W dobie wideo na życzenie łatwo zapomnieć, że oglądanie telewizji było kiedyś doświadczeniem kolektywnym. Dziś ulice pustoszeją co najwyżej, kiedy na murawę wychodzi reprezentacja Polski w piłce nożnej. Dawniej na osiedlu panowała cisza jak makiem zasiał, gdy nadchodziła godzina emisji „Niewolnicy Isaury”, „Powrotu do Edenu” czy „Domku na prerii”. Ten ostatni serial dotarł do naszego kraju w połowie lat 80. i długo łączył Polaków we wspólnym przeżywaniu losów rodziny Ingallsów. Czy ta sytuacja ma szansę się powtórzyć? Raczej nie, ale Netflix i tak podjął się wyzwania.
Możemy kręcić nosem na remake’i i rebooty, ale dane nie kłamią – nagrywanie odświeżonych wersji hitów z przeszłości po prostu się opłaca. Producenci wiedzą, że widownia tak czy siak utkwi wzrok w ekranie, czy to ze szczerej ciekawości, czy jedynie po to, aby udowodnić swoją rację, że klasyki za żadne skarby się nie rusza. Jak będzie w przypadku „Domku na prerii”? Czy nadchodząca ekranizacja książek Laury Ingalls Wilder dorówna oryginałowi, a może nawet go prześcignie? Czy tylko rozsierdzi zatwardziałych fanów? Sprawdźmy, co wiemy o projekcie Netflixa.
Czytaj też: Jennifer Aniston pracuje nad nową wersją feministycznej komedii sprzed lat. W obsadzie widzi supergwiazdy młodego pokolenia
Jeśli na świat przyszliście już po piorunującym sukcesie „Domku na prerii”, pokrótce przypomnijmy, co kryje się za tym tytułem. Serial jest połączeniem rodzinnego dramatu i opowieści o trudach przetrwania wśród amerykańskich stepów na początku XIX wieku. Kręcono go między 1974 a 1982 rokiem. W tym czasie powstało ponad 200 odcinków, które po kilku latach od ostatniego klapsa na planie zagościły też pod polską strzechą. Główni bohaterowie to pięcioosobowa rodzina osadników. Charles i Caroline Ingallsowie wraz z trójką córek zapuszczają korzenie w miasteczku Walnut Grove w Minnesocie. Ojciec buduje dom i zaciąga się do pracy w tartaku, matka pomaga w prowadzeniu gospodarstwa, a dziewczynki chodzą do szkoły i przeżywają gros perypetii. Nie zawsze wesołych. W serialu na przestrzeni lat poruszano ciężkie tematy, takie jak alkoholizm, rasizm czy przemoc seksualna.
Jednak przed telewizory przyciągały też ciepła atmosfera i pocieszne poczucie humoru. Po latach widzowie z rozczuleniem wspominają, jakie poruszenie wywoływały w nich co bardziej emocjonujące wątki. Polacy nie byli w tej fascynacji odosobnieni. Członkowie obsady przyznają, że otrzymywali listy do wielbicieli z Francji, Japonii, Argentyny czy Chin. Łącznie serial emitowano w 140 krajach. W samych Stanach Zjednoczonych dużą popularnością cieszył się też literacki pierwowzór. Warto jednak dodać, że serial z Michaelem Landonem, Karen Grassle i Melisą Gilbert nie był wierną adaptacją książek Ingalls Wilder, które autorka oparła częściowo na własnych przeżyciach. Jak Netflix podejdzie do twórczości słynnej kronikarki Dzikiego Zachodu?
Platforma streamingowa zapowiedziała stworzenie serialu, który przemówi do młodszych pokoleń. Tak, aby współczesne dzieci mogły utożsamiać się z dorastającymi bohaterkami, podobnie jak dawniej robili to ich rodzice i dziadkowie. Showrunnerką produkcji została Rebecca Sonnenshine („Pamiętniki Wampirów”, „Archiwum 81”), która deklaruje się jako długoletnia fanka przygód Ingallasów. „Zakochałam się w tych książkach, kiedy miałam 5 lat. To one zainspirowały mnie do zostania pisarką i filmowczynią. Jestem zaszczycona i podekscytowana, że mogę przedstawić tę historię publiczności” – mówi.
W prace zaangażował się również Trip Friendly, którego ojciec wyprodukował na przełomie lat 70. i 80. pierwszy „Domek na prerii”. „Od dawna marzyłem o kontynuacji rodzinnego dziedzictwa i adaptacji tych klasycznych amerykańskich powieści z myślą o widzach z XXI wieku. Chcę zrobić to w sposób, który połączy fanów książek i serialu” – tłumaczy.
Niestety na razie musimy zadowolić się ogólnikami. Nie wiadomo, kto wcieli się w lubiane postaci, ani kiedy rozpoczną się zdjęcia. Kierownictwo Netflixa przekonuje jednak, że dołoży wszelkich starań, aby ta „niosąca przesłanie nadziei i optymizmu” kultowa historia spodobała się zarówno nowym, jak i dotychczasowym fanom. Gdy już pojawi się w katalogu platformy, ma dołączyć do tej samej kategorii wzruszających i czułych tytułów co „Słodkie Magnolie” czy „Virgin River”.