Niekwestionowany król miodów, którego malutki słoiczek potrafi osiągać zawrotne ceny. Pochodzi z Nowej Zelandii, a jego niezwykłe właściwości znali już Maorysi. Dziś nauka potwierdza jego wszechstronne prozdrowotne działanie. Przekonaj się, dlaczego warto go włączyć do codziennych rytuałów dbania o siebie.
Słowo „manuka” to maoryska nazwa wiecznie zielonego krzewu Leptospermum scoparium porastającego dziewicze tereny Nowej Zelandii oraz Australii. Roślina pochodzi z rodziny mirtowatych, a na wiosnę cała obsypana jest upojnie pachnącymi, różowymi lub białymi kwiatami. Maorysi, pierwsi mieszkańcy Nowej Zelandii, doskonale poznali jej wszechstronną moc. Lubili nazywać ją „toanga”, co oznacza „skarb”. Jeden krzew dawał im nieskończenie wiele zastosowań. Wykorzystywany był m.in. jako środek na gorączkę, ból czy stany zapalne. Wytwarzana z niego guma sprawdzała się jako preparat nawilżający skórę po oparzeniach i łagodzący kaszel. Odwary z kory stosowano jako środek uspokajający, płyn do płukania ust oraz w leczeniu biegunki. Gdy na Antypody dotarł James Cook, szybko rozsmakował się w naparze z liści manuki (stąd inna nazwa krzewu – drzewo herbaciane). Europejscy osadnicy, którzy za nim podążyli, z liści zaczęli warzyć też piwo, zaś z drewna wytwarzali narzędzia i meble. Prawdziwą rewolucję zapoczątkowała jednak angielska pszczelarka Mary Bumpy, która w 1839 roku do brzegów Nowej Zelandii przywiozła ule zamieszkałe przez europejskie pszczoły miodne. Osiadła na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej i tam założyła swoją pasiekę. Okolica obfitowała w krzewy manuka, pszczoły uwijały się, tworząc nowy rodzaj miodu, którego niezwykłe właściwości miały dopiero zostać odkryte.
Słowo „manuka” to maoryska nazwa wiecznie zielonego krzewu Leptospermum scoparium porastającego dziewicze tereny Nowej Zelandii oraz Australii. (Fot. iStock)
Nowy miód nie tylko dobrze smakował, ale też działał. Szybko docenili go Maorysi, wprowadzając do swojego repertuaru produktów leczniczych. Na naukowe potwierdzenie jego skuteczności trzeba było poczekać aż do 1980 roku. Wtedy to biochemik Peter Molan potwierdził antybakteryjne działanie miodu manuka. Jednak dopiero w 2007 roku niemiecki naukowiec Thomas Henle wyselekcjonował główny składnik, który odpowiedzialny jest za skuteczność tego niezwykłego produktu. To metyloglioksal, w skrócie MGO, który w śladowych ilościach występuje w prawie każdym miodzie (oraz wielu innych pokarmach). To, co wyróżnia miód manuka, to wysokie, nawet stukrotnie większe stężenie MGO, świadczące o jego niewiarygodnej wręcz mocy do niszczenia bakterii, w tym gronkowca złocistego.
W latach 80. i 90. prawdziwość miodu manuka potwierdzano wskaźnikiem UMF (Unique Manuka Factor). Pozwalał on odróżnić oryginalny miód od wielokwiatowych mieszanek, których na rynku jest sporo. Nowocześniejszym wskaźnikiem jest czynnik MGO, który określa zawartość metyloglioksalu w miodzie. Na słoiczkach miodów manuka znajdziesz oznaczenia: MGO 30+, MGO 100+, MGO 200+, MGO 400+ i MGO 550+. Im więcej MGO, tym silniejsze działanie oraz, co za tym idzie, wyższa cena – dochodząca do kilku tysięcy dolarów za słoiczek. Najwyższej jakości miód manuka wyprodukowany na świecie sprzedano za 22 000 dolarów za kilogram! Gra jest warta świeczki, więc o prawa do stosowania nazwy „manuka” przez wiele lat toczył się spór pomiędzy Nową Zelandią a Australią (ostatecznie wygrany na korzyść tej drugiej).
Warto też podkreślić, że choć certyfikat podaje gwarantowaną ilość MGO, jego rzeczywiste stężenie może być dużo wyższe. Jak to możliwe? Odkryli to polscy badacze, chcąc sprawdzić, dlaczego zawartość MGO w słoiczkach miodu manuka jest niejednokrotnie większa niż sugeruje producent. MGO powstaje podczas zbierania i dojrzewania miodu. W nektarze z kwiatów manuka znajduje się dihydroksyaceton, związek naturalnie występujący w przyrodzie, który następnie przekształca się w MGO. Im dłużej miód dojrzewa i leżakuje, tym jest więcej MGO.
