1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seriale
  4. >
  5. Koreańskie seriale z Netflixa, od których robi się cieplej na duszy. Są jak miska gorącego ramyunu

Koreańskie seriale z Netflixa, od których robi się cieplej na duszy. Są jak miska gorącego ramyunu

Im Yoon-ah w serialu „Bon appétit, Wasza Wysokość” (Fot. Studio Dragon)
Im Yoon-ah w serialu „Bon appétit, Wasza Wysokość” (Fot. Studio Dragon)
Jak szybko poprawić sobie nastrój w jesienne chłody? Czasem wystarczy trochę glutenu, parujący wywar i odrobina świeżych dodatków – wypisz wymaluj ramyun. Rozwiązaniem jeszcze bardziej „instant” są K-dramy. Jakie koreańskie seriale przynoszą ukojenie dla ducha podobnie jak comfort food? Na samym Netflixie znajdziesz mnóstwo produkcji w odcinkach, które przyjemnie otulą i wprowadzą w kojący stan.

Jeśli koreańskie seriale na Netflixie kojarzą ci się głównie z produkcjami w stylu „Squid Game”, te tytuły są ich zupełnym przeciwieństwem. Nawet jeśli odnajdziesz w nich motyw społecznych nierówności czy trudnych relacji rodzinnych, słodko-gorzkie akcenty są idealnie wyważone. Oto kilka K-dram, które warto zobaczyć w chłodne wieczory:

„Bon appétit, Wasza Wysokość” (2025)

Gdyby „Kulinarnej walki klas” wzbogacić o wątek podróży w czasie, nieco humoru i miłosne awanse, wyglądałoby to z grubsza w ten sposób. „Bon appétit, Wasza Wysokość” opowiada o młodej kuchmistrzyni Yeon Ji-yeong (w tej roli Yoona znana z girlsbandu Girls’ Generation), która w wyniku ingerencji magicznych sił przenosi się do XVI-wiecznego królestwa Joseon. Tam trafia do pałacowej kuchni i zaczyna gotować dla zasiadającego na tronie władcy, w którym szybko rozpoznaje największego tyrana w dziejach Korei. Co prawda król Lee Heon (grany przez wschodzącego gwiazdora Lee Chae-Mina) najkrwawsze zbrodnie ma jeszcze przed sobą, ale już samo uprowadzenie setek kobiet z całego półwyspu, aby zapewnić sobie rozrywkę i przedłużenie rodu, zdecydowanie nie stawia go w dobrym świetle.

Przez inspirację prawdziwą postacią króla Yeonsanguna serial może stać się dość ciężkostrawny, ale trudno jest zignorować jego globalną popularność i przeważająco entuzjastyczne recenzje. Nie zawiodą się ani miłośnicy pięknie zaprezentowanego na ekranie jedzenia, ani fani oprawy wizualnej polskich występów na Eurowizji (o dziwo to się nie wyklucza). A że Ji-yeong działa według dobrze znanego przepisu „ja go zmienię” i koniec końców ulega urokowi tyrana, który rzuca groźbami na prawo i lewo, wyśmiewa ideę dobrowolnej zgody i wciąż naraża jej zdrowie i życie na szwank, aby w ostatniej chwili wkroczyć do akcji z odsieczą? Ostatecznie zachowanie bohaterki można tłumaczyć tym, że stawką było nie tyle „żyli długo i szczęśliwie”, ile samo „przeżyję”. Jeśli przed telewizorem zasiądzie się z pełnym żołądkiem i świadomością, że piszemy się na spiralę absurdów, bawić można się dobrze.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Czytaj także: W rolach głównych... jedzenie, czyli najpiękniejsze filmy o kuchni

„Dobra zła matka” (2023)

Czy serial, w którym co rusz pada kwestia „nie jedz więcej, bo zrobisz się śpiący i nie będziesz mógł się uczyć”, naprawdę może przynieść tyle samo przyjemności co ulubione danie? Choć trudno w to uwierzyć, to… jak najbardziej. Tytułowa „dobra zła matka” to Jin Yeong-soon (Ra Mi-Ran) – właścicielka fermy świń, która po owianej tajemnicą śmierci męża musiała samotnie wychować jedynego syna i stawiać czoła przeciwnościom losu. A trzeba przyznać, że tych doświadczyła co niemiara. Życie nigdy jej nie oszczędzało, co odbiło się na surowych rodzicielskich metodach. Mały Choi Kang-ho (Lee Do-hyun) otrzymał od niej niełatwe zadanie – wyrwać się z wioski, dostać na studia prawnicze i zostać prokuratorem. Wszystko po to, aby cieszyć się szacunkiem i nie iść w ślady swoich nieszczęsnych rodziców. I choć z pozoru wszystko szło zgodnie z planem, lata ostrych wymagań i wyrzeczeń odcisnęły piętno na relacji matki i syna.

Ale... czy na pewno? Koreańskie seriale na Netflixie znane są z licznych zwrotów akcji, dlatego o tym, jak naprawdę się sprawy mają między Yeong-soon i Kang-ho, warto przekonać się samemu. Jednak frajdę z oglądania zapewniają nie tylko plot twisty. „Dobra zła matka” pełna jest wzruszających momentów i równie przerysowanych, co zabawnych postaci drugoplanowych. Finalnie ta ciepła i poruszająca opowieść pozostawia widza z przesłaniem, że nawet jeśli dzieje się źle, przez świat i tak można iść z uśmiechem na ustach i nadzieją na lepsze.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

„Niezwykła prawniczka Woo” (2022)

Szukasz serialu, w którym bilans smutków i radości przechyla się na słoneczną stronę? Włącz „Niezwykłą prawniczkę Woo” – koreańską odpowiedź na „Atypowego”. Zamiast licealisty ze spektrum autyzmu i wyjątkową słabością do pingwinów poznajemy tu genialną adwokatkę Woo Young-woo (czytane z obu stron tak samo), której w głowie tylko płetwale błękitne i słodkowodne delfiny z rzeki Jangcy. Młoda kobieta stawia pierwsze kroki w uznanej kancelarii, gdzie musi dwoić się i troić, by zdobyć uznanie w oczach często sceptycznych współpracowników. O sympatię widzów nie musi jednak walczyć równie wytrwale – zdobywa ją już w pierwszym odcinku.

Aktorka Park Eun-bin zebrała zasłużone laury za rolę, w której z wrażliwością pokazała codzienne wyzwania autystyków. Twórcom udało się przy tym uniknąć typowego dla hollywoodzkich produkcji uproszczenia, gdzie autyzm bywa przedstawiany niemal jak supermoc. Young-woo co chwilę przypomina, że spektrum jest szerokie. Na sali rozpraw spotyka ludzi z autyzmem, których doświadczenia bardzo różnią się od jej własnych. Edukacyjnych przesłań jest zresztą więcej – a to tych dotyczących par jednopłciowych, a to zbyt wysokich oczekiwań wobec dzieci, które zamiast się bawić, ślęczą nocami nad książkami. W tle rozgrywa się intryga, w której stawką jest stanowisko ministra sprawiedliwości, a całość dopełnia czułe przesłanie o przyjaźni, podążaniu za marzeniami i – rzecz jasna – wątek romantyczny. „Niezwykła prawniczka Woo” nie ucieka od charakterystycznego dla koreańskich produkcji sposobu przedstawiania miłosnych relacji. Mamy więc i ckliwą piosenkę w każdej scenie, gdy serca bohaterów zaczynają bić mocniej, i długie ujęcia spojrzeń w oczy – ale tym razem wypada to bardziej uroczo i naturalnie niż w wielu innych serialach.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Czytaj także: Obsesja piękna rujnuje życie. Ten mocno niedoceniony serial Netflixa pokazuje to jak na dłoni

„Hometown Cha-Cha-Cha” (2021)

Na koniec znów opuszczamy Seul i udajemy się do sennego, nadmorskiego miasteczka Gongjin, gdzie przecinają się drogi Yoon Hye-jin (w tej roli Shin Min-a) oraz Hong Doo-sika (Kim Son-ho). Ona jest przyzwyczajoną do wielkomiejskich wygód miłośniczką mody i dentystką. W spontanicznym odruchu rzuciła pracę u klinice naciągającej klientów na zbędne zabiegi i teraz zastanawia się, jak bez źródła dochodu zwiąże koniec z końcem. On jest obrotnym i bezpośrednim zarządcą miejscowości – żadnej pracy się nie boi i jest gotowy nieść pomoc każdemu, kto jej potrzebuje. O poranku będzie w pocie czoła uwijać się przy połowie ryb, po południu stanie za barem w łaźni, a wieczorem zaniesie na plecach kontuzjowaną sąsiadkę do domu seniora, aby mogła w towarzystwie znajomych obejrzeć ulubiony program. Z początku wydaje się, że są swoimi całkowitymi przeciwieństwami, ale nietrudno zgadnąć, że z tej mieszanki zrodzi się coś więcej niż tylko przyjaźń.

„Hometown Cha-Cha-Cha” łączy w sobie romantyczny wątek, łagodny humor i melancholię, która przychodzi w momentach refleksji nad tym, czym właściwie jest szczęście. W Gongjin każdy ma swoją historię – czasem zabawną, czasem bolesną – a w codziennych rozmowach o pogodzie i świeżo złowionych małżach kryją się lekcje o życiu, wdzięczności i drugich szansach.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE