Po odrzuceniu wszystkich stereotypów i etykietek jesteśmy bardzo do siebie podobni”. – mówi Natalia Osińska, autorka głośnych książek o nastolatkach. W księgarniach właśnie ukazał się „Fluff”, kolejna mądra i poruszająca powieść o dylematach związanych z wchodzeniem w dorosłość.
to powieść o psychologicznych problemach dojrzewania, ale nie jest tylko dla nastolatków. Z powodzeniem mogą, lub nawet powinni, czytać ją także dorośli. Czy ta książka może być przydatna dla rodziców nastolatków, nauczycieli, pedagogów?
Choć moje książki opowiadają głównie o nastolatkach, dużą rolę odgrywają w nich właśnie rodzice i opiekunowie. Staram się pokazać etap dojrzewania z obu perspektyw. Dorośli często mają jak najlepsze chęci, ale nie potrafią znaleźć płaszczyzny porozumienia ze swoimi podopiecznymi. Z kolei nastolatki – zbuntowane, bardzo przewrażliwione na własnym punkcie i samotne w realiach szybko zmieniającego się świata, są bardzo radykalne w swoim spojrzeniu na życie i często wystarczy raz im podpaść, by zostać zaszufladkowanym jako ci starzy, którzy się o wszystko czepiają i nic nie rozumieją. W „Fluffie” to właśnie drobne nieporozumienia i przypadkowe, rzucone bezmyślnie słowa powodują, że rodzice i dzieci zaczynają się od siebie oddalać. A jednocześnie bardzo za sobą tęsknią i wciąż potrzebują się nawzajem.
Z czym zmaga się młodzież w tej książce?
„Ze sobą” – chciałam odpowiedzieć z rozpędu, ale to nie byłaby prawda. W pierwszej kolejności moi bohaterowie zmagają się ze stereotypami i brakiem akceptacji otoczenia. Przylgnęła do nich etykietka „nastolatków z problemami”, ale tak naprawdę najczęściej problem nie leży w ich samych, tylko w otoczeniu: w rówieśnikach, rodzicach, społeczeństwie. Matylda, główna bohaterka, uświadamia sobie, że zakochała się w swojej przyjaciółce. Póki wie o tym tylko ona, jej dylematy nie różnią się zbytnio od dylematów innych zakochanych nastolatków: czy może liczyć na wzajemność? Gdzie umówić się na randkę? Co na siebie założyć? Problemy pojawiają się dopiero wtedy, gdy o wszystkim dowiadują się osoby trzecie i mają własne zdanie na ten temat.
Jak zatem reaguje otoczenie, gdy dowiaduje się o miłości Matyldy do przyjaciółki?
Trzeba jednak powiedzieć, że Matylda jest bohaterką szczególną – wychowana w otwartym, progresywnym domu, nie musi się zmagać z własną, zinternalizowaną homofobią, może dość łatwo przeskoczyć etap akceptacji własnej odmienności. A kiedy już się z tym upora, tym wyraźniej widać, że jej rozterki niczym się nie różnią od rozterek jej heteronormatywnych rówieśników. To jest zresztą jeden z głównych celów wszystkich moich książek: uruchamiać w czytelniku empatię na wszystkich możliwych poziomach, pokazywać, że po odrzuceniu tych wszystkich stereotypów i etykietek jesteśmy wszyscy bardzo do siebie podobni.
We „Fluffie” okazuje się, że rodzice mają rozterki i problemy nie mniejsze niż ich własne dzieci, a nawet podobne… Dorośli także nie znają odpowiedzi na wiele pytań. Przykładem jest Joanna, matka głównej bohaterki, przebojowa i perfekcyjna pracowniczka korporacji.
Tak, to powracający motyw w moich książkach – dorośli, którzy są tak samo zagubieni w życiu jak ich dorastające dzieci. Z tym, że nie mogą sobie pozwolić na przyznanie się do tego – na użytek dzieci muszą udawać, że są pozbierani, poukładani, konsekwentni. Żyją podwójnym życiem. Wydaje im się, że powinni być wzorem do naśladowania, a tak naprawdę coraz mniej nadążają za zmianami w świecie, nowymi technologiami, językiem, którym posługuje się młodsze pokolenie. Porozumienie jest możliwe dopiero wtedy, kiedy ta fasada zaczyna pękać – ale ceną tego porozumienia jest przyznanie się – najpierw przed sobą, potem przed dzieckiem – że nie jestem jakimś wszechwiedzącym ideałem, że w sumie płyniemy na tej samej łódce i możemy się uczyć od siebie nawzajem.
Jak dorośli bohaterowie „Fluffa” radzą sobie emocjonalnie, gdy okazuje się, że ich dzieci, poszukując swojej tożsamości seksualnej i orientacji, odkrywają jej różne oblicza? Matylda zakochuje się w Wiki, a przemiana Tosi w Daniela zaczyna się już w poprzedzających „Fluff” powieściach – „Fanfik” i „Slash”.
Nikt nie jest ideałem. Wszyscy popełniają błędy i niezręczności, nawet ci, którzy chcą jak najlepiej. Mamy Marcina, który musi nauczyć się żyć z tym, że jednak ma syna, a nie córkę, i to syna, który nie zamierza nikogo przepraszać za to, że żyje, przeciwnie, najchętniej chodziłby po mieście owinięty tęczową flagą. Mamy Joannę, która stara się pogodzić odpowiedzialność samotnego rodzicielstwa z byciem nowoczesną „cool” mamą. Mamy ciotkę Idalię, której łatwiej przychodzi zaakceptować siostrzeńca-geja niż bałagan w jego pokoju.
Czy istnieją dla rodziców, tak dla jak bohaterów książki, jakieś sprawdzone rozwiązania budowania relacji w takich sytuacjach?
Każdy z nich musi odnaleźć własną drogę porozumienia z dzieckiem, przezwyciężyć podświadome uprzedzenia, nauczyć się omijać pułapki, jakie zastawia na nich polski język z tą swoją binarnością, homofobią i patriarchalizmem wplecionymi głęboko w jego struktury. Nie ma gotowych recept, przekona się o tym Joanna, szukając wskazówek w modnych poradnikach. Na Zachodzie trafiłaby pewnie do jakiejś grupy wsparcia dla rodziców dzieci LGBT+, w naszych warunkach wzorce postępowania dopiero się tworzą, powoli przenikają do języka neutralne określenia na zjawiska, które jeszcze kilka lat temu dało się opisać po polsku wyłącznie przy użyciu wulgaryzmów i wyzwisk.
Tytuł powieści ma duże znaczenie także w warstwie emocjonalnej. Czym jest „fluff”?
W terminologii specjalistycznej „fluff” to nazwa utworu, w którym dzieją się wyłącznie przyjemne rzeczy. Nie ma konfliktu, nie ma tak ważnego dla fabuły napięcia między bohaterami. To karmienie czytelnika wyłącznie konfiturami. Natomiast w literaturze istnieje pewien schemat narracji o bohaterze odkrywającym swoją nieheteronormatywność. Musi być dużo tzw. „angstu”, czyli szamotania się z własnymi negatywnymi uczuciami i brakiem samoakceptacji, musi być niechęć i często agresja społeczeństwa i w ogóle cud, jeśli taki bohater wyjdzie z tego wszystkiego z życiem i we względnym zdrowiu. Od początku w moich książkach dekonstruuję ten schemat, uciekam od niego, wyśmiewam go. Jeśli jednak odejdzie się od tego schematu w bardziej optymistyczne rejestry, natychmiast pojawiają się głosy, że historia jest zbyt odrealniona, że osoba LGBT+ MUSI cierpieć, MUSI siebie nienawidzić, MUSI co najmniej kilka razy dostać manto, i nawet jeśli da się z tego wyskrobać jakiś happy end, to powinien on być osiągnięty maksymalnym wysiłkiem, no bo jak to tak, żeby jakaś mniejszość mogłaby sobie po prostu żyć długo i szczęśliwie.
Dlaczego zatem zdecydowała się Pani przełamać te stereotypy i odejść od schematów?
Po lekturze kilku takich powieści każda następna jest już boleśnie przewidywalna.
Na szczęście we „Fluffie” udało się od tej przewidywalności uciec?
Bohaterkę „Fluffa” osadziłam w na tyle przyjaznym środowisku, na ile to możliwe w naszych warunkach. Matylda ma queerowych przyjaciół, z którymi może porozmawiać, ma kochającą mamę pełną dobrych chęci. Dochodzenie do samoakceptacji nie zajmuje Matyldzie wiele czasu i nie jest osią powieści. Przykre rzeczy wydarzają się innym, Matylda może we względnym spokoju zajmować się tym, czym zwykle zajmują się bohaterki nastoletnich powieści dla nastolatek: przeżywaniem swojej wielkiej pierwszej miłości. Wiem, że wśród queerowych nastolatków jest ogromne zapotrzebowanie na takie fabuły. Na opowieści dające nadzieję, że da się normalnie żyć. Normalnie – czyli w zgodzie ze sobą samym.
Powieść „Fluff” ukazała się nakładem wydawnictwa Agora. Książka do nabycia w księgarniach i na oraz w formie e-booka na
Wszystkie ilustracje Mariusza Andryszczyka użyte w tekście pochodzą z książki „Fluff”.