1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Szum czerwony – odgłosy, które koją

Szum powoduje, że twój mózg przestanie rejestrować to, co dzieje się na przykład za ścianą w drugim pokoju czy za oknem na ulicy. (Fot. iStock)
Szum powoduje, że twój mózg przestanie rejestrować to, co dzieje się na przykład za ścianą w drugim pokoju czy za oknem na ulicy. (Fot. iStock)
„Już dosyć dawno dowiedziono, że szumy działają na nas kojąco, a to dlatego, że ich jednostajność, jednorodność blokuje dźwięki, które płyną z otoczenia. […] Żyjemy w bardzo głośnym świecie, mamy problemy ze snem, z wyciszeniem, dlatego dobranie odpowiedniego dla siebie szumu, który koi, jest na wagę złota” – mówi neuropsycholożka Natasza Żurowska.

Ostatnio mówi się i pisze o „brązowym szumie”, o jego działaniu wyciszającym, usypiającym. Zacznijmy od tego, co to właściwie jest.
Przede wszystkim musimy sprostować – nie jest to szum brązowy, ale czerwony. Przekłamanie wynika z błędnego tłumaczenia. W języku angielskim mówimy „brown noise”, ale nazwa nie pochodzi od koloru, ale od nazwiska szkockiego biologa, Roberta Browna, twórcy teorii dotyczącej ruchu cząsteczek.

Szumy – bo jest ich więcej, mówimy także o szumie różowym, białym i innych – to po prostu stałe dźwięki o różnych częstotliwościach. Na przykład czerwony szum to tony niskie, coś podobnego do tego, co słyszymy, kiedy zanurzamy się pod wodą. Różowy szum przypomina dźwięk padającego deszczu czy morskich fal.

To „odgłosy” dla wielu z nas kojące. Już dosyć dawno dowiedziono, że szumy nas wyciszają, a to dlatego, że ich jednostajność, jednorodność nie tylko blokuje dźwięki, które płyną z otoczenia, lecz także ich monotonność jest w pewnym sensie podobnie usypiająca jak liczenie owiec.

Czyli pozwalają nam się wyłączyć, tak?
Właśnie tak, kiedy puścisz sobie taki szum, on spowoduje, że twój mózg przestanie rejestrować to, co dzieje się na przykład za ścianą w drugim pokoju czy za oknem na ulicy. W gabinetach terapeutycznych często włączamy na przykład biały szum, żeby ewentualne dźwięki z gabinetów nie były słyszalne w poczekalni.

Co dzieje się na poziomie mózgu, że taki szum blokuje inne dźwięki?
To dzieje się na poziomie percepcji. Odpowiednie fale akustyczne są w stanie „niwelować” inne dźwięki na zasadzie przeciwieństwa. Ponadto, przez zjawisko tzw. rezonansu stochastycznego, udowodniono, że szum średniego natężenia poprawia niektóre funkcje poznawcze, np. koncentrację. W skrócie: odpowiedni szum dociera do mózgu i wprawia nasze neuroprzekaźniki w rezonans stochastyczny, który pobudza nasz mózg do pracy, co możemy wykorzystać na przykład do nauki.

Jednak to, jakie dokładnie fale, czyli jaki szum, podziała kojąco i wyciszająco na daną osobę, a jaki wręcz przeciwnie – nie jest nigdzie opisane, zapisane. Sami musimy wypróbować różne szumy i dobrać ten odpowiedni dla siebie. Są wśród nas osoby mniej wrażliwe na zapachy, podobnie jest z dźwiękiem – różnimy się w jego odbiorze.

Jednak najwięcej jest ludzi, na których kojąco działają te niskie, można powiedzieć basowe tony, stąd właśnie taką „furorę” robią ostatnio czerwony czy różowy szum. One są niczym dźwięki natury. Można stwierdzić, że działają wyciszająco, bo nie ma w nich niespodzianek, czyli nagłych zmian, na które mózg z automatu reaguje.

Wśród nas jest wiele osób, które mają problemy z zasypianiem, to zresztą utrapienie współczesności. Kiedy poszukamy rad, co zrobić, znajdziemy ich wiele: ciepła kąpiel z olejkami, wietrzenie pokoju, odłożenie telefonu czy tabletu. Dlaczego nie poleca się szumów, o których rozmawiamy?
Myślę, że odpowiedź jest prozaiczna – nie każdy z nas może sobie taki szum „dostarczyć”, bo to wymaga posiadania odpowiedniego sprzętu. Choć jest coraz więcej różnego rodzaju aplikacji z szumem, medytacyjnych, które łączą dźwięk na przykład z instrukcjami mindfulness.

Znam osoby, które włączają dzieciom do snu suszarkę do włosów…
Tak, ja też takie znam, ale dźwięk suszarki jest już „jaśniejszy”, to są wyższe tony. Lepszy jest już na przykład dźwięk silnika samochodu, ten jest niższy. Są przecież dzieci, które natychmiast usypiają, kiedy wozi się je samochodem. Ale i tu trzeba dobrać najskuteczniejszy dźwięk do konkretnego dziecka.

Jakiś czas temu stworzono też szumiące misie…
I one się genialnie sprawdzają, w przypadku niemowlaków dodatkowo dochodzi jeszcze jeden aspekt – ten szum przypomina im to, co słyszały w łonie matki. Niewykluczone, że takie dobre działanie szumów na dorosłych też ma podobne źródło. Jest coś takiego jak pamięć ciała. Kto wie, czy szum nie koi nas tak silnie także dlatego, że przypomina nam życie płodowe.

Jest też szum czarny, czyli totalna cisza. Wydawałoby się, że będzie idealny, najlepszy. Jednak na wielu kompletna cisza działa wręcz źle, nie są w stanie w niej usnąć, ona drażni, wprowadza niepokój. Dlaczego?
Żyjemy w bardzo głośnym świecie, jesteśmy przyzwyczajeni do „szumu w tle” i dla niektórych szum czarny, czyli cisza, jest zbyt dużym, zbyt drastycznym przeskokiem. Brakuje nam czegoś, a ten brak powoduje, że mózg zaczyna to wytwarzać, by ten brak zapełnić. Dlatego niektórym z nas w kompletnej ciszy zaczyna piszczeć w uszach. Basowe tony są znacznie „bezpieczniejsze” pod tym względem.

Są niesamowite badania naukowe, które dowodzą, że odpowiednio dobrane szumy bardzo dobrze na nas działają. Starszym osobom puszczano szum różowy, a ten znacznie wydłużał u nich fazę snu głębokiego, a że to faza, w której konsoliduje się nasza pamięć, u osób tych już po jednej takiej sesji poprawiało się odtwarzanie z pamięci listy słów! To są bardzo obiecujące wyniki. Warto wziąć je sobie do serca i poszukać „swojego” szumu.

A czy od szumu można się uzależnić? Wyobrażam sobie, że znajduję ten „swój”, który pomaga mi zasnąć, stosuję go, a z czasem nie mogę już bez niego zasnąć…
Nawet jeśli się od tego uzależnisz, i tak to polecam. Bo to metoda naturalna, nieinwazyjna, w pełni bezpieczna. Warto pomyśleć na przykład o ustawieniu sobie czasu, po którym szum się wyłączy, żeby dać mózgowi „odpocząć”, jak już zaśniemy. Jednak jeżeli ludzie będą uzależniać się od takich rzeczy, jako psycholożka będę szczęśliwa. Naprawdę. Takie uzależnienie nazwałabym strategią adaptacyjną!

Natasza Żurowska, psycholożka, neuropsycholożka, psychoterapeutka. Ukończyła studia magisterskie z psychologii oraz studia podyplomowe z zakresu diagnozy neuropsychologicznej i neuropsychologii klinicznej. Ma doświadczenie psychologiczne z zakresu uzależnień, zaburzeń psychotycznych, zaburzeń nastroju oraz stresu pourazowego, zdobyte w wiodących placówkach medycznych w kraju i za granicą. Głównym obszarem jej zainteresowań i pracy jest diagnoza psychologiczna i neuropsychologiczna.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze