Trudno nie tylko przenosić góry, ale nawet o tym pomyśleć, jeśli ze zmęczenia nie jesteśmy w stanie ruszyć ręką. Amerykański psychiatra Alexander Lowen łączy taki stan ze zjawiskiem równowagi energetycznej w ciele. Jak o nią zadbać – pytamy psychoterapeutkę Ewelinę Seklecką.
Sparafrazuję cytat z „Kubusia Puchatka” – aby nam się chciało tak samo, jak nam się nie chce. Od czego zacząć?
Możliwe, że istnieje jakiś powód, dla którego naprawdę nam się nie chce… Od czego zacząć? Na początku warto sprawdzić, na ile to, do czego chcę się zmobilizować, czego od siebie wymagam, jest mi potrzebne i będzie mi służyć. Żyjemy w ciągłym pędzie, w kulcie produktywności i bardzo często wymagamy od siebie zbyt dużo.
W bioenergetyce Lowena, z której korzystam jako psychoterapeutka, rozróżniamy dwa zjawiska związane z energią: ładowania i rozładowywania. W skrócie oznacza to, że potrzebujemy równowagi pomiędzy tym, co nas ładuje, i tym, co nas rozładowuje. Gdy jesteśmy rozładowani, trudno od siebie wymagać motywacji, energii, ognia do działania, więc ważną rzeczą jest zadbać o równowagę i sposoby na ładowanie siebie. A do tego poznać i sprawdzać to, co naszą energię rozładowuje, zabiera – wiedzieć w jaki sposób ją tracimy.
Jak sprawdzić, czy jesteśmy rozładowani?
Możemy zacząć od wprawienia ciała w ruch. To może być cokolwiek, np. delikatne sprężynowanie na nogach, wymachiwanie rękami, taniec. I jeśli w trakcie dowolnego, ale w miarę dynamicznego ruchu, czujemy się coraz bardziej zmęczeni, jest to wskazówka, że jesteśmy naprawdę rozładowani. Czy nam się to podoba, czy nie – ciało mówi, że chce regeneracji. Potrzebujemy odpoczynku, nie jest to lenistwo, tylko zmęczenie. Jeżeli natomiast wprawimy ciało w ruch i czujemy, że siły witalne wracają, pojawia się radość, energia, a wcześniej tego nie było, to możemy pomyśleć o zastoju. Czyli miejscu, w którym zastaliśmy się z naszą energią.
Zatem na rozładowanie – odpoczynek. A co z zastojem, gdy nie mamy motywacji, ale coś w nas chciałoby działać, albo wie, że działanie byłoby ważne?
Znowu, prostym sposobem jest zacząć się ruszać. To może być bardzo łagodny, delikatny ruch. Może barkami, krążenia tułowiem, przeciągnięcie się. A kto może – niech porusza się dynamiczniej. Gdy jesteśmy w zastoju, dosłownie i metaforycznie nieruchomi – nie ma innego rozwiązania, niż wejście w ruch. Ten początkowy łagodny ruch potrafi poruszyć energię w ciele, przemieścić ją, a to przywraca poczucie i przekonanie, że możemy swoją energią, a więc motywacją, dysponować.
Czy zatem chodzi o współpracę pomiędzy ciałem a umysłem?
Wychodzę z założenia, że ciało to jestem ja, tu i teraz. To nie jest przechowalnia, opakowanie, coś co użytkuję, czego mogę używać i co ma mi służyć, nad czym mam panować w zgodzie z moją wolą. Ciało to ja. Jeżeli nie chce mi się, to nie chce mi się właśnie również na poziomie fizycznym. Moje ciało nie chce czegoś zrobić.
Poza pytaniem o to, dlaczego mi się nie chce, istotne jest pytanie, dlaczego mi się chce. Jaki jest konkretny powód? Dla kogo? Po co? Współpraca pomiędzy ciałem a umysłem to opowieść o naszym oddzielaniu się od pełni, którą jesteśmy, i traktowaniu ciała w sposób użytkowy. Tak jakby ciało nie było czymś moim, integralnym, ukochanym, ale przedmiotem do dyscyplinowania. Gdy mamy wobec siebie – czyli ciała – tylko wymagania, to zazwyczaj chcemy mu mało dać. I czasami przez to ciężko prawdziwie dbać o to, by ciało było zdrowe, zadbane, nakarmione, dopieszczone, wyspane, wygłaskane.
Marzę o smuklejszym, bardziej umięśnionym ciele, jednak na marzeniach się kończy. Jak się zmotywować do regularnych ćwiczeń?
Dla mnie zdrowszym pytaniem jest to, jak dbać o swoje ciało, zamiast pytać o to, jak je ćwiczyć. W kulturze wymagającej od nas ciała pięknego, mieszczącego się w kanonie, często jest ono ćwiczone, by spełnić estetyczne wymogi. Co wcale nie musi być zdrowe. Mnie pomaga myślenie o ciele jak o ukochanej osobie, której chcę dostarczać to, co najlepsze i najzdrowsze. I z tego miejsca łatwiej mi również poruszać się, a zatem poruszać ciałem. I również z tej perspektywy szybciej odnajdziemy formę ruchu, która zacznie nam sprawiać przyjemność – nawet jeśli na początku tylko w małym stopniu. Bo to już krok do motywacji i powtarzania konkretnego ruchu czy ćwiczenia. Decyduje o tym sporo czynników. Jeśli jesteśmy rannymi ptaszkami, prościej będzie zrobić coś dla ciała rano niż wieczorem. Jeżeli lubimy być na świeżym powietrzu, to łatwiej zmotywować się do ćwiczeń w plenerze. Nie jest tajemnicą, że motywujące są formy grupowe, ponieważ grupa zachęca i obliguje. Badania dotyczące sportu mówią o tym, że zaczynamy ćwiczyć dzięki temu, że zapisaliśmy się na jakieś zajęcia.
Dużo mówisz o przyjemności bycia w ciele.
Bo to kluczowe. Bez względu na to, czy chcemy zmotywować siebie do rozciągania, jogi czy ćwiczeń siłowych, biegowych – warto szukać tego, co jest w tym radosne, doenergetyzowujące, z wielką uważnością na ciało. A ono wysyła sygnały cały czas. Wielu z nas ma różne doświadczenia z lekcjami WF i przywykliśmy do wycisku, myślenia z niechęcią o ruchu. Dlatego przyjemność z ruchu jest ważna: ruszaj się w swoim tempie, po swojemu, niedoskonale – ale ruszaj się. Jeśli mamy dobry kontakt ze swoim ciałem i kochamy je, łatwiej jest zdrowo się odżywiać i zdrowo się prowadzić, a tym samym dostarczać mu niezbędnego ruchu.
Często najtrudniej jest zacząć: ćwiczenia, naukę, pracę. Jak zatem zacząć?
Dla wielu faktycznie to najtrudniejszy krok. Pomocne jest zrytualizowanie początków. Zadbanie o 10, 15 minut tylko dla siebie. Być może z przyjemną muzyką albo wiatrem i słońcem, spacerem. Ważne, by mieć określony czas w najbardziej sprzyjającym otoczeniu, niejako po to, by uczcić sam fakt, że stawiamy się do ćwiczenia, nauki czy konkretnej pracy. Znaczenie ma również to, jak kończymy. Spokojny łyk wody, ulubiona muzyka, odpoczynek. Ubiera to czynności w porządek – znany, przyjemny i powtarzalny rytm.
O jakie warunki wokół siebie warto zadbać, by zwiększyć poziom motywacji?
Wrócę do tematu ładowania i rozładowywania się. Jeżeli jesteśmy w takim momencie życia, w którym łatwo tracimy energię, mamy mało siły i jesteśmy często zmęczeni – na granicy swych możliwości – to zanim zaczniemy szukać tego, co nas doładuje, i zanim zaczniemy szukać motywacji, kluczowe jest zrezygnowanie z tego, co pozbawia nas energii życiowej. Tego może być sporo. Niekiedy to rzeczy głęboko zakorzenione w codzienności.
W jaki sposób, z kim i gdzie pracujemy? W jaki sposób spędzamy wolny czas? Jak dużo dajemy bliskim? Potrzebujemy przestrzeni dla siebie, swojej energii, by ta mogła stawać się kreatywną siłą. Pewnie wielu z nas ma za sobą doświadczenie powrotu ze spotkania towarzyskiego czy wyjazdu, jakiejś formy rozrywki, gdy czujemy się w pełni życia, uniesieni, weseli. Wracamy późnym wieczorem, a moglibyśmy góry przenosić. I odwrotnie, niekiedy po wydarzeniu, które miało być przyjemnym wypoczynkiem, nie ma w nas krztyny energii.
Poszukiwanie tego, co jest ładujące, polega właśnie na obserwowaniu doznań z ciała i odrabianiu tych lekcji. Po ruchach, aktywności fizycznej i odrobinie uwagi zaobserwujemy, co jest ładujące – a co rozładowujące. Nie ma wzorca. Tę pracę każdy musi wykonać sam, niekiedy przy wsparciu bliskiej osoby lub profesjonalisty. Można zacząć od obserwowania, co się ze mną dzieje, gdy siedzę, idę, biegnę, wyciągam się, odsłaniam klatkę piersiową, uprawiam seks. Czy to mnie ładuje?
W jaki sposób – patrząc na ciało – rozpoznać, czy jest zmotywowane, gotowe do działania, czy właśnie wycofane, rozładowane?
Większość z nas jest w stanie to dostrzec, chociaż ciała nie są jednolite. W metodzie Lowena chodzi o postrzeganie całego ciała, ale i skupianie się na poszczególnych jego częściach, by dostrzec, które są naładowane, a które rozładowane. To ma odzwierciedlenie w języku potocznym, mówimy: „oczy pełne życia”, „nos spuszczony na kwintę”, „opadłe ramiona”. Miejsca w naszym ciele opowiadają o energii.
Myśląc o motywacji, skupiam się na rękach i stopach – tych częściach ciała, które najłatwiej wprowadzić w ruch, i tych, które mają łatwą mobilność. One odpowiadają za stawiane kroki, sięganie, przyciąganie, odpychanie. Często patrząc na dłonie i stopy, to na ile są proporcjonale w stosunku do reszty ciała, na ile są spojone kolorem z resztą ciała, do jakich ruchów im najbliżej, najprościej – można dużo powiedzieć o naszych możliwościach ruszania z miejsca i chwytania tego, na czym nam zależy.
Co jest istotne w sposobie traktowania swojego ciała, jeśli chcemy zwiększyć poziom motywacji nie tylko do zadań, ale życia samego w sobie?
Właśnie to, co zawarłeś w pytaniu, jest dla mnie ważne. Jak dbać o ciało nie tylko po to, by było zmotywowane do zadań, ale żywe. Gdy my jesteśmy żywi i zadania są żywe, to motywacja pojawia się samoczynnie, życie nas pociąga i przyciąga, zachęca, ożywia. Energia wtedy nie musi się rozpraszać, jest skoncentrowana. Jeżeli chcemy być ożywieni i mieć więcej chęci, potrzebujemy pełnego kontaktu z samym sobą – wtedy motywacja płynie z wewnątrz i nie muszę się przymuszać do pierwszych kroków. Jeżeli nie mam jednak tej motywacji, warto poszukać: małego ruchu, małej aktywności, małego ożywienia i rozpoznawania. Czasami to świadomy dotyk podczas mycia się, zamiast robienia tego automatycznie. Oto moja ręka dotyka brzucha, mój brzuch czuje, że jest dotykany… Warto dołączyć do tego spokojny, głęboki wdech i długi wydech, a nawet jęknięcie, wydanie głosu. Więcej życia w nas – to też więcej ruchu, motywacji.
Ewelina Seklecka, psychoterapeutka, pracuje indywidualnie i grupowo, skupiając się na ciele i ruchu, korzystając z metody A. Lowena. Ukończyła m.in. Szkolenie psychoterapeutyczne w analizie bioenergetycznej Alexandra Lowena, afiliowane przez Florida Society for Bioenergetic Analysis.