Choć miód manuka to bogactwo MGO, na nim nie koniec. W sumie tworzy go ponad dwa tysiące pojedynczych substancji, które poprzez efekt synergii wzmacniają swoje działanie. Z racji swojego położenia (oraz niestety dziury ozonowej) tereny Nowej Zelandii narażone są na wysokie promieniowanie UV. Dlatego porastające je rośliny, w tym krzewy manuka, musiały wykształcić silne właściwości przeciwutleniające. Miód manuka zawiera tym samym całe mnóstwo antyoksydantów: polifenoli i flawonoidów, którym zawdzięcza swój ciemny kolor. Jest też cennym źródłem aminokwasów, wapnia, żelaza, potasu i cynku, które wzmacniają układ krwionośny, nerwowy, mięśniowy i odpornościowy.
Miód manuka wzmacnia układ krwionośny, nerwowy, mięśniowy i odpornościowy. (Fot. iStock)
Ze względu na składniki miód manuka nie jest po prostu kolejnym superfood, modnym głównie dzięki egzotycznemu krajowi pochodzenia. To bardziej produkt prozdrowotny, a wręcz medyczny. Jego niezwykłą skuteczność potwierdzają badania. Dzięki swoim właściwościom antyutleniającym i antybakteryjnym usprawnia proces gojenia ran, a jego lepkość zapewnia dodatkową barierę ochronną. Można smarować nim drobne ranki na skórze, także te związane z cukrzycą, łuszczycą czy egzemą. Stosowany punktowo pomoże redukować niedoskonałości. W formie maseczki – poprawi wygląd cery, ukoi ją i zredukuje podrażnienia. Dzięki dużej ilości związków fenolowych redukuje wolne rodniki, pomagając zachować zdrowie i młody wygląd na dłużej. Korzystnie wpływa na żołądek zaatakowany Helicobacter pylori. Działa antybakteryjnie, w tym przeciw paciorkowcom i gronkowcom. Redukuje kamień nazębny i łagodzi stany zapalne dziąseł. Coraz więcej badań potwierdza też, że może mieć właściwości przeciwnowotworowe, hamując namnażanie komórek rakowych. Także propolis z manuki słynie z wysokiego poziomu przeciwutleniaczy, dzięki czemu wpływa na zdrowie układu odpornościowego.
Miód manuka miewa różne kolory: od ciemnokremowego po brązowy (im bardziej nasycony, tym więcej MGO). Jego słodki smak przełamany jest ziołowymi, lekko gorzkimi nutami, które producenci lubią opisywać jako mineralne, ziemiste, wilgotne czy kwiatowe, zupełnie jak w przypadku dobrego wina. Barwa i smak miodu manuka różnią się w zależności od zbioru, jakości nektaru i pyłków, na które z kolei wpływają pogoda (proporcja dni słonecznych i deszczowych) oraz położenie geograficzne. Nawet rodzaj gleby ma znaczenie, zwłaszcza że krzewy manuki porastają i zbocza gór, i doliny, i tereny podmokłe, i te zagrożone suszą.
Pozyskanie czystego miodu manuka jest skomplikowane, a wpływa na to wiele czynników. Jedna pszczoła żyje 35–40 dni, podczas których jest w stanie wytworzyć łyżeczkę miodu. By wyprodukować półkilogramowy słoiczek, potrzeba niemal 23 tysięcy lotów do kwiatu manuka. Krzewy zakwitają na około sześć tygodni w listopadzie, gdy na półkuli południowej w najlepsze trwa wiosna. Pojedynczy kwiat otwiera się na pięć dni. Pszczoły uwijają się nad upojnie pachnącymi kielichami, ale tylko wtedy, gdy pogoda jest słoneczna. Jeśli pada, zostają w ulu, żywiąc się miodem, który już wcześniej wyprodukowały. Nie mają też oporów, by skakać z kwiatka na kwiatek i zbierać nektar również z innych roślin.
Dlatego, aby uzyskać prawdziwy, jednokwiatowy miód, jego producenci muszą dwoić się i troić, by ule znalazły się jak najbliżej krzewów manuka w odpowiednim czasie, np. transportując je tam helikopterami. Najlepsi pszczelarze dbają o komfort pszczół przez cały rok. Prowadzą programy zimowania, karmiąc pszczoły, gdy nie są one zajęte pracą. W swoich ulach nie stosują antybiotyków, by nie zaburzyć dobroczynnego działania powstającego miodu.
Pszczelarze dbają o pszczoły przez cały rok. (Fot. iStock)
Drogocenny miód manuka wymaga odpowiedniego podania. Najlepsze efekty przynosi jedzenie łyżeczki, dwóch na czczo. Można go rozpuścić w ciepłej wodzie, ale o temperaturze nie wyższej niż 40 stopni, by nie stracił swoich właściwości. Jedno jest pewne: to najsłodszy rytuał dbania o siebie, jaki można sobie wyobrazić.