądanie go na ekranie jest czystą przyjemnością. Reżyser zdaje się zresztą dobrze zdawać z tego sprawę. Reszta obsady złożona ze stosunkowo nieznanych aktorów również radzi sobie świetnie i tworzy świetny zespół.
„Apetyt na więcej. La Cocina” (Fot. materiały prasowe Monolith Films)
„Apetyt na więcej. La Cocina” to zatem nie tylko filmowy majstersztyk, którego ewidentnie potrzebowaliśmy, ale także niesamowicie ekscytujące doświadczenie kinowe – zachwycające wizualnie i pełne napięcia oraz nieoczekiwanych zwrotów akcji. Można przyczepić się do powierzchownego przedstawienia doświadczeń imigrantów, ale to wciąż świetny film, w którym praca przejmuje kontrolę nad ludzkim życiem, a rutyna tłumi nadzieję.
„Apetyt na więcej. La Cocina” w kinach od 28 marca.