1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. „Nie porzucaj, też mam uczucia” – Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce walczy z porzucaniem psów w wakacje

„Nie porzucaj, też mam uczucia” – Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce walczy z porzucaniem psów w wakacje

Backstage filmu „Nie porzucaj, też mam uczucia” (Fot. materiały prasowe agencji ShootMe)
Backstage filmu „Nie porzucaj, też mam uczucia” (Fot. materiały prasowe agencji ShootMe)
Przywiązują w lesie do drzewa, wyrzucają na odludziu w zamkniętym worku albo wypuszczają przy ruchliwej drodze z dala od domu. Co roku w wakacje Polacy porzucają w lasach i przy drogach ponad 4 tys. psów i kotów, które przeszkadzają im w urlopowych planach. W poruszającej kampanii „Nie porzucaj, też mam uczucia” Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce mówi głośno, że każdy z nas może to zmienić. „W Polsce nie ma przyzwolenia na cierpienie zwierząt” – mówi nam Michał Dąbrowski, dyrektor zarządzający ZG Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce, z którym rozmawiamy o tym, jak zmienić te szokujące statystyki.

Alicja Szewczyk: Jakich sposobów używają Polacy, żeby pozbyć się w wakacje niechcianych psów i kotów?
Michał Dąbrowski: Najbardziej okrutnych. Psy najczęściej są wypuszczane przy drodze szybkiego ruchu albo przywiązywane do drzewa w lesie. Koty są wyrzucane gdzieś na odludziu w szczelnie zamkniętym kartonie lub zawiązanym worku. Zwierzęta są też porzucane w miastach, wywożone i wypuszczane z dala od domu. Z przykrością mogę powiedzieć, że w naszej pracy spotykamy się z każdym rodzajem zła, jakie tylko można wyrządzić zwierzętom.

Kiedy obejrzałam wyreżyserowany przez Kasię Grabek film, który promuje w tym roku kampanię „Nie porzucaj, też mam uczucia”, z jednej strony ucieszyłam się, że nakręciliście coś tak poruszającego, co może chwycić za serce wiele osób. Z drugiej jednak przeraziło mnie, że w 2024 roku takie kampanie wciąż są potrzebne.
Mamy XXI wiek i wielki problem społeczny, o którym na co dzień nie mówimy. Trudno go zauważyć, a przecież on nadal występuje. Wiele osób wątpi, czy jakakolwiek kampania sprawi, że ktoś, kto planuje w okrutny sposób pozbyć się psa lub kota, zmieni zdanie. A nam nie do końca o to chodzi. Ta kampania ma sprawić, że jako społeczeństwo zaczniemy dostrzegać, co się dzieje wokół nas i reagować na zło. Tak, aby osoba, która planuje w tak haniebny sposób porzucić zwierzę, wiedziała, że to spotka się z reakcją rodziny, sąsiadów i odpowiednich organów ścigania. Że spotka ją nie tylko kara wymierzona przez prawo, ale też ostracyzm społeczny, bo dla tych, którzy zadają cierpienie zwierzętom, nie ma miejsca w polskim społeczeństwie. Nasz stosunek do zwierząt nierozerwalnie wiąże się z naszym stosunkiem do ludzi. Uważam, jeśli ktoś nie waha się skrzywdzić psa czy kota, to nie zawaha się też skrzywdzić drugiego człowieka. Nie da się kochać tylko zwierząt, nie kochając ludzi. Tak jak nie da się kochać tylko ludzi, nie kochając zwierząt. Jeśli kochamy ludzi, kochamy też zwierzęta. I na odwrót.

Dziesięć lat temu szacowano, że w czasie wakacji do schronisk trafia 40 proc. więcej psów i kotów niż w innym okresie roku. Jak wygląda sytuacja obecnie?
Generalnie w Polsce z każdym rokiem do schronisk trafia mniej zwierząt. Według różnych statystyk każdego miesiąca do schronisk trafia ich ok. 6–7 tys. Szacujemy, że w czasie wakacji, czyli od czerwca do połowy września, ta liczba powiększa się o 4 do 4,5 tys. zwierząt. Każde z nich to osobna historia naznaczona strachem, bólem i cierpieniem.

Te liczby szokują, ale nie oddają skali problemu, z jakim się mierzymy. Dlaczego?
To prawda. Statystyki uwzględniają zwierzęta, które miały szczęście i – tak jak pies, który jest bohaterem naszej kampanii – trafiły do schroniska, gdzie mają opiekę oraz szansę na znalezienie nowego, kochającego domu. To zwierzęta odłowione, dlatego możemy domniemywać, że zostały porzucone. Niestety większość porzucanych w wakacje zwierząt ginie pod kołami samochodów albo umiera z wycieńczenia przywiązana do drzewa w lesie. Pies przejechany na drodze szybkiego ruchu czy odkryty jesienią przez grzybiarzy już w stanie rozkładu jest – mówiąc brutalnie – traktowany jako padlina i sprzątany przez służby porządkowe. Te zwierzęta nie wchodzą do żadnych statystyki, bo gminy takich nie prowadzą. Nie znamy więc dokładnych liczb, ale nie są to pojedyncze przypadki. Nie ma dnia, żeby gdzieś w Polsce pies nie został potrącony przez przejeżdżające auto. Dla porównania – sytuacje, kiedy ktoś oddaje psa czy kota do schroniska, bo już go nie chce, są w Polsce marginalne.

Co, Pana zdaniem, pomogłoby zmienić te przerażające dane?
Na pewno edukowanie społeczeństwa. Przed podjęciem decyzji o posiadaniu zwierzęcia należy dogłębnie zastanowić się, czy to nie wynika na przykład z kaprysu naszego albo dziecka, które chce mieć pieska kotka. Zwierzę będzie członkiem naszej rodziny na wiele lat i przez ten czas będzie mieć określone potrzeby. Posiadanie zwierzęcia to nie tylko przyjemność. To także obowiązki, z których trzeba zdawać sobie sprawę: poświęcanie mu czasu i naszej uwagi, ale też realne koszty finansowe. Jedzenie, szczepienia, a z czasem leczenie poważniejszych schorzeń – to wszystko kosztuje… O ile najtrudniej jest zmienić nastawienie dorosłych do zwierząt, to pokolenie, które wchodzi w dorosłość, prezentuje zupełnie inną postawę. Są otwarci na problemy zwierząt, świadomi odpowiedzialności, jaka wiąże się z posiadaniem psa czy kota. Działam w Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami w Polsce od 22 lat i widzę w nich ogromną nadzieję na zmianę. Jeśli ktoś ma szansę wpłynąć na postawę starszych osób, to właśnie oni.

A jakieś rozwiązania systemowe byłyby pomocne?
W odczuciu moim i wielu osób, które działają na rzecz zwierząt w Polsce, stan zwierząt porzucanych w sposób diametralny poprawiłyby dwa rozwiązania. Przede wszystkim wprowadzenie obligatoryjnego systemu rejestracji zwierząt poprzez czipowanie. Tak by każdy posiadacz zwierzęcia miał ustawowy obowiązek zarejestrowania swojego zwierzęcia domowego. W krajach, w których skutecznie wprowadzono to rozwiązanie, problem porzucania zwierząt jest marginalny. W Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi złożony jest projekt wprowadzenia centralnego rejestru ewidencji zwierząt, bo potrzebna jest nam też jedna baza na cały kraj. Działałaby na takiej zasadzie jak nasza karta pacjenta w przychodni – byłaby w niej zapisana cała historia zdrowotna zwierzęcia. Dzięki temu inspektorzy organizacji, na przykład Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce, mogliby sprawdzić nie tylko, kto jest właścicielem porzuconego psa czy kota, ale też widząc chore lub zaniedbane zwierzę, mieliby możliwość sprawdzenia, czy jego opiekun podejmował działania w zakresie leczenia. Trzeba bowiem pamiętać, że nieleczenie zwierząt w Polsce jest przestępstwem znęcania się, wskazanym w ustawie o ochronie zwierząt.

Druga rzecz to wprowadzenie obowiązkowej kastracji zwierząt domowych. Te dwa rozwiązania w ciągu kilku lat zmieniłyby problem zwierząt w Polsce i przede wszystkim zmniejszyły ich cierpienie. Niestety wciąż się to nie udaje. Trzeba powiedzieć wyraźnie – z braku dobrej woli.

Porzucenie przez właściciela jest dla zwierzęcia traumatycznym przeżyciem. Jak powinniśmy się zachować, gdy znajdziemy w lesie lub przy drodze takie zwierzę?
Jeżeli znajdziemy w lesie przywiązanego do drzewa psa, nie podchodźmy, nie próbujmy go dotykać, bo on – będąc w szoku – może ugryźć lub zaatakować. Przede wszystkim trzeba powiadomić policję, żeby zabezpieczyła materiał dowodowy – to może pomóc w znalezieniu sprawcy tego haniebnego czynu. Jeśli jedziemy samochodem, powinniśmy zjechać na pobocze, postawić trójkąt ostrzegawczy i wezwać policję, żeby zabezpieczyła zwierzę, a także skutecznie powiadomić o tym gminę, na terenie której przebywa zwierzę. Jeśli pies lub kot został potrącony, to właśnie gmina ma obowiązek zaopiekowania się nim. Każda gmina ma obowiązek wskazać schronisko, które przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę będzie sprawować nad tym zwierzęciem opiekę weterynaryjną. Powiadomienie gminy i policji jest też ważne z innego powodu. Zwierzę może wtargnąć na jezdnię i spowodować wypadek w ruchu drogowym, więc rolą policji jest do tego nie dopuścić. Gdyby jednak tak się stało, bezpańskiego psa nikt nie pociągnie za to do odpowiedzialności. Ale jeżeli skutecznie poinformowaliśmy gminę i ona zlekceważyła sprawę błąkającego się psa, to za spowodowany przez niego wypadek odpowiada organ gminy, czyli wójt, burmistrz, prezydent.

Podsumowując: wzywajmy policję, informujmy właściwy urząd gminy lub zgłaszajmy to organizacji prozwierzęcej działającej na danym terenie. Zgłoszenia można wysyłać także do nas, najlepiej na mail toz@toz.pl. Mamy opracowany system działania, każdej sprawie nadawana jest gradacja, a informacje są natychmiast przekazywane do właściwych organów. Jeśli zwierzę cierpi bądź zagrożone jest jego życie lub zdrowie, reagujemy natychmiast. Niestety na zdarzenia związane z porzuceniem zwierząt nie jesteśmy w stanie odpowiadać przez telefon. Spraw związanych z dobrostanem zwierząt, szczególnie przypadków znęcania się nad zwierzętami, jest tak wiele, że choć posiadamy trzy linie telefoniczne, a w ciągu dnia wszystkie są cały czas zajęte.

Film promujący kampanię „Nie porzucaj, też mam uczucia” kończy się przypomnieniem, że „większość porzuconych psów nie zdąży trafić do schroniska”. Jak rozumieć te słowa?
Dosłownie. Większość zwierząt porzuconych przy drodze ginie pod kołami samochodów, umiera z wycieńczenia przywiązana do drzewa. Niektóre tygodniami czekają na właściciela w miejscu porzucenia lub błąkają się po okolicy. Większość nie ma tyle szczęścia, żeby trafić do schroniska, i nie może liczyć na znalezienie nowego domu. Dlatego, jako społeczeństwo, musimy wywierać nacisk obywatelski i mówić głośno: w Polsce nie ma przyzwolenia na cierpienie zwierząt i nie ma przyzwolenia na porzucanie zwierząt. Na szczęście jest coraz więcej miejsc, do których można zabrać zwierzę. Są profesjonalni petsitterzy, którzy w czasie naszych wakacji odpłatnie zaopiekują się naszym psem lub kotem. Jest rodzina, są znajomi, sąsiedzi, którzy mogą pomóc. Są grupy na Facebooku, gdzie zgłaszają się osoby chętne do zaopiekowania się czyimś psem czy kotem przez kilka dni. Jeśli zwierzę zamiast być pod opieką rodziny, przyjaciół czy hotelu dla zwierząt kona przywiązane w lesie do drzewa, to jest to wina nie tylko sprawcy. W jakiejś mierze jest to efekt społecznego przyzwolenia. Dlaczego nie interesuje nas, co się stało, że pies sąsiadów nagle zniknął tuż przed ich wyjazdem na urlop? Nie wolno się bać! Trzeba pytać i reagować. Tak, by potencjalni sprawcy tych haniebnych czynów wiedzieli, że ktoś im patrzy na ręce.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze