„Nikt nie śpiewał bluesa bardziej żywiołowo, nie prowadził w latach 60. dzikszego życia i nie uprawiał rocka ostrzej niż ona” – pisze o Joplin biografka Ellis Amburn. Była gwiazdą, ale też dziewczyną, która rozpaczliwie pragnęła akceptacji.
W latach 60. Port Arthur w Teksasie to miejsce sprzyjające dyskryminacji Murzynów. W dobrym tonie jest życie zgodnie z tradycyjnymi wartościami, w duchu Kościoła baptystów. Dziewczyny powinny zostać paniami domu, a chłopcy dżentelmenami te domy utrzymującymi. Konformizm ponad wszystko. Nastoletnia Janis Lyn Joplin, występująca za integracją rasową i wyrażająca głośno swoje zdanie, zyskuje tym wielu wrogów. Żyje na uboczu, uwielbia malować, przyjaźni się z grupą pięciu chłopaków, outsiderów takich jak ona. Słuchają jazzu, piją piwo, śpiewają na plaży. Trzech z nich uchodzi za dumę szkoły: Grant Lyons jest kapitanem drużyny futbolowej, Dave Moriaty redaguje gazetkę szkolną, a Jim Langdon gra na puzonie. „Była głośna jak diabli!” – wspomina Jim w książce „Janis Joplin. Żywcem pogrzebana” autorstwa Myry Friedman. „Nie znała umiaru. Bo kto to słyszał, żeby dziewczyna krzyczała: »Pierdol się, koleś!«. Peszyła nawet nas. Ale też wykorzystywaliśmy ją, kiedy chcieliśmy, żeby gawiedź zaczęła świrować. Choćby z tego powodu wszędzie ciągaliśmy Janis. Przydawała się, bo o wszystkich z góry było wiadomo, kto jak się zachowa, a ona potrafiła wykręcić numer”. „Była gruba, nie malowała się, nie szła na żaden kompromis” – wspomina Tary Owens.
Kiedy w college’u w Austin zorganizowano konkurs piękności, podczas ogłaszania wyników studenci nazywają Janis „najbrzydszym facetem uczelni”. Janis, jak zazwyczaj, reaguje śmiechem, ale po powrocie do domu wpada w rozpacz. Prawdopodobnie wtedy dojrzał w niej bunt, który zaprowadził ją na sam szczyt, a później odebrał życie. „Nigdzie nie pasowałam. Czytałam, malowałam, nie nienawidziłam Murzynów” – powie po latach.
Urodziła się 19 stycznia 1943 roku, blada i drobna, ważyła zaledwie 2,5 kilograma, ale szybko się rozwijała. Siadała, mając pół roku, i od początku wolała pić mleko z kubka. Jej matka, Dorothy, pracująca jako archiwistka w szkole, wspomina, że Janis przynosiła zazwyczaj dobre oceny, była zwyczajną dziewczynką, ze szczęśliwym dzieciństwem, które nie zapowiadało wcale światowej kariery i destrukcyjnego trybu życia. Zwraca jednak uwagę na momenty, w których córka była nieszczęśliwa: „Dawała nam to do zrozumienia. Nie wystarczała jej zwykła więź. Domagała się więcej uwagi”. Jej tata Seth pracował jako inżynier.
Janis, najstarsza z trójki rodzeństwa, do samego końca pozostała silnie związana z rodziną. Na studiach w Austin nie odpowiadały jej skrojone sukienki, lakierowane trzewiki i różne normy, którym nie chciała się podporządkowywać. Nosiła podarte dżinsy i flanelowe koszule. Przyłączyła się do awangardowego literacko-kulturalnego ruchu bitników, młodych ludzi buntujących się przeciwko zastanej obyczajowości. Po jakimś czasie dołączyła do zespołu The Waller Creek Boys. Grali folk i bluegrass w lokalnym barze „Threadgill’s” za symboliczne piwo. Gazeta studencka opublikowała wtedy artykuł o Janis, zatytułowany „Ona ma odwagę być inna”. Jednak większość studentów pogardzała nią, nazywając wcześniejszą ksywką „najbrzydszego faceta uczelni”.
W tym czasie Janis lubiła opowiadać o swoich przygodach seksualnych, chociaż odtrącenie w tym obszarze doprowadzało ją do histerii. Z dziewczynami rozmawiała niskim, zrelaksowanym głosem, z mężczyznami – piskliwym, bardziej napiętym. W towarzystwie kobiet czuła mniejszy lęk i mniejszą presję potwierdzenia swojej seksualności. „Jeśli ktoś ją podniecał seksualnie, nie liczyło się dla niej, czy to facet, czy dziewczyna. Tego rodzaju wyzwolenie to jest coś!” – opowiada Dave Getz, muzyk, z którym wielokrotnie występowała na scenie. Z pewnością seks pozwalał Janis potwierdzać swoją atrakcyjność. Obsesja brzydoty męczyła ją również wtedy, gdy stała się rozpoznawalna na całym świecie. „Obojętność seksualną przyjmowała jako niewyobrażalny cios. Potrafiła srodze się zemścić. Nie dopuszczała również myśli o rozmaitych powodach takiego odrzucenia. Kiedyś pewien muzyk grzecznie podziękował za zaproszenie, twierdząc, że kocha inną dziewczynę, co zapewne było prawdą. Janis wpadła w furię i oświadczyła mi, że widocznie jest impotentem. Sama gotowość uprawiania z nią seksu też jej nie wystarczała. Żeby potwierdzić jej atrakcyjność, mężczyzna musiał być nie do zdarcia. Krążą nawet pogłoski, że awantura z Jimem Morrisonem zaczęła się od ataku na jego wydolność. Sama, rzecz jasna, nieustannie podkreślała, że w łóżku nikt na świecie nie może się z nią równać” – pisze Myra Friedman, biografka artystki.
