1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Mężczyzna z przeszłością. Jak budować relację bez zazdrości o rodzinę partnera?

Mężczyzna z przeszłością. Jak budować relację bez zazdrości o rodzinę partnera?

„Sekret polega na kochaniu drugiej osoby razem z przestrzenią na jej indywidualność. Taki związek nie uzależnia, ale czerpie energię ze wzajemności i wolności” – mówi terapeutka. (Fot. Lena Koller/Getty Images)
„Sekret polega na kochaniu drugiej osoby razem z przestrzenią na jej indywidualność. Taki związek nie uzależnia, ale czerpie energię ze wzajemności i wolności” – mówi terapeutka. (Fot. Lena Koller/Getty Images)
W fazie zakochania łatwo bagatelizować, że partner lub partnerka ma już dzieci z poprzedniego związku, bo przecież miłość jest najważniejsza. Karmieni tymi mitami mamy nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, a później przychodzi rozczarowanie. O tym, jak budować takie relacje bez zazdrości o przeszłość – mówi mediatorka Alicja Kuczyńska-Krata.

Spontaniczność odgrywa istotną rolę w budowaniu i wzmacnianiu więzi emocjonalnych między partnerami, tylko czy można spontanicznie podchodzić do związku z osobą, która ma już dzieci z poprzedniej relacji, licząc na to, że dzięki miłości wszystko się jakoś ułoży?
Być może są takie przypadki, ale do mnie trafiają pary, którym proza życia pokazała dość dosadnie, że miłość nie jest jakąś supermocą, która rozwiązuje wszystkie problemy i trudności. Miłość jest bardzo ludzka, a w dodatku ma wiele odcieni, bo poza tą romantyczną i namiętną istnieje także m.in. miłość rodzicielska. Można pisać traktaty filozoficzne o tym, która z nich jest silniejsza i ważniejsza, ale rozwiązań tego dylematu będzie tyle, ilu jest ludzi. Wszystko zależy od systemu wartości danego człowieka, jego priorytetów, doświadczeń czy ogólnej sytuacji życiowej.

Starszym ludziom łatwiej jest wybrać miłość romantyczną, nawet jeśli dorosłe już dzieci buntują się przeciwko tej decyzji i jawnie okazują niechęć nowej partnerce czy partnerowi. Z wiekiem rośnie świadomość upływającego czasu i tego, że takie uczucie może nas już więcej nie spotkać. Ale młodzi rodzice coraz częściej analizują swoje wybory przede wszystkim pod kątem tego, jaki wpływ wywrą one na przyszłe życie ich dzieci. Jeśli więc buduje się relację z kimś, kto ma potomstwo z poprzedniego związku, nie można tego faktu bagatelizować, od początku trzeba mieć świadomość pewnej nierównowagi w tym układzie; a przede wszystkim należy o tym rozmawiać. Milczenie i liczenie na to, że wszystko się jakoś ułoży, to prosta droga do nieporozumień, konfliktów i rozczarowań.

Czego na przykład mogą dotyczyć?
Kiedy prowadzę mediacje dla takich par, to przede wszystkim chodzi o konflikty na poziomie danych, czyli nieprzekazywania sobie pewnych kluczowych informacji, na przykład tego, w jaki sposób został skonstruowany plan opieki nad dziećmi, czy wyczerpuje on potrzeby tej osoby, czy też będzie zabiegała ona o to, by spędzać ze swoimi dziećmi więcej czasu. Ludzie, którzy się rozstają, coraz częściej ustalają ze sobą również warunki wprowadzenia w życie dziecka nowych partnerów czy partnerek. To ważne, by w tym trudnym czasie nie dokładać młodemu człowiekowi kolejnych zmian, których po rozwodzie i tak jest mnóstwo. Zazwyczaj więc przez pół roku lub rok oficjalnie rodzice nie wchodzą w nowe związki, a jeśli już to robią, to tak, by nie wpływało to w żaden sposób na dziecko.

To są konsekwencje przeszłości, których nie można pomijać, budując nową relację. Przemilczane wracają bowiem w pretensjach. „Myślałam, że spędzimy weekend razem i gdzieś wyjedziemy, a ty znowu będziesz zajmować się dzieckiem?!”, „Gdzie w tym związku jest miejsce dla mnie?”, „To dla ciebie eks jest ważniejsza/y niż ja?”. A atakowana takimi pytaniami osoba broni się, kwitując: „Przecież wiedziałaś/eś, że mam dziecko”. I każda ze stron czuje się skrzywdzona.

Co można z tym zrobić?
Warto wspólnie opracować plan działania, by nowa relacja zmierzała ku miłości, wzajemnej radości i korzystania z tego, co wnosi każde z partnerów, bez ciągłej walki o priorytety. Może w takich ustaleniach jest mało romantyzmu, ale dzięki temu można oszczędzić sobie sporego cierpienia.

Rzeczowa, szczera rozmowa daje szansę, by zastanowić się nad tym, czy w ogóle godzisz się na związek, w którym na przykład przez tydzień nie będziecie się widywać. Czy jesteś w stanie zaakceptować zmiany planów wynikłe choćby z choroby dziecka? W takiej relacji chodzi o to, żeby zobaczyć siebie, tę drugą osobę, ale też dzieci, i wzajemnie się zrozumieć, a nie jesteśmy tego w stanie zrobić, kiedy w grę wchodzą emocje, które uruchamiają w nas pierwotne instynkty i wszystkie nieadaptacyjne wzorce zachowań. Aby się w tych emocjach nie pogubić, tak ważne jest wspólne życie planować na chłodno. Jeśli jednak komuś trudno podejść tak racjonalnie do romantycznej relacji, a obu stronom zależy na jej budowaniu, zachęcam do udziału w mediacji.

W naszej kulturze kojarzy się ona niestety głównie z konfliktami rozstrzyganymi na drodze sądowej, m.in. z rozwodami, ale mediacje to nie tylko rozwiązywanie sporów, to również pomoc w dojściu do porozumienia, a więc także w budowaniu lepszej relacji. Rozwiązanie sytuacji, o której rozmawiamy, nie jest kwestią wyboru z kategorii albo-albo, nie chodzi o to, by określić, czy dla kogoś ważniejszy jest nowy związek, czy więź z dziećmi, ale o uznanie, że są to dwa oddzielne wątki, które siłą rzeczy będą się przeplatać. Celem tego planu jest stworzenie przyjaznej przestrzeni dla dzieci z poprzedniego związku, ale też rozwijanie wzajemnej troski i dbanie o siebie.

Ciągłe odwoływanie spotkań z powodu byłej rodziny rodzi zazdrość i pytanie, czy ten rozdział życia na pewno jest zamknięty. Jak sobie z tym radzić?
Zazdrość jak każda emocja mówi o naszych potrzebach, odsłania też deficyty. Im więcej w kimś poczucia, że jest niewystarczająco dobry, tym bardziej odczuwanie zazdrości będzie odnosił do eks, jak też do dziecka czy dzieci z poprzedniego związku. Takiej zazdrości zazwyczaj towarzyszy lęk przed tym, co boimy się utracić, niepewność, czy ten związek przetrwa, i strach, że całe życie będzie się na drugim miejscu. To są emocje, którymi w pierwszej kolejności trzeba się zaopiekować. Ważne, by zazdrość nie zniszczyła tego, co budujemy z drugą osobą.

Kiedy taka para przychodzi do mnie po pomoc w mediacjach, na bazie potrzeb związanych z relacją omawiamy także kwestie dotyczące dziecka z poprzedniego związku. Dla obojga partnerów istotne jest, w jaki sposób uwzględniane będą różne awaryjne sytuacje, na przykład jak będzie wyglądać opieka nad dzieckiem w sezonie infekcyjnym, kiedy malec może być non stop przeziębiony, albo co się stanie, gdy drugi rodzic się rozchoruje lub podejmie pracę w innym mieście. Bywa, że najlepiej skonstruowany harmonogram współpracy rodzicielskiej po rozstaniu czy rozwodzie nie był w stanie przewidzieć okoliczności, które wymagają podejmowania nowych decyzji.

Oczywiście życie pisze przeróżne scenariusze i trudno wszystko przewidzieć, ale omówienie kilku takich hipotetycznych sytuacji pokazuje już wyraźnie, jak bardzo rodzic chce się angażować w opiekę, na ile budowanie relacji i spędzanie czasu z dzieckiem jest dla niego istotne. Rozmowy tak prowadzone mogą mu też uświadomić, co jeszcze ma do uzgodnienia z drugim rodzicem i jak w tych planach będzie uwzględniał potrzeby dotyczące nowego związku. Dzięki temu można uniknąć wielu rozczarowań w przyszłości. Wiedząc o zaangażowaniu partnera i o tym, jak ta relacja jest dla niego ważna oraz jak wspólnie będą o nią dbali, łatwiej będzie na przykład zrozumieć, że odwołane randki nie są ukłonami w stronę eks. I że nie chodzi o to, że jej czy jego potrzeby są ważniejsze, tylko wszystko sprowadza się wtedy do poczucia odpowiedzialności za dziecko.

Czytaj także: Rodzina patchworkowa – wyzwanie czy szansa?

Więcej napięć jest wtedy, kiedy mężczyzna ma dziecko, a kobieta nie, czy odwrotnie?
Bywa różnie, wszystko zależy od świadomości każdej z osób oraz tego, czy naprawdę wiedzą, z czym wiąże się taki układ. Jeśli partner lub partnerka mają dziecko z poprzedniej relacji, to z góry wiadomo, że będzie ono również ważną częścią tego nowego związku, że trzeba będzie się z nim dzielić ukochaną osobą. I mężczyźni chyba jednak częściej mają z tym problem, a szczególnie wtedy, gdy są skoncentrowani na swoich potrzebach i chcą mieć partnerkę na wyłączność. A bywa, że dziecko w takiej sytuacji staje się zaborcze, jest zazdrosne o matkę, czuje się zagrożone, i konflikt narasta.

Z kolei u kobiet, szczególnie gdy nie mają własnych dzieci, odzywa się instynkt macierzyński i bardzo szybko zaczynają traktować dziecko partnera jak swoje. I to może też nieść pewne zagrożenia. Znam pary, które wręcz oczekiwały, że dzieci z poprzedniego związku będą mówić do nowej partnerki ojca „mamo”. Tymczasem mama jest jedna, trzeba więc znaleźć inny sposób zwracania się do tej osoby, nie skracać na siłę tego dystansu i nie oczekiwać, że dziecko z entuzjazmem przyjmie jej zaangażowanie. Rozstanie rodziców i obserwowanie, jak budują swoje życie na nowo to dla niego trudna sytuacja, potrzebuje czasu i mądrego wsparcia dorosłych, by osadzić się w tej zmianie.

Kobiety, które są w takich związkach, często piszą na forach internetowych o tym, że w domu partner wręcz oczekuje tego, iż zaopiekują się jego dziećmi, natomiast jeśli chodzi o udział w uroczystościach przedszkolnych, kibicowanie w zawodach sportowych czy uczestniczenie w zakończeniu roku szkolnego, nie są już mile widziane. Jak taką postawę interpretować? Czy to sygnał, że w tej relacji jest coś nie tak, jak powinno?
Niekoniecznie. Wydarzenia, o których pani wspomina, mają zazwyczaj charakter rodzinny, a nowa partnerka taty nie jest rodziną dziecka, a już na pewno nie staje się nią z dnia na dzień. To bardzo długi proces, a często nigdy nie osiąga się takiej bliskości z pasierbami. Mężczyzna może zwlekać z zapraszaniem kobiety na tego typu uroczystości z szacunku do uczuć dziecka. Czasem, kiedy kobieta wyjdzie poza własny żal i zastanowi się nad tym wszystkim na chłodno, dochodzi do wniosku, że sama niezbyt komfortowo czułaby się w takiej sytuacji.

Jeśli natomiast chodzi o angażowanie nowej partnerki w opiekę nad dziećmi w domu, to wszystko sprowadza się do pytania, czy chce ona pełnić tę funkcję. Jeżeli robi to z własnej woli, sprawia jej to radość i daje spełnienie, nie ma problemu. Ale sytuacja wygląda zupełnie inaczej, kiedy jest w to wmanewrowywana lub wręcz wciskana na zasadzie powielania pewnych wzorców, na przykład: „To żona zajmowała się dziećmi, ja się na tym nie znam, ty jako kobieta z pewnością lepiej z tym sobie poradzisz”. Czasami pojawiają się też bardziej emocjonalne argumenty typu: „Wiesz, ile się nacierpiałem w tamtej relacji, liczyłem na to, że będziesz mi pomagać”. Takie komunikaty powinny rodzić pytanie, czy ten człowiek jest w ogóle zdolny do współpracy. A przede wszystkim – czy ja na pewno chcę takiego związku.

Kobiety często tak bardzo angażują się w życie innych i tak mocno współodczuwają z partnerem i jego dziećmi, że kompletnie zapominają o własnych potrzebach, o tym, czego oczekują od bliskiej relacji. Z domów rodzinnych wynosimy głęboko zakorzeniony w naszej kulturze przekaz, że to kobieta jest od relacji, że potrzeby wszystkich innych są ważniejsze niż jej. A przecież związek to współdziałanie i współpraca dwóch osób, w której ważne jest zaangażowanie obojga. Dlatego zachęcam klientki, aby dostrzegały własne potrzeby i umiały je wprost komunikować, jak też obserwować, czy są one brane pod uwagę. Dobrze, jeśli partner jest skłonny słuchać i traktuje związek jako formę rozwoju, bo przecież dzięki relacjom lepiej poznajemy też samych siebie. Kiedy jednak uparcie ignoruje komunikaty, jakie dostaje, i uważa, że wyłącznie on ma być zrozumiany z całym dorobkiem, który jest konsekwencją jego wyborów i jego stylu życia, to taki związek będzie utrwalał nierównowagę i nie przetrwa. I nie układałby się, nawet gdyby nie było tych dzieci z poprzedniej relacji, bo miłość to wzajemna uważność na potrzeby.

Na kobiety nastawione na dawanie, które wyniosły z domu rodzinnego silny imperatyw poświęcania się dla innych i pomijania siebie, takie niełatwe relacje mogą podziałać transformująco. Pozwalają im bowiem wreszcie skontaktować się ze sobą, wyjść z przekazywanych z pokolenia na pokolenie schematów i zobaczyć własne potrzeby. Co jest dla mnie ważne? Na czym mi zależy? Nawet jeśli dotychczas tego nie wiedziały, teraz mają już pewność, czego na pewno nie chcą, a to już dużo. Zdarza się, że kobieta po takim procesie terapeutycznym dochodzi do wniosku, że jednak woli znaleźć mężczyznę nieobciążonego przeszłością. I takich refleksji nie należy się bać.

Lepiej decyzję o rozstaniu podjąć wcześniej niż angażować się w coś niesatysfakcjonującego lub wręcz wyniszczającego.
Ale często za niepowodzenie w miłości obwinia się przede wszystkim dzieci z poprzedniego związku.

Tak bywa, gdy w sytuacjach trudnych emocjonalnie stosujemy strategię unikania odpowiedzialności. Gdy nie widzi się ani potrzeb własnych, ani drugiej strony, najczęściej szuka się winnych na zewnątrz. Przyczyną jest to, że uciekamy od tego, co przeżywamy jako bolesne. Nie jestem winna ani ja, ani ten człowiek, a naszą relację zniszczyły osoby trzecie. Czy to nie jest wygodne? Łatwiej widzieć całe zło w nie swoim dziecku niż przyznać, że ten, kogo pokochałam, po prostu nie chciał się zaangażować w budowanie relacji ze mną, że to nie był układ dla mnie i zbyt długo ignorowałam wszystkie sygnały alarmowe.

Są pary, którym nawet mimo początkowych trudności udaje się to życie poukładać. W czym tkwi sekret?
W odpowiednim zapleczu, dbaniu o równowagę i nietraceniu z oczu tego, co poza związkiem, bo choć relacja z ukochaną osobą jest ważna, te, które budujemy z innymi ludźmi, też są istotne. Udaje się tym, którzy będąc w związku, zachowują jakiś fragment swojego świata. Kobiety, które od lat szczęśliwie żyją w takich relacjach, nie wiszą na swoim parterze i nie oczekują, że wypełni on całe ich życie. Kiedy on ma swój czas z dziećmi, one zyskują przestrzeń, by robić to, co lubią. Spotykają się z przyjaciółkami, jeżdżą do spa, czytają książki, chodzą do teatru, ćwiczą. Kiedy zajmujesz się czymś, co cię rozwija, czujesz się szczęśliwa. Wtedy nawet po dłuższej rozłące wracasz do relacji z zupełnie inną energią, bez tykającej bomby naładowanej skrzywdzeniem i oskarżeniami.

Taki związek nie uzależnia, ale czerpie energię ze wzajemności i wolności. Sekret polega więc na kochaniu drugiej osoby razem z przestrzenią na jej indywidualność. Niepowodzenia w związkach często wynikają z tendencji do zamykania się wyłącznie w jednym, wspólnym świecie. Gdy ktoś opuszcza tę bezpieczną bańkę, pojawiają się strach, lęk, wątpliwości, zazdrość, poczucie krzywdy i pretensje. Wtedy nagle odzywają się wszystkie deficyty wyniesione z domu rodzinnego, które chciało się łatać właśnie z pomocą tego człowieka. Podświadomie oczekujemy od partnerów, by dali nam to, czego w życiu nie dostaliśmy, ale to tak nie działa. Sami mamy się z tym uporać. Kiedy masz tego świadomość, zaczynasz rozumieć, że choć bliska osoba otwiera się na to, na czym tobie zależy, czasem zwyczajnie nie jest w stanie tego zrobić, gdyż coś innego ją angażuje. Warto wtedy umieć samemu o siebie zadbać. A jest to możliwe, gdy wiemy, czego chcemy, co w życiu lubimy. 

Alicja Kuczyńska-Krata, mediatorka i terapeutka relacji, trenerka komunikacji, trenerka rozwoju osobistego. Autorka podcastów „SENSytywnie z Alicją” na YouTubie i Spotify. Propagatorka empatii opartej na wzajemnym zrozumieniu potrzeb i zaangażowaniu stron we współpracę w rozwiązywaniu trudności, problemów, konfliktów. Preferuje podejścia mediacyjne skoncentrowane na pracy nad relacją: terapeutyczne i transformatywne oraz „Porozumienie bez przemocy” Marshalla B . Rosenberga, alicjakrata.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze