Słowa „zajebisty” z „upierdliwym” do pary cieszą się ostatnio wielkim wzięciem. Używają ich dziennikarze w TV, politycy w terenie, dzieci w tramwaju... Chyba wszyscy, z wyjątkiem mnie.
Pewnej bardzo starszej pani, którą znam raczej słabo, zwierzam się, ileż to mam jeszcze do załatwienia w tym tygodniu. Ona – wolna emerytka – słucha zadziwiona aż takim natłokiem spraw w bieżącym mym życiorysie. I w końcu mówi: „O, ja pierdykam!”. Wprawia mnie tym w absolutne osłupienie, bo co jak co, ale słówko „pierdykam” w ustach starszej pani brzmi szokująco. Nie używam oczywiście tego wyrazu. Jednak zaintrygowana zaglądam do Internetu, bo może jest to jakiś regionalizm, przeróbka ze staropolszczyzny lub przynajmniej gwara środowiskowa. Ale nic z tego. Trafiam za to na link do internetowego słownika slangu i mowy potocznej www.miejski.pl. A tam wpadam wprost na słodki dialożek ilustrujący kontekst całkiem innego hasła, jednakowoż z użyciem frapującego mnie słówka:
Maciej: Ja pierdykam, ostatnio zajebisty program napisałem.
Kuszyc: Ta, i co? Diody się świecą?
Maciej: No, mówię ci, czuję się taki elektro na czterech bitach.
Kuszyc: O kurwa! To ty jesteś taki Zoltrix Spectrum!
Teraz z kolei określenie „Zoltrix Spectrum” przyciąga moją uwagę, a oznacza ono według autora hasła: człowieka zamiłowanego w elektronice lub informatyce. No tak, ale ja chciałabym dotrzeć do pierwotnego źródła metafory! Dzwonię więc do syna, 30-letni ludzie to dziś weterani elektroniki. „Zoltrix Spectrum? To zapewne ZX Spectrum, taki mały czarny komputerek z gumowymi klawiszami – powiada syn – poprzednik pecetów. Grało się na nim w takie prymitywne gry, wiesz, jedna kulka goni drugą kulkę… No ale ja w to nie grałem!” I nagle sobie przypominam, że ja sama sto lat temu na jakimś starociu, półkomputerze jakimś, maszynce praelektronicznej podłączonej do telewizora, grałam do upojenia w ping-ponga! O Boże! Nie mogłam się oderwać od biało-czarnego ekranu. Ależ to były emocje! Co za atrakcyjna alternatywa dla rosołów, kotletów, prania i sprzątania. Pamiętam, że jak nałogowiec powtarzałam: „jeszcze tylko jednego seta, ostatniusieńkiego, i wracam do kuchni…”. Czyli rozumiem, że określenie „Zoltrix Spectrum” to będzie takie bardziej upoczciwianie programisty amatora.
Ładna Para
Zajebisty program napisałem – wyznaje przejęty bohater dialogu. Słowa „zajebisty” z „upierdliwym” do pary zrobiły w ostatniej dekadzie oszałamiającą karierę w potocznej polszczyźnie. Używają ich dziennikarze w TV, politycy w terenie, dzieci w tramwaju, kobieciątka u manikiurzystki, feministki na manifie, nauczycielki w klasie, lekarze w przychodni, adwokaci w sądzie, wszyscy, z wyjątkiem mnie, która nigdy i nigdzie nie daję gardła tym dwom plugawym wyrazom. Mam blokadę nie do pokonania, może z racji uprawiania lirycznego zawodu poetki. Ale pewna autorka młodego pokolenia, mniej subtelna zapewne z racji uprawianego zawodu prozaiczki, w porywie sympatii dla mnie i w celu wyrażenia podziwu zawołała niedawno w moją stronę publicznie: „Pani Aniu, pani to jest zajebista kobieta!”. Struchlałam. Zwinęłam się jak nadepnięta dżdżownica. Zarazem coś się we mnie oburzyło i obraziło. Jednocześnie także (symultanicznie, synchronicznie i w zgodzie z wiedzą o naturze żywych języków) przebaczyło, zrozumiało i jednak dalej serdecznie lubiło ową autorkę prozaiczną.
Bo przecież dla tych wszystkich młodych ciałem użytkowników polszczyzny słowa te dawno się oderwały od swych pierwotnych, ordynarnych prototypów. Wszak takie rzeczy w historii języka wciąż się dzieją, i to raz w jedną, raz w drugą stronę. Co mówi Brückner w swym stareńkim słowniku etymologicznym np. o jednoznacznie paskudnym dziś słówku „pierdolić”? Mówi on, że znaczyło niegdyś tyle, co: mówić, pleść, bajać. Czyli gadać po próżnicy. Tyleż samo, co moje ulubione „fanzolić” pochodzące z mej ojczystej śląskiej ziemi. No i przecież równolegle nazywa się „starym pierdołą” notorycznego nudziarza. A ktoś „upierdliwy” to ten uprzykrzony, co w kółko to samo powtarza. Czyli znaczenia krążą – słowa pozostają! A co mnie pozostaje? Puszczać takie coś mimo uszu… I przeglądać słowniki!
Pal Kapcia, Źdźbłągu!
Wracając na www.miejski.pl, znajduję tam oprócz wulgaryzmów także różne rozkoszne powiedzonka. „Pal kapcia, kolego” – popularna odzywka tirowców przez CB-radio, która znaczy tyle, co: dodaj gazu, bo nie mam jak cię wyprzedzić. W wersji szkolnej przerobione na „pal gumę”, a nawet „pal wrotki”, tłumaczy się jako „pospiesz się” albo „zjeżdżaj stąd”. Dalej następuje w słowniku stosowna definicja w polszczyźnie jak najbardziej naukowej wyrażona: Rodzaj popularnej na przełomie lat 80. i 90. XX wieku sugestii opuszczenia miejsca, w którym aktualnie przebywa podmiot wyrażenia. Używana zwłaszcza przez dzieci szkoły podstawowej w ramach budowania enklatycznego grona bawiących się lub jego modyfikacji. Samo słodkie taka wykładnia, nieprawdaż? A może to żart? Kpina z osła, co pozjadał wszystkie rozumy? Jestem doprawdy zdezorientowana…
Nieraz bardzo mi brakuje w internetowych tekstach podkładu dźwiękowego albo chociaż paru nut w nawiasach, które by przy czytaniu largo od scherzo odróżnić pomagały. Emotikonki bywają zawodne albo się o nich zapomina!
A kto to jest „źdźbłąg”? Mało rozgarnięty albo tylko brzydki gość.
– Hej, ziom, kasiore na winiacz dla kumpla zbieram.
– Dla tego kaszalota w konserwie? (grubasa w ciasnym podkoszulku). A idź się kąpać z tatą, dzbanie (czyli mniej więcej: pogięło cię, frajerze).
– Sam źdźbłąg jesteś! I pal trampy, to moja miejscówka jest! (won z naszej kawiarni pod zaworem, czyli piwnicy…).
Inne powiedzonko, bardzo obrazowe: co ty na dźwigu jesteś? Biegły internauta wyjaśnia: Będąc na dźwigu chodzi o to, że ktoś zapala papierosa i nie chce poczęstować innych. Składnia nieco uproszczona, ale przecież kąsacie fabułkę, nie? Czyli: kapujecie, o co chodzi (gdy byłam mała, na moim podwórku się mówiło: „kapisko” albo prościej: „ka-pe-wu”). Chytrus z tego kolesia, nie da kumplom zajarać…
Czy wiecie, że stronę www.miejski.pl odwiedza dziennie aż 16000 osób?! I każdy może tam wprowadzać swoje hasła, których jest już prawie 14 tysięcy!!! O, ja pierdykam, powiedziałaby starsza pani…