1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „La chimera” to nastrojowa opowieść o poszukiwaniu szczęścia. O filmie rozmawiamy z odtwórcą głównej roli Joshem O’Connorem

„La chimera” to nastrojowa opowieść o poszukiwaniu szczęścia. O filmie rozmawiamy z odtwórcą głównej roli Joshem O’Connorem

Josh O’Connor, gwiazdor „The Crown” i „La chimery”: „Wywodzę się z brytyjskiej prowincji, gdzie panuje przekonanie, że dla aktorów nie ma pracy. Myślałem, że będę jeździł po kraju, dając występy w lokalnych teatrach i dorabiając sobie w barach i restauracjach, żeby w ogóle się utrzymać”. (Fot. Getty Images)
Josh O’Connor, gwiazdor „The Crown” i „La chimery”: „Wywodzę się z brytyjskiej prowincji, gdzie panuje przekonanie, że dla aktorów nie ma pracy. Myślałem, że będę jeździł po kraju, dając występy w lokalnych teatrach i dorabiając sobie w barach i restauracjach, żeby w ogóle się utrzymać”. (Fot. Getty Images)
Sławę przyniosła mu rola księcia Karola w serialu „The Crown”, ale Josh O’Connor zamiast płynąć na fali popularności, zrobił sobie przerwę. Poświęcił ją na szlifowanie postaci Arthura, bohatera filmu „La chimera” cenionej włoskiej reżyserki Alice Rohrwacher. Czego się w tym czasie nauczył?

Wybacz, że musiałeś na mnie chwilę poczekać, musiałem odebrać telefon, bo dzwonił mój młodszy brat. Swoją drogą, czy wiesz, że to jemu w dużej mierze zawdzięczam rolę u Alice Rohrwacher?
Z tego, co wiem, twój brat nie jest związany z branżą filmową… W ogóle rzadko chodzi do kina. Ale kiedy już mu się zdarzy, od razu do mnie dzwoni i relacjonuje, co zobaczył. Jakiś czas temu telefonował, żeby pogadać o „Spider-Manie”. (śmiech) „No nieźle!”, pomyślałem ironicznie, ale w rozmowie nic nie dałem po sobie poznać, bo uważam, że to jest bardzo słodkie. Widzę, że zależy mu, by łączyło nas też kino, choć i bez tego mamy ze sobą świetny kontakt. A wracając do tematu, jeden z jego telefonów zaskoczył mnie i zaintrygował. Braciszek powiedział mi, że widział w kinie włoski film „Szczęśliwy Lazzaro” i że muszę go koniecznie zobaczyć.

Od razu go posłuchałeś?
O tak, tego samego dnia kupiłem bilet, zasiadłem w kinie i… przepłakałem większość seansu. Nadal mi się chce płakać, kiedy tylko wspominam Lazzara. To był jeden z najbardziej magicznych seansów filmowych, w jakich kiedykolwiek wziąłem udział. Następnego dnia włączyłem sobie „Cuda” i „Corpo Celeste”, po czym zadzwoniłem do mojego agenta i powiedziałem mu, że cokolwiek by się działo, ja po prostu muszę wystąpić u Alice Rohrwacher. Usłyszałem: „Tak? No to ustaw się w kolejce do niej!”.

Postanowiłem więc, że napiszę do Alice list. I tak się stało, Alice go dostała, a potem umówiliśmy się na Zooma i już na samym początku naszej rozmowy dowiedziałem się, że ona nic dla mnie nie ma. Tak, pracuje nad nowym filmem, ale szuka do roli kogoś znacznie starszego ode mnie. Na tym się skończyło.

„La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films) „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films)

Auć! To musiała być bolesna rozmowa.
Niezupełnie. Mimo wszystko poczułem, że coś nas ze sobą łączy, że jeszcze coś razem zrobimy. Nie pomyliłem się, Alice przepisała tę rolę specjalnie dla mnie. Dzięki temu mogłem wystąpić w „La chimerze”.

Praca z osobami, które podziwiamy, potrafi być czasem rozczarowująca. Jak było tym razem?
Była jeszcze lepsza, niż zakładałem. Nawet jeśli sama Alice miała momenty zwątpienia. Zdarzało jej się powiedzieć, że to jest jej ostatni film, że nigdy jeszcze czegoś tak fatalnego nie stworzyła. Śmiesznie to dziś brzmi, jeśli pomyśli się o nominacjach dla „La chimery” do Złotej Palmy czy Europejskich Nagród Filmowych.