Seks nawykowo kojarzony z przyjemnością może spełniać bowiem szereg funkcji. Bywa narzędziem manipulacji i osiągania zamierzonych celów, kartą przetargową, przekupstwem. Czasami służy do maskowania pustki emocjonalnej, wtedy powstaje ryzyko, że stanie się uzależnieniem. Niekiedy, tak jak w przypadku Janis, ma za zadanie uleczyć rany przeszłości, potwierdzić atrakcyjność fizyczną i zreperować poczucie własnej wartości. Odrzucenie jest jak wyzwisko z przeszłości, jak obelga, cios. Seks potwierdza prawo do istnienia. W takim kontakcie seksualnym nie ma miejsca na intymność, zaangażowanie, dawanie i dzielenie się, rozmowę, spotkanie. Przyjemność staje się obsesją, która i tak bywa mniej dotkliwa od bezpośredniego zmierzenia się z własnymi demonami.
Ostatecznie Janis rzuca studia. Razem z Chetem Helmsem, zaznajomionym z kalifornijską sceną muzyczną, wyrusza w 50-godzinną podróż do San Francisco autostopem. Na miejscu zaczyna występować w Cofee Gallery i zyskuje uznanie, w końcu przestaje być traktowana jak wyrzutek. Wciąż przebywa w gronie bitników, którzy deklarują wolność, piją alkohol, zażywają narkotyki, w tym dożylnie podawaną amfetaminę, od której Janis szybko się uzależnia. W 1965 roku, wyczerpana, ważąca 40 kilogramów i bliska śmierci, wraca do domu odzyskać równowagę, wyleczyć się. Po dwóch latach, spędzonych na większej niż zazwyczaj bliskości z samą sobą, śpiewaniu i snuciu marzeń o mężu i stabilizacji, artystka trafia na Monterey Pop Festival, będący kamieniem milowym w jej karierze. To właśnie tam Jefferson Airplane śpiewa swój manifest, The Who demoluje sprzęt, wykrzykując słowa do utworu „My Generation”, a Jimi Hendrix czaruje publiczność swoimi akrobacjami z gitarą. Ale to Janis staje się absolutną gwiazdą. Ekspresja, elektryzujący głos i zupełne oddanie śpiewanym utworom rozbrajają publiczność i media. Do historii przechodzą jej słowa: „Na scenie czuję się, jakbym kochała się z tysiącami ludzi, ale do domu wracam sama”.
Później Janis pojawia się na głośnym festiwalu Woodstock, przylatuje tam razem z Joan Baez. Chce od razu wystąpić, ale musi czekać 10 godzin. Na scenie pojawia się pod wpływem heroiny i alkoholu. Mimo to koncert uznawany jest za jeden z najlepszych na festiwalu. Wśród publiczności jest Laura, młodsza siostra Janis, która po powrocie do domu opowiada o koncercie rodzicom, zasmuconym trybem życia najstarszej córki. Stałym atrybutem Janis podczas koncertów jest butelka mocnego likieru Southern Comfort. Otrzymuje nawet 2,5 tysiąca dolarów od producentów trunku w ramach honorarium za reklamę alkoholu. „Jestem ofiarą mojego własnego życia wewnętrznego” – wyzna później dziennikarzowi „Rolling Stone” Davidowi Daltonowi.
Umiera 4 października 1970 roku w pokoju numer 105 hotelu Landmark w Hollywood. Na biurku znaleziono spis telefonów. Wiemy, że przed śmiercią dzwoniła do urzędu miasta, by zapytać o pozwolenie na zawarcie małżeństwa. Od kilku miesięcy spotykała się z Sethem, planowali się pobrać. Urząd był zamknięty, jak to w sobotę, Janis musiałaby czekać do poniedziałku, a czekać nigdy nie lubiła. Zadzwoniła do dilera, który przywiózł jej wyjątkowo czystą heroinę, podała sobie działkę, wyrzucając fiolkę do śmieci, a sprzęt chowając do chińskiej szkatułki. Zeszła do recepcji po paczkę papierosów, wróciła do pokoju, przewróciła się na ziemię, martwa.
16 dni wcześniej umarł Hendrix, oboje mieli po 27 lat. Dołączyli do „Klubu 27”, nieformalnego stowarzyszenia martwych artystów. Jest w nim założyciel The Rolling Stones Brian Jones, bluesman Robert Johnson. Po roku dołączy Jim Morrison z The Doors, 20 lat później Kurt Cobain, a niedawno Amy Winehouse.
Kilka miesięcy po śmierci Janis do sklepów trafia płyta „Pearl”, nad którą pracowała w ostatnich tygodniach życia. To jej najlepiej sprzedający się krążek w karierze. Do dzisiaj jest inspiracją, głosem którego nie sposób podrobić, nie tylko ze względu na barwę, ale również interpretację i proces spalania się na scenie. W liście do magazynu „Rolling Stone” jedna z jej dawnych szkolnych koleżanek napisała „Wszyscy odtrąceni, dla których nie znalazło się miejsce w hermetycznym światku ogólniaka, uważali ją za swoją”.