1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Widzowie nie wierzyli w jej powrót. Pamela Anderson udowodniła, jak bardzo się mylili. „The Last Showgirl” to najlepsza rola w jej karierze

Widzowie nie wierzyli w jej powrót. Pamela Anderson udowodniła, jak bardzo się mylili. „The Last Showgirl” to najlepsza rola w jej karierze

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)
Pamela Anderson triumfalnie powraca na duży ekran. W najnowszym filmie Gii Coppoli była gwiazda „Słonecznego patrolu” wciela się w dojrzałą tancerkę z Las Vegas i na nowo definiuje swoją karierę. Występ przyniósł już aktorce nominację do Złotego Globu i zaskoczył znudzoną branżę. Czy to faktycznie rola jej życia? Sprawdziliśmy to. Oto nasza recenzja „The Last Showgirl”.

Hollywood uwielbia wielkie powroty. Dobrze się składa, bo nowy film Gii Coppoli, bratanicy Sofii Coppoli i wnuczki Francisa Forda, chociaż przede wszystkim stanowi melancholijne studium przemijania, jest również aktorskim renesansem Pameli Anderson, która wraca do gry po niemalże dekadzie przerwy. Opowieść Shelly – doświadczonej tancerki rewiowej, która po 30 latach występów w Las Vegas zostaje zmuszona do konfrontacji z brutalną rzeczywistością przemysłu rozrywkowego – świetnie łączy się również z jej osobistą historią. To bowiem film o kobietach w branży, która je zużywa i porzuca, cenie sukcesu oraz pytaniu, które powraca jak refren: „Co dalej?”. Nie jest to jednak hollywoodzka baśń, a gorzka opowieść o upływającym czasie i przemijającej wartości.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

„The Last Showgirl”: o czym opowiada film z Pamelą Anderson?

Shelly, doświadczona tancerka rewiowa, czuje się w szczytowej formie, jednak świat postrzega ją – kobietę po pięćdziesiątce – jako kogoś, kto lata swojej świetności ma dawno za sobą. Ona jednak jest pewna siebie – zwłaszcza że praca jest dla niej nie tylko formą rozrywki dla masowego odbiorcy, lecz przede wszystkim pasją i sztuką zakorzenioną w klasycznej francuskiej burlesce. Pewnego dnia bohaterka dowiaduje się, że jej liczące trzy dekady show ma zniknąć z afisza i zostać zastąpione nową formułą z młodszymi i „wizualnie apetyczniejszymi” tancerkami. Shelly z dnia na dzień traci więc wszystko: pracę, tożsamość i poczucie własnej wartości, nad którym pracowała przez całe swoje życie.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Kobieta staje też w obliczu egzystencjalnego dylematu. Jak odnaleźć się w świecie, który przestał ją dostrzegać? Co zrobić dalej ze swoim życiem, skoro jej największy atut – ciało – przestał być atrakcyjny? Aż wreszcie: jak odbudować relacje, które przez lata pozostawały zaniedbane – zwłaszcza z dorosłą już córką? Shelly za młodu postawiła bowiem wszystko na jedną kartę: kariera i sceniczna sława na pierwszym miejscu i ponad wszystko. Gdyby tylko wiedziała, że po latach zapłaci za to tak wysoką cenę…

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

„The Last Showgirl”: recenzja filmu Gii Coppoli

„The Last Showgirl” Gii Coppoli to przede wszystkim poruszająca opowieść o zmaganiach dojrzałej kobiety z bezlitosną rzeczywistością, przemijaniem, poczuciem winy, żalem, gniewem i frustracją. To również skromne, ale świetnie zrealizowane i pełne emocji kino, a także subtelny obraz starzenia się, w którym była gwiazda „Słonecznego patrolu” zdecydowanie daje swój występ życia, balansując na granicy między własnym doświadczeniem a kreacją aktorską do tego stopnia, że trudno jednoznacznie stwierdzić, gdzie kończy się jej postać, a zaczyna prawdziwa ona (i tak, to JEST komplement!).

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Podobieństwa między aktorką a Shelly są bowiem uderzające. Tak jak jej bohaterka Anderson została najpierw okrzyknięta symbolem seksu lat 90., a następnie szybko uznana za przestarzałą. Jej talent i osobowość przez lata pozostawały natomiast w cieniu wizerunku, jaki narzucił jej show-biznes. Coppola wykorzystuje jednak ten kontekst niesamowicie umiejętnie, tworząc postać, która wydaje się zarazem głęboko osobista i uniwersalna, i robi to z ogromną czułością i wyrozumiałością dla poruszanego tematu.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Dzięki przejmującej grze Pameli Anderson, której kulminacją jest finałowy monolog pełen żalu i gniewu, ale też samoświadomości, „The Last Showgirl” zyskuje natomiast niesamowitą siłę. Dla aktorki to bez dwóch zdań przełomowa rola, pozwalająca jej (w końcu!) w pełni ukazać swoje możliwości dramatyczne i wrażliwość artystyczną. Jej występ rozdziera bowiem serce, a jednocześnie stanowi gorzką refleksję na temat upływającego czasu, gasnącej sławy, przemijającej urody oraz przemysłowej bezwzględności Hollywood.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

„The Last Showgirl” przywodzi na myśl również kultowego „Zapaśnika” w reżyserii Darrena Aronofsky’ego. Oba filmy opowiadają bowiem o ludziach, którzy lata świetności w swoim zawodzie mają już za sobą, a teraz próbują naprawić relacje ze swoimi dziećmi i odnaleźć się w świecie, który już dawno poszedł naprzód. Coppola nie ocenia jednak swoich bohaterów, ale pozwala im popełniać błędy i mierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Nie daje też łatwych odpowiedzi, ale podsuwa pytania, takie jak np.: Czy warto poświęcić wszystko dla pasji? Czy starzejące się kobiety kiedykolwiek były traktowane sprawiedliwie?

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Ogromną siłą filmu jest jednak nie tylko kreacja Anderson, ale też reszta obsady, którą Coppola dobrała naprawdę znakomicie. Kiernan Shipka („Chilling Adventures of Sabrina”) i Brenda Song („The Social Network”) zachwycają charyzmą, a Jamie Lee Curtis („Wszystko wszędzie naraz”) jest niesamowicie zabawna i autentyczna. Najlepiej wypada jednak Dave Bautista („Strażnicy Galaktyki”), którego stonowany występ idealnie łagodzi żywiołowość i szaloną energię głównych bohaterek. Wszyscy razem tworzą natomiast pewnego rodzaju dysfunkcyjną rodzinę, która dosłownie rozpada się na naszych oczach.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

Wizualnie „The Last Showgirl” ma w sobie natomiast ducha amerykańskiego kina niezależnego. Coppola kręci na taśmie filmowej, nadając obrazowi ziarnistą, surową jakość, migoczące światła kasyn kontrastują z melancholijnym spojrzeniem bohaterki, a nostalgiczna muzyka Andrew Wyatta, Marka Ronsona i Miley Cyrus wzmacnia emocjonalne uderzenie filmu. Dodatkowo kamera często zatrzymuje się na twarzach, pokazując detale, które wyrażają więcej niż jakiekolwiek słowa. Ta intymność sprawia, że „The Last Showgirl” to potężne kino, które zostaje z widzem jeszcze długo po napisach końcowych.

„The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film) „The Last Showgirl” (Fot. materiały prasowe Gutek Film)

„The Last Showgirl”: czy warto wybrać się na seans?

„The Last Showgirl” to film smutny, ale piękny – opowiadający o pożegnaniu z młodością, drugim dorastaniu i konieczności zbudowania nowej tożsamości, gdy dotychczasowa przestaje istnieć. Gia Coppola kreśli przy tym łamiący serce portret kobiety stojącej na rozdrożu, która poświęciła swoje życie pasji, oraz opowieść o świecie, który celebruje piękno, ale równie szybko o nim zapomina. I choć czas Shelly na scenie dobiegł końca, jej historia jest jednocześnie pełna cichej nadziei, która nie gaśnie tak szybko, jak może się to wydawać.

„The Last Showgirl” w kinach od 25 kwietnia.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze