Mówimy: „Świat zwariował!”. Naprawdę? Łatwiej nam będzie zrozumieć to, co dzieje się wokół, kiedy poznamy psychologiczne źródła tych wydarzeń czy zjawisk. Psychoterapeuta Wojciech Eichelberger wyjaśnia zjawisko niechęci do politycznej poprawności.
Żona miała pretensje, że nie pozmywałem, a ja jej na to: „Kochana, niedługo będziesz chodzić trzy kroki za mną i moim osiołkiem!”. Coraz częściej słyszymy takie żarty. Śmiać się z nich?
Wcale nie są zabawne. Raczej seksistowskie i mizoginiczne. Podszyte groźbą: „Uważaj, nie podskakuj, bo stracisz to, co do tej pory wyskakałaś!”. To pozornie żartobliwa ekspresja głęboko skrywanego, lecz ciągle podzielanego przez większość mężczyzn marzenia. Po cichu zazdroszczą oni muzułmanom i łudzą się, że zdominowanie kobiet uczyni z nich prawdziwych mężczyzn. Niestety, tak myślący zdobyli ostatnio władzę w kilku krajach i robią dużo, by w przyszłości kobiety biegły za osiołkiem. Czy nie do tego zmierza stopniowe odcinanie kobiet od antykoncepcji i pracy?
Tym bardziej, w myśl niektórych, pozamykajmy granice przed islamem!
Nie widzę związku. Granic nie ma po co zamykać. Na razie polskim kobietom, a więc i tobie, bardziej niż islam zagraża rodzimy patriarchalny seksizm, także ci polscy mężczyźni, którzy tak żartują. To liberałowie po wierzchu, ale w swoim „cieniu” skrywają zapewne wielką tęsknotę za patriarchatem. A ponieważ nie chcą się przyznać do tego swojego kawałka, więc projektują go na obcych. I to tego właśnie swojego ksenofobicznego kawałka w obcych nienawidzą. Bo łatwiej zobaczyć źdźbło w oku bliźniego niż belkę w swoim. Dlatego jeśli chcemy wygrać wolność dla siebie i innych, musimy poznać własne projekcje i iść w odwrotnym kierunku – dbać o polityczną poprawność i podnosić wartość kobiet oraz podkreślać ich rolę. Robić im miejsce w polityce, zachęcać do tego, by się nią zajmowały.
Jak poznać swoje projekcje i nie mylić ich z prawem do wyrażania własnych poglądów?
Proponuję następujący eksperyment. Jeśli jesteś mężczyzną, który ma wiele negatywnych uczuć do muzułmańskich mężczyzn (lub kobietą, która żywi niechętne uczucia do muzułmańskich kobiet), postąp zgodnie z tą instrukcją: postaw dwa fotele czy krzesła naprzeciwko siebie. Wybierz to, na którym ty będziesz siedzieć, a na drugim – w swojej wyobraźni – posadź stereotypowego muzułmanina. Włącz dyktafon w swoim smartfonie i powiedz mu szczerze, co do niego czujesz, co o nim myślisz, czego się w nim obawiasz i co byś chciał z nim zrobić. Porzuć wszelką poprawność polityczną. Pytaj go o wszystko, co dla ciebie jest w nim najbardziej interesujące i bulwersujące, np.: „Dlaczego chcesz, by kobieta chodziła za tobą? Czemu ma nosić burkę? Czego chcesz od polskich kobiet?”. Gdy się wygadasz, przesiądź się na drugi fotel – ten, na którym w twojej wyobraźni przed chwilą siedział muzułmanin. Teraz jesteś swoim rozmówcą, muzułmaninem, który słuchał tego wszystkiego, co mówił Polak z drugiego fotela. Wczuj się w muzułmanina, wyraź jego uczucia i sądy, odpowiedz na zadane przez Polaka pytania. Nie oszczędzaj go. Potem możesz się przesiąść z powrotem na miejsce Polaka i rozpocząć kolejną wymianę z muzułmaninem. Odsłuchaj nagranie. Jeśli byłeś uczciwy i odważny w tej rozmowie, to przekonasz się, że obie strony mówią podobne rzeczy i mają podobne przekonania oraz emocje. Może się też okazać, że na miejscu muzułmanina poczułeś się dobrze, że wiele z tego, co widzisz w nim, jest w istocie twoje.
Nie będzie to miła konstatacja.
Nie, ale istotna. Pozwala odkryć, że przypisujemy wypartą, wstydliwą część siebie komuś innemu, sądzimy innych według siebie. A to ważne, bo jeśli nie zgadzamy się z ksenofobią innych i z ich uprzedmiotawiającym stosunkiem do kobiet, to trzeba zacząć od wykorzeniania u siebie tych poglądów oraz towarzyszących im emocji. Dlatego ci, którzy na poważnie chcą się wyzbyć nienawiści i resentymentu, nigdy nie wychwalają siebie ani nie poniżają innych. Lecz pracują nad własnymi wadami i ograniczeniami, by je w końcu przekroczyć.
Jak ten eksperyment ma się do politycznej poprawności, skoro opiera się na krytykowaniu innej kultury?
Poprawność polityczna nie zabrania piętnowania zachowań i czynów (choć niewątpliwie była nadużywana przez polityków po to, by tłumić krytykę ich poczynań). Nie przeszkadza w nazywaniu przestępstwa przestępstwem, zbrodni zbrodnią, kłamstwa kłamstwem, oszustwa oszustwem, rasizmu rasizmem itd. Słusznie natomiast przypomina, że nie wolno obrażać i poniżać ludzi, że trzeba chronić godność każdej osoby. Niezależnie od czynów, jakie człowiek popełnił, niezależnie od tego, jakie ma seksualne preferencje, z jakiej warstwy społecznej pochodzi, jakie ma niedomagania czy choroby, jaką płeć, wiek, kolor skóry, wyznanie – powinniśmy w swoim sercu strzec godności tego człowieka i szacunku dla niego. Ale wolno nam potępiać, a nawet nienawidzić tego, co uważamy za błędne czy złe w jego postępowaniu. Polityczna poprawność zobowiązuje nas więc do tego, by odróżniać człowieka od tego, co robi czy głosi. Nie rozumiem, dlaczego w Polsce mamy z tym tak wielką trudność, skoro jest to zgodne z Chrystusowym postulatem: nienawidź grzechu, ale kochaj grzesznika.
Nie jest prosto oddzielić człowieka od tego, co robi…
Tym bardziej warto to robić. Jeśli chcielibyśmy tej zasadzie sprostać, na przykład w związku, to zwracając uwagę partnerowi, mówimy: „Kochanie, robiąc czy mówiąc to i to – w moim odczuciu – zachowujesz się jak cham. Ja się na to nie zgadzam dla naszego wspólnego dobra!”. Ale nie mówimy: „Jesteś chamem! I nie chcę mieć z tobą nic wspólnego”. Polityczna poprawność czerpie więc z uniwersalnych przekazów duchowych i można ją śmiało nazwać duchową praktyką miłości bliźniego w świeckim wydaniu. Natomiast moda na wyśmiewanie i odrzucanie jej w imię źle rozumianej wolności słowa uwalnia demony nienawiści.
Z jakiego więc powodu tak masowo porzucamy tę świecką praktykę miłości bliźniego?
Powodem jest dominująca osobowość naszych czasów, czyli osobowość borderline będąca formą dostosowania się do trudnej rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Czyli do coraz szybciej zmieniającego się świata, rządów mediów społecznościowych, ogromnej mobilności ludzi, nietrwałości międzyludzkich związków. Już jako dzieci ciągle przenosimy się z miejsca na miejsce, mamy co chwilę nowe przedszkola, nowe szkoły, a więc nowych opiekunów, sąsiadów, kolegów. To wymusza częste zrywanie emocjonalnych więzi. Doświadczamy chaosu, braku oparcia, braku poczucia wartości i wiary w siebie oraz w trwałość więzi z innymi. Wszystko to razem budzi w nas silny lęk, który staje się źródłem nietolerancji, ksenofobii, teorii spiskowych, magicznego myślenia, nacjonalizmu i populizmu.
A polityczna poprawność ze swoim relatywizmem wartości także nie jest inkubatorem borderline?
Odwrotnie – może nas przed nią obronić, bo opiera się na fundamentalnym – z punktu widzenia dorastania do naszej prawdziwej natury – moralnym imperatywie: kochaj bliźniego swego jako siebie samego. A więc może nas skutecznie stabilizować w rozpędzonym życiu. Z tego punktu widzenia hejt, ksenofobia, seksizm, pogarda, nienawiść nie są głosem naszej wolnej i prawdziwej natury, lecz jedynie głosem neurotycznej, zalęknionej osobowości. A ta im głośniej krzyczy, tym skuteczniej zagłusza ogromną potrzebę miłości i głębokiej więzi z innymi ludźmi, również tymi bardzo różnymi od nas.
Czyli ksenofobia, seksizm itp. to dowody na zaburzenia niepewnej siebie osobowości?
Tak, osobowości, która próbuje sobie zapewnić poczucie bezpieczeństwa, poszukując zewnętrznych protez i podpórek w postaci: hierarchicznych organizacji, dogmatycznych zasad, biało-czarnych poglądów. A ponieważ coraz szybciej zmienia się nasza globalna, informatyczna wioska i wzrasta poczucie zagrożenia, więc borderline buduje coraz wyższe mury i tworzy coraz głębsze podziały. W tym kontekście polityczna poprawność to propozycja globalnego odwyku od nienawiści i pogardy, która jednak przerosła naszą narodową i nie tylko naszą gotowość do zmiany. A przecież wszyscy wiemy, że jeśli trzeba wyjść z uzależnienia od alkoholu, to trzeba alkohol odstawić.
I to z tego poszukiwania poczucia bezpieczeństwa borderline wynika też tęsknota za patriarchatem?
Tak, bo on prosto i raz na zawsze wyjaśnia i urządza świat. Bez żadnych wątpliwości. Wiadomo, kto jest kim, jaką odgrywa rolę.
Co więc zrobić, gdy słyszymy dowcip o osiołku?
Nie traktować tego jak żartu. Rozpocząć poważną rozmowę: „O co ci właściwie chodzi? Czy ty byś chciał, żeby tak naprawdę było? Co ty takiego sobą reprezentujesz oprócz tego, że masz inne genitalia, żebym ja miała chodzić za twoim osiołkiem? Czy tobie się przypadkiem w głowie nie przewróciło?”.
Konfrontować się z takiego głupiego powodu?
Oczywiście. Bo jak będziesz milczeć albo się śmiać, to ani się obejrzysz, a będziesz szła za osiołkiem.
Wojciech Eichelberger psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii.