Psyche to psychika, dusza, a soma to ciało. Psychosomatyka to współistnienie, współdziałanie i oddziaływanie na siebie duszy i ciała. Psychika działa na ciało i odwrotnie – ciało na psychikę. Długo utrzymujące się negatywne emocje i stres doprowadzają do choroby ciała, a pozytywne myślenie i nadzieja do jego ozdrowienia.
Artykuł archiwalny
„Człowieka mądrego cechuje to, że krzepi się i odświeża umiarkowanym i smacznym pokarmem i napojem, wonnymi zapachami, urokiem kwitnących roślin, strojem, muzyką, ćwiczeniami w grach, widowiskami i innymi tego rodzaju rzeczami, z których każdy może korzystać bez niczyjej szkody. Albowiem ciało ludzkie składa się z bardzo wielu części różnej natury, które potrzebują ciągle nowego i różnorodnego pokarmu, aby całe ciało było jednakowo zdolne do wszystkiego, co może wynikać z jego natury, a zatem aby dusza także była jednakowo zdolna do rozumienia rzeczy naraz”.
Jak wynika z przytoczonych słów, XVII-wieczny filozof Spinoza dobrze wiedział, że bez harmonii duszy i ciała człowiek nie osiągnie wolności i pełni życia, a co za tym idzie – zdrowia. Filozof nie był daleko w swojej teorii od definicji zdrowia, którą podaje Światowa Organizacja Zdrowia: to fizyczny, psychiczny i społeczny dobrostan, a nie wyłącznie brak chorób. Jednak wystarczy, że zaniedbamy jeden z elementów, a dezorganizuje się cały nasz ustrój. To psyche w dużej mierze gwarantuje nam dobre samopoczucie i co najważniejsze – wolę życia. A dusza nadszarpnięta łatwo się poddaje i czynniki fizyczne, czyli dolegliwości i choroby, zaczynają odgrywać główną rolę w naszym funkcjonowaniu. Możemy odczuwać nagłe zmęczenie, senność, bóle w plecach, głowy, mięśni, możemy mieć podwyższoną temperaturę, mdłości, bóle żołądka i tym podobne objawy.
Szukając wyjaśnienia wśród współczesnych specjalistów, czym jest psychosomatyka, natrafiłam na wybitnego psychiatrę i psychoonkologa, dr. Mariusza Wirgę, który bardzo celnie opisał, na czym polegają bliskie i (nie)bezpieczne związki między niestabilnym psyche i ulegającą lub przejmującą władzę somą. Tak pisze w jednym ze swoich artykułów: „Bodziec, ze środowiska wewnętrznego lub zewnętrznego, fizyczny bądź psychologiczny, działa na organizm, wywołując reakcję biologiczną, a w przypadku gdy dociera do świadomości, jest interpretowany za pomocą umysłu. Interpretacja wywołuje wzbudzenie emocji (jeśli jest pozytywna – emocji pozytywnych, a jeśli negatywna – emocji negatywnych). Emocje wywołują reakcje fizjologiczne organizmu – jeśli są krótkotrwałe, to również reakcja trwa krótko, jeśli są silne i długotrwałe, skutki są poważniejsze. Przewlekłe zaburzenia funkcji organizmu w wielu przypadkach doprowadzają z czasem do zmian strukturalnych w narządach. Naukowcy potwierdzają, że układ nerwowy, hormonalny i odpornościowy są ze sobą połączone i każde zakłócenie w jednym z nich powoduje natychmiastową reakcję w pozostałych”.
Każdy z nas doświadczył i mógł na sobie zaobserwować taką reakcję. W przypadku ogromnego stresu – związanego z konfliktem z partnerem, z dzieckiem, ze stratą pracy czy nawet w przypadku takich sytuacji jak egzamin, spotkanie z szefem albo publiczne wystąpienie – nerwowa atmosfera udziela się całemu ciału. Możemy odczuwać nagłe zmęczenie, senność, bóle w plecach, głowy, mięśni, możemy mieć podwyższoną temperaturę, mdłości, bóle żołądka i tym podobne objawy. To nic innego jak alarm pochodzący z psychiki skierowany do całego organizmu.
Czy nie jest często tak, że wystarczy zmienić otoczenie, wyjechać, zrobić przerwę w codziennym rytmie, by nagle poczuć się znowu doskonale? Mogę podzielić się spostrzeżeniami na temat własnych dolegliwości. Gdy żyję w przedłużającym się stresie, czuję to w żołądku i dłoniach. Mam mdłości, parzą i bolą mnie dłonie. Lekarze są bezradni, nie potrafią mi pomóc. Gdy tylko jednak wybieram się w podróż, już na pokładzie samolotu znikają wszelkie bóle. Zaczęłam wiązać oba stany – napięcie i gorące dłonie – i nauczyłam się reagować. To dla mnie sygnał, że potrzebuję wytchnienia, zdystansowania się i przestrzeni, dosłownie i w przenośni. I to działa.
Dopóki owe dolegliwości są sporadyczne, chwilowe, jesteśmy w stanie je kontrolować. Gorzej, gdy napięcie psychiczne staje się długotrwałe – objawy nasilają się wówczas, stają się przewlekłe i regularne. Zaburzają wtedy poważnie właściwe funkcjonowanie poszczególnych narządów w organizmie. I w tym momencie można mówić już o chorobie psychosomatycznej.
Edward Shorter we wstępie do swojej książki „From Paralysis to Fatigue, A History of Psychosomatic Illness In the Modern Era” usprawiedliwia zachowanie osób cierpiących na przewlekłe schorzenia wywołane stresem. Człowiek często wierzy, że zapadł na poważną chorobę i często rozpaczliwie szuka pomocy u lekarzy. Bo co z tego, że jego dolegliwość wzięła się „z głowy”, skoro on naprawdę potrafi odczuwać ból, stracił siłę do wykonywania codziennych obowiązków itp. To nie jest hipochondria (choć czasem może do niej doprowadzić). Chory nie jest w stanie sobie tak po prostu wyjaśnić, że boli, bo psychika się zbuntowała i osłabiona pozwoliła zacząć działać podświadomości. To podświadomość decyduje, jak nasze ciało ma zareagować na stres. Wskutek dyskomfortów psychicznych wysyła sygnały do tych narządów, które już wcześniej były mniej odporne niż inne.
Przyjaciel nagle zachorował na zapalenie pęcherza. Ale antybiotyk nie zadziałał, kolejny też nie, a ból był nie do zniesienia. Zwolnienie z pracy się przeciągało, wykonywał liczne badania, z których poza niegroźnymi odchyleniami od normy nic konkretnego nie wynikało. A on cierpiał, przestał się kontaktować z ludźmi, chodzić do pracy. Lekarze zaczęli się pukać w głowę, zbywali go i wmawiali hipochondrię. Jego organizm osłabiał się wskutek przyjmowania leków i nasilającej się depresji. W końcu po ośmiu miesiącach tej męki na drodze pojawiła się niczym anioł osoba, która miała czas, by wysłuchać, potrafiła mu szczerze współczuć i otoczyć opieką. I to był początek długiej drogi do wychodzenia z choroby.
Obecnie wymienia się wiele schorzeń związanych ze zmianami narządowymi, przy powstawaniu których istotną rolę odgrywają czynniki psychiczne. Przy próbie klasyfikacji takich chorób dyskutuje się również na temat związków między danym typem osobowości a konkretnym zaburzeniem zwanym psychosomatycznym, jednak pozostaje to przedmiotem licznych, niekończących się kontrowersji. Podobnie jak lista chorób psychosomatycznych nie jest stała i zamknięta. Wymienia się m.in.: syndrom nocnego objadania się, otyłość, choroby układu krążenia, migreny, chorobę tikową, zaburzenia seksualne, zaburzenia snu, chorobę wrzodową układu pokarmowego, nadciśnienie tętnicze, a nawet cukrzycę i astmę oskrzelową. Stopień, w jaki nasza głowa i dusza wpływają na rozwój jednej z tych chorób, może być bardzo różny. Trudno tu mówić o jakichkolwiek regułach.
Podobnie jak negatywne emocje i stres mogą nas wpędzić w poważne choroby, tak pozytywne emocje i konstruktywne myślenie mogą nas z choroby wyprowadzić
Idealna byłaby sytuacja, w której pacjent poza otrzymaniem opieki od specjalisty, który potrafi przepisać właściwą terapię farmakologiczną, został skierowany również do gabinetu psychoterapeuty, który wspomógłby chorego w rozwiązywaniu jego problemów psychicznych – „odpowiedzialnych” za pojawienie się destrukcyjnego składnika psychicznego w chorobie. A że dzieje się tak rzadko, trudno wymagać od pacjentów, żeby sami uświadomili sobie psychiczną przyczynę ich choroby. Zdarza się nawet, że obwiniają się za słabe zdrowie, wmawiając sobie, że płacą cenę za to, że doskonale odgrywają swe zawodowe i rodzinne role, że za dobrze im się wiedzie. Swoją frustrację związaną z bólem przerzucają na często bezsilnych lekarzy. I nie potrafią się wyrwać z tego zaklętego kręgu.
Zarówno osobiste doświadczenia wielu z nas, jak i badania naukowe dowodzą, że częściej zapadamy na choroby, gdy jesteśmy pod wpływem negatywnych emocji, które motywują nas do uników, wycofywania się albo do agresji. Na szczęście jednak, jak wszystko w życiu, i to zjawisko ma swoją drugą, jasną stronę. Tak jak negatywne emocje i stres mogą wpędzić nas w poważne dolegliwości cielesne, tak pozytywne emocje, konstruktywne myślenie i nadzieja mogą nas z choroby wyprowadzić.
Cytowany na początku dr Mariusz Wirga już od przeszło 20 lat zajmuje się właśnie jasną stroną mózgu, myśli i emocji człowieka, pracując z chorymi na raka. W swoim artykule „Nadzieja matką mądrych” pisze: „Nasze myśli i emocje, poprzez przysadkę mózgową i układ hormonalny, oddziałują na prawie wszystkie narządy. Nasze myśli, poprzez hormony, wpływają na ekspresję poszczególnych genów. Ponadto autonomiczny układ nerwowy ma swoje zakończenia tam, gdzie komórki odpornościowe są produkowane, gdzie dojrzewają oraz gdzie działają, i w ten sposób stan mózgu wpływa na stan układu odpornościowego. (...) Nasz mózg może nas zabić, ale też może prowadzić do ozdrowień. Stąd zdrowie i dobrostan nabierają nowego znaczenia – nie ma zdrowia fizycznego bez dobrostanu psychicznego”. To bardzo dobra wiadomość. Do równie pozytywnych wniosków doprowadziły badania onkologa O. Carla Simontona (którego kontynuatorem jest Wirga).
W latach 60. XX wieku Simonton odkrył – opierając się na pracy z chorymi na nowotwory złośliwe – że przyczyną, dla której pacjenci nie chcieli brać udziału w obiecującym programie badawczym (chodziło o radioterapię i nowy sposób dawkowania promieniowania jonizującego), były ich przekonania o beznadziejności ich sytuacji. Wówczas wprowadził do programu leczenia psychoterapię polegającą, mówiąc w dużym skrócie, na wyobrażaniu sobie pożądanego rezultatu i zmiany sposobu myślenia z negatywnego na pozytywny.
Pacjenci Simontona z zaawansowaną chorobą nowotworową, którzy byli poddawani psychoterapii, jako metodzie wspierającej konwencjonalne leczenie, żyli dwukrotnie dłużej niż ci, którzy byli leczeni tylko onkologicznie w najlepszych amerykańskich klinikach. Wielu z nich po zakończonej terapii po latach nie miało żadnych oznak nawrotów choroby. Choć świat medyczny na początku odrzucił koncepcję Simontona, lekarze, którzy próbowali obalić jego teorię lub ją sprawdzić, otrzymywali w swoich badaniach podobne, pozytywne rezultaty.
Metoda Simontona jest wykorzystywana również we wspieraniu leczenia innych chorób i może być stosowana przez nas w codziennym życiu, w przypadku codziennych stresów. Warto więc, dla własnego dobrego samopoczucia, spróbować zamienić negatywne myślenie: przewidywanie porażek, zamartwianie się, złość, nienawiść, nieuzasadnione poczucie winy, na pozytywne wizualizacje, które będą umacniać w nas nadzieję. A jednak wiara czyni cuda!
Źródła: „Idea wolności w filozofii Spinozy i jej znaczenie dla pedagogiki”, dr Kazimierz Kopczyński, Uniwersytet Łódzki
Artykuły dr Mariusza Wirgi zamieszczone na stronie www.simonton.pl, „From Paralysis to Fatigue, A History of Psychosomatic Illness In the Modern Era”, Edward Shorter, The Free Press, New York