Alice Rohrwacher znowu pokazuje nam inne Włochy niż te, które zwykle widzimy na dużym ekranie. Dalekie od przepychu i luksusu, chyba że mówimy o śladach dawnej świetności w podupadającym pałacu, gdzie panuje ziąb i wszystko wymaga remontu. Jesteśmy na prowincji, twój bohater, Arthur, który wyjechał z Wielkiej Brytanii i przyłączył się do szajki plądrującej starożytne groby we Włoszech, właśnie wyszedł z więzienia. Oglądając cię w tej roli, cały czas zastanawiałem się, czy faktycznie mówisz po włosku, czy tak perfekcyjnie wyuczyłeś się fonetycznie swoich kwestii.
Dla oddania wiarygodności tej postaci ważna była nauka języka. Arthur jest Anglikiem, więc wiadomo, że nie mówi po włosku perfekcyjnie i się czasami potyka, to mnie ratowało. Bardzo się do nauki przykładałem, ale kiedy przyjechałem do Włoch, okazało się, że radzę sobie dużo gorzej, niż myślałem. Na szczęście kilka miesięcy wśród Włochów zrobiło swoje. Gdybym nauczył się tylko fonetycznie dialogów, mojej postaci zabrakłoby naturalności. Uważam, że to piękne, że Arthur używa niektórych słów w złym znaczeniu, a gdy mi się to zdarzało, pomogło to postaci brzmieć naturalnie.

Włosi porozumiewają się nie tylko za pomocą słów, ale i całego ciała. To też widać w filmie.
Gestykulacja, mowa ciała to bardzo istotny aspekt grania. Punktem odniesienia jest dla mnie między innymi film „Pachnidło: Historia mordercy”, w którym Ben Whishaw zagrał tak, że patrzyło się na ekran i niemal czuło zapach, który dla tej postaci był przecież tak ważny. Uważam, że Ben wzbił się tutaj na wyżyny aktorstwa. Drugim punktem odniesienia był dla mnie „Ace Attorney”, gdzie bohater w jednej sekundzie się smuci, a w następnej umiera ze śmiechu, raz emanuje miłością, a za chwilę nienawiścią. Obejrzałem ten film w zeszłym roku 40 razy, tak bardzo chciałem nauczyć się tej umiejętności płynnego przechodzenia między sprzecznymi emocjami.

„La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films) „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films)

Myślę o twojej roli księcia Karola w serialu „The Crown” i ciekawi mnie, według jakiego klucza dobierasz projekty, w których chcesz wziąć udział.
Nie jest tak, że mam jakiś plan, za którym podążam. Chcę pracować z twórcami, których szanuję, którzy robią coś, co wydaje mi się ekscytujące. Jak się spojrzy na to wszystko z boku, to wyjazd z Londynu moim kamperem do Włoch, żeby uczyć się języka i zagrać w filmie, brzmi jak szalona przygoda. I tym właśnie był. Uwielbiam stawiać sobie wyzwania i zaskakiwać i siebie, i innych.

Przejechałeś kamperem pół Europy, żeby dotrzeć na plan?
Tak, lubię tak się przemieszczać, bo dzięki temu mogę sobie zapewnić trochę anonimowości i świętego spokoju w czasach, kiedy grając w popularnych produkcjach, stosunkowo trudno uzyskać jedno i drugie. Jazda kamperem to taka forma oporu, mogę w nim być sobą.

I jak wygląda to twoje kamperowe życie?
Mam własnego vana, bez łazienki. Podróżuję nim latem, bo zimą jest jednak za chłodno. Alice pomogła mi załatwić kawałek terenu, gdzie mogłem się rozbić w pobliżu planu. Jej przyjaciółka, właścicielka restauracji, akurat ma tam pole. To tam nocowałem i codziennie rano budziłem się z niezwykłym widokiem – dookoła mnie była plantacja, z której mogłem zrywać sobie świeże owoce na śniadanie.

Rzeczywiście lubisz wyzwania. Jak daleko byłbyś w stanie się posunąć, by zdobyć odpowiednie doświadczenie do roli?
Najfajniej jest wtedy, kiedy nie mam innych zobowiązań i mogę się skupić wyłącznie na zgłębianiu postaci, nabywaniu jej umiejętności. Przeskakiwanie z planu na plan nie do końca leży w mojej naturze, wolę grać mniej ról, ale lepiej.

Isabella Rossellini w filmie „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films) Isabella Rossellini w filmie „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films)

Po „The Crown” zniknąłeś na jakiś czas. Nie miałeś ciekawych propozycji?
Potrzebowałem przerwy po szaleństwie związanym z premierą sezonu, w którym zagrałem. Wrzawa, jaka temu towarzyszyła, wywróciła moje życie do góry nogami. Czułem, że robi się wokół mnie za głośno, musiałem się od tego odciąć. Wolałem się zastanowić nad kolejnym krokiem w swoim zawodzie, nie chciałem iść z prądem. Kocham każdą minutę, jaką spędziłem na planie „The Crown”, ale seriale mają to do siebie, że bardzo rozciągają proces produkcji. Musiałem żyć ze swoim bohaterem miesiącami.

Wielu twoich kolegów wolałoby wykorzystać taki moment i płynąć na fali.
Cóż, wszystko zależy od tego, na jakich korzyściach ci zależy. Robiąc mniej, raczej nie zarobisz więcej pieniędzy. Ja się wywodzę z brytyjskiej prowincji, gdzie panowało przekonanie, że dla aktorów nie ma pracy, więc jak już dostaniesz jakąś rolę, jest to najwyższa forma zaszczytu. Kiedy chodziłem do szkoły aktorskiej, miałem w głowie wizję siebie jako aktora, który jeździ po całym kraju, dając występy w lokalnych teatrach, a przy okazji dorabia sobie w barach i restauracjach, żeby w ogóle się utrzymać. Szkoła aktorska nie miała być moją przepustką do sławy i pieniędzy, wybrałem ją dlatego, że byłem zakochany w rzemiośle, w tym, co aktorzy potrafią wyczyniać na scenie i przed kamerą. Chciałem się tego nauczyć, rozwijać w tym. I to mi zostało: nadal chcę się rozwijać w swoim fachu, dlatego za zaszczyt uważam pracę z takimi twórcami jak Alice. Jak już będę na emeryturze, chcę spojrzeć wstecz na swoją filmografię i pomyśleć sobie: „Dałem z siebie wszystko”.

Oczywiście wiem, że niektórym aktorom wystarczy tylko chwila, żeby głęboko zanurkowali w głowy swoich postaci, to bardzo indywidualna sprawa, każdy ma swoją metodę. Paul Newman powtarzał, że spędzał niezliczone noce na analizowaniu swoich postaci, studiował je pod każdym kątem, ćwiczył, cyzelował. A potem spotykał się z Marlonem Brando, który ot tak wchodził na plan bez przygotowania i grał tak samo dobrze jak Newman. Ja jestem z frakcji Newmana.

Josh O’Connor w filmie „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films) Josh O’Connor w filmie „La chimera” (Fot. materiały prasowe Aurora Films)

Nie wiem, czy Paul Newman nauczył się do roli języka...
Zwróć uwagę, ilu aktorów europejskich albo azjatyckich przyjeżdża na Wyspy albo do Hollywood, gdzie uczą się angielskiego i występują w brytyjskich albo amerykańskich filmach. Oni muszą się poświęcić, żeby zagrać należycie jakąś postać. Dlaczego to ma nie działać też w drugą stronę? Bardzo bym sobie tego życzył. Chciałbym, żeby kolejnym krokiem w mojej karierze była postać, która nie jest Anglikiem. Z przyjemnością zmierzyłbym się z takim bohaterem.

Powiem o tym polskim reżyserom.
Wyślij ich na „La chimerę”, żeby zobaczyli, co potrafię po włosku. Jestem otwarty na propozycje. (śmiech)

Josh O’Connor (rocznik 1990), brytyjski aktor filmowy, teatralny i telewizyjny, znany z filmów „Boska Florence”, „Piękny kraj” czy „Tylko ty”. Za przełomową w jego karierze uznaje się rolę księcia Karola w serialu „The Crown”, za którą dostał m.in. Złoty Glob i Emmy.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze