1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Wszystko - Jedno. O biegunowości uczuć

Czy człowiek jest w stanie otworzyć się na całe bogactwo swoich możliwości, odkryć wszystko, czym jest, spróbować każdego smaku? Czy naprawdę nie można być opiekuńczą i rzeczową zarazem, punktualną i figlarną, wrażliwą i konkretną? Dlaczego tak wiele uczuć lekceważymy ze względu na ich biegunowość?

Przez lata marzyłam o małym domku za miastem, z dala od zgiełku, samochodowych spalin, niepotrzebnego gwaru, i wszystkich tych cywilizacyjnych produktów ubocznych. Jednak kiedy już wyprowadziłam się z betonowego bloku i zamieszkałam w najprawdziwszej „dziurze”, w ekologicznej chałupie, z piecem chlebowym pośrodku, ze starą studnią na podwórzu (z której mogłam czerpać do woli wodę mineralną niegazowaną), z ogródkiem, gdzie każdy oddech odurzał zapachem maciejki, bzu bądź kapusty, i gdzie niebo gwiaździste nade mną... to nie wiedziałam już na pewno, czy wolę słuchać śpiewu słowika, czy raczej przechadzać się tętniącą życiem ulicą w San Francisco. Podobnie ambiwalentnych uczuć doświadczałam setki tysięcy razy na minutę, co nie rokowało nadziei, że mały biały domek jest ostatnim stadium mojej mieszkalno-bytowej ewolucji, jak to wcześniej przewidywałam.

Tak więc stopniowo, z pewną dozą niepewności, zaczęłam odkrywać w sobie coraz więcej podobnego pomieszania. Zauważyłam też, że wiele z uczuć lekceważę, właśnie ze względu na ich biegunowość.

Moja koleżanka mówiła mi, że gdy pewnego razu podnosiła głos na niesforne dzieciaki, jej mąż przypomniał jej, że przed chwilą czytała Wyznania Augustyna. Zatem czy wypada przełknąć złość, ból i udawać świętą niewzruszoność, czy też może nie czytać mistyków? No, właśnie, czy człowiek jest w stanie otworzyć się na całe bogactwo swoich możliwości, odkryć wszystko, czym jest, spróbować każdego smaku?

Przypomina mi się w tym miejscu historia innej mojej znajomej, która po latach odgrywania roli gospodyni i żony, czy - jak kto woli - pani domu, postanowiła skorzystać z równouprawnienia i zyskać upragnioną niezależność, wolność i swobodę. Opróżniła szafy ze wszystkich fatałaszków, obcasików, zrezygnowała z balejaży, zakupiła siedem marynarek szaroburych (podobno kiedyś niechcący pozamieniali się z mężem).

Nie udźwignęła bogactwa możliwości, które się przed nią otwierały, i postąpiła jak słynny stryjek, który zamienił siekierkę na kijek. Stwierdziła, że w pracy nie może sobie pozwolić na bycie kobiecą - bo to pachnie brakiem profesjonalizmu. A po pracy podobno bała się wejść w stare pantofle, więc kupiła nowe, bez pomponów.

A mnie trochę żal było jej fantazyjnie upiętych włosów, praktycznych rozwiązań na choroby duszy i wrażliwości nie chowanej pod korcem. Dlaczego nie weszła w nowe, bardziej „męskie” role z „kobiecą” energią? Dlaczego nie doceniła tego, co było w niej tak cenne? Czy naprawdę nie można być opiekuńczą i rzeczową zarazem, punktualną i figlarną, wrażliwą i konkretną?

Miałam kiedyś narzeczonego, lubił okazać kobiecie wrażliwość, pośpiewać poezję, przynieść bukiet fiołków i pozmywać po obiedzie. Chciałybyście takiego na całe życie? Ja też chciałam, zwłaszcza, że miałam dosyć wzorca mężczyzny - samca. Jednak po pewnym czasie czegoś zaczęło mi brakować w naszym cudownym związku. Mój narzeczony nie stworzył nowego modelu mężczyzny, on po prostu wykastrował własną siłę, (której się przestraszył jeszcze w dzieciństwie). Jego ojciec używał jej w agresywny sposób. Dlatego po czasie poezji, kiedy przyszedł czas na działanie, nasz związek umarł śmiercią naturalną.

A mogło być tak pięknie i namiętnie zarazem, delikatnie i gwałtownie, „co by panicz mocno trzymał i dobrze trząsł” - jak mówi ludowa przyśpiewka. Czy naprawdę musimy, jak zauważył niemodny dziś filozof, Bergson, kroić świat nożem rozumu na części, a potem wierzyć święcie, że wszystko jest osobno, nogi, głowa, uczucia, rozum? I że człowiek wierzący nie może być czasem ateistą, kochająca matka - liderem, silna męska energia w czułych ramionach?

Prawdziwie mi ulżyło. Nie muszę już więcej opowiadać się za jedną opcją, partią, jedną linią kolejową, jednym daniem, jednym słowem. Mogę wybierać z bezkresu możliwości, bezmiaru rozmaitości. Pozwolić sobie na słodką niekonsekwencję, oczywiście tylko z pozoru, bo tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się prawdziwa Jedność

Ostatnia dygresja - znana powiastka o ślepcach, którzy wspólnie trzymali słonia. Jeden za nogę, drugi za ogon, trzeciemu trafiła się trąba, i sprzeczali się zażarcie, jak wygląda to zwierzę. Niestety, zbyt często przypominamy ślepców, trzymających się kurczowo maleńkiego skrawka rzeczywistości, który w końcu staje się naszą obsesją, albo (w najlepszym razie) specjalizacją naukową. Zapominając, że rzeczywistości nie można „złapać za ogon”, bo choć w każdej chwili doświadczamy jej w innym wymiarze, to ona wciąż jest jedna. Czuję, że jutro na spotkanie biznesowe do mojego płaszcza na watolinie przypnę różę, będzie mi przypominała, że po zimie lubi zajrzeć wiosna.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze