1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia

Sesja z gongami i misami tybetańskimi – dobry sposób na relaks

Jedna z teorii mówi, że odgłosy mis i gongów wprowadzają fale mózgu w stan alfa, a nawet theta, które naturalnie pojawiają się na moment przed zaśnięciem i w sytuacjach tzw. świadomego śnienia. (Fot. iStock)
Jedna z teorii mówi, że odgłosy mis i gongów wprowadzają fale mózgu w stan alfa, a nawet theta, które naturalnie pojawiają się na moment przed zaśnięciem i w sytuacjach tzw. świadomego śnienia. (Fot. iStock)
Muzyka łagodzi obyczaje. Ale też emocje tak silne, że uniemożliwiają odpoczynek... Czy sesja z gongami tybetańskimi to dobry sposób na seans relaksacji – sprawdziła dziennikarka Marta Urbaniak. 

Wśród moich bliskich koncerty gongów i mis tybetańskich zyskują na popularności. Nic dziwnego – czasy mamy niepewne, a sesje muzykoterapii należą do najbardziej znanych sposobów na relaks całego ciała.

Terapia dźwiękiem, podobnie jak ziołolecznictwo, znana jest w wielu rejonach świata i sięga tysięcy lat. Australijscy Aborygeni leczyli instrumentem zwanym didgeridoo. W medycynie chińskiej stosuje się kamertony, w hinduskiej – śpiewa mantry, a szamani wchodzą w transowe doznania dzięki rytmicznym uderzeniom bębnów. Tradycja koncertów mis i gongów w Nepalu i Tybecie ma już ponad trzy tysiące lat. Przeczytałam, że tybetański gong ma najsilniejsze wibracje spośród wszystkich instrumentów znanych ludzkości, a przez to najmocniej rezonuje z naszym ciałem. Natomiast misy, ręcznie wykute ze stopu 12 metali, wydają dźwięki o wszystkich częstotliwościach, których potrzebujemy. Co ciekawe, większe znaczenie dla naszego dobrostanu ma nie melodia, a rytm. To on sprawia, że koncerty gongów i mis tybetańskich dają niezwykłe wrażenie otulenia, które prowadzi do poczucia absolutnego relaksu. Tak silnie oddziałują na ciało i umysł, że nazywa się je wręcz kąpielami w gongach. Postanowiłam sprawdzić, jak taka kąpiel zadziała na mnie.

Mój eksperyment

W listopadzie, jak często wtedy się zdarza, czułam się zmęczona i przygnębiona. Do tego doszedł lęk spowodowany pandemią i sytuacją kobiet w Polsce, który sprawiał, że od dłuższego czasu nie przesypiałam w spokoju całej nocy. Gdy jednak weszłam do studia Akademia Sound Therapy na warszawskim Żoliborzu, od razu poczułam się bezpiecznie. Światło było przygaszone, pachniało kadzidłem, a z głośników sączyła się łagodna muzyka.

W centralnym punkcie sali stały instrumenty, rozpoznałam wśród nich imponujący tybetański gong oraz misy. Rozłożyłam własną matę do jogi i otuliłam się kocem (również własnym, w końcu trwa pandemia). Dźwięki niosły się pojedynczo i nie tworzyły linii melodycznej. Każdy wybrzmiewał powoli i w końcu przechodził w ciszę. Leżałam z zamkniętymi oczami, czekając na śmiałe wizje albo stan zen. Ale nie nadchodziły, zamiast tego jedna myśl goniła drugą. Zaskakujące dźwięki kolejnych instrumentów za każdym razem sprowadzały mnie jednak do tu i teraz. Stopniowo uspokajałam się, gonitwa myśli mijała, a ja zaczęłam zwracać uwagę na doznania z ciała. Każdy instrument wybrzmiewał przez kilkanaście sekund i mogłam go nie tylko usłyszeć, ale i poczuć. Misy mają niską tonację, a prowadząca, Beata Aussenberg, dyplomowana masażystka dźwiękiem, chodziła z nimi po całej sali. Gdy uderzała w nie, stojąc blisko mnie, miałam gęsią skórkę.

Najmocniej odebrałam głęboki dźwięk tybetańskiego gongu, czułam, jakbym unosiła się w przestrzeni, a nie leżała na podłodze. Po chwili dźwięk rozpłynął się, ustępując łagodnemu dzwoneczkowi, który brzmiał słodko i kojąco. A potem w całej sali rozniósł się odgłos kropel deszczu uderzających o drewniany dach, zupełnie jak podczas czerwcowej ulewy. Moje myśli płynęły teraz bardzo wolno, zaś przed oczami pojawiały się obrazy. Pozwalałam im się zmieniać, jakbym powoli obracała kalejdoskop. Na moment znalazłam się w innej czasoprzestrzeni, skąd wróciłam na odgłos gongu, tym razem cichszy i spokojniejszy.

Gdy otworzyłam oczy, czułam się odprężona i wypoczęta. W ciele czułam błogość, jakby ktoś mnie długo przytulał. To trwało przez cały wieczór, a w nocy spałam głęboko i miałam barwne sny. Nie wybudziłam się nawet o piątej nad ranem, co ostatnio notorycznie mi się zdarzało. Zmęczenie, z którym borykałam się od dłuższego czasu, minęło, przez kilka dni miałam więcej energii, lepszą koncentrację i wszystko mi się chciało.

Gdy opowiedziałam o swoich wrażeniach Beacie, nie była zdziwiona. Jak mi wytłumaczyła, każdy z nas ma swój niepowtarzalny kod dźwiękowy i dzięki regularnym koncertom gongów jesteśmy w stanie go zharmonizować. A to wpływa na całe życie: jakość naszych relacji i sfery zawodowej, zdrowie, poczucie sprawczości i bycia w zgodzie ze sobą.

Uzdrawiające fale

Według fizyki dźwięk to fala. Tym samym jest ona odbierana nie tylko przez zmysł słuchu, ale też dotyku. Współcześni naukowcy zbadali jej wpływ na organizm człowieka już w ponad 400 badaniach. – Według kultury Wschodu człowiek powstał z dźwięku, a więc jest dźwiękiem – mówi ekspertka.

Jedna z teorii mówi o tym, że dźwięki mis i gongów synchronizując działanie obydwu półkul mózgu, wprowadzają fale mózgowe w stan alfa, a nawet theta, które naturalnie pojawiają się na moment przed zaśnięciem i w sytuacjach tzw. świadomego śnienia. To stan głębokiego relaksu, ale jednocześnie wyostrzonej świadomości, o czym wie każdy, kto w łóżku wpada na najlepsze pomysły i dlatego zawsze trzyma przy nim notes. Często się więc zdarza, że taki terapeutyczny koncert przynosi uczestnikom rozwiązanie trapiących ich problemów albo niezwykłe olśnienie.

Bywa też, że wracają wspomnienia. – Pamiętam uczestniczkę, która przeniosła się za którymś razem do miejsca z dzieciństwa, o którym dawno zapomniała. Nie tylko widziała je oczami wyobraźni, ale czuła też związane z tym miejscem zapachy. Za każdym razem jest niesamowicie poruszona, w jaki sposób dźwięki potrafią obudzić to, co w nas uśpione – opowiada Beata Aussenberg.

Badanie opublikowane w „Journal of Evidence-Based Integrative Medicine” wykazało, że już godzinna sesja gongów pomaga zredukować napięcie, niepokój, zmęczenie, a nawet depresję, pozostawiając uczestników ze zwiększonym poczuciem duchowego dobrostanu. Niskie tony dźwięków ułatwiają wejście w stan zbliżony do medytacji, pomagając ukoić stres i potęgując wewnętrzny spokój. Pozwalają też zatrzymać gonitwę myśli, co jest wspaniałym odpoczynkiem dla głowy.

Koncerty gongów mogą również otworzyć emocjonalnie − w trakcie sesji często pojawiają się łzy smutku lub złości. Jak tłumaczy masażystka, warto odpuścić kontrolę i pozwolić sobie je przeżyć, a wtedy będzie to dla nas prawdziwie uwalniające i oczyszczające doznanie. Czasem czujemy, że coś się z nami dzieje, ale nie potrafimy tego nazwać. Po terapeutycznej kąpieli w dźwiękach dochodzimy do sedna swoich problemów i możemy się od nich wyzwolić.

Pozytywne wibracje

Naukowcy sugerują, że terapeutyczne działanie dźwięków spowodowane jest wibracjami, w które wprawiają one komórki naszego ciała (mamy ich w końcu aż cztery biliony!). To dla nich nie tylko fantastyczny masaż, ale też możliwość, by uwolnić toksyny. Wszystko po to, żeby zainicjować w ciele proces samouzdrawiania.

– Koncert może wręcz wywołać chwilowy ból w organie, który wymaga leczenia. Sama, gdy gram, często czuję kolano, które niedawno operowałam. Po koncercie ból mija – przyznaje masażystka. – Zwłaszcza dźwięki mis tybetańskich pomagają uwolnić napięcia mięśniowe w ciele (i z tego powodu czasem wykonuje się nimi masaże, przykładając rozwibrowaną misę do spiętego miejsca). Wielokrotnie słyszałam, jak po koncercie komuś odpuściła blokada w barku czy ból pleców – dodaje.

Dźwięki gongów przynoszą ukojenie pacjentom hospicjów i domów opieki społecznej. Mówi się o ich obiecującym wpływie na spowalnianie choroby Alzheimera oraz demencji. Sprawdzają się też w przygotowaniach do porodu i w jego trakcie. Łagodzą ból menstruacyjny. Obniżają ciśnienie krwi, poprawiają krążenie. Z dobroczynnego działania dźwięków mogą korzystać nawet dzieci.

Istnieją też oczywiście przeciwwskazania do kąpieli w gongach. To wszelkiego rodzaju urządzenia elektroniczne wszczepione w ciało, przede wszystkim rozruszniki serca, ale też np. aparaty słuchowe. Ostrożność powinny zachować osoby leczące się neurologicznie, bo dźwięki mogą wywołać u nich niespodziewaną reakcję organizmu, jak również kobiety w pierwszym trymestrze ciąży. Wszystkim pozostałym terapia dźwiękami przynieść może same korzyści.

Warto jedynie pamiętać o tym, by przed koncertem i zaraz po nim pić dużo wody, z której w końcu głównie składa się nasz organizm. Oczywiście to wszystko nie przychodzi po jednej sesji, ale z czasem. To naturalne, że na początku ciężko opanować natłok myśli, a zamiast medytować układamy w głowie listę rzeczy do zrobienia. Jednak z sesji na sesję coraz łatwiej osiągnąć stan odprężenia. Jak zapewnia Beata Aussenberg, im częściej będziemy kąpali się w dźwiękach, tym głębsze staną się nasze doznania.